Pewnego dnia poszedłem na
spacer. Zauważyłem człowieka, który stał przed wysokim budynkiem z wieżami i biczował się. — Dlaczego powiedział pan, że nie jestem godnym człowiekiem, skoro mnie pan nie zna? — Pan pana zna. Niech się pan nie martwi. On zna wszystkich, wszystkich występki, grzechy, słabości i zaniedbania. — O kim pan mówi? Czyżby o tym panu, który pojawił się ponad dwa tysiące lat temu na naszej planecie, nauczał i umarł? — Widzę, że pan go zna. To dobrze, jest pan wierzący. — Nic takiego nie powiedziałem. — Nie wierzy pan w pana? — człowiek stojący przede mną przestał się biczować. — To nie do pomyślenia! Jak tak pan może! On pana kocha! Jest pana panem! — Nikt nie jest moim panem. Jedynie sam sobie mogę nim być. Czy te rany się zagoją? — zapytałem, wyrażając poniekąd troskę. — No co pan! Nie pozwolę na to! Muszą być otwarte, gdyż cierpienie doprowadza mnie bliżej pana. — Nie sądzę. Stoi pan nadal w tym samym miejscu, co parę minut temu. Nie przybliża się pan do mnie. — Nie mówię o panu, tylko do pana. — Przepraszam, mówi pan do mnie? — do naszej dwójki dołączył kolejny przechodzień, który również wybrał się na spacer. Starszy mężczyzna w garniturze. — Nie, do pana. Mojego pana! — odpowiedział samookaleczający się człowiek.
— Na pewno jest. Nie słyszał pan? — zwrócił się do mnie starszy człowiek. — Zgadzam się. Dlaczego nie jest pan razem ze swoim panem? On na pana czeka. Jeśli można wiedzieć, gdzie się teraz znajduje? — zadałem pytanie niewolnikowi. — Jeśli chce pan wiedzieć, proszę bardzo. Tutaj. — Pan jest jego panem? — zagaiłem do starszego człowieka. — Nie. Co to znaczy tutaj, proszę pana? — starszy człowiek uśmiechając się zapytał krwawiącego mężczyzny . -Tutaj, wszędzie! Mój pan i władca jest w każdym zakamarku.
-Zawsze się chowa przed
innymi? — Nie widzę go. Skoro jest gdzieś w pobliżu, to znaczy, że boi się pokazać. — Nie trzeba go widzieć, żeby wiedzieć, że jest. — Jest pan idealistą czy masochistą? — zapytał starszy człowiek. — Jest niewolnikiem, nie ma co pytać. — wtrąciłem. — Racja. Czy zadzwonić na pogotowie? — starszy człowiek zaczął wyciągać telefon komórkowy. — Nie ma potrzeby! Lekarze nie pomogą. Mój pan jest lekarzem. Lekarzem dusz, proszę panów. — Psycholog zapewne. — stwierdziłem. — Dokładnie. Będzie pan tutaj stał i biczował się cały czas? — I nie wie pan, kiedy to będzie? — Oczywiście, że nie wiem. Nikt nie wie kiedy jest jego czas. -Dziwny ten pana pan. Powinien trafić do więzienia za znęcanie się nad swoimi ludźmi. — Nie ma więzienia dla niego, proszę pana! — z oburzeniem stwierdził niewolnik. — Zawsze znajdzie się odpowiedni zakład. Zaostrzony rygor — to jest to. Z budynku z wieżami wyszedł pewien człowiek w czarnym stroju. Podszedł do naszej trójki z wielkim uśmiechem na twarzy. — Witam panów. Proszę pana, pan wzywa — zwrócił się do mężczyzny z krwawiącymi plecami. — Z chęcią proszę pana pójdę do swojego pana. Mówiąc to, ubrał podkoszulek na zakrwawione ciało i jak gdyby nigdy nic, udał się z mężczyzną w czerni do budowli. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,8955) (Ostatnia zmiana: 12-05-2013) |