Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.026.496 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 284 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Jakkolwiek często więc zmieniają się na scenie świata sztuki i maski, to przecież aktorzy pozostają w tym wszystkim ci sami.
 Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche

Wolny Duch [1]
Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche

Tłumaczenie: Stanisław Wyrzykowski

Poza dobrem i złem

O sancta simplicitas! W jakiem że dziwnem uproszczeniu i fałszerstwie żyje człowiek! Nie można dość się nadziwić temu, gdy na cud ten patrzeć nauczyło się wreszcie! Jakże jasnem i wolnem i łatwem i prostem uczyniliśmy dokoła nas wszystko! jak potrafiliśmy zmysłom naszym puścić wodze co do wszystkiego powierzchownego, myślenie nasze boską wyposażyć żądzą swawolnych skoków i pomyłek! - jak od samego początku umieliśmy zachować sobie swą nieświadomość, by wprost niepojętą swobodą, nierozwagą, nieprzezornością, wielkodusznością, weselem rozkoszować się życia, by rozkoszować się życiem! I dopiero na tych już utwierdzonych i granitowych nieświadomości węgłach wolno było dotychczasowej budować się wiedzy, wolno było woli wiedzy na podstawie o wiele potężniejszej dźwigać się woli, woli niewiedzy, niepewności, nieprawdziwości! Nie jako przeciwieństwo tejże, lecz — jako jej wysubtelnienie! Jużcić język tu, jak gdzie indziej, poza swą nieudolność wyniść snadź nie może i dalej mówić będzie o przeciwieństwach, gdzie istnieją jeno stopnie oraz rozliczne stopniowania subtelności, jużcić zakorzeniona tartufferya morału, co stała się obecnie nieodłączną naszą krwią i ciałem, nawet nam wiedzącym wypacza snadź w uściech słowa: tu i ówdzie my to pojmujem i śmiejemy się, że właśnie najlepsza jeszcze wiedza chce nas najsnadniej uwięzić w tym uproszczonym, sztucznym aż do rdzenia, pozmyślanym i pofałszowanym świecie, że i ona, chcąc — niechcąc, błąd także miłuje, gdyż i ona także, ta żyjąca, miłuje życie!

Po tak wesołym wstępie niechaj poważne słowo nie przejdzie mimo uszu: zwrócone ono do najpoważniejszych. Miejcie się na baczności, filozofowie i przyjaciele poznania, i wystrzegajcie się męczeństwa! Cierpienia za prawdę! Nawet obrony własnej! Odbiera to waszemu sumieniu całą jego niewinność oraz — subtelną neutralność, to was przeciw zarzutom i czerwonym chustom zapamiętałymi czyni, to ogłupia, zezwierzęca i zbydlęca, gdy w walce z niebezpieczeństwem, zelżywością, podejrzliwością, wyświecaniem oraz jeszcze dotkliwszemi wrogości następstwami, musicie ostatecznie występować aż jako obrońcy prawdy na ziemi: — jak gdyby prawda była do tyła bezbronną i nieporadną istotą, by potrzebowała obrońców! I to was właśnie, wy rycerze najsmutniejszej postaci, wy moi panowie, snujący po kątach pajęczynę ducha! Toć ostatecznie dobrze wam wiadomo, iż zgoła chodzić o to nie powinno, czy to wy właśnie słuszność mieć będziecie, jakoteż, iż żaden jeszcze, filozof nie miał dotychczas słuszności, i że cenniejsza rzetelność kryć się może w każdym drobnym pytajniku, który stawiacie po najwłaśniejszych słowach i ulubionych naukach (a przy sposobności po sobie samych), niźli we wszystkich uroczystych gestach i argumentach wobec oskarżycieli i sądów! Usuńcie się raczej na bok! Ukryjcie się! A miejcie maskę oraz subtelność, by was brano za kogoś innego! Lub obawiano się nieco! A nie zapominajcież mi ogrójca, ze złotą kratą ogrójca! I miejcie ludzi wokół siebie, co są gdyby ogród, — lub ni to muzyka nad wodami o wieczornej porze, gdy dzień staje się już wspomnieniem: — wybierzcie dobrą samotność, samotność lekką, swobodną, swawolną, co da wam także prawo pozostać nawet w jakowemś znaczeniu jeszcze dobrymi! Jakże jadowitym, jak chytrym, jak lichym czyni człowieka każda długa wojna, której otwarcie prowadzić nie można! Jak osobistym długa czyni trwoga, długie baczenie na nieprzyjaciół, na możliwych nieprzyjaciół! Ci odtrąceni przez społeczeństwo, ci wiecznie prześladowani, srodze szczuci, — oraz przymusowi pustelnicy w rodzaju Spinozów i Giordanów Brunów — stają się zawsze w końcu, bodaj pod maską najwyższego uduchowienia i sami snadź o tem nie wiedząc, wyrafinowanie mściwymi trucicielami (rozgrzebmyż wreszcie podłoże etyki i teologii Spinozy!) — nie mówiąc już o idyotyzmie moralnego oburzenia, które u filozofa niezawodną jest oznaką, iż filozoficzny humor go odbieżał. W męczeństwie filozofa, w jego poświęceniu się za prawdę przejawia się, do jakiego stopnia był on agitatorem i komedyantem; w stosunku do niejednego filozofa, o ile był dotychczas przedmiotem jeno artystycznej ciekawości, można jużcić niebezpieczne zrozumieć byczenie, by ujrzeć go także w stanie zwyrodnieniu (przedzierzgniętego w męczennika, w krzykacza ze sceny i trybuny). Mając atoli życzenie takie, trzeba jasno zdawać sobie sprawę, co mianowicie się zobaczy: — jeno krotochwilę satyryczny, jeno farsę epilogową, jeno nieustający dowód, iż właściwa długa tragedya ku końcowi się ma: o ile wyjdziemy z założenia, iż każda filozofia była w swem powstaniu długą tragedya.

