Spis treści:
Spokojnie i rzeczowo
Jak minął 1993 rok
Wycofać "Życie i miłość"
„Życie i miłość". Projekt religijnej indoktrynacji O aborcji w Kanadzie
Stanowisko Stowarzyszenia „Neutrum"...
Komu zamyka drogę konkordat
Nie lekceważmy wyborów samorządowych
Drobiazgi
Bez wzajemności? W Episkopacie bez przełomu
Mamy nową siedzibę!
Powiedzieli W „Bez Dogmatu" znajdziecie...
*
SPOKOJNIE I RZECZOWO
Z prof. dr hab.
Krzysztofem Dołowym, posłem Unii Demokratycznej, wiceprzewodniczącym Frakcji
Społeczno-Liberalnej, członkiem „Neutrum" rozmawia Tomasz Mardal.
-
Jest pan jedynym członkiem stowarzyszenia „Neutrum" w parlamencie. Czy
stowarzyszenie jest tam znane?
-
Znam polityków, którzy o „Neutrum" wiedzą. Sądzę również, że
stowarzyszenie jest znane w Episkopacie, i to nawet lepiej, niż w parlamencie.
-
Jaki jest stosunek posłów Unii do
postulatu neutralności światopoglądowej państwa? — W Unii popularna jest teza, że partie ideologiczne się przeżyły. Wydaje mi
się, że nie jest to prawda. Według standardów europejskich partie dzielą się
na chadeckie i konserwatywne, liberalno-centrowe oraz socjaldemokratyczne lub
socjalistyczne. W niektórych państwach są jeszcze partie agrarne. Do tego
dochodzą komuniści i faszyści. I wszystkie te ugrupowania mają ściśle określoną
ideologię, a w każdym razie lepiej lub gorzej zdefiniowane stanowisko wobec
fundamentalnych problemów światopoglądowych. Tego w Unii nie ma, bo jest ona
właśnie unią, tj. dość luźnym połączeniem ludzi, którzy działali kiedyś w opozycji, i wtedy było ważniejsze, że byli za wolnością, niż — jaka ta
wolność ma być. To pytanie pojawia się teraz i unioniści odpowiadają na
nie w wyraźnie różny sposób. Uznałbym, że jedna trzecia członków Unii to
zwolennicy państwa neutralnego światopoglądowo. Około jednej czwartej to
zwolennicy jakichś wizji konserwatywno-chadeckich, a u konserwatystów tradycja
zawsze odgrywa rolę, w Polsce — tradycja katolicka. Ludzie ci nie używają
retoryki klerykalnej w rodzaju „Polak-katolik" — to się w Unii nie mieści,
niemniej neutralność światopoglądowa państwa jest przez nich zwalczana. W środku znajduje się grupa, która uważa, że trzeba kierować się
pragmatyzmem, a jeśli pytanie o światopogląd jest niewygodne, to nie należy
na nie odpowiadać. Ja się z tym nie zgadzam.
-
A jak jest w innych partiach?
-
Myślę, że w innych partiach nie ma absolutnej czystości w tej sprawie, i problem neutralności światopoglądowej państwa będą one traktowały zależnie
od tego, czy to będzie im politycznie wygodne. Członkowie niektórych partii
nie wiedzą właściwie, o co chodzi, na przykład w PSL, i w ich decyzji
odgrywa rolę tylko aspekt polityczny. Może około 20% ludzi jest tam świadomych
wagi problemu. Myślę, że SLD jest w znacznym stopniu za neutralnością światopoglądową,
ale u nich także może zwyciężyć jakiś pragmatyzm.
-
Zofia Kuratowska, która jest przewodniczącą
Frakcji Społeczno-Liberalnej, powiedziała, że „nikomu nie powinien
przeszkadzać krzyż w Senacie". Czy pragmatyzm zwycięża także we frakcji?
-
Mnie ten krzyż przeszkadza. Ważniejsze jest jednak wprowadzenie do konstytucji
zapisu, że w instytucjach i urzędach publicznych nie powinno być krzyży, niż
rozpoczynanie wojny w tej sprawie przed uchwaleniem konstytucji. Sądzę, że właśnie
to miała na myśli Zofia Kuratowska. Neutralność światopoglądowa państwa
jest jednym z podstawowych punktów w naszym programie, który został spisany w momencie łączenia się w Unię Demokratyczną. Większość z nas była raczej
przeciwna temu połączeniu i likwidacji ROAD. Byłem jego założycielem, i ROAD w Warszawie był właśnie raczej neutralny światopoglądowo, ale np. w Krakowie nie, więc podział Unia — ROAD nie jest całkiem czysty. ROAD był
rodzajem nieideologicznej opozycji skierowanej przeciwko wojnie na górze i siekierce Wałęsy i miał odcień zależny od tego, jaka ta opozycja w danym
miejscu była. Frakcja jest zdecydowanie za neutralnością światopoglądową
państwa i nie przehandluje tego za żaden doraźny zysk polityczny. Jesteśmy
15-procentowym marginesem Unii, ale około jednej trzeciej ma poglądy zbliżone
do naszych, na przykład Barbara Labuda, która nie należy do naszej frakcji.
Członkowie frakcji są zwykle nieco bardziej aktywni od pozostałych unitów,
co trochę wzmacnia oddziaływanie naszej grupy.
-
Czy wśród czołowych polityków Unii są
nasi sprzymierzeńcy? Chyba nie należy do nich Jan Maria Rokita...
-
Rokita wymyślił, że sojusz z Kościołem da mu w przyszłości władzę, i to
chyba jest jego główna motywacja. Wysoko cenię Rokitę: jest pracowity, świetnie
mówi, pokona w demagogicznych polemikach większość oponentów — trzeba
bardzo uważać dyskutując z nim. Rokita ma pewną wizję kraju, moim zdaniem
niesłuszną, bo elektoratu konserwatywnego nie ma w Polsce. Jest elektorat
endecki, ale o nim na razie Rokita nie myśli. Jeśli jednak będzie chciał
zrobić partię masową, to nie ma innego wyjścia — to musi być albo
neo-endecja, albo margines konserwatywnych chadeków, kilkuprocentowy, bez możliwości
rządzenia. Do tej grupy trzeba też zaliczyć Suchocką i Syryjczyka. Dość
bliski tej opcji jest Tadeusz Mazowiecki. Jest on bardzo silnie duchowo związany z Kościołem, ale trochę innym, niż nam się objawił w okresie władzy ZChN,
tolerancyjnym i otwartym. Wyraźnie jest to raczej człowiek chrześcijaństwa
niż neutralności światopoglądowej państwa. Kuroń moim zdaniem jest po
naszej stronie, a reszta bardzo starannie ukrywa swoje poglądy w tej sprawie.
Jestem głęboko przekonany, że sympatyzują z nami — choć nie chcą się do
tego publicznie przyznawać — Geremek, Lityński, a może nawet Wujec. Ludzie
ci tworzą środek Unii i są bardziej zajęci tym, żeby przetrwała ona jako
całość. Ich próba zaangażowania się po jednej stronie wzmacniałaby wyraźny
podział partii na dwa skrzydła, a więc stymulowała jej rozpad.
-
W jakim kierunku zmierza Unia?
