Krótka rozprawa...
Autor tekstu: Mikołaj Rej

KRÓTKA ROZPRAWA MIĘDZY TRZEMI OSOBAMI,
Panem, Wójtem, a Plebanem. Którzy i swe i innich ludzi przygody wyczytają. A takież i zbytki i pożytki dzisiejszego świata

Mikołaj Rej

fragmenty

PAN MÓWI:
Miły wójcie, coż się dzieje,
Aboć się ten ksiądz z nas śmieje!
Mało śpiewa, wszytko dzwoni,
Msza nie była jako łoni.
Na naszym dobrym nieszporze
Już więc tam swą każdy porze:
Jeden wrzeszczy, drugi śpiewa,
A też jednak rzadko bywa.
Jutrzniej, tej nigdy nie słychać,
Podobno musi zasypiać;
Odśpiewa ją czasem sowa,
Bo więc księdzu cięży głowa.
A wżdy przedsię jednak łają,
Chocia mało nauczają.
Ano wie Bóg, za tą sprawą
Obrócimli się na prawą...
Bychmy jedno na lewicy
I z księdzem nie byli wszytcy.

WÓJT.
Miły panie, my prostacy,
A cóż wiemy nieboracy?
To mamy za wszystko zdrowie,
Co on nam w kazanie powie:
Iż, gdy wydam dziesięcinę,
Bych był nagorszy, nie zginę;
A damli dobrą kolędę,
Że z nogami w niebie będę.
Abo gdy w obiad przybieży,
A kukla na stole leży,
To ją wnet z stołu ogoli,
A mnie kęs posypie soli,
Jakoby mię nogieć napadł:
Mniema, bych już chleba nie jadł.
Potym mię pokropi wodą,
To już z Bogiem idę zgodą.
Jednak, niźli się rozmachnie,
Przedsię ta rzecz mieszkiem pachnie.
Alić przedsię, jako gorze,
Ciągni się, wójcie, nieboże
Ja mniemam, gdy wszystko płacę
Iż się z świętymi pobracę

(...)

PAN.
Miły księże, dobrzećby tak
Lecz podobno czciesz czasem wspak;
Hardzie tu strząsasz porożym,
A zowiesz się posłem bożym;
Prawda, żeś jego pastyrzem
A w wielu sprawach kanclerzem,
Lecz czasem na wełnę godzisz,
Kiedy za tym stadem chodzisz.
Owa choć trzoda niespełna,
Gdy się wam dostanie wełna,
Wierę z ostatka ty owce
Niechaj skubie jako kto chce.
Bo dziś prawie prości ludzie
Gonią skowronka na grudzie,
A tak się prawie zbłaźnili,
Wszystkę wiarę w to włożyli,
Iż go żadna rzecz nie zbawi,
Jestli go ksiądz nie wyprawi

(...)

Bo się już więc tam łomi chrust,
Kiedy się zejdą na odpust odpusty.
Ksiądz w kościele woła, wrzeszczy,
Na cmyntarzu beczka trzeszczy,
Jeden potrząsa kobiałką,
Drugi bębnem a piszczałką,
Trzeci wyciągając szyję,
Woła, do kantora pije;
Kury wrzeszczą, świnie kwiczą,
Na ołtarzu jajca liczą:
Wieręśmy odpust zyskali,
Iżechmy się napiskali.

(...)

A mało o Boga dbają,
Gdy się z plebanem zjednają

(...)

WÓJT.
Miły panie, Bógżeć zapłać!
Snadźby tobie lepiej gęś dać,
Kiedybyś nam tak chciał kazać,
Niż ten tłusty połeć mazać,
Bo przedsię tak nie słychamy,
Chocia w kościele bywamy,
Jedno kiedy przydzie święto,
Usłyszysz, iż cię zaklęto,
Wójt, Bartek, Maciek z Grzegorzem
Nie uleży przed tym gorzem;
Świętopietrze u jednego,
A kolenda u drugiego,
Trzeci też pokupił winę:
Nie rychło zwiózł dziesięcinę.
Tu więc będzie fukał srodze,
Rzadko usłyszysz o Bodze,
A tym zamknie wszytkę wiarę:
Idźcież, dziatki, na ofiarę,
A czekajcie mię z obiadem,
Boć nam barzo grożą gradem;
A niechaj rychlej dowiera,
Wieręć po stronach przymiera.
Trzebać teraz będzie księdza,
Zać jedna nastanie nędza,
Bo oń przedsię mało dbacie,
Jako bydło tak mieszkacie.
Jużto rychło dwie niedzieli
Niceśmy od was nie mieli.
Czyście o tę duszę dbacie;
Acz nie trzeba, też kęs dajcie".
Wszytko chce brać, daj mu psią mać,
A o Bogu nic nie słychać.