Każdy wyborowy człowiek szuka instynktownie swego przebytku i ustronia, co go wybawia od tłumu, od gawiedzi, od pospólstwa, gdzie, wyjątkiem z niej będąc, może zapomnieć o regule człowiek: — okrom tego jedynego wypadku, gdy jeszcze silniejszy instynkt prze go wprost ku tej regule, jako myśliciela w wielkiem i nadzwyczajnem znaczeniu. Kto przy zetknięciu z ludźmi nie mienił się niekiedy wszystkiemi barwami udręki, kto nie popielał i nie zieleniał ze wstrętu, odrazy, współczucia, zasępienia, osamotnienia, ten na pewno nie jest człowiekiem szlachetniejszego smaku. Przypuśćmy atoli, iż nie bierze on całego tego brzemienia i przykrości dobrowolnie na siebie, że zawżdy ich unika i, jak powiedziano, w swym przebytku cicho się skrywa i dumnie, no, to rzecz pewna: do poznania nie jest on stworzony ni przeznaczony. Gdyż, jako taki pewnego dnia musiałby rzec sobie: bierz dyabli mój dobry smak! toć reguła więcej jest zajmująca niż wyjątek, — niźli ja, wyjątek! — i zstąpiłby w dół, przedewszystkiem w głąb. Studyowanie zwyczajnego człowieka, długie, poważne, zaś w tym celu wiele maskarad, przezwyciężenia siebie samego, poufałości, złego towarzystwa — każde towarzystwo jest złe okrom towarzystwa sobie równych — stanowi nieodzowną cząstkę żywota każdego filozofa, cząstkę snadź najnieprzyjemniejszą, najniewonniejszą, w rozczarowania najobfitszą. Kiedy atoli sprzyja mu szczęście, jak to szczęśliwemu dziecięciu poznania się godzi, spotyka odpowiednich skrócicieli i ułatwicieli swego zadania, — mam na myśli tak zwanych cyników, czyli ludzi, którzy po prostu uznają w sobie zwierzę, pospolitość, regułę, stoją zaś przytem na takim stopniu wrażliwości i uduchowienia, iż czują potrzebę mówić wobec świadków o sobie i o równych sobie: — niekiedy tarzają się nawet w książkach niby na własnym swym gnoju. Cynizm jest to jedyna forma, w której pospolite dusze tem zatrącają, co jest prawością; zaś człowiek wyższy przy każdym grubszym i subtelniejszym cynizmie winien nadstawić uszu i za każdym razem być zadowolonym, gdy bezwstydny sowizdrzał lub uczony satyr głos w obecności jego zabiorą. Bywają nawet wypadki, iż ze wstrętem oczarowanie się łączy: wtedy mianowicie, gdy takiego niedyskretnego kozła i małpę kaprys przyrody wyposaży geniuszem, jak abbe'go Galiani, najgłębszego, najbystrzejszego i snadź najbrudniejszego także swego stulecia człowieka — był on o wiele głębszy od Woltera a co zatem idzie, o wiele więcej milczący. Częściej już się zdarza, iż myśląca głowa na małpiem bywa osadzona ciele, niezwyczajnej bystrości rozum na pospolitej duszy, — pośród lekarzy mianowicie, oraz fizyologów morału wypadek to bynajmniej nierzadki. I gdzie jeno ktoś, nie gorycząc się, pogodnie raczej mówi o człowieku, jako o brzuchu z dwojakiemi potrzebami i o głowie z jedną; wszędy, gdzie ktoś głód tylko, popęd płciowy i próżność zawsze widzi, szuka i chce widzieć, jak gdyby były jedynemi i wyłącznemi czynów ludzkich pobudkami; słowem, gdzie już nie źle, lecz, licho mówi się o człowieku, — tam miłośnik poznania bacznie i pilnie nadsłuchiwać powinien, w ogóle winien nadstawiać tam uszu, gdzie bez oburzenia się mówi. Gdyż człowiek oburzony, i kto tylko siebie samego, (lub w zamian, czy to świat, czy bóstwo, czy społeczeństwo) własnymi swymi zębami rozdziera i kaleczy, ten stoi snadź, moralnie rzecz ważąc, wyżej od uśmiechniętego i zadowolonego ze siebie satyra, w każdem atoli innem znaczeniu jest wypadkiem zwyklejszym, obojętniejszym, mniej pouczającym. I nikt nie kłamie tyle, co człowiek oburzony.

