Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.066.945 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 292 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
 Kościół i Katolicyzm » Kościół i polityka

Narodowy katolicyzm a chrześcijaństwo [1]
Autor tekstu:

Tym razem postanowiłem zająć się, oczywiście w ramach ograniczonych możliwości, przypomnieniem kilku oczywistych prawd i intelektualnych faktów, które posłużą jako głos opowiadający się przeciw antyteologicznym wypaczeniom rodzimego katolicyzmu. Biorąc pod uwagę, że posłana w bój racjonalistyczna logika stroni od ogólnych sloganów i unika populizmu, trzeba na wstępie zaznaczyć, co dokładnie ma się na myśli. A zatem, pisząc „antyteologicznym" nie mam zamiaru wchodzić w rolę obrońcy teologii jako nauki, gdyż w oczywisty sposób nią nie jest, gdyż przedmiot jej dociekań nie może być w żaden sposób zgłębiony, skoro nie można nawet dowieść jego istnienia (oczywiście na gruncie surowych reguł metodologii naukowej). Natomiast ta część jej zainteresowań, która dotyczy, opisuje czy wyprowadza wnioski na podstawie życia Jezusa, może być jak najbardziej analizowana, przynajmniej z perspektywy filozoficznej. Antyteologizm polskiego katolicyzmu jest zatem ignorowaniem ewangelicznego przekazu i właśnie pewnej filozofii, która przyświecała Chrystusowi, a którą można z pewnością zaklasyfikować jako „filozofię miłości". A cóż oznacza „polski katolicyzm"? Ten oksymoron (oksymoronem w równym stopniu byłby „niemiecki katolicyzm" lub „francuski katolicyzm" — oczywiście, gdy mowa o kontekście innym niż socjologiczny i historyczny, gdzie można tych określeń używać jako pewnych desygnatów służących jako skrót myślowy odnoszący się do zjawisk społecznych opisywanych z perspektywy czasu), jest nazwą zespołu postaw, przekonań i potężnego zasobu wiedzy potocznej, głównie przekazywanych z pokolenia na pokolenie, dotyczących przede wszystkim sfery religijnej — nie zaś sfery wiary. Warto spróbować odtworzyć prawdziwy przekaz ukrzyżowanego Nazarejczyka, gdyż powodzenie tej misji pozwoli odnaleźć w nim inspirację zarówno dla wierzących, jak i niewierzących. Czyż nie to miał on na myśli, obiecując wiszącemu na krzyżu obok łotrowi wspólny pobyt w raju?

Ponieważ absurdów, które w najlepsze funkcjonują w polskim, narodowym dyskursie katolickim nie da się zliczyć, to wyszczególnię tylko kilka kategorii, w każdej z nich posługując się przykładem. Do pomocy w obalaniu mitów zawezwałem trzy osoby: Szymona Hołownię, Adama Bonieckiego oraz Anthony’ego de Mello. Nie zaszkodzi niekiedy posługiwać się Biblią, jako świętą księgą wyznawców „zrośniętej z polskością" religii. Na marginesie, w tym wypadku poziom świętości rośnie odwrotnie proporcjonalnie do poziomu znajomości. Hołownia i Boniecki to światli ludzie, jednak wyjątkowo zabłysnęli w najnowszym, świątecznym wydaniu „Tygodnika Powszechnego", co skrupulatnie przytoczę już za moment. Z kolei de Mello to niedościgniony wzór w zakresie łączenia chrześcijaństwa z filozofią Wschodu, odkrywania pierwotnego przesłania Jezusa i radykalnego, a jednocześnie dalekiego od dogmatów, krzewienia wiary (nie, to nie jest sprzeczność). Żadnego z nich radzę nie traktować jako autorytetu. Po pierwsze dlatego, że zdaniem autora tekstu nic takiego jak autorytet nie istnieje (istnieje za to rozczarowanie w głowie kogoś, kto formułuje takie oczekiwanie). Tutaj jestem bliski kartezjańskiemu podejściu do sprawy. Po drugie zaś, postrzegając kogokolwiek jako autorytet, łatwo zamknąć się na przekaz, skupiając się na osobie. Trzy kategorie, o których chciałbym napisać (to ledwie promil całości, delikatne zasygnalizowanie problemu), to:

  1. partykularyzm kontra uniwersalizm
  2. polityzacja religii kontra nieprzejednanie wiary
  3. szczęście kontra iluzja

Postawienie powyższych zagadnień w formie dychotomii ułatwia czytelnikowi wgląd w to, co jest, zdaniem autora, po drugiej stronie.



Wikimedia

Partykularyzm kontra uniwersalizm

Nestor intelektualnego nurtu katolicyzmu w Polsce (niekoniecznie, a nawet na pewno nie „polskiego katolicyzmu"), ks. Adam Boniecki, raczy czytelników zupełnie rewelacyjnymi przemyśleniami w refleksyjnym wywiadzie dla najnowszego "TP". Pragnę przytoczyć odpowiedzi na cztery pytania (choć polecam cały wywiad!).

  • Ksiądz to robi? (chodzi o prowokowanie wiernych do wątpliwości, myślowego fermentu)

  • Kiedy byłem duszpasterzem akademickim i prowadziłem zajęcia dla młodych ludzi, którzy dopiero zaczynali studia, starałem się krytycznie im ukazać wyuczoną w domu wiarę opartą na tradycji przez małe „t", niekiedy wymieszaną z myśleniem magicznym. Chrystus mówi: "jeśli ktoś chce iść za mną…". Zależało mi, by ich wybór był wolny i świadomy. Własny. Chciałem, by nieprzemyślana, niewybrana świadomie wiara zaczęła trzeszczeć w szwach.

  • Jaki był świat, z którego pochodzili?

  • Zwykle tradycyjnego, katolickiego domu, w którym o wierze niespecjalnie się rozmawia, w którym obowiązują — czasem nie wiadomo czemu — pewne przyjęte i nienaruszalne zasady. Pości się w piątek, w niedzielę chodzi się na mszę, na Wielkanoc — spowiada. Te zasady nie zawsze są ewangeliczne, choć czasem mogą mieć taki pozór, np. że z rozwodnikami nie rozmawiam, za nieślubne dziecko wyrzuca się z domu córkę z tym dzieckiem, niewierzący „innowiercy" to ludzie gorsi, niepełni, często wrogowie, a wszystko, co ma jakikolwiek związek z seksualnością, jest nieczyste. Bywa, że ludzie wychowani w ten sposób są niewolnikami litery prawa. Jeśli coś robią, lub czegoś nie robią, to nie dlatego, że tak im każe sumienie, tylko dlatego, że tak zostali „wytresowani". Wątpliwości budzą się, kiedy otwiera się inna perspektywa. Czasem bardzo laicka, czasem ewangeliczna.

  • Wątpienie oznacza samotność?

  • Wiara jest czymś osobistym. Jest tylko wiara konkretnego, tego oto człowieka. Ale można budować środowisko, które wierze sprzyja. Zwątpienie jest zaraźliwe, wiarą można się dzielić przez świadectwo. Ale nie można mówić o wierze społeczeństwa, jedynie o społeczeństwie wierzących, bo wiara wymaga egzystencjalnej decyzji, osobistego wyboru. Dlatego określenie „chrzest Polski", czy jakiegokolwiek narodu, nie jest ścisłe. Mieszko mógł przyjąć jurysdykcję papieża, mógł przyjąć i narzucić poddanym prawa, zasady, obrzędy, ale chrzest dorosłego człowieka wymaga z jego strony świadomego aktu przyjęcia.

  • Co dzieje się z wiarą, której przypisuje się przymiotnik „narodowa"?