(...)

Pan
Ba, toć prawda miły ojcze,
Niechaj kto powiada, co chce,
Że nam trudno k'zbawieniu przyść,
Nie będziemli dobrze czynić.
Aleć tym trzeba zapieprzyć,
Wiarą wszystkiego podeprzeć,
A to iście na pieczy mieć:
Dobrowolnie wszystko czynić;
Bo zać Bogu za dzień robić?
Dobrowolną chcę służbę mieć.
Ksiądz chce wszystko mieć w kłopocie,
Stoi, by wójt, przy robocie.
Ano sami darmo macie,
Darmo nam też udzielajcie,
A my, widząc tę dobrotę,
Będziem mieć więtszą ochotę.
I sam, chociam o tym słychał,
Dam też gęś na święty Michał,
Ba, i strusla cie nie minie
Ondzie, o świętym Marcinie.
Bo tak księża powiadają,
Iż go za hojnego mają,
Iż zjadł wołu na wieczerzy,
(Kto chce niechaj tamu wierzy),
A iż za płaszcz niebo kupił;
Toby już Bóg komorą żył!
Aleście to nań zmówili,
Abychmy też woły bili,
A za takimi przysmakami
Wżdy się wam dostaną flaki.
Nie takci święci czynili,
Nie płaszczami, ni wołów bili,
Lecz Panu wiernie służyli,
A świat prawie opuścili.
Lecz wy dziś, mili kapłani,
Bujni jako hardzi pani,
A na wasze ty utraty
Nie zniosą was nasze płaty:
By też więc dusze przyłożyć,
Musi skądinąd dołożyć.
A nas więc przedsię karzecie,
Choć sami barana drzecie,
Powiedając, iż imienie
Przekaża duszne zbawienie,
A iż tak czciecie o Bodze,
Iż nam to rozkazał srodze:
Wszystko na ziemi opuszczać,
W niebie osiadłości szukać;
A iż mól gryzie skarb ziemski,
Kazał ji Bóg kłaść niebieski.
A na końcu zawołają:
"Dawajcie, wszak wam też dają!"
Ano, kto chce rzecz utwierdzić,
Trzeba jej skutkiem poprawić.
Lecz różno skutek od rzeczy,
Coś inszego wam na pieczy,
Bo wasze pierwsze ćwiczenie
Starać się o dobre mienie,
A przedsię na to nie myślić,
Aby za to dosyć czynić.
Na ony wasze pacierze
Ledwo że się raz w rok zbierze:
Często quesmus próżnuje,
Oremus mało pracuje,
Ona wasza Alleluja,
Jako pani, sobie buja,
A collecta za nią chodzi,
Też sobie na starość godzi.
Amen, ten robi jako chłop,
Bo się k'niemu ma każdy pop,
Bo z tym wijatyk leci w kąt:
"Dosyć się nas dzierżał ten błąd."
To więc aż do dnia dopija,
Długa nań była feryja,
Sfatygował się nieborak,
Odpoczywa ubogi żak,
Często sobie oczy chłodzi,
Bo mu dobre pismo szkodzi.
A iżby szanował dusze,
Jak osłem, tak ją kłusze.
Nie może mu tak wiele dać
Jako on śmie na nią nabrać:
"Kustodyja, dziekanija,
Prebenda i kanonija,
Abo też owo probostwo,
Chocia piekielne ubóstwo!
A co to jest sto kóp płatu?
Czym pomóc chudemu bratu
Abo onej siestrzenicy,
Co tam mieszka na ulicy?
Choć w dziewiątym pokoleniu,
Przedsię jednak lżej zbawieniu,
Bo jakoby miał we złocie,
Co da ubogiej sirocie."
A gdzie co się zjawi nowo,
Już rzecznikom bywa zdrowo,
Bo się więc tam prezentują,
Gdy co smacznego poczują.
Trzykroć czasem w Rzymie będzie,
Niż prawie na miestcu siędzie.
Podawce więc rozkosz mają,
Gdy się do nich ubiegają,
To się im nisko kłaniają,
Rozlicznie sie zalecają:
Tu się obiecają służyć,
Dom ten i potomki mnożyć.
"Wszak, jestli ci skąd przypadnie,
Wszystko rozdzielimy snadnie;
Iście nie chcę mieć nic swego,
Społu używiemy wszego."
Więc prawie mnożą potomki,
Obiegając cudze domki:
Urzędów swych używają,
Bo je „ojcy" nazywają.
A z onych wielkich obietnic
Ze wszystkiego nie będzie nic.
Pewny kłopot w zysku będzie,
Gdy już z tobą we wsi siędzie,
Już pewnego sąsiada masz,
Uczyń mu ci, iście poznasz:
Pójdzieć gonionego z tobą,
Ma dwoje prawo ze sobą.
Trudno więc naszemu bratu
Odzywać się do powiatu:
Kłusz się z miasta, Benedykcie,
Boś już w trzecim interdykcie,
A czasem nie chybisz Rzyma,
Chocia to u nas zwierzyna.
Co cie będzie przez rok straszył,
Dzwonek tłukł, a świeczki gasił,
A jestli Bóg nie ustrzeże,
Strzeż się, byś nie zmacał wieże.
Bo naszy mili przodkowie
Snadź nie wszystkich mieli w głowie,
Gdy sie w tę niewolą wdali,
Na sobie ten szańc wygrali,
Bo się w więtszą szkodę wdali,
Skąd się zysku nadziewali.
A stąd się musimy trwożyć,
Skąd się miała miłość mnożyć;
Bo to każdy widzi proście,
Iż z roztryku gniew uroście,
A boski gniew z nienawiści,
Możemy być z tego iści.
A z jednej szkody dwie mamy:
Iż was i Boga gniewamy.

