Nie wiem, czym byłby człowiek bez indywidualnej żądzy potęgi i bez żądzy potęgi zbiorowej. Sądzę, że byłby on tak jałowy, że jakiś gatunek zwierzęcy zająłby jego miejsce w rządach planety i zrobiłby z człowieka w rychłym czasie swoje bydlę juczne. Przypuśćcie że pewnego dnia ludzkość, znużona rywalizacją i współdążeniem do jednego złotego runa, zatrzymuje się w spoczynku i w abstynencji pragnienia; taki był mniej więcej nastrój ducha znacznej części ludzkości, mianowicie Cesarstwa Rzymskiego począwszy od II w. - przypuśćcie takie zjawisko. Wystarczy, że jakaś minimalna cząstka ludzkości rozbudzi w sobie dążenie do lepszego bytu, wystarczy, że minimalna cząstka ludności czuje się źle u siebie z powodu klimatu lub mniejszej płodności gruntu, a natychmiast skorzysta ona z owego stanu bezwoli pozostałej reszty gatunku ludzkiego, aby sobie, gdzie zechce, wykrajać imperium; i oto znów granice odbudowane. Narody to nic innego jak twarde pestki rodzaju ludzkiego, które otoczyły się częściami miękkimi lub zmiękczonymi ludzkości. Ilekroć naród jaki ginie, cywilizacja się cofa.
Do tekstu.. |