  • Naród wybrany, Żydzi, przetrwał dzięki religii: dwa tysiące lat bez własnego państwa z własną wiarą. Można powiedzieć, zachowując proporcje, że podobnie było z nami w czasach rozbiorów, kiedy spoiwem narodu była wiara chrześcijańska, choć może nie tyle wiara, co — nieco szerzej - chrześcijańska kultura. W Polsce ta kultura od początku państwowości była, raz lepiej, raz gorzej, budowana na wartościach chrześcijańskich. Ale „wiara narodowa" nie istnieje. W odniesieniu do chrześcijaństwa, do Ewangelii, do Kościoła, takie określenie jest nie do przyjęcia, jako że „katolicki" znaczy „powszechny". Wyznajemy „unam, sanctam, catholicam" — jeden, święty, katolicki Kościół ponad granicami. Bez względu na to, czy Mieszko się ochrzcił z motywów religijnych, czy z politycznego wyrachowania, celem wiary nie jest umacnianie narodu, ale prowadzenie ludzi do Boga. Jesteśmy narodem w większości katolickim, ale nasza wiara nie jest i nie może być narodowa, bo jest właśnie katolicka, powszechna. Oczywiście relacje państwo-Kościół się zmieniają. Katolicyzm pełnił w naszej historii różne funkcje zastępcze. Jasna Góra była miejscem, które pomagało chronić polskość w czasie zaborów. Ale to była chwilowa funkcja. Mówienie „Polak-katolik" jest krzywdzące, choćby dla tych, którzy są np. ewangelikami i Polakami. Podczas intronizacji Chrystusa na króla Polski biskupi i przedstawiciele władz państwowych wspólnie podejmowali pewne zobowiązania, którymi Polacy mieliby się kierować także w ustawodawstwie. To ryzykowne i niebezpieczne, m.in. z tego powodu, że katolicyzm może być używany do spraw mało chrześcijańskich. W Rwandzie dwie strony mordowały się przy dźwiękach tych samych, katolickich pieśni kościelnych. Człowiek zaczyna wątpić wtedy i w Boga, i w człowieka.