-
Unia nie czuje się dobrze, podobnie jak inne partie w Polsce. Np. w Holandii
czy Niemczech do partii należy około 8-10% ich wyborców, co by oznaczało, że
Unia powinna mieć około 150 tysięcy ludzi — ma zaś z 15 tysięcy i to z trudem. Polskie partie nie są zakorzenione w społeczeństwie tak, jak to jest
na Zachodzie, a więc nie jest u nas dobrze z całym systemem partyjnym. A oprócz
tego jest oczywiście pytanie, czy Unia się nie rozpadnie. Przez długi czas
uważałem, że Unia powinna się jasno określić światopoglądowo; później
doszedłem do wniosku, że na scenie politycznej — szczególnie po klęsce
innych partii — jedność Unii może być pewną wartością. Obecnie wydaje
mi się, że Unia powinna być unią dwóch partii: konserwatywno-chrześcijańskiej i socjal-liberalnej. To pozwoliłoby im jasno mówić: o gospodarce prawie wspólnie, o problemach światopoglądowych — różnie. Moglibyśmy więcej zdziałać
jako unia dwóch partii niż jako jedna partia, mówiąca niewyraźnym głosem w wielu sprawach. Obecnie łączymy się z liberałami, ale był taki dowcip we
„Wprost", że po to się łączymy, aby się ponownie podzielić na części.
-
Jak głosowałby obecnie Sejm i Unia w Sejmie w istotnych dla nas sprawach, czyli legalizacji usuwania ciąży ze
wskazań społecznych?...
-
Ta poprawka jest wniesiona i wejdzie pod obrady w marcu. Wniosek podpisało na
wyścigi 202 posłów, przy czym nie wszyscy byli obecni; a potrzeba tylko piętnastu.
Ma więc ona znaczne szanse, choć głosowanie będzie w stosunku 6:4. Za — będą:
SLD, UP, jedna trzecia, a może nawet połowa posłów Unii, może pojedynczy
posłowie PSL, co daje jakieś 270 — 280 głosów.
-
...i usunięcia „wartości chrześcijańskich" z ustawy o radiu i telewizji?
-
To chyba łatwo by przeszło. Unia była prawie cała przeciwko temu, a teraz
nie ma powodu, aby głosować inaczej. To samo byłoby w SLD, UP, części PSL i może części BBWR.
-
Czy posłowie Unii złożą wniosek o ich
usunięcie?
-
To byłby krok niekoniecznie korzystny taktycznie. Rzeczywiście możemy o to
wystąpić, jest to łatwe. Poprawka aborcyjna jest jednak ważniejsza, bo
ustawa antyaborcyjna powoduje straszne spustoszenia, dzieciobójstwa, turystykę
aborcyjną itd. Przepis o „wartościach chrześcijańskich" jest natomiast
całkowicie martwy na skutek zmian politycznych, które zaszły, i zostanie
usunięty w trakcie prac nad nową konstytucją.
-
Grupa posłów zwróciła się ostatnio do
marszałka Sejmu, aby poprosił rzecznika praw obywatelskich o opinię w sprawie
zgodności konkordatu z konstytucją i umowami międzynarodowymi. Z posłów UD
pod wnioskiem podpisała się tylko Barbara Labuda. Dlaczego pan się nie
podpisał?
-
Jeżeli konkordat zostanie wniesiony pod obrady Sejmu, to my sami tego zażądamy, i nie potrzebujemy pośrednictwa Oleksego, który będzie swoje działanie uzależniał
od gry politycznej. Posłowie mogą się przecież sami zwracać do rzecznika i jeżeli SLD ma teraz kłopoty, bo się wstydzi odrzucić konkordat, to niech
tego nie robi naszymi rękami.
-
Jakie będą dalsze losy konkordatu?
-
Konkordat być może będzie wniesiony i wejdzie pod obrady w marcu. Jak nam tłumaczył
profesor Geremek, są trzy możliwości wniesienia konkordatu pod obrady Sejmu:
albo rząd wniesie o ratyfikację konkordatu w całości, albo rząd wystąpi z wnioskiem o podjęcie uchwały w sprawie zatwierdzenia konkordatu, albo rząd
wniesie o podjęcie uchwały w sprawie konkordatu i protokołów dodatkowych. Każdy z tych przypadków oznacza inne głosowanie. W pierwszym, najbardziej skrajnym
przypadku, stosunek głosów w Sejmie jest mniej więcej pół na pół. Tylko pół
na pół dlatego, że — jak sądzę — część SLD będzie z powodów
taktycznych nieobecna. Przeciwko konkordatowi będzie prawdopodobnie UP, najwyżej
jedna trzecia posłów Unii, najwyżej pojedynczy posłowie z PSL, i jeśli
absencja w SLD będzie znaczna, to mamy razem 220-230 głosów. Konkordat z protokołami dodatkowymi, które by wyjaśniały wątpliwości, może przejść
wyraźnie, przy czym zależy to od tychże protokołów dodatkowych. Tak więc
wynik głosowania nad konkordatem nie jest oczywisty, ale nie jest też
oczywiste, że prezydium Sejmu wprowadzi konkordat pod obrady, bo rząd może go
skierować, a prezydium Sejmu może opóźniać wprowadzenie go pod obrady. Mnie
osobiści w konkordacie nie odpowiada to, że on w ogóle jest. Uważam, że
najpierw konstytucja powinna zdecydować, jakie są moje prawa, np. czy religia w ogóle może być w szkołach i czy katecheci w ogóle mogą być opłacani z moich podatków. Pomysł konkordatu, który by cokolwiek w tej sprawie przesądzał
przed konstytucją, jest dla mnie wręcz obraźliwy. Jeżeli zostanie
konstytucyjnie uchwalone, że tylko katolik to prawdziwy Polak, że należy płacić
na utrzymanie katechetów i religia ma być w szkołach, to trudno, jest to
decyzja konstytucyjna — mogę wyjechać z kraju, albo zostać i kontestować.
Natomiast załatwianie tego na poziomie umowy międzynarodowej przez niewielką
zresztą grupę osób, i wypowiedzi, że to jest wzór dla konstytucji, uważam
za szczególnie niebezpieczne i niepokojące. Po raz pierwszy od 50 lat możemy
napisać konstytucję bez wtrącania się obcych mocarstw i jest niefortunne,
abyśmy zajmowali się najpierw konkordatem, który narzuca pewne rozwiązania
konstytucyjne.
-
Co może w obecnej sytuacji zdziałać
„Neutrum"?
-
Moim zdaniem siły walczące o neutralność światopoglądową państwa powinny
przede wszystkim złagodzić ton. Byliśmy w tragicznie oblężonej twierdzy
jeszcze przed wyborami i dominacja ZChN w radiu, telewizji, parlamencie, MEN i kulturze była straszna. Kościół do tego się przyczynił, dopuszczając do głosu
najbardziej prozetchaenowskich księży i pozwalając im się bezkarnie
wypowiadać. Wynik wyborów odwrócił tę sytuację i dalsza krytyka Kościoła,
szczególnie tym samym językiem, jest odbierana źle. Martwi mnie, że część
działaczy nie orientuje się w politycznej cienkości tej sprawy. Po pierwsze — nie szkodzić, to znaczy nie używać agresywnego tonu, bo na to nie pora.
Racja jest po stronie zwolenników państwa neutralnego światopoglądowo, to
nie ulega dla mnie kwestii. Walczymy jednak z przeciwnikiem, który właśnie
zmienił metody działania na lepsze, i próbuje przekonać do swoich racji, a nie zakrzyczeć i wymyślać od „ujadających kundelków", co było wyraźnym
błędem poprzedniego okresu. Musimy stosować te same metody lub używać nawet
łagodniejszego tonu. Dzisiaj jest to trudne, bo przeciwnicy osiągnęli już
bardzo dużo i chcieliby się okopać na swych pozycjach. Teraz trzeba używać
języka rzeczowego. Prawniczego. „Neutrum" powinno analizować poszczególne
punkty konkordatu, wskazywać problemy z ich interpretacją i sugerować wyjaśnienie
tych spraw w protokole dodatkowym, żeby ewentualny konkordat w ogóle mógł być
do przyjęcia. Oczywiście, ja się w ogóle nie zgadzam z pomysłem konkordatu,
ale jeśli już on w ogóle ma być, to niech przynajmniej nie będzie
niebezpieczny dla otoczenia.
