opowieść druga dnia dziesiątego
Eliza, nie mieszkając, w te słowa zaczęła: — Wytworne damy! Nikt
nie zaprzeczy, że rzeczą chwalebną i niepospolitą była wspaniałomyślność
królewska okazana mężowi, który mu godnie służył. Jednakoż jak nazwiemy
uczynek pewnego opata, co wielką wspaniałomyślność okazał wobec człowieka, z którym, nie obawiając się czyjejkolwiek nagany, jak z wrogiem mógł postąpić?
Mniemamy, że czyn króla przypisać należy jego cnocie, postępek zasię opata
przyjdzie wprost cudem nazwać, zważywszy na to, że dzisiejsi księża skąpsi
są od białogłów i że wszelkiej szczodrobliwości nienawidzą. Wszyscy
ludzie pragną zemsty za obrazę, jaka ich spotkała, i tylko duchowni nakazują
cierpieć pokornie i krzywdy w niepamięć puszczać. Mimo to często widzimy,
że księża większym płomieniem zemsty gorzeją niż inni ludzie. Z mojej
opowieści jednak obaczycie, jak wspaniałomyślnie pewien opat postąpił. «Ghino di Tacco
zasłynął z nieustraszonego męstwa i rozbójniczych wypraw. Grabiowie di
Santa Fiore po krwawej rozprawie wygnali go ze Sieny. Wówczas Ghino podburzył
przeciw rzymskiej władzy miasteczko Radicofani, osiedlił się w nim i przy
pomocy swej uzbrojonej szajki jął grabić podróżnych. Papieżem był wówczas
Bonifacy VIII. Zdarzyło się, że na dwór jego przybył opat z Cluny, który
za najbogatszego z prałatów na świecie uchodził. Przebywszy niejaki czas na
dworze, opat całkiem sobie żołądek popsował, tak iż medycy musieli zalecić
mu niezawodne kąpiele w sieneńskich wodach. Otrzymawszy pozwolenie papieża,
opat, nie myśląc wcale o Ghino di Tacco, wyruszył w drogę z wspaniałą świtą, z mnóstwem jucznych bydląt i wielkim obozem. Ghino di Tacco, usłyszawszy o jego przyjeździe, rozstawił misternie sieci i w pewnym górskim wąwozie
pochwycił opata wraz z całym orszakiem, tak iż ani jeden pachołek nie wymknął
się z rąk rozbójników. Co uczyniwszy, do opata wysłał jednego z wielce
chytrych i zręcznych swych towarzyszy ze znacznym zastępem. Wysłannik Ghina w imieniu swego pana wielce przyjaźnie zaprosił opata na zamek. Opat, srodze
rozgniewany, odparł, że ani myśli, gdyż do Ghina żadnej sprawy nie ma, że
chce w dalszą drogę ruszać, a takoż, iż pragnie dowiedzieć się, kto mu w tej — Znajdujecie się tam,
mój ojcze, gdzie żadnej władzy, krom władzy Boga, się nie szanuje, gdzie żadne
klątwy i zakazy nijakiej wartości nie. mają. Dlatego też radzę wam, abyście
panu Ghinowi ustąpili. Gdy opat z wysłannikiem
rozmawiał, grono uzbrojonych rozbójników otoczyło opata i jego świtę i zmusiło go do tego, aby się ku zamkowi skierował. Opat, mając duszę pełną
wzgardy i gniewu, ruszył za umyślnym Ghina. Wkrótce cały orszak zatrzymał
się u wrót zamku. Zgodnie z rozkazem Ghina, wprowadzono opata samego do małej i ciemnej komnaty, towarzyszy jego rozmieszczono przyzwoicie w komnatach
zamkowych, zależnie od godności każdego z nich, rzeczy zasię nietknięte
pozostawiono. Rumaki do stajni odprowadzone zostały. Wydawszy rozporządzenia i upewniwszy się, że wszystkie wypełnione zostały, Ghino udał się do opata i rzekł: — Świątobliwy ojcze!