(...)

Wójt
(...)
Bo znowu nastanie nędza,
Kiedy czas przydzie na księdza,
Gdy chodząc snopki przewraca,
A co tłustszej kopy maca;
Wnet masz urzędnika z niego,
Choć tobie nie trzeba tego.
Natknie-ć wieszką, kopie w rogu:
"Nie mnie to dasz, synku — Bogu."
Acz nie wiem, wie-li Bóg o tym,
Aż to zrozumiemy potym:
To wiem, iż żyta nie jada,
Bo w stodole nie rad siada.
Więc ci jeszcze będzie grozić,
Że mu dusznie musisz zwozić;
Mało jeszcze, iż nań robią,
Muszą wieźć, a w łeb się skrobią:
"Małom się panu nawoził,
Bo ten jeszcze barziej groził."
Owa wszędy musisz podleźć,
Bo z obiema żle kaszę jeść.
Potym bieży po kolędzie,
W każdym kącie dzwonić będzie;
Więc woła illuminare,
A ty, chłopku, musisz dare.
Bo dać przedsię, gdzie wziąć, tu wziąć,
A nie dasz-li, wnet będzie kląć.
Przyjdzie spowiedź, to sie jednaj,
A nie chcesz-li, coć każe, daj!
Bo więc tam, jako chcą, karzą,
Nakoniec do piekła skażą,
A tam niespora odprawa,
Trudno do wyższego prawa,
Bo sie tam niedługo radzą,
Na pirwszy rok wszyćko zdadzą.
A snadź lepiej co dać, to dać,
Aby wżdy mógł apelować.
Kto umrze, kto się urodzi,
Kto ślubi, kto się rozwodzi,
I cokolwiek kto chce sprawić,
Musi okrężne postawić;
I kołacz-ć nie oświecą,
Aż dasz łopatkę cielęcą.


 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1651)
 (Ostatnia zmiana: 02-08-2002)