*
JAK MINĄŁ 1993
ROK
7 stycznia. Sejm
przyjął ustawę „O ochronie płodu ludzkiego, planowaniu rodziny i warunkach
dopuszczalności przerywania ciąży". W dniu głosowania do parlamentu przybył
prymas Józef Glemp.
30 stycznia. Senat przyjął sejmowa
wersję ustawy antyaborcyjnej. Zabrakło jednego głosu do przyjęcia poprawki
dopuszczającej aborcję z powodu trudnej sytuacji życiowej kobiety.
2 lutego. „Chciałbym powitać w tej chwili cały parlament Rzeczypospolitej, lecz obawiam się, iż
zadeklarowani fundamentaliści ateistyczni, liberalni, permisywiści czy nihiliści
mogliby się obrazić" — powiedział o. Jan Pach do uczestników IV
Pielgrzymki Parlamentarzystów na Jasną Górę.
3 lutego. W stolicy Beninu Jan Paweł
II skrytykował przywódców niektórych państw muzułmańskich za narzucanie własnych
praw wyznawcom innych religii.
7 lutego. Niedawno przegłosowana w Sejmie ustawa spowoduje „zabijanie dzieci na godzinę przed porodem"
stwierdziła — jako lekarz — posłanka Bogumiła Boba podczas
telekonferencji z udziałem Zbigniewa Bujaka.
9 lutego. Rada Ministrów przyjęła
deklarację, że od 1 maja Polska będzie uznawać kompetencje Komisji i Trybunału
Praw Człowieka w Strasburgu. Wicepremier Goryszewski na znak protestu opuścił
salę obrad.
9 lutego. Według badań CBOS (z
15-17 stycznia) Kościół po raz pierwszy uzyskał więcej ocen negatywnych
(46%) niż pozytywnych (41%) ["Życie Warszawy"].
26 lutego. Papież wezwał bośniackie
kobiety, żeby nie przerywały ciąży pochodzących z gwałtu.
28 lutego. Mniejsze wspólnoty kościelne,
które w okresie socjalizmu „musiały zachować lojalność wobec reżimu i podlegały infiltracji agentów politycznych" nie mogą publicznie wystąpić z promocją wartości chrześcijańskich, bo to pociąga za sobą konfrontację z ideologią utrwaloną w mass mediach — powiedziała w warszawskim kościele
Św. Krzyża prymas Józef Glemp.
3 marca. W olsztyńskiej prasie pojawiły się ogłoszenia o czterodniowych
wyjazdach aborcyjnych do Kaliningradu. Cena wycieczki: 200 dolarów.
5 marca. W Krakowie firmę Benetton
zmuszono do opuszczenia budynku, który należy do organizacji kościelnej.
15 marca. Weszła w życie ustawa
antyaborcyjna.
1 kwietnia. Abstynentem nie kestem — wyznał senator Porozumienia Ludowego Henryk Czarnocki, przeciwko któremu
prokuratura prowadziła dochodzenie za spowodowanie wypadku w stanie nietrzeźwym.
Senat pozbawił go immunitetu. Henryk Czarnocki był inicjatorem zawieszenia
krzyża w Sali Senatu.
8 kwietnia. „Nie do przyjęcia jest
stawianie katechezy ukazującej zbawczą moc Krzyża przed Trybunałem
Konstytucyjnym" — stwierdził prymas podczas mszy w archikatedrze
warszawskiej.
15 kwietnia. „Kościół ingeruje w sferę trzech władz: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej" — powiedział
na konferencji prasowej prof. Tadeusz Zieliński.
20 kwietnia. Trybunał Konstytucyjny
uznał, że jedynie trzy z ośmiu zakwestionowanych przez rzecznika praw
obywatelskich zapisów MEN w sprawie nauczania religii w szkole naruszają
prawo.
7 maja. „Nauczyciel w szkole też
powinien móc uderzyć dziecko, jeśli tego wymaga utrzymanie dyscypliny" -
stwierdził poseł Marek Jurek sprzeciwiając się umieszczeniu w projekcie
Karty Praw i Wolności zapisu o zakazie kar cielesnych.
26 maja. Prokuratura rejonowa w Zamościu
aresztowała pośrednika w handlu dziećmi. Niemowlęta kupowano za co najmniej
15 mln zł i za wielokrotność tej sumy sprzedawano do Kanady i Niemiec.
6 czerwca. Nasze media nie są chrześcijańskie,
jest w nich bardzo dużo szkodliwych i zepsutych treści — powiedział na
wiecu Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej w Krakowie Krzysztof Zanussi.
Chodziło mu zwłaszcza o popularne seriale, w których „nie ma nic
metafizycznego i boskiego".
17 czerwca. Według badań OBOP z 7 i 8 czerwca wzrosło zaufanie społeczne jedynie do rzecznika praw obywatelskich
["Gazeta Wyborcza"].
28 lipca. Rząd polski podpisał
konkordat między Rzecząpospolitą Polską a Stolicą Apostolską.
15 sierpnia. Przeciwko pornografii i „powszechnej propagandzie seksu" wystąpił prymas Józef Glemp podczas
uroczystości w Częstochowie. „Erotyzm podrzucany oczom i uszom młodego człowieka
wywołuje zamglenie psychiczne" — stwierdził.
24 sierpnia. Na wniosek ministra
edukacji Zdobysława Flisowskiego (ZChN) z Narodowego Programu Zdrowia wykreślono
program edukacji seksualnej „Sami sobie" prowadzony przez uczennice szkół
dla pielęgniarek i położnych.
24 sierpnia. Zastępca prokuratora
wojewódzkiego Jerzy Ziętek zlecił komendantowi stołecznemu policji podjęcie
czynności śledczych wobec biur podróży podejrzanych o umożliwianie kobietom
dokonywania aborcji za granicą.
10 października. Według ogólnopolskiego
sondażu CBOS (20-25 X) wzrosła aprobata dla Kościoła katolickiego: z 40% w sierpniu do 49% w październiku ["Życie Warszawy"].
7 listopada. „Doceniając rolę Kościoła
katolickiego w Polsce i względy historyczne w najbliższej przyszłości w porozumieniu z przedstawicielami Stolicy Apostolskiej podejmiemy niezbędne
kroki dla pomyślnego zakończenia procesu ratyfikacji podpisanego już
konkordatu" — powiedział Waldemar Pawlak w exposé.
1 grudnia. Obchody Światowego Dnia
AIDS; w Polsce pod spóźnionym o kilka lat hasłem „Czas działać".
3 grudnia. Do laski marszałkowskiej
wpłynął projekt zmian w ustawie antyaborcyjnej przygotowany przez
Parlamentarną Grupę Kobiet, podpisany przez 202 posłów. Aborcja byłaby
dopuszczalna także u kobiet znajdujących się w „ciężkich warunkach życiowych
lub trudnej sytuacji osobistej".
10 grudnia. 89 posłów SLD skierowało
do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o stwierdzenie zgodności z konstytucją
zapisu o respektowaniu wartości chrześcijańskich w ustawie o radiofonii i telewizji.