Ghino, u którego obecnie w gościnie bawicie, przysłał mnie do was, abym się
was spytał, dokąd to i w jakim celu jechaliście? Rozumny opat, pojąwszy
od razu, że zbytnia duma nie na miejscu by tu była, odpowiedział szczegółowie
na wszystkie postawione mu pytania. Ghino opuścił opata z twardym zamysłem wyleczenia go bez pomocy kąpieli w sieneńskich wodach. Kazał
dobrze ogrzać komnatę opata i pilnować jej jak oka w głowie, sam zasię
dopiero nazajutrz rankiem znów opata odwiedził. Przyniósł z sobą na białym
płótnie dwie przyrumienione kromki chleba oraz kubek pełen kornilijskiego
wina, wziętego z zapasów opata, i rzekł: — Ghino, który za czasów
swej młodości uczył się medycyny, twierdzi, że w przypadku chorób żołądka
nie masz lepszego leku jak ten oto, który wy, ojcze, za jego idąc wskazaniem,
teraz wypróbować powinniście. To, co wam przyniosłem, stanowi początek
kuracji, dlatego też zażyjcie tę dawkę i pokrzepcie siły wasze! Opatowi, którego głód
nękał, rozmowy wcale po myśli nie były. Duchowny zjadł chleb i wypił wino,
chocia na jego obliczu malował się głęboki wyraz pogardy. Potem wyniośle Do niektórych uwag
opata odniósł się Ghino jak do pustych słów i mimo uszu je puścił, na
inne odpowiedział wielce dwornie, wreszcie na zakończenie rzekł, że Ghino,
gdy tylko chwilę czasu znajdzie, z wielką chęcią go odwiedzi. Po czym wyszedł i powrócił dopiero nazajutrz rano, przynosząc znowu tyleż chleba i kubek
wina. Na podobnej strawie trzymał Ghino opata dotąd, aż nie spostrzegł, że
duchowny zjadł suchy bób, który pan zamku przynosił skrycie do jego komnaty,
ostawiając go w niej jakby przypadkiem. Obaczywszy, że ból zniknął, Ghino
rzekł do opata, iż jego pan pyta o zdrowie gościa. Opat odparł: — Byłbym całkiem zdrów,
gdybym się mógł wyrwać z jego rąk. Poza tym niczego mi nie trzeba prócz
obfitszego jedzenia, tak dobrze uleczyły mnie jego zabiegi. Ghino kazał przygotować
wspaniałą komnatę, którą słudzy opata przybrali własnymi jego kobiercami. Następnego dnia Ghino
wyprawił bogatą ucztę, na którą zaprosił licznych towarzyszów swoich i całą
świtę opata, sam zasię wszedł rankiem do komnaty swego gościa i rzekł: — Czujecie się już
dobrze, świątobliwy ojcze, dlatego też pora wam szpital opuścić. Wziąwszy opata za rękę,
Ghino zaprowadził go do przygotowanej dla niego komnaty. Opat obaczył tam z przyjemnością całą swoją świtę. Ghino odszedł, aby wydać rozporządzenia
co do obiadu. Opat tymczasem pokrzepiwszy się nieco opowiedział swoim
towarzyszom, jakie życie przez ten cały czas prowadzić musiał. Oni natomiast
oświadczyli mu zgodnie, że Ghino z podziwu godną hojnością ich podejmował. Gdy pora obiadowa nadeszła,
Ghino ugościł swych jeńców znakomitymi winami i wspaniałymi potrawami,
jednakoż imienia swego opatowi nie odkrył. Przez kilka jeszcze dni podejmował
Ghino z wielką okazałością gości swoich. Wreszcie pewnego rana kazał wnieść
do jednej komnaty wszystkie rzeczy opata, a na dziedzińcu, na który okna
komnaty wychodziły, ustawić wszystkie rumaki swego gościa, aż do najnędzniejszej
szkapy. Po czym odwiedziwszy opata zapytał go, zali już jest zdrów i czy
czuje się na siłach, aby na koniu dalszą drogę podjąć? Opat odparł, że
się znacznie — Świątobliwy ojcze,
nie złe przyrodzenie uczyniło z Ghina di Tacco rozbójnika grabiącego podróżnych
oraz wroga papieskiego dworu. Ghino jest szlachcicem, który, cierpiąc nędzę,