Trudna to rzecz, być zrozumianym: zwłaszcza jeśli się myśli i żyje gangasrotogati, jedynie śród ludzi, którzy myślą i żyją inaczej, mianowicie kurmagati, lub w najlepszym razie trybem żaby mandeikagati — czyż nie czynię wszystkiego, by sam być do zrozumienia trudnym? — i wypada już być serdecznie wdzięcznym nawet za dobrą wolę, w niejakiej subtelności interpretacyi okazaną. Co się zaś tyczy dobrych przyjaciół, którzy są zawsze nazbyt wygodni i właśnie jako przyjaciele do wygody roszczą sobie prawo, to najlepiej przyznać im z góry do nieporozumień luz i arenę : — toć uśmiać się jeszcze można; — lub całkiem ich się pozbyć, tych dobrych przyjaciół, — i także śmiać się!

Najtrudniejszem do przełożenia z jednego języka na drugi jest tempo stylu tegoż języka: ile że ma on uzasadnienie w charakterze rasy, fizyologiczniej mówiąc, w zwyczajnem tempie jej przemiany materyi. Bywają w dobrej wierze tłumaczenia, które są niemal fałszerstwami, jako mimowolne spospolitowania oryginału, jedynie dlatego, iż nie udało się przełożyć jego dziarskiego i wesołego tempa, które ponosi i przesadza wszelkie niebezpieczeństwa w rzeczach i słowach. Niemiec do presto jest w swym języku niemal niezdolny; zatem, jak słusznie wnioskować się godzi, do wielu także najkrotochwilniejszych i najzuchwalszych nuances wolnej, niezależnej myśli. O ile z ciała i duszy jest mu obcy sowizdrzał i satyr, o tyle Arystofanesa i Petroniusza przełożyć on niezdolen. Wszelka stateczność, posuwistość, pompatyczność, wszystkie zawiłe i nudne rodzaje stylu w nieprzebranej u Niemców rozwinęły się rozmaitości, - niechaj mi wolno będzie zauważyć, że nawet proza Goethego, wdzięcząca się i sztywna zarazem, bynajmniej nie tworzy wyjątku jako odzwierciedlenie dawnych dobrych czasów, do których należy, i jako wyraz niemieckiego smaku z tej epoki, gdy istniał jeszcze smak niemiecki, rokokowym będący smakiem in moribus et artibus. Lessing jest wyjątkiem dzięki swej naturze aktorskiej, co wiele rozumiała i wiele ogarniała: niedarmo przekładał Bayle’a i pierzchał chętnie w pobliże Diderota i Woltera, a jeszcze chętniej między komedyopisarzy rzymskich: — Lessing i w tempie lubił wolnomyślność, ucieczkę z Niemiec. Lecz mógłżeby niemiecki fizyk, bodaj nawet w prozie takiego Lessinga, naśladować tempo Macchiavell’a, który w swym Principe każe nam oddechać suchem subtelnem powietrzem florenckiem i pohamować się nie może, by o najpoważniejszych sprawach nie rozprawiać w nieokiełznanem allegrissimo; nie bez złośliwego snadź poczucia artysty, na jaką sprzeczność się waży, — myśli, długie, ciężkie, surowe, groźne, tempo zaś cwału i przewybornego przeswawolnego humoru. A dopiero któżby się odważył na niemiecki przekład Petroniusza, co w wyższym stopniu, niźli którykolwiek dotychczasowy wielki muzyk, w pomysłach, powiedzeniach, słowach mistrzem był presta: i cóż ostatecznie znaczą wszystkie kałuże chorego lichego świata, — starożytnego bodaj świata, gdy się ma, jak on, stopy wichru, wiew jego i tchnienie, wyzwalające szyderstwo wichru, co wszystko uzdrawia, zniewalając wszystko do biegu! Co zaś dotyczy Arystofanesa, tego opromieniającego, koronującego ducha, dla którego przebacza się całemu światu helleńskiemu, iż istniał ongi, oczywiście, jeśli zrozumiało się do głębi, jak w nim wszystko potrzebowało przebaczenia i opromienienia: — to nie znam niczego, coby mnie pogrążyło w głębszą zadumę nad skrytością i sfinksowością natury Platona, niźli ów szczęśliwie zachowany petit fait: iż pod poduszką łoża, na którem umarł, nie znaleziono żadnej biblii, nic egipskiego, pitagorejskiego, platońskiego — lecz Arystofanesa. Jakżeby nawet Plato podołał życiu — greckiemu życiu, któremu przeczył, — bez Arystofanesa!


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Zdania i potrącenia
Antychryst cz.1


« Nietzsche   (Publikacja: 13-07-2004 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3501 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365