Papież Franciszek rehabilituje teologię wyzwolenia
Autor tekstu: Ksawery S. Piwocki

Zrodziła się teologia wyzwolenia, przypomnijmy, z krzyku rozpaczy milionów ludzi pozbawionych nadziei; zrodziła na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych minionego wieku w Ameryce Łacińskiej; zrodziła z myśli i czynu niewielkiego grona duchownych Kościoła katolickiego tego kontynentu, którzy uznali, że trzeba coś uczynić, aby ludziom przywrócić jednak nadzieję.

Jej wyrazem stały się książki twórców samego pojęcia — teologii wyzwolenia — Peruwiańczyka Gustavo Gutierreza i Brazylijczyka Leonardo Boffy, i ruchu, który stworzyli; a później działalność tych kapłanów, którzy nie zawahali się poprzeć lewicową władzę sandinistów w Nikaragui, aktywnie uczestnicząc w sprawowaniu funkcji publicznych, jak d'Ernesto Cardenal czy Miguel d'Escoto. Teologia wyzwolenia szybko stała się ruchem niezmiernie tam popularnym.

W tym czasie, w 1984 r., Nikaraguę odwiedził Jan Paweł II. „Sandinowski rząd w komplecie z prezydentem Danielem Ortegą — czytamy wielce interesujący tekst Macieja Stasińskiego w "Gazecie Wyborczej" z 16-17 sierpnia 2014 — stawił się na lotnisku, by go uroczyście przywitać.

Papież szedł wzdłuż szpaleru ministrów. Witał się z każdym, ale przy klęczącym Ernesto Cardenalu, sławnym poecie i ministrze kultury, a jednocześnie księdzu, zatrzymał się chwilę dłużej. Gdy ów chciał ucałować papieski pierścień, Wojtyła pogroził mu palcem.

— Ułóż swoje stosunki z Kościołem! — napomniał go głośno. Zdjęcie papieża karcącego księdza-ministra obiegło światowe media jako symbol sprzeciwu Jana Pawła II wobec teologii wyzwolenia.

To wydarzenie przyspieszyło koniec działalności twórców teologii wyzwolenia i całego ruchu skupionego wokół nich. W dzwony trwogi uderzyli bowiem także dyktatorzy tego kontynentu i stojący za nimi posiadacze wielkiego kapitału; uderzyli też miejscowi kościelni kustosze ortodoksji i teologicznej poprawności. Znaleźli w Watykanie tyle uważnego, co dobrego słuchacza w osobie Jozsefa Ratzingera, który łatwo przekonał Jana Pawła II, aby na — uznanych za niepokornych — twórców teologii wyzwolenia nałożyć surowe kary kanoniczne.

"Katolicka zimna wojna — czytamy Macieja Stasińskiego — trwała aż do końca pontyfikatu Benedykta XVI. Jeszcze w 2009 roku Ratzinger pisał, że teologia wyzwolenia 'wywołała bunt, podziały, niezgodę, odszczepieństwo, obrazę i anarchię w Kościele', a jej skutek to 'zdrada sprawy biednych'".



Ale oto wszystko zmieniło się wiosną ubiegłego roku, gdy argentyński kardynał Jorge Bergoglio został papieżem Franciszkiem. Już we wrześniu tegoż roku przyjął w Watykanie Gustavo Gutierreza, a niebawem progi papieskie przekroczy Leonardo Boff. To on w niedawnym wywiadzie dla największego dziennika hiszpańskiego „El Pais" przypomniał, że Kościół nigdy nie był apolityczny, bo jako instytucja społeczna przez wieki uprawiał politykę, tyle że była ona raczej prawicowa i sprzymierzona z tronem. „Dopiero kiedy Kościół ujął się za biedakami, ludźmi bez ziemi, Indianami, potomkami czarnych niewolników, za bezdomnymi i innymi wykluczonymi, oskarżono go o polityczność. A przecież to jest polityka sprawiedliwa, bo broni najsłabszych, których Jezus Chrystus i apostołowie miłowali szczególnie".

Droga do rehabilitacji teologii wyzwolenia i jej twórców została szeroko otwarta. Ukazuje przy okazji zaskakujące drogi, którymi w ostatnich latach podążają dykasterie watykańskie.

Otóż już dziesięć lat temu biskup niemiecki Gerhard Ludwig Müller napisał książkę Po stronie biednych. Teologia wyzwolenia, teologia Kościoła: i nikt nadmiernie o niej nadal by nie słyszał, gdyby nie to, że rok temu, będąc już nowym przewodniczącym Kongregacji Nauki Wiary (tej samej, którą przez wiele lat kierował Jozsef Ratzinger) i z nominacji Franciszka już kardynałem, ta książka wydana po włosku w Watykanie została opatrzona dwoma nazwiskami: Müllera i… Gutierreza.



W Argentynie teologię wyzwolenia nazywa się ,,teologią ludu", a encyklika papieża Franciszka ma nosić — jak słychać — tytuł Błogosławieni ubodzy. Widać jak istotnie zmienia się Kościół, przynajmniej na swych szczytach. To dobra wiadomość dla wszystkich, którzy Kościołowi otwartemu, ubogiemu, nie wynoszącemu się ponad realnie ludzki świat, Kościołowi dialogu z niewierzącymi wreszcie, nie od dziś życzą powodzenia w jego misji zwróconej ku dobru człowieka.

Res Humana, 5(132)/2014


 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9736)
 (Ostatnia zmiana: 18-09-2014)