Zacznę od zadania nieco prowokującego pytania: -„Czy można dojść do Boga (poznać Go) drogą rozumu?”, albo też: -„Czy dzięki rozumowi można stać się wierzącym religijnie?”. Głupie pytania, ktoś powie! Oczywiście, że można, a wiele różnych autorytetów to potwierdzi. Tak też kiedyś i ja myślałem, ale po 25 latach pasjonowania się religiami (i wszystkim innym, co by mi pomogło je lepiej zrozumieć), doszedłem do przekonania, iż drogą rozumu można jedynie dojść do pewności, że wszystko, co myślimy, iż wiemy o Bogu – wiemy zaledwie o idei Boga (Bogów), której twórcą jest sam człowiek. Ale przecież „niemożliwe jest aby to było fałszywe, na co wszyscy ludzie powszechnie się zgadzają” – jak to wyraził książe teologów św. Tomasz z Akwinu. A wiadomo przecież na co ludzie powszechnie się zgadzają (szczególnie, jeśli chodzi o Polskę). Zatem muszę się mylić w swym rozumowaniu. Ale w którym miejscu (może w wielu) ? Doprawdy nie mam pojęcia. Według mojego rozeznania, wnioski jakie wypływają z rozumowania przedstawionego w tym tekście (jak i jego logika) są prawidłowe. Źródła na które się powołuję winny być z samej swej istoty wiarygodne, a zatem i poglądy z niego wynikające powinny być prawdziwe. Innymi słowy: winne być prawdą (ja przynajmniej nie potrafię doszukać się jakiegoś błędu, który miałby znaczący wpływ na końcowe wnioski). Ale czy być pewnym oznacza automatycznie być w prawdzie? Nawet dziecko wie, że nie ! Dlatego chciałbym podzielić się swymi przemyśleniami na temat religii z szerszym gronem odbiorców, aby tę swoją prawdę poddać konfrontacji odmiennej myśli. Sądzę, iż to jej tylko może dobrze zrobić, tym bardziej, iż nie jest to prawda objawiona, dana nam, maluczkim, do wierzenia bez żadnych wątpliwości, ale zwykła — ludzka — przedstawiona do przemyślenia, gdzie sceptycyzm jest jak najbardziej na miejscu. Poza tym mam nadzieję, iż mój punkt widzenia religii jest na tyle oryginalny, że wart jest bliższego poznania (a może i nawet zastanowienia się). Ludwik Feuerbach swoje pisanie uzasadnia w ten sposób: I choć w niczym nie dorównuję temu wielkiemu myślicielowi, to jednak
wyraził on w tych trzech zdaniach właściwy sens pobudek, jakie mną powodują: wątpię,
że inni wiedzą to tak, jak ja wiem, a zarazem zakładam, iż jest to warte
poznania i że inni mogą to wiedzieć. Dlatego chcę podzielić się tą wiedzą, i dać świadectwo o swojej prawdzie, choć nie będzie to tylko moja prawda. Izaakowi
Newtonowi przypisuje się takie oto powiedzenie: Człowiek musi w coś wierzyć /jest to udowodniona psychiczna potrzeba/, więc każdy wierzy w takiego Boga, jakiego potrafi sobie wyobrazić i zrozumieć swym własnym umysłem i swoją własną wyobraźnią /może dlatego mój wizerunek Boga odbiega nieco od ogólnie przyjętego stereotypu, gdyż moją pasją była „od zawsze" fantastyka i to ona w dużym stopniu kształtowała moją wyobraźnię/. Inaczej to ujmując: każdy ma takiego Boga, na jakiego sobie „zasłużył" /w sensie pojmowania Go/. „Taki twój Bóg, jakie masz serce" — tak uważał L. Feuerbach. Uważam podobnie: „taki twój Bóg, jaki masz rozum" /od niego wszak zależy jego zrozumienie i wyobrażenie go sobie/. A zatem zapraszam każdego, kto będzie czytał te słowa, a także każdego, kto czuje się kompetentny w tej materii, aby pomógł mi znaleźć odpowiedź na pytanie, zawarte na początku tego tekstu: -„Czy można dojść do Boga /poznać Go/ drogą rozumu?” /nie tracąc czasu i energii na udowadnianie jego istnienia; po prostu przyjmując, że jest /Kant najlepiej udowodnił bezzasadność wszelkich „dowodów" na istnienie Boga/. Tak jak przyjął to Kartezjusz, który choć wszystko chciał poddawać w wątpliwość, aby osądem rozumu uzasadnić później co jest prawdą – jednak od razu przyjął za oczywiste istnienie Boga… bo jego idea tak silnie tkwi w świadomości człowieka, iż nie sposób przypuszczać, że mogłaby być nieprawdą. Przyjmijmy więc na razie za dobrą monetę to „uzasadnienie" i nie zawracajmy sobie głowy „dowodami" na istnienie Boga/. Otóż nie bez powodu zadaję to pytanie, gdyż przez te dwadzieścia parę lat pasjonowania się religiami, doszedłem do następującego przekonania: Drogą rozumu nie można dojść do Boga jakiego głoszą religie i kościoły, ponieważ wiedzie ona — jeśli pozostanie się w połowie drogi do prawdy — do takiego Boga, do którego żadna religia nie chce się przyznać, choć jest on znany i teologom i największym myślicielom religijnym /jedynie u kapłanów jakoś nie zyskał uznania/, albo wiedzie ona dokładnie w przeciwną stronę : do apostazji. Postaram się teraz przedstawić swoje racje na poparcie i uzasadnienie powyższego poglądu. Będzie to właśnie świadectwo mojej prawdy, a zarazem i wiary, a każdy czytający będzie mógł ocenić czy się mylę, w czym się mylę i dlaczego ? Jakie błędy popełniam w swym rozumowaniu, iż zawsze dochodzę do tych samych wniosków: -„To człowiek stworzył sobie Bogów na własne podobieństwo i obraz, a nie odwrotnie”. Przedstawię ten problem jako część tej rozumowej drogi poznawania swego Boga (bez setek bocznych odnóg, które ją uzupełniają), na podstawie której doszedłem do powyższego przekonania. -"Jaki jest ten nasz Bóg ? W jakiego Boga przyszło mi wierzyć ? /jako osobnikowi, który rodząc się w danym kręgu kulturowym, zastaje już określony wizerunek Boga/, jaka jest ta właściwa wiara ? Jaka jest prawda o naszym Bogu ? /piszę „naszym", bo dla przejrzystości wywodu świadomie pomijam inne religie, choć wcale nie uważam, aby były „mniej prawdziwe" niż ta, w której się urodziłem i wychowałem/. Na te pytania — postawione w taki lub podobny sposób — starałem się znaleźć
odpowiedź przez wiele lat. A to dlatego, iż to co najwyraźniej można
dostrzec w religijnym pojmowaniu świata przez ludzi określających się mianem
wierzących, jest następujący fakt: każdy ma inną koncepcję Boga/aby
nie być gołosłownym; ja także mam inną/ i nawet w obrębie jednej religii różnią
się one bardzo od siebie. Jest tylko problem /odwieczny zresztą/ w tym, czyja
jest prawdziwa, a czyja fałszywa. W eseju „O istocie religii" L.