14 grudnia. III Krajowy Zjazd Lekarzy
przyjął zmiany w kodeksie etyki lekarskiej sprawiające, że zapisy kodeksu
przestały kolidować z ustawą dotyczącą dopuszczalności aborcji.
*
WYCOFAĆ "ŻYCIE I MIŁOŚĆ"
Warszawa, 7 III 1994
Minister Edukacji
Narodowej
Prof. Aleksander Łuczak
Panie Ministrze,
Stowarzyszenie „Neutrum" zwraca się do Pana z uprzejmą prośbą o wycofanie ze szkół książek Wandy Elżbiety Papis z cyklu „Życie i miłość".
Przesyłamy w załączeniu recenzję tych książek. Z recenzji tej w oczywisty
sposób wynika, że program „Życie i miłość", przeznaczony zarówno dla
wierzących jak i niewierzących dzieci, jest w istocie przeniesieniem elementów
nauki religii na godziny wychowawcze. Dowodzi tego na przykład opowiadanie
„Czego uczniowie dowiedzieli się na religii?" („Wzrastam w mądrości",
s. 80-82), zwierające stwierdzenie, że człowiek, który „zaciemnia i niszczy obraz Boży w sobie" traci swoją godność, oraz myśl, że niewierzący
ma także swoją godność, gdyż „może odpowiedzieć na Bożą miłość i przez nawrócenie uczestniczyć w życiu Trójcy Świętej".
Wprowadzenie do szkół wymienionego podręcznika jest sprzeczne z obowiązującymi
ustawami i stanowi oczywisty dowód dyskryminacji światopoglądowej. Mamy
nadzieję, że zechce Pan podjąć szybkie działania w celu rozwiązania tego
problemu, w przeciwnym bowiem razie musielibyśmy wystąpić w tej sprawie do sądu.
Sugerujemy również zmianę składu komisji decydującej o doborze zalecanych
przez MEN podręczników, komisji konkursowej, a także weryfikację
nagrodzonych ostatnio książek, które budzą wiele kontrowersji wśród
specjalistów.
Oczekujemy na pozytywne rozpatrzenie naszych wniosków.
Za prezydium Zarządu Krajowego
Czesław Janik
Anna Wolicka
*
"ŻYCIE I MIŁOŚĆ"
PROJEKT RELIGIJNEJ INDOKTRYNACJI NA GODZINACH
WYCHOWAWCZYCH
Po przywróceniu — w sposób bulwersujący opinię
publiczną — nauczania religii w szkołach Ministerstwo Edukacji Narodowej w dalszej swej działalności prezentowało tę samą tendencję, broniąc się
skutecznie przed nałożonym na nie przez (antyaborcyjną) ustawę obowiązkiem
wprowadzenia do programu szkolnego wychowania seksualnego. Służyć temu miała
koncepcja, w myśl której problematyka ta, zamiast stanowić odrębny
przedmiot, byłaby omawiana na godzinach wychowawczych, na lekcjach języka
polskiego oraz na religii. W tym kontekście należy widzieć autorski program
wychowania dzieci i młodzieży pani Wandy Elżbiety Papis, zatytułowany Życie i miłość i nagrodzony w konkursie Ministerstwa Edukacji Narodowej. Ukazała
się właśnie pierwsza z zaplanowanych pięciu kolejnych książek
przeznaczonych dla ucznia, p.t. Wzrastam w mądrości. Jest ona „zalecana przez Ministra Edukacji Narodowej do użytku
szkolnego i wpisana do zestawu książek pomocniczych do realizacji programu w ramach godzin wychowawczych na poziomie szkoły podstawowej", a zdaniem
jednego z recenzentów, prof. dr hab. Władysława Kupiszewskiego z Instytutu Języka
Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego, „w pełni zasługuje, by stała się
obowiązującym podręcznikiem wychowania w szkole podstawowej". Wraz z nią
ukazał się tejże autorki poradnik dla nauczyciela p.t. Jak
realizować autorski program wychowania dzieci i młodzieży ŻYCIE I MIŁOŚĆ,
zawierający ogólny plan całego programu i dodatkowo "zarys konspektów do
części I: WZRASTAM W MĄDROŚCI". Dotowany przez MEN nakład 7 500
egzemplarzy każdej z tych książek przeznaczony jest do bezpłatnego kolportażu. W tej sytuacji nie można książek tych traktować jedynie jako przejawu
radosnej twórczości pani Papis. Stanowią one bowiem zarazem świadectwo
polityki MEN i jako takie budzą niepokój.
Program wychowania dzieci i młodzieży Życie i miłość jest bardzo ambitny. Stawia on sobie za cel „inspirowanie
rozwoju przez umocnienie w dzieciach i młodzieży właściwego fundamentu
opartego na uniwersalnych wartościach ogólnoludzkich" i „zakłada w świetle
prawdy przyjrzenie się ludzkiej naturze i w niej szukanie wskazań do
wychowania i samowychowywania". Jego autorka zna tę prawdę, mianowicie
„prawdę o człowieku jako osobie", którą rozumie w świetle religijnego
dogmatu o człowieku jako „utworzonym na obraz i podobieństwo Boga". W związku z tym inspirowany chrześcijańskim stanowiskiem religijnym program przeznaczony
do realizacji na godzinach wychowawczych zamiast być, jak można by tego
oczekiwać, programem edukacji seksualnej, jest faktycznie programem
rozszerzenia nauki religii na godziny wychowawcze. Autorka we wstępie zatytułowanym
Założenia programowe
usiłuje to ukryć za pomocą deklaracji. Pisze mianowicie o swoim programie, że
„nie przemilcza on faktu istnienia religii, choć nie zamierza wchodzić w zakres jej przedmiotu", z drugiej zaś strony sugeruje, że fundament, na którym
chciałaby oprzeć wychowanie dzieci i młodzieży, ma charakter filozoficzny,
„w wychowaniu bowiem — brak podstawy filozoficznej oraz irracjonalne,
magiczne podejście do życia — są przyczynami niezrozumienia siebie i świata,
zatrzymania w rozwoju, a nawet staczania się ku przestępczości i wandalizmowi". Na pozór deklaracja ta ma pokrycie w zawartości obu książek, w których bardzo niewiele miejsca poświęca się właściwej problematyce związanej z płciowością człowieka, a główny nacisk położony jest na rozwijanie
owej ogólnej podstawy, mającej jak gdyby rzeczywiście filozoficzny charakter.
Tyle tylko, że — konkretnie biorąc — autorka inspiruje się w tym względzie
średniowieczną filozofią św. Tomasza z Akwenu, która będąc chrześcijańską
recepcją filozofii Arystotelesowskiej, nie ma w odróżnieniu od swego
pierwowzoru charakteru autonomicznego, ale obraca się w kręgu prawd o charakterze religijnym, stanowiących z góry przyjęte ramy dla filozoficznej
refleksji, zgodnie z zasadami tzw. metody scholastycznej.
Dla zorientowania się w teologicznej tendencyjności „filozoficznego"
wywodu autorki, nie trzeba wcale być specjalistą w tej dziedzinie. Oto
charakterystyczna próbka: „Poszczególne przyczyny — ogniwa tego łańcucha — są więc przekazicielami istnienia. Posuwając się myślą w dal starożytny
filozof Arystoteles doszedł do Pierwszej Przyczyny, która udziela siły i mocy
wszystkim innym. Jest to przyczyna wszystkich przyczyn, czyli PRZYCZYNA
PIERWSZA". Na następnej lekcji nie ma już jednak śladu podejścia
historyczno-filozoficznego i mimochodem sugeruje się uczniowi, że pojęciowa
abstrakcja, jaką jest Pierwsza Przyczyna, to byt osobowy: "Rzeczy realne oraz
człowiek uczestniczą w istnieniu na świecie na pewien określony czas. To
znaczy, że otrzymali istnienie. A teraz, gdy pójdziecie do domu, zastanówcie
się, od kogo"..." Na kolejnej godzinie wychowawczej ten ktoś nazwany
zostaje Dawcą Istnienia. I od tej pory jest ON centralną postacią całego
programu wychowawczego. Ciekawy jest pot tym względem rysunek zatytułowany Mój
portret, przedstawiający owalne lustro w bogato zdobionej ramie, opatrzone i góry napisem: DAR DAWCY ISTNIENIA.
