Facecje
Autor tekstu: Mikołaj Rej

albo

Śmieszne powieści

Mikołaj Rej

fragmenty

Pleban pieska na cmyntarzu pochował

Plebanowi zdechł piesek, w którym sie był kochał,
Schował go na cmyntarzu, więc ji biskup pozwał.
Pleba wziąwszy dukatów, biskupowi podał,
Powiedając, że ten pies krześcijańskie skonał.
"Pieniądze, ksze biskupie, wam wszystki odkazał,
Mnie jedno Tricesime mówić za sie kazał."
Biskup wziąwszy pieniądze rozgrzeszył plebana,
A z pieska też uczynił wnet parochijana.

Baba co w pasją płakała

Gdy ksiądz śpiwał pasyję, więc baba płakała,
Umie-li po łacinie, druga jej pytała:
"Płaczesz, a to wiem pewnie nie rozumiesz czemu.
I ten twój płacz podobien barzo k'szalonemu."
Rzekła baba, iżci: "ja płaczę nie dlatego,
Lecz wspominam na swego osiełka miłego,
Co mi zdechł. Prosto takim by ksiądz głosem ryczał
I takież na ostatku czasem cicho kwiczał"

Jako Bóg tłuszcze karmił

Pleban kazał, jako Bóg wielki dziw uczynił,
Pięćset ludzi pięciorgiem chleba był nakarmił.
Klecha nań stojąc kiwa: "Księże! pięć tysięcy!"
Ksiądz się do niego schylił pocich szepcęcy:
"Daj pokój, bracie miły! i toć dosyć złego;
By i temu wierzyli, nie tuszę ja tego.
Bo go zje chłop pięcioro sam, gdy się urobi,
Że go czasem bynajmniej nie zostanie w krobi."

Jutrznia na rezurekcją

Ksiądz na rezurekcyją żaka nowotnego
Ubrał miasto anioła do grobu onego,
Co mu sie miał ozywać, a sam Maryją był.
Anioł dunął do lasa i z ornatem sie skrył.
Więc maryja zagląda: "U diabłaż sie podział?"
Chłopi zasię mnimali, aby Boga łajał.
„Bodaj cie wziął samego!" — wszyscy zawołali;
Tak nabożnymi głosy jutrznią odśpiewali.

Mnich chcąc sczarować pannę, oszukan

Dzieweczki jednej w mieście mnich sie rozmiłował,
Nie wiedząc jak k'niej przyść miał, jabłko jej darował,
Ku temu już przyprawne; matka obaczyła,
Wziąwszy je od panienki, przed dom wyrzuciła.
Które nalazszy świnia, wnetki je pożarła
I gdzie zajrzała mnicha, do niego sie darła.
Potem u klasztornych drzwi ustawnie leżała,
A mnich też wyniść nie śmiał, aże gardło dała.

Ksiądz, co jeść nie mógł

Ksiądz jeden, iż jeść nie mógł, do cieplic pojechał.
Jeden dobry towarzysz drogę mu zajechał.
Wziął go ze sobą do domu za to mu ślubując,
Iż wrychle lepiej miał jeść u niego nocując.
Zamknął go na swój pokój, jeśc mu nic nie dawał;
Ksiądz, acz nierad, chcąc być zdrów, tak na tym przestawał.
Po kilka dni jął wołać: "Prze Bog, jeść mi dajcie,
A już mię w tym więzieniu dłużej nie trzymajcie!"


 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1652)
 (Ostatnia zmiana: 02-08-2002)