Feuerbacha znalazłem takie zdanie: Ale czy rzeczywiście w religiach o to właśnie chodzi ?: każdy może mieć taką koncepcję Boga, jaką uważa za właściwą, byleby w niego wierzył ? Każdy ma prawo do błądzenia tej materii ? Nic bardziej błędnego ! Wszelkie prześladowania religijne /począwszy od nietolerancji/, brały się /i biorą nadal/ z absolutnego przekonania, iż ten ktoś pobłądził i należy go nawrócić za wszelką cenę /często dotyczy to wielu osób naraz, a czasem i całe narody/, bo przeświadczenie o ważności właściwej — czyli prawdziwej - wiary, było zawsze /i jest nadal/ tak silnie umotywowane, że nie cofano się nigdy przed żadną zbrodnią, byle tylko „uratować" nieprawomyślnych od ognia piekielnego /jak to trafnie ujął Bertrand Russel: „Największe i najstraszniejsze zło, jakie człowiek wyrządza człowiekowi, bierze się z niezłomnej wiary w słuszność fałszywych przekonań”/. Z tym, że zawsze nawraca się kogoś,
nigdy siebie /poza bardzo nielicznymi przypadkami — jak to się określa
potocznie — przejrzenia na oczy/. Właściwa wiara we właściwego Boga, czyli
prawdziwa wiara w prawdziwego Boga /wg jego wyznawców/, jest najważniejszą
sprawą we wszystkich religiach, które notabene wszystkie
uważają się za prawdziwe i jedynie słuszne /cmentarz wymarłych, ale także
prawdziwych religii jest ogromny i bardzo interesujący, jak wszystkie stare
cmentarze, zresztą/. Dlatego pytanie: Od paru już wieków /przynajmniej od narodzin scholastyki/, przekonuje
się nas niedowiarków — iż Boga można jak najbardziej poznać rozumem. Pismo Święte, Psalm XIV: Natomiast papież Pius X tak to ujął: Zaś św. Bazyli Wielki, tak pisze w swym liście do Amfilochiusza:
-"W naukach często pierwsza jest wiara, ale w naszej dziedzinie teologicznej pierwsze
jest myślenie". Św. Augustyn także odwoływał się do myślenia:
-"Bardzo kochaj myślenie. Jeśli bowiem samego Pisma Św. /.../ nie
pojmiemy prawidłowo, pozostanie dla nas bezużyteczne". Natomiast autor
tej apologetycznej książki, z której czerpię te mądrości, dodaje od
siebie: -"Istnienie Boga nie należy tylko do prawd wiary. Dla człowieka
inteligentnego powinno być przedmiotem wiedzy. Istnienie Boga daje się poznać i udowodnić drogą rozumowania". I trochę dalej: No proszę ! Czy trzeba czegoś więcej ?! Czy to nie jest błogosławieństwo od najwyższych autorytetów moralnych na tę interesującą drogę poznania ? Co może jednak oznaczać ten zwrot „naturalny rozum" ? Czy jest jeszcze nienaturalny ?… Albo „prawidłowo myśleć" ?… logicznie ?… Ee..., nie ! To zbyt oczywiste ! A może chodzi o konsekwencje w rozumowaniu ? Na pewno tak, bo to bardzo istotne; otóż powinno się być konsekwentnym w swej wierze. Rozumiem to w ten sposób, jak od dawna zresztą rozumiano konsekwencje wiary w samym Kościele: jeśli wierzę w jakąś prawdę, nie mogę jednocześnie wierzyć w jej przeciwieństwo /zaprzeczenie/. W dawnych tekstach dotyczących głównych prawd wiary i doktryny religijnej, ten aspekt logicznej konsekwencji wiary był precyzyjnie podkreślany, aby nie dopuścić zapewne do schizofrenii myślowej, gdy wyznawca wierzy w wykluczające się wzajemnie prawdy religijne i nie zdaje sobie z tego sprawy, bądź jest mu to dokładnie obojętne. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,291) (Ostatnia zmiana: 06-09-2003) |