musiał porzucić swój dom, aby bronić życia i szlachectwa przed mnogimi a potężnymi wrogami. Oto co przedzierzgnęło Ghina, czyli mnie, w hardego i samowolnego człeka. Wy, ojcze, zdajecie mi się być wielce godnym człekiem,
dlatego też wyleczywszy was z waszej słabości, nie wezmę dla siebie nic z waszego mienia, tak jak bym to uczynił z mieniem każdego, kto by mi do rąk
wpadł. Nagrodę dla mnie za usługę, jaką wam oddałem, ostawiam wam samym:
możecie, zważywszy na moje potrzeby, oddać mi taką część bogactw waszych,
jaka się wam podoba. Wszystkie rzeczy wasze tutaj się znajdują, a konie możecie
obaczyć z tego okna. Czy mi coś dacie, czyli też nie dacie niczego — to tylko
od was zależy. Możecie także odjechać albo w zamku pozostać, od tej chwili
bowiem panem swojej woli jesteście. Opat zadziwił się, że
człek grabiący podróżnych może na ten kształt przemawiać. Słowa Ghina
podobały mu się do tego stopnia, że gniew i złość zamieniły się w przyjaźń
do pana zamku. Opat uścisnął Ghina i rzekł: — Zdawało mi się do
tej chwili, żeś mnie poniżał, starając się na wszelki sposób o dotknięcie
godności mojej, aliści klnę się na wszystkie świętości, że gotów byłbym
nawet srożej cierpieć, byleby tylko zdobyć przyjaźń takiego jak ty człowieka.
Niech będzie przeklęty los, który cię zmusza do parania się tak niegodziwą
profesją! Opat wziął z sobą
tylko najbardziej niezbędne mu rzeczy, niewielką ilość koni i udał się w drogę powrotną do Rzymu. Resztę swego mienia ostawił Ghinowi. Do papieża już doszły
były słuchy o tym, że opat został w jeństwo wzięty. Wieści te wielkiego
strapienia ojcu świętemu przyczyniły. Teraz, obaczywszy opata, zapytał go,
jak podziałały na niego sieneńskie wody i kąpiele. — Wasza Świątobliwości — rzekł opat z uśmiechem — nie dojechawszy do Sieny spotkałem znakomitego
medyka, który mnie całkiem wyleczył. Po czym opowiedział
papieżowi, na czym leczenie Ghina się zasadzało. Papież słuchając tej
opowieści śmiał się serdecznie. Opat, mający serce wielkoduszne, poprosił
wówczas papieża o wyświadczenie mu pewnej łaski. Papież, nie wiedząc, na
czym ta prośba polegać będzie, obiecał, że ją wypełni. — Ojcze święty — rzekł
opat — ośmielam się prosić was usilnie, abyście medyka mego, Ghina di Tacco,
do łask swych powrócić raczyli. Jest to spośród niepospolitych i szlachetnych ludzi, których mi się w życiu spotkać udało, ani chybi jeden z najgodniejszych. Jeśli zaś postępuje źle, to winę za to ponosi raczej jego
los przeciwny niż on sam. Dopomóżcie tedy Fortunie i dajcie mu możność żyć
stosownie do jego godności, a rychło obaczycie, że prawda była w słowach
moich. Wspaniałomyślny papież,
który lubił szlachetnych i odważnych ludzi odparł, że chętnie to uczyni i jeśli Ghino jest takim człekiem, jakim go tu opat wystawia, tedy nic nie stoi
na wstręcie, aby do Rzymu przybył. Ghino istotnie po kilku
dniach bez obawy przyjechał. Wkrótce papież przekonał się dowodnie o jego
przymiotach, pogodził się z nim i uczynił go rycerzem, a następnie mistrzem
zakonu szpitalników. Ghino do śmierci
zachował to stanowisko, będąc wiernym i oddanym sługą rzymskiego Kościoła i opata z Cluny. Postępek opata wszyscy
jednogłośnie cudem istnym nazwali, jako że mnich wielkodusznym się okazał. Boccaccio |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1647) (Ostatnia zmiana: 02-08-2002) |