Żeby nie było wątpliwości, że nie chodzi tu o matkę ani o ojca, zostaje od
razu wyjaśnione, iż "Dawca Istnienia nie może mieć ani początku ani końca.
On zawsze JEST". Elementarna przyzwoitość Intelektualna nakazywałaby
poinformować uczniów, że na gruncie filozofii (co wskazuje zapewne na to, iż
jest to raczej grunt bagnisty niż opoka) uważa się jednak na ogół za obowiązującą
Kantowską krytykę wszelkich dowodów na istnienie Boga, w tym również i tego, do którego nawiązuje w swoim wywodzie autorka. Z tego punktu widzenia
istnienie Boga (nazwanego przez panią Papis dla niepoznaki Dawcą Istnienia) może
być jedynie przedmiotem religijnej wiary.
Zgodnie z zapowiedzią autorka nie przemilcza w swym programie faktu istnienia
religii. W opowiadaniu p.t. Czego
uczniowie dowiedzieli się na religii? Główny nacisk położony zostaje na
to, iż „godność człowieka pochodzi z tego, że Pan Bóg stworzył go na swój
obraz i podobieństwo". Konsekwencją tej nauki jest jednak pytanie jednego z uczniów: „A czy ktoś, kto nie wierzy w Pana Boga, ma godność czy nie
ma?" Odpowiedź autorki, włożona w usta księdza, może prowadzić do
pewnych wątpliwości w tym względzie. Dowiadujemy się bowiem, że ktoś, kto
„zaciemnia i niszczy obraz Boży w sobie (...) traci swoją godność". I wprawdzie niczego takiego expressis verbis
autorka nie stwierdza, ale łatwo sobie wyobrazić, że może to uczniom podsunąć
myśl, iż podział na wierzących i niewierzących jest jednak w jakimś sensie
podziałem na lepszych i gorszych.
Przechodząc do zagadnień bardziej szczegółowych autorka porzuca abstrakcyjny
filozoficzny wywód i opiera się już bezpośrednio na przesłankach
religijnych. Dotyczy to w szczególności tezy o „godności ciała człowieka",
która stanowi podstawę całego jej programu wychowawczego w odniesieniu do
problematyki związanej z płcią: „Dopiero w Nowym Testamencie przyjęcie ciała
przez Syna Bożego i pośmiertne Jego zmartwychwstanie jako zapowiedź
powszechnego zmartwychwstania ciał nadaje godności ciała człowieka pełny
wymiar. Nic i nikt jaśniej — poza chrześcijaństwem — tego nie tłumaczy". A oto próbka sposobu, w jaki w omawianych książkach mówi się o sprawach płci.
Prozaiczne informacje na ten temat są dosyć ogólnikowe: „Części ciała służące
przekazywaniu życia znajdują się w niższej części naszego tułowia".
Pojawia się za to poetycka metafora oblubienicy jako „ogrodu zamkniętego i źródła zapieczętowanego", do której nawiązując autorka powiada: „U człowieka — tylko u niego — źródło życia jest zamknięte. Pieczęć ta znajduje się w ciele kobiety. Nie występuje u zwierząt. Co prawda, stanowi pewną ochronę,
ale ma znaczenie również symboliczne". Widać tu wyraźną niechęć do
jakiegokolwiek łączenia retoryki dotyczącej godności osoby i w szczególności
jej ciała z konkretnymi, rzeczowymi, obiektywnymi informacjami na temat sfery płciowej
człowieka, tzn. — skoro jesteśmy już przy symbolicznych znaczeniach związanych z narządami płciowymi — do takiego łączenia „rzeczy wzniosłych i niskich jak to, które natura w sposób naiwny wyraża w istocie żywej, łącząc
organ jej najwyższej doskonałości, organ rozrodczy, z organem oddawania
moczu" (co jest cytatem z Fenomenologii
ducha Hegla, dobrego autorytetu w kwestiach filozoficznych).
Swoją recenzję chciałbym zakończyć konkluzją, że autorski program Wandy
Elżbiety Papis Życie i miłość świetnie
być może nadaje się do realizacji we wszystkich szkołach mających w swej
nazwie określenie „katolicka", natomiast zupełnie nie pasuje do szkół państwowych,
podlegających Ministerstwu Edukacji Narodowej, którego pracownikom chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że są urzędnikami państwowymi, a nie
funkcjonariuszami Walczącego Kościoła. Na często spotykane agresywne pytanie
pod adresem obrońców neutralności światopoglądowej państwa, co właściwie
mają przeciw wartościom chrześcijańskim i opieraniu na nich zasad współżycia
społecznego, odpowiem zaś, że akurat katolicka moralność związana ze sferą
płci jest czymś tak specyficznym i tak mało ogólnoludzkim, że mogę z czystym sumieniem, bez żadnych eufemizmów, zadeklarować się jako jej
zdecydowany przeciwnik. Wcale też nie musi mi się podobać filozofia
tomistyczna, która, o ile mi wiadomo, nie stała się jeszcze — po abdykacji
marksizmu — oficjalną filozofią państwową. I w ogóle przeciwny jestem
profanowaniu filozofii jako takiej poprzez aplikowanie jej uczniom szkoły
podstawowej przez nauczycieli bez jakiegokolwiek filozoficznego wykształcenia
(np. przez panią od matematyki, wychowania fizycznego, śpiewu itp., jeżeli
przypadkowo jest ona wychowawczynią klasy). Filozofia, jako wytwór ducha, ma
bowiem dla mnie znacznie więcej godności i stanowi znacznie głębsze
misterium niż narządy płciowe, które autorka chciałaby uchronić przed
dotykaniem brudnymi łapskami, w obawie przed możliwością „zakażenia źródła
życia", powtarzając przy okazji dawno już zarzucone przez większość
seksuologów przesądy o szkodliwości onanizmu.
Przy tych wszystkich absolutnie zasadniczych zastrzeżeniach uznaję jednak
znikomą szkodliwość społeczną omawianego programu, ponieważ, jak sądzę,
nikt nie weźmie go na serio i nie będzie go realizować. O ile mi wiadomo, na
lekcjach wychowawczych nauczyciele mają zwyczaj wypełniać dziennik, załatwiać
bieżące sprawy organizacyjne i wychowawcze, odrabiać zaległości z własnego
przedmiotu itp. i jeżeli nie przymusi się ich do tego w sposób podobny jak
niegdyś do wygłaszania pogadanek z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej,
niczego takiego zapewne robić nie będą. Czyżby Ministerstwo Edukacji
Narodowej tego nie wiedziało? Czyżby było tak samo oderwane od rzeczywistości
jak ów program wychowawczy pani Papis, w samym założeniu anachroniczny i stąd
bez większych szans oddziałania na uczniów, oglądających wszak na co dzień
owo „bagno", jakim jest telewizja?
Światosław Florian Nowicki
Autor jest filozofem (Wydział Filozoficzny Uniwersytetu
Warszawskiego ukończony w 1969 r.), m.in. tłumaczem prac Hegla dla Biblioteki
Klasyków Filozofii PWN.