Kwintesencja dojrzałości i głębokości przemyśleń Bonieckiego w zasadzie nie wymaga dodatkowego komentarza, gdyż jego wywód broni się sam. Natomiast chciałbym te rozważania wpisać jednak w kontekst całego artykułu. Dlaczego uważam słowa honorowego naczelnego „TP" za wyjątkowo cenne? Przede wszystkim uzmysławiają powierzchowność doznań religijnych dużej części Polaków, jednocześnie umiejętnie wiążąc pewne cechy tej religijności w ramach określonych korelacji. Obrona tradycyjnej moralności, naturalnego porządku, tożsamości kulturowej ojczyzny - to popularne slogany, pojawiające się w krytykowanym przeze mnie dyskursie. Dlaczego tak trudno w rytualnym sporze o aborcję wyjść poza dychotomię "katol - ateista"? Abstrahując od nieuczciwości lewicy w tym względzie, polegającej na wygodnym ustawianiu sobie przeciwnika tam, gdzie chce ona, by stał, cegiełkę w strywializowaniu tego sporu dodała właśnie antyuniwersalistyczna, a tym samym pseudochrześcijańska prawica. Oczywiście nie można dyskryminować motywacji religijnej jako uzasadnienia stanowiska przeciwnego wobec prawa do aborcji, nie można jednak tworzyć wrażenia, że jest to jedyne źródło, z którego takowe uzasadnienie można czerpać. Ważniejszymi jednak tematami w kwestii sprzeczności partykularnego wcielenia katolicyzmu z prawowitym chrześcijaństwem wydają się inne kwestie. Po pierwsze, stawianie autorytetu Kościoła wyżej niż nauczania Jezusa. Po drugie, zniekształcanie tego nauczania na potrzeby usankcjonowania pożądanego przez siebie ładu społecznego. Sprzeczne z przesłaniem Jezusa jest bowiem traktowanie księży jako ważniejszych i z założenia mądrzejszych od „przeciętnych wiernych". Oczywiście, w sensie historycznym ma to swoją tradycję, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach. Lokalna władza, duchowieństwo czy przedstawiciele prestiżowych społecznie zawodów zawsze byli na prowincji wyjątkowo szanowani i stanowili formalną bądź mniej formalną elitę, ze wszystkimi tego konsekwencjami, zwłaszcza w zakresie ograniczania autonomii „ludu" i sterowania nim, jego uczuciami i zapatrywaniami oraz postawami - abecadło kontroli społecznej. Tymczasem nawoływania do porzucenia wszelkich autorytetów są w Nowym Testamencie głośne i jednoznaczne: "Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem (Łk 14,26) Nie oznacza to oczywiście nawoływania do łamania jednego z przykazań czy praktykowania prawdziwej nienawiści, a raczej bezkompromisowe podkreślanie konieczności poszukiwania samodzielności intelektualnej i duchowej, z dala od autorytetów. Ciężkie do wyobrażenia w warunkach ludowego, partykularnego odłamu religijnego? Niestety, obserwując duchową rzeczywistość Polski — tak. W drugim z wymienionych przeze mnie aspektów, Kościół staje się ramieniem zbrojnym konserwatywnie usposobionej części społeczeństwa. Mamy zatem rozmaite intronizacje, porównywanie niektórych nurtów nauk społecznych (gender studies) do totalitaryzmu — muszę tu zaznaczyć, że zgadzam się w kwestii zarzutów względem ideologii gender (czyli politycznej maczugi części środowisk feministycznych, ale ideologizować można wszystko, to skłania do refleksji wyłącznie nad fanatyzmem, z którym rzetelna analiza nie ma nic wspólnego), jaskrawy podział na obywateli „prawych" i tych drugich ze względu na kryterium religijności (bo już niekoniecznie wiary, w tym zresztą tkwi sedno tej płytkości), pielgrzymki środowisk narodowych, pracowników poczty, górników i wszystkich grup zawodowych, społecznych, większościowych i mniejszościowych, koniecznie hermetycznie odseparowanych od pozostałych, niechęć do osób samotnych z wyboru i generalnie przebieranie się w piórka wyższej moralności celem uzyskania wpływu na życie jednostek, próba dopasowania Ewangelii do programów wyborczych konkretnych partii — co jest o tyle zdumiewające, że dużo mówi się o nadprzyrodzonym charakterze Słowa Bożego, o Objawieniu i niemożliwości udowodnienia istnienia Boga oraz faktem utraty sensu istoty wiary w momencie znalezienia dowodu — wszystko to nie przeszkadza w sprowadzaniu tejże do aspektów wybitnie doczesnych. To tylko fragment esencji dojmującego partykularyzmu krajowego katolicyzmu. Bez wątpienia nie jest on powszechny, a nawoływania do tej powszechności mają raczej charakter wewnętrzny, obliczone są na potrzeby umocnienia wspólnoty, a często niestety odgrodzenia tej wspólnoty od innych, co kończy się nie tylko ziszczeniem tej izolacji, ale także podziałami wewnątrz owej wspólnoty, o której kondycję i jedność rzekomo się dba. Jedność ma być jednak urzeczywistniona podług reguł, a nie miłości.


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (21)..   


« Kościół i polityka   (Publikacja: 16-04-2017 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Paweł Leszczyński
Pochodzi z Radomia, od 2010 w Warszawie. Absolwent studiów licencjackich w zakresie socjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz magisterskich z zarządzania w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, student nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2012-2014 Prezes oddziału warszawskiego stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, zaś w latach 2014-2016 Prezes Zarządu Głównego tej organizacji, od 2016 Przewodniczący Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia. Od lutego 2016 w Gabinecie Politycznym Ministra Energii. Sympatyk demokratycznej centroprawicy oraz idei umiarkowanie konserwatywnych i liberalnych.

 Liczba tekstów na portalu: 7  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Polska między liberalizmem klasycznym a totalitarnym
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 10108 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365