Wczesne gminy chrześcijańskie oferowały takie usługi, które zapewnia dziś państwo opiekuńcze, czyli opiekę nad sierotami, samotnymi matkami, wdowami i potrzebującymi, organizowano zbiórki żywności i odzieży dla potrzebujących, szukano im również zatrudnienia. Chrześcijanie działali jak zorganizowana siatka samopomocy - każdy, kto znalazł się w potrzebie, mógł liczyć na wsparcie braci i sióstr. Kiedy dana osoba dostawała się do wspólnoty chrześcijan, nagle odnajdowała się nie tylko pośród współwyznawców, ale właśnie wśród braci i sióstr, co podkreślało rodzinny wymiar zgromadzenia i dodawało tym relacjom emocjonalnych więzi. Była to nowość, gdyż w myśl ówczesnej filozofii litość była skazą charakteru. Bez wątpienia zdarzało się więc, iż ludzie wykluczeni przyłączali się nie tyle nawet z przekonania, co po prostu kierowani instynktem przetrwania. Pozostanie "w wierze" mogło być nawet gestem wdzięczności lub zwykłym konformizmem, ale na pewno było faktem. W ten sposób "trzoda" Chrystusa, otwarta i na wielkich i na małych, rosła w postępie geometrycznym.
Do tekstu.. |