*
O ABORCJI W KANADZIE
Dr Henry
Morgentaler: TAK
Dla niektórych ludzi aborcja jest równoznaczna z zabójstwem. Jakie jest pana stanowisko w tej sprawie?
O zabójstwie można mówić wówczas, gdy ktoś chce zabić człowieka. W tym zaś wypadku nie chodzi o człowieka. Kobieta, która decyduje się na
aborcję, nie chce zabić dziecka, tylko nie zgadza się na to, aby z embriona
powstało dziecko. Z tych czy innych powodów przeciwnicy aborcji zupełnie
nie potrafią pojąć, że w momencie zapłodnienia istnieje tylko jedna komórka
rozwojowa (...), z której powstanie nie tylko dziecko, ale także łożysko.
Oficjalne stanowisko Kościoła w sprawie aborcji opiera się nie tyle na nauce,
ile na ustanowionym w 1896 r. przez Piusa IX dogmacie, wedle którego dusza wstępuje w zapłodnione jajeczko w chwili poczęcia.
Po jakim czasie powstaje człowiek? W ten sposób nie można stawiać pytania. Trzeba się raczej zastanowić, od
jakiego momentu rozwoju można uważać płód za istotę ludzką. Najważniejszym
kryterium z naukowego punktu widzenia jest rozwój tej części mózgu, która w wyłączny sposób czyni nas ludźmi, czymś absolutnie różnym od wszystkich
gatunków zwierzęcych, umożliwia posługiwanie się mową, twórczość, myślenie
abstrakcyjne, religijne, rozwijanie wiedzy. Dzieje się to około szóstego
miesiąca ciąży.
Chciałbym też skomentować opinię, wedle której kobiety decydujące się na
aborcję robią to dla własnej wygody, ponieważ dziecko byłoby dla nich „kłopotem".
Takie stwierdzenia świadczą o ugruntowanych uprzedzeniach wobec kobiet.
Zazwyczaj kobiety wybierające aborcję nie robią tego dla kaprysu. Trzeba
zrozumieć, że urodzenie dziecka i zajmowanie się nim przez osiemnaście czy
dwadzieścia lato to ogromna odpowiedzialność. Kobiety o tym wiedzą. Dlatego
też decyzja o urodzeniu dziecka nie zawsze jest możliwa ani pożądana.
(Michel
Buruiana: Avortement. Oui et Non.
Wyd. 2. Cap-St.-Ignace, Québec 1989)
Dr Henry Morgentaler jest
sztandarową postacią zakończonej zwycięstwem w 1988 r. walki o prawo do
aborcji w Kanadzie. Za pomaganie kobietom wbrew prawu był sądzony i uniewinniony przez ławę przysięgłych; skazany przez sąd apelacyjny, spędził
kilka miesięcy w więzieniu.
Bp Bernard Blanchet:
NIE
Przypuśćmy, że do księdza biskupa
przychodzi kobieta z niechcianą ciążą. Bierze pod uwagę możliwość
aborcji, ale nie jest jeszcze zdecydowana. Co ksiądz jej powie?
Ponieważ z powodu moich własnych przekonań i wyznawanych wartości jestem
przeciwny aborcji, muszę aktywnie poszukiwać alternatywy, zaproponować
konkretne formy pomocy. Próbowałbym także chronić wolność tej kobiety
przed wszystkim, co utrudniałoby jej dokonanie świadomego, przemyślanego i odpowiedzialnego wyboru. To znaczy, że sam powstrzymałbym się od wszelkiej
niewłaściwej presji. Bo jeśli kobieta ma postępować w sposób
odpowiedzialny, któż inny mógłby podjąć za nią decyzję?… I niezależnie
od jej wyboru, powinienem je pomóc w ponoszeniu konsekwencji zarówno aborcji,
jak donoszenia ciąży.
A w razie gwałtu...
Jeśli o mnie chodzi, tak jak niektórzy poważni moraliści, nie byłbym zdolny
zmuszać kobiety, jeśli sama by tego nie chciała, do donoszenia ciąży
pochodzącej z gwałtu. Żeby kobieta musiała nosić przez dziewięć miesięcy w swoim ciele żywe wspomnienie tak niegodnego i brutalnego czynu… A potem
stale miała przed oczyma twarz dziecka przypominającą rysy gwałciciela...
Wiem jednak, że nawet w takim wypadku różni inni moraliści głoszą prawo
tego dziecka do życia.
Niektórzy przeciwnicy aborcji twierdzą,
że państwo powinno wprowadzać bardziej restrykcyjne ustawodawstwo albo nie
pokrywać kosztów aborcji, między innymi dlatego, że dzięki temu wzrośnie
przyrost naturalny. Co ksiądz biskup o tym sądzi?
Przyznam, że takie argumenty są dla mnie dość żenujące. Sądzę, że jeśli
państwo chce zwiększyć przyrost naturalny, powinno przede wszystkim zająć
się prawdziwymi przyczynami jego zmniejszenia… Innymi słowy, zamiast brać
się za kobiety, lepiej się zastanowić, czemu małżeństwa nie decydują się
na prokreację.
(Michel
Buruiana: Avortement. Oui et Non.
Wyd. 2. Cap-St.-Ignace,
Québec 1989)
Biskup Bernard Blanchet jest
członkiem Komitetu Ekumenicznego Zgromadzenia Biskupów Québecu i przewodniczącym
Komisji Teologicznej Episkopatu kanadyjskiego.
*
STANOWISKO STOWARZYSZENIA "NEUTRUM"
ODDZIAŁU MAŁOPOLSKA WOBEC KONKORDATU
KOMU
ZAMYKA DROGĘ KONKORDAT?
Według Jana Marii
Rokity ogólnie bardzo doby i zgodny z polską racją stanu konkordat w konkretnej kwestii nauczania religii w szkole wprowadza rozsądny
kompromis, gdyż „zamyka drogę do eskalacji żądań tych środowisk
laickich, które chcą wyrzucenia religii ze szkół, ale też uniemożliwia
ekspansję najbardziej klerykalnych środowisk zmierzających do
wprowadzenia obowiązkowego nauczania religii" ["Gazeta Wyborcza",
28 VII 1993]. W rzeczywistości konkordat zamyka drogę przede wszystkim tym dość
licznym środowiskom katolickim, które pragnęłyby powrotu religii do
punktów katechetycznych lub przynajmniej możliwości wyboru miejsca
nauki. Co się zaś tyczy środowisk najbardziej klerykalnych, znalazły
one już sposób na obowiązkowe uczenie religii, wprowadzając jej
elementy do innych przedmiotów szkolnych. Teraz powstała nowa
propozycja: „Domagajmy się przekształcania szkół państwowych, tych
"biurokratycznych kombinatów", w szkoły katolickie, społeczne lub
prywatne, z określoną atmosferą i klimatem. I tak przecież płacimy za
szkołę państwową — wcale nie jest ona darmowa, gdyż jest opłacana z naszych podatków" ["Niedziela", 30 I 1994].
Rząd Pani Premier Hanny Suchockiej w tajemnicy przed społeczeństwem
podpisał tekst umowy międzynarodowej — konkordatu z Watykanem. Nie jest to
sprawa bagatelna; postanowienia konkordatu dotyczą spraw życiowych wszystkich
obywateli. Doszło więc do arogancji rządzących, porównywalnej jedynie z postępowaniem władzy komunistycznej. Przypominając, iż we Włoszech
publiczna dyskusja nad konkordatem trwała 16 lat, możemy z ubolewaniem
stwierdzić jedynie, że odpowiedzialni członkowie rządu H. Suchockiej
posiedli komunistyczne obyczaje załatwienia żywotnych spraw narodu poza jego
plecami.
