Dowody istnienia Boga...
Autor tekstu: Leszek Żuk

Tomasz z Akwinu jest autorem dowodów wysnutych ze struktury świata, w postaci pięciu tez. Tomaszowy Bóg musi istnieć jako absolutnie pierwotna przyczyna ruchu wszechświata (1) i jego istnienia (2). Poza tym, jeżeli wszechświat jest czymś niekoniecznym, musi istnieć coś, co istnieje koniecznie, a więc Bóg (3). Obserwowane we wszechświecie stopnie doskonałości wskazują na istnienie stopnia najwyższego, absolutnego, czyli Boga jako punktu odniesienia (4). I wreszcie Bóg musi istnieć jako ostateczny cel wszystkiego, spełnienie wszystkich celów mniejszych (5).
Tych pięć twierdzeń okazuje się jednak dość łatwym łupem dla sceptycznie nastawionego intelektualisty. Przede wszystkim fakt istnienia czegokolwiek nie upoważnia nas do ekstrapolowania tego w nieskończoność. Byty ziemskie są skończone. Inny zarzut to mnożenie bytów (filozoficznych) bez uzasadnienia. Fizyka i kosmologia uczą, że energia jest niezniszczalna, choć zmienia swoją postać. A zatem wszechświat nie potrzebuje Pierwszego Poruszyciela, ani Przyczyny swego istnienia. W najogólniejszym sensie wszechświat jest wieczny, ponieważ z fizyki rwiemy, że energia krąży bezustannie, lecz nie znika — a to obala trzeci argument Tomasza. Absolut z czwartego argumentu nie znalazł jeszcze potwierdzenia w żadnej dziedzinie wiedzy i to samo da się powiedzieć o celu całego wszechświata z argumentu piątego. W ten sposób, bez szczególnego wysiłku, obaliliśmy wszystkie dowody Tomaszowe. To jednak nie oznacza odrzucenia samego Boga tylko tezy Tomasza okazały się fałszywe.
Zdawał sobie z tego sprawę Immanuel Kant, kiedy wykazał, że argumenty ontologiczne wychodzące od pojęcia zawsze są bezwartościowe, bo wskazują co najwyżej na możliwość istnienia, ale nie na realne istnienie danego przedmiotu. Natomiast kosmologiczne dowody Tomasza opierają się na obserwowanej we wszechświecie zasadzie przyczynowości. Niestety, nie możemy stwierdzić, że ta sama zasada wiąże wszechświat z czymkolwiek zewnętrznym, a to oznacza, że Bóg istniejący poza wszechświatem i wolny od uwarunkowań niekoniecznie musi podlegać przyczynowości tego wszechświata. Odkrywamy więc zasadniczy błąd w dowodzeniu.
Kant wysnuwa stąd wniosek, że nie można dowieść ani istnienia, ani nieistnienia Boga. Stawia natomiast tezę, że hipoteza Boga jest konieczna dla rozwoju człowieka jako istoty rozumnej i twórcy cywilizacji.

W XX wieku pojawiła się jeszcze jedna próba naukowego udowodnienia, że Bóg istnieje. Sławny austriacki matematyk i ekscentryk, Kurt Gödel, zajmuje się problematyką dowodzenia twierdzeń matematycznych i ku zdumieniu, najpierw własnemu, a potem innych naukowców, odkrywa, że żadne z fundamentalnych twierdzeń nie daje się uzasadnić bez odwoływania się do założeń pochodzących z innych dziedzin matematyki.
Reguły czterech podstawowych działań arytmetycznych okazują się niemożliwe
do dowiedzenia tylko w ramach arytmetyki. Twierdzenia geometrii i algebry zawsze w końcu opierają się na jakichś założeniach, których w ogóle nie daje się uzasadnić, albo muszą one sięgać do innych działów matematyki, gdzie znowu wynikają z określonych założeń. W ten sposób matematyka, dotychczas królowa nauk ścisłych, stała się nagle zbiorem twierdzeń wysnutych bardziej z intuicji i doświadczenia niż z jednoznacznych reguł logiki.
Czy w tej sytuacji możemy się dziwić, że Gödel, podobno z natury skłonny do dziwactw, uznaje to za dowód istnienia porządku przedustawnego, jakiejś inteligencji, czyli Boga, który narzucił światu określone reguły? Stąd właśnie miałaby wynikać obserwowana niedowodliwość niektórych twierdzeń matematycznych.
Tyle Gödel. W gruncie rzeczy austriacki matematyk jedynie powtarza drogę swoich poprzedników. Wzorem Augustyna i Anzelma zakłada, że Bóg musi być szczytem doskonałości i takiego Boga, na miarę swoich wyobrażeń, poszukuje. A przecież to stara wizja platońska czy neoplatońska, której jedynym potwierdzeniem jest wiara. To nie wystarczy, jeżeli mamy pretensje do naukowości.
Do pewnego stopnia Gödel przypomina więc Spinozę z jego geometryczną wizją świata i Bogiem jako najwyższą symetrią i najwyższą jednią, bo tak pasuje autorowi do wstępnych założeń o strukturze świata. czy jednak mamy prawo tak kształtować wizerunek Boga? Skąd wiemy, że świat jest zorganizowany w jakąś drabinę z absolutną doskonałością na szczycie?
Równie nieuzasadnione jest umieszczanie Boga w strefie jeszcze nie poznanej i niezrozumiałej. Gödel, chyba bezwiednie wzorując się na św. Tomaszu, dostrzega Istotę Najwyższą tam, gdzie kończy się jego wiedza. Dokładnie taki proces mogliśmy już obserwować w przypadku Tomasza, którego argumenty bazowały na nieznajomości praw termodynamiki i zasady zachowania energii. Tomasz nie rozumiał, a skoro nie rozumiał, tam właśnie musiała być najwyższa Boża mądrość.
Idąc za Tomaszem, Gödel założył w dodatku, że Bóg powinien być praprzyczyną świata, a zatem od Istoty Najwyższej winny pochodzić wszelkie reguły rządzące kosmosem (dawniej uznawano, że Stwórca ręcznie i doraźnie steruje losami wszechświata). Znowu jest to zaledwie wyobrażenie przejęte z religii, któremu brak poparcia, zarówno w logice, jak też w danych empirycznych. Nauki doświadczalne w poznanej już części rzeczywistości odrzuciły wcześniejsze hipotezy o ingerencji z zaświatów. Nie mamy więc prawa naszej nieznajomości praw rządzących światem uważać za przejaw boskości. To tylko nasza niewiedza.

Fakty i Mity, nr 26/2001


 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1735)
 (Ostatnia zmiana: 03-08-2002)