OBŁUDA: "W latach komunizmu, kiedy Kościół znajdował się w opresji, biskupi wielokrotnie mówili, że państwo powinno być światopoglądowo i ideologicznieneutralne, że nie powinno narzucać obywatelom żadnych systemów wartości. Kiedy jednak już w III Rzeczypospolitej Prymasowska Rada Społeczna przyjęła stanowisko mówiące o neutralności państwa, prymas ostro i twardo odpowiedział, że wolny chrześcijański naród ma prawo do chrześcijańskiego państwa." Jacek Kuroń Siedmiolatka czyli kto ukradł Polskę — Jacek Kuroń, Jacek Żakowski, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1997, rozdział: Od dialogu do krucjaty „Bezpośrednio po konflikcie o lekcje religii wybuchła kontrowersja dotycząca wpisania obowiązku przestrzegania wartości chrześcijańskich do ustawy o telewizji. Pomysł umieszczania w ustawach "wartości chrześcijańskich" obudził sprzeciw także wśród katolików. Nasuwało się bowiem pytanie, jak to egzekwować. Kto ma orzekać o zgodności lub niezgodności z tymi wartościami. Każdy mniej więcej czuje, co to są wartości chrześcijańskie. W Polsce prawie wszyscy znają Dekalog i Kazanie na Górze[z tym bym się kłócił, zwłaszcza jeśli chodzi o KNG — przyp. Mariusz Agnosiewicz], ale nie sposób by było je skodyfikować. Dlaczego Kościołowi miałoby zależeć na tym, żeby rozstrzyganiem o wartościach chrześcijańskich zajmowali się urzędnicy albo nawet sędziowie?[Drogi Panie Kuroń, historię lekceważysz, ona odpowie na to „dlaczego" — przyp. Mariusz Agnosiewicz]Co to w ogóle za pomysł, żeby funkcjonariusz państwowy urzędowo dokonywał wykładni Słowa Bożego? Od tego jest Kościół. Ale Kościół nie ma i mieć nie może żadnej administracyjnej władzy. Więc znów nie mieliśmy naprawdę dobrego wyjścia. — Dobrze
— mówiłem na posiedzeniu Komisji Wspólnej - urzędnik Traktowano
to jako wyraz stanowiska wrogiego wartościom chrześcijańskim. Zjednoczenie
Chrześcijańsko-Narodowe, wspierana przez dużą część duchowieństwa partia
polityczna mówiąca tak, jakby reprezentowała nie tylko katolików i episkopat, ale w ogóle chrześcijaństwo i Pana Boga, odwołująca się do
tradycji narodowej demokracji, bardzo drastycznie stawiała te sprawy. Kto nie
był entuzjastą wpisywania wartości do ustaw i religii w szkołach, traktowany
był jako wróg Pana Boga, chrześcijaństwa, narodu i polskości. Nie zetknąłem
się z wystąpieniem episkopatu, odcinającym się od takiej politycznej
instrumentalizacji wiary. "W parlamencie I kadencji najbardziej religijny klub tworzyli posłowie ZChN. Jego posiedzenia rozpoczynano od modlitwy i dziennikarze osobiście mogli się o tym przekonać tylko raz, kiedy to modlitwę zainaugurowała posłanka Bogumiła Boba. Dziennikarze przyłączyli się do modłów dopiero po tym, jak pani poseł zgromiła ich wzrokiem. Od tej chwili posiedzenia były zamknięte dla prasy. Natomiast prof. Wiesław Chrzanowski, wówczas marszałek Sejmu z rekomendacji ZChN, łagodząc spory sejmowe, upowszechnił modlitwę św. Tomasza z Akwinu..." [ 1 ] W
kampanii wyborczej 1991 r. ZChN przekształcił się w Wyborczą Akcję Katolicką i episkopat znowu nie zaprotestował, chociaż było oczywiste, że katolicy w zgodzie z własnym sumieniem mogą równie dobrze (a zdaniem wielu nawet
znacznie lepiej) głosować na inne partie. W oczach wielkiej części Polaków
zgoda na użycie katolickiego szyldu czyniła episkopat współodpowiedzialnym
za wszystko, co robiła WAK. Za to, co mówiono na spotkaniach i wiecach odbywających
się w kościołach, za wystąpienia posłów WAK-u w Sejmie i mediach, za
rozpętanie już „półgorącej" wojny religijnej. Kiedy
umarł ksiądz Jan Zieja, z którym byłem bardzo blisko związany, poszliśmy
na mszę żałobną w kościele Wizytek. Wchodząc do kościoła,
zobaczyłem wiszące na tablicach ogłoszeń parafialnych portrety dość
niesympatycznego kandydata WAK-u do parlamentu. Na życzenie księdza Zieji
nikt nie wygłosił mowy na jego temat. Więc o księdzu Zieji nikt nic na tej
mszy nie usłyszał, natomiast za plecami mieliśmy te portrety i one zostały
nam w oczach. Odczułem to niesłychanie boleśnie. Były
też w tych i następnych wyborach inne ugrupowania z chrześcijaństwa robiące
swój sztandar, choć żadne nie miało takiego poparcia Kościoła, jak właśnie
ZChN, a później WAK. Przed samymi wyborami sprawy zaszły jednak jeszcze
dalej. W obiegu pojawiła się wyborcza instrukcja episkopatu. Sprawa jest
tajemnicza. Biskupi parokrotnie mówili, że trzeba wybierać takiego kandydata,
który będzie gwarantował respektowanie w polityce wartości chrześcijańskich.
Wskazywali w ten sposób na kandydatów WAK-u, ale pozostawiali ludziom swobodę
wyboru, bo do chrześcijańskich wartości w Polsce wszyscy jakoś się przyznają,
choć bardzo różnie muszą je rozumieć. Jednak w instrukcji, która w przeddzień wyborów trafiła do parafii, zostały już
wymienione partie o „chrześcijańskim obliczu" z WAK-iem na czele. Po
wyborach episkopat zaprzeczył, że taką instrukcję wydał. Ale księża i siostry zakonne jednak ją dostali. Znam siostry, które po prostu nie poszły
na wybory, bo uznały, że nie mogą głosować na partie wskazane w instrukcji, a sprzecznie z zaleceniem biskupów głosować nie chciały. Kiedy ogłoszono wyniki wyborów, dowiedzieliśmy się, że niewielu katolików głosowało zgodnie z instrukcją biskupów. Okazało się, że nawet w obrębie Kościoła biskupi dysponują wprawdzie autorytetem religijnym i moralnym, ale nie ściśle politycznym. Zapewne dlatego w kolejnych wyborach 1993 r. episkopat zasadniczo wstrzymał się od wspierania jakiejkolwiek partii. (...)" Przypisy: [ 1 ] Politycy na klęczkach", Wprost, 27 grudnia 1998 |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1297) (Ostatnia zmiana: 20-07-2002) |