Tekst konkordatu nie zawiera żadnych zobowiązań Stolicy Apostolskiej wobec
Polski, ale jest w nim wiele zobowiązań wobec Watykanu. Należy podkreślić
symboliczny fakt, iż (w odróżnieniu od konkordatu z 1925 r.) nie nakłada on
na duchownych obowiązku ślubowania na wierność Rzeczpospolitej. Kwestia
lojalności wobec państwa polskiego powinna być sprawą oczywistą i bezdyskusyjną. Co gorsza, w konkordacie brak jakichkolwiek gwarancji lojalności w stosunku do Polski. Wiele wydarzeń z przeszłości przypomina o tym, że
interesy polityczne Stolicy Apostolskiej często bywały sprzeczne z polską
racją stanu. Należy tu przypomnieć: błogosławieństwo papieskie dla
Konfederacji Targowickiej, potępienie polskich powstań narodowych od Kościuszkowskiego
do Styczniowego, wreszcie złamanie przez Watykan postanowień konkordatu z 1925
r. (mianowanie administratorami polskich diecezji osób nie będących
obywatelami polskimi, m.in. biskupa gdańskiego Karola Spletta w 1939 r.).
Sygnatariusze konkordatu ze strony rządowej nie znają ojczystej historii
Inną istotną kwestią jest sprzeczność konkordatu z aktualnie obowiązującymi
ustawami, a przede wszystkim z konstytucją. Nie ulega wątpliwości, że
najpierw winna być opracowana, uchwalona i wprowadzona w życie konstytucja,
choćby tylko z jednego, ale ważnego powodu: jeśli konkordat zawiera ustalenia
dotyczące wyznania rzymskokatolickiego, to konstytucja winna najpierw określić
układ między państwem a wszystkimi obywatelami, bez względu na ich wyznanie. W związku z tym domagamy się i popieramy starania różnych grup i środowisk
idące w kierunku wycofania konkordatu oraz ponownego podjęcia rozmów ze
Stolicą Apostolską i jego renegocjacji. Uważamy też za konieczne rozpoczęcie
publicznej dyskusji nad kształtem przyszłego konkordatu.
Zarząd Oddziału „Neutrum" w Krakowie
*
NIE LEKCEWAŻMY WYBORÓW SAMORZĄDOWYCH
Nie wszyscy zdają sobie sprawę z ogromnych uprawnień,
jakimi dysponują obecnie samorządy lokalne, zwłaszcza jeśli chodzi o swobodę
dysponowania publicznym, a więc naszym wspólnym majątkiem. Już z pobieżnego
przeglądu informacji prasowych wynika, że o decyzjach przesądzają często
względy koniunkturalne lub polityczne, nie zaś dobro lokalnej społeczności.
Pod koniec ubiegłego roku na przykład prasa zamieściła informację, że
radni z warszawskiej Woli zamierzają przeznaczyć nadwyżkę (?!!) budżetową
na dofinansowanie budowy kościołów w tej dzielnicy. W styczniu tego roku
dowiedzieliśmy się, że Rada Woli postanowiła sprzedać Zgromadzeniu Sióstr
Boskiego Mistrza za połowę faktycznej wartości 2,5 tys. m kw. gruntu przy
ulicy Żytniej, tracąc ponad 2 mld złotych. W lutym przeczytaliśmy w „Życiu
Warszawy", że Woli brakuje pieniędzy na świadczenia społeczne: o miliard
mniej będzie można przeznaczyć na dożywianie dzieci w szkołach [16 II].
„Do budowanej przez kuratorium od 10 lat szkoły gmina nie dokłada twierdząc,
że nie ma pieniędzy. W kuratorium powiedziano nam, że bez pomocy gminy szkoły
nie uda się wybudować" [23 II].
Radni z Pragi Południe, którzy mieli zaakceptować lokalizację meczetu dla
polskich muzułmanów zaproponowaną przez prezydenta miasta, wprowadzili w błąd
zainteresowanych mówiąc im, że sprawę rozpatrzą na następnej sesji lub
zaproponują wówczas inne miejsca do wyboru. Kiedy delegacja muzułmanów sobie
poszła, szybko przegłosowali decyzję odmowną. A oto jeszcze garstka przykładów z prasy.
Wojewoda zamojski oddał Kościołowi katolickiemu budynek jedynego w Zamościu
kina. Obiekt ten był budynkiem kościelnym przed 1784 rokiem. Kościół usiłował
odzyskać obiekt przed wojną, ale nie otrzymał zgody władz ["Życie
Warszawy", 24 V 1993].
Radni gminy Żoliborz, sprzeciwiający się budowie hotelu w pobliżu Lasku
Bielańskiego, nie zaprotestowali wcześniej przeciwko budowie w środku tegoż
Lasku trzy razy większego gmachu Akademii Teologii Katolickiej ["Gazeta
Wyborcza", 15 VII 1993].
Radni Otwocka nie zezwolili na prowadzenie przez „Monar" w Śródborowie
domu dla samotnych matek z dziećmi tłumacząc, że zgodziliby się na taki
dom, ale prowadzony przez zakonnice ["Gazeta Wyborcza", 5 I 1994].
Urząd Miasta w Ząbkach odmówił bezprocentowej pożyczki na wyposażenie
miejscowej policji, ale udzielił 200 milionów takie pożyczki księdzu
["Gazeta Wyborcza", 22-23 I 1994].
Bierzmy więc udział w wyborach samorządowych, namawiajmy innych do wzięcia
udziału i postarajmy się przedtem zadać swojemu kandydatowi przynajmniej
jedno pytanie: czy jego zdaniem samorząd lokalny powinien dofinansowywać Kościół?
Pamiętajmy przy tym, że sama przynależność partyjna kandydata nie stanowi
żadnej gwarancji: świadczy o tym chociażby wypowiedź szefa poznańskiej SdRP
Jacka Zientarskiego, że jeśli dla danej gminy najlepszy będzie sojusz
socjaldemokracji z ZChN, to należy go zawrzeć ["Gazeta Wyborcza", 31 I 1994]. Tylko pod jakim względem najlepszy?
A.W.
*
"Św. Teresa uważa niewierzących za
tych, którzy niszczą własne szczęście, którzy trwonią skarb wiary i nadziei, którzy zachowują się jak ci, którzy wbrew rozsądkowi, na złość
innym i wbrew sobie, rujnują swoją przyszłość. Są podobni do tych,
którzy bezmyślnie niszczą nasze klatki schodowe, windy w domach,
trawniki, znaki drogowe i siebie, używając narkotyków".
Mieczysław Gogacz, „Emaus" 1993, nr 2
DROBIAZGI
„Neutrum" przyjęło zaproszenie marszałka Sejmu do
wzięcia udziału w pracach Polskiego Komitetu Obchodów Międzynarodowego Roku
Rodziny 1994 z zaznaczeniem, że pojęcie rodziny oznacza w naszym rozumieniu
wszystkie związki rodzinne, zarówno formalne, jak i nieformalne.
* * *
Wśród odpowiedzi na nasz list w sprawie ratyfikacji
konkordatu (patrz poprzedni numer Biuletynu)
znalazło się pismo marszałka Senatu informujące, że przekazał nasze
stanowisko Senackiej Komisji Spraw Zagranicznych. Zdziwienie nasze wzbudziła
dopiero wiadomość, że podobną odpowiedź otrzymały stowarzyszenia, które
występowały w sprawie nauczania religii w szkołach publicznych. Czyżby nauka w polskich szkołach należała już oficjalnie do spraw negocjowanych z zagranicą?
* * *
Za posiadanie komiksu Seks?
Ojej, co to jest? katecheta jednej z pruszkowskich szkół kazał dzieciom
przepisywać po dziesięć razy „Ojcze nasz", „Zdrowaś Mario" i dziesięć
przykazań. Tak więc do licznych zarzutów wobec tej książeczki,
przytaczanych zwłaszcza w publikacjach tygodnika „Niedziela", można dodać
jeszcze i ten, że służy do obrzydzania dzieciom modlitwy. Tyle że nie było
to akurat intencją wydawcy.
* * *
Profesor Mieczysław Gogacz zakomunikował w telewizyjnej
audycji katolickiej nadanej 4 stycznia, że zamówił mszę wieczystą za
Jerzego Prokopiuka i księdza Tischnera, co jest miarą jego tolerancji dla nich
jako ludzi, ale oczywiście nie dla ich poglądów.
* * *
Pewna osoba zatrudniona w Instytucie Filozofii UW (na
stanowisku technicznym) potępiwszy nasz pogląd na program autorski Wandy Elżbiety
Papis przedstawiony w liście do MEN zaproponowała genialne wyjście
kompromisowe: oddzielne godziny wychowawcze dla dzieci wierzących i niewierzących.
* * *
Dotarła do nas pierwsza informacja o podziałach w rodzinie na tle dopuszczalnych metod antykoncepcji. Chodzi mianowicie o panią,
która dla pewności łyka pigułki antykoncepcyjne, ale w tajemnicy przed mężem,
przekonanym, że oboje stosują „ekologiczne metody naturalne".
*
BEZ
WZAJEMNOŚCI?
"Przybywam
na Jasną Górę jako marszałek Sejmu RP. Jako marszałek jestem zobowiązany
do akcentowania narodowych tradycji. Przebywając w takim miejscu trudno
uniknąć pewnych doznań natury duchowej — powiedział w Częstochowie
marszałek Sejmu Józef Oleksy.
("Gazeta Wyborcza", 21 II)
"Po
wizycie marszałka Józefa Aleksego w Częstochowie podprzeor
klasztoru poproszony o komentarz
stwierdził, że na Jasnej Górze bywali różni ludzie, przejeżdżali
tu nawet Hitler i Frank." ("Życie Warszawy", 22 II)
W EPISKOPACIE BEZ PRZEŁOMU
Prymas Polski Józef Glemp został 10 marca ponownie
wybrany na stanowisko przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, co
niweczy nadzieje wielu katolików na zmiany w polskim Kościele.
Przypomnijmy tu charakterystyczny dla poglądów prymasa Glempa fragment jego
uwag o projekcie dokumentu Prymasowskiej Rady Społecznej z 1988 roku p.t. Poszanowanie
światopoglądów w państwie i społeczeństwie:
„Czy Kościół musi upominać się o prawa ateistów? A w ogóle to z lektury
opracowania odnosi się wrażenie, że ateizm jest trwałym stanem części
ludzkości i domaga się szacunku i ochrony. Nic bardziej fałszywego. Niewiara i ateizm są stanem nienormalnym człowieka, a tym bardziej społeczeństw, bo
osadzonym w fałszu. (...) Nie wszyscy określający się jako niewierzący -
takimi są. Prawdziwych niewierzących chrześcijanin winien szanować, kochać i nawrócić ich do Boga. Natomiast zorganizowanie niewierzących w instytucję
światopoglądową nie może być przez Kościół popierane" [Rzym, 16 lipca
1988 r.].
*
MAMY NOWĄ SIEDZIBĘ!
Od 10 lutego, dzięki grantowi otrzymanemu od German
Marshall Fondation, „Neutrum" ma w Warszawie własny lokal, w którym mieści
się Biuro Krajowe. Nowy adres korespondencyjny i telefon podajemy na pierwszej
stronie Biuletynu. Biuro jest czynne od wtorku do piątku w godzinach 10-14, w poniedziałki odbywają się popołudniowe dyżury w godzinach 17-19.
Jednym z ważniejszych zadań Biura jest zorganizowanie archiwum wycinków
prasowych, banku informacji na temat spraw pozostających w kręgu zainteresowań
naszego stowarzyszenia, a także podręcznego zbioru dokumentów prawnych i innych potrzebnych publikacji. W najbliższym czasie zamieścimy w prasie lokalnej ogłoszenia z prośbą o nadsyłanie informacji o wszelkich przejawach dyskryminacji światopoglądowej, o problemach związanych z nauką religii w szkole, o przenoszeniu elementów
nauki religii na lekcje z innych przedmiotów, o trudnościach związanych z egzekwowaniem prawa do przerywania ciąży w szpitalach państwowych itp.
Wszystkich naszych czytelników prosimy o sygnalizowanie tego typu spraw oraz
przesyłanie wycinków na interesujące nas tematy z prasy lokalnej, która nie
dociera do Warszawy (także regionalnych mutacji gazet ogólnopolskich).
Na podstawie tych materiałów będziemy przygotowywać wystąpienia do
odpowiednich władz, sporządzać raporty dla instytucji i organizacji międzynarodowych,
informować posłów, dziennikarzy i różne współpracujące z nami
stowarzyszenia.
Dyrektorem Biura Krajowego jest Czesław Janik, członek Zarządu Krajowego „Neutrum".
*
POWIEDZIELI:
Waldemar Pawlak w wywiadzie dla „Corriere della Sera": W
Polsce ustawa legalizująca aborcję nie będzie przedmiotem referendum,
gdyż doświadczenie Włoch w tej sprawie nie jest zachęcające.
(„Życie
Warszawy", 28 II 1994)
Przewodniczący Rady Naczelnej ZChN
Krzysztof Kawecki podczas promocji książki Jean-Marie Le Pena:
Chcemy, by głos prawicy narodowej
zabrzmiał głośno i wyraźnie.
(„Życie
Warszawy", 15 II 1994)
Jan Maria Rokita:
Intencją konkordatu jest przerwanie
wojny o wpływy Kościoła.
(„Życie
Warszawy", 2 II 1994)
W najnowszych
numerach miesięcznika kulturalno-politycznego „Bez Dogmatu" znajdziecie Państwo
między innymi następujące teksty:
Nr 4/5
▪ Zapis dyskusji na temat „Spory i wybory polityczne Polaków.
Szanse i zagrożenia liberalnej demokracji w Polsce".
▪ Edward Kasperski: Encyklika.
▪ Bohdan Chwedeńczuk: Świętość,
autorytet, grzech. Trójwładza uzurpatorów.
Nr 6
▪ Dyskusja redakcyjna o konkordacie i pozycji Kościoła w polskim życiu publicznym.
▪ Andrzej Ziabicki: Sens
absurdów konkordatu.
▪ Jan Woleński: Prawa
człowieka a religia.
▪ Bohdan Chwedeńczuk: Liberalna
demokracja w oczach darwinisty.
▪ Wykaz towarów sprowadzanych zza granicy przez
organizacje kościelne.
Numery 1-6 i następny
numer „Bez Dogmatu" można zamówić wpłacając odpowiednią sumę (15 tys.
zł za egzemplarz) na konto bankowe Stowarzyszenia na rzecz Humanizmu i Etyki
Niezależnej: BDK I O/Warszawa nr 330022-53455-132-3 (ze wskazaniem zamawianych
numerów i dokładnym adresem nadawcy).
|