|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Światopogląd Gdzie Murzynów biją albo racjonalizm na cenzurowanym Autor tekstu: Zbysław Śmigielski
Różny można mieć stosunek do tak zwanej rzeczywistości, czyli do
wszystkiego tego, co składa się na warunki naszego życia prywatnie i publicznie, co ma wpływ na nasz sposób myślenia i wartościowania, także na
to, co decyduje o naszym dostępie do informacji o czymś odmiennym od tejże
rzeczywistości. Stosunek ten określa całą naszą osobowość, z wszystkimi
poglądami, preferencjami, dążeniami i marzeniami. Można stąd wysnuć
wniosek, iż znakomitą większość naszych cech, świadomie lub nie, kształtujemy
sami. W tym stwierdzeniu mieści się cały ogrom problemów, niemal cała społeczna
filozofia — od wolnej woli i ograniczeń światopoglądowych lub religijnych
po warunki bytowe i seksualne skłonności. Sporną kwestią pozostaje, w jakim
stopniu możemy na to wszystko wpływać, w jakim stopniu kształtować. Ale nie
jest sporne stwierdzenie ogólne, że możemy, że nieraz w znacznym
stopniu. Jest to stwierdzenie ogromnie ważne, na ogół lekceważone. W oznajmieniu „nie mam na to wpływu" zwykle jest więcej lenistwa niż
prawdy. Nasz stosunek do rzeczywistości najczęściej jest nieokreślony. Najczęściej
nie widzimy takiej potrzeby. Poprzestajemy na tym, że wiemy, co nam się
podoba, co nie. Bywa to nierzadko umotywowane, nierzadko obszernie, co nie
zmienia faktu, że w zasadniczych elementach ten stosunek pozostaje nieokreślony.
Nie weryfikuje go żaden proces myślowy, żadne za i przeciw. Podległy jest
zwyczajnemu upodobaniu. Wynika z tego wiele niedobrych rzeczy. Po pierwsze, nie przyznajemy się
do tego, że kierują nami upodobania, zamiast myślenia. Po drugie, jesteśmy
na myślenie odporni. Nie reagujemy na argumenty. Po trzecie okazujemy wrogość,
nawet agresję wobec wszelkich nacisków niezgodnych z naszymi upodobaniami. Po
czwarte, każdy argument skłaniający do myślenia traktujemy jako obraźliwy i poniżający. Zaś wezwanie do myślenia — równa się wypowiedzeniu wojny. Dyskusja między osobnikami tego typu nieodmiennie kończy się patem. Każdy
pozostaje przy swoim upodobaniu. Następnie z tym samym upodobaniem podejmuje
kolejną dyskusję, nawet na ten sam temat, nawet z tym samym przeciwnikiem.
Domyślam się, że każdy odchodzi z poczuciem zwycięstwa. Zatrzymajmy się tu na chwilę, by objaśnić coś związanego z taką
dyskusją. Po pierwsze, dyskutowany problem nie ma zbyt wielkiego znaczenia, gdyż w gruncie rzeczy nie on stanowi przedmiot dyskusji. Po drugie, dyskutanci
wzajemnie się oszukują co do tego przedmiotu. Po trzecie, ów przedmiot ma
jedynie maskować prawdziwą przyczynę wymiany zdań. Otóż to. Prawdziwą
przyczynę wymiany zdań stanowi chęć przedstawienia swoich upodobań na
wybrany temat. Po przedstawieniu tych upodobań rozmowa szybko wygasa. Najczęściej
nierozstrzygnięte meritum rozmówców nie interesuje, gdyż było jedynie
pretekstem do dyskusji. Czy to jest racjonalne? Oczywiście, że tak. Przecież dyskutanci są
racjonalistami! To jest poważny problem każdego racjonalistycznego forum. Każdego określonego
tak z góry, często już w nagłówku. Z jednej strony, przy założeniu
otwartości i wolnego dostępu, racjonalność przez to samo staje się wątpliwa.
Certyfikatu racjonalności nikt jednak nie wystawia. Racjonalnego myślenia także
nikt nie uczy. Nie, nie mylę się: nikt nie uczy. Nieliczni adepci tych kierunków nauki, które takiego myślenia wymagają,
dla których jest ono profesjonalnym wymogiem — stanowią jedynie swoisty
„materiał z odzysku", wymagający solidnej pracy nad sobą, pracy często
daremnej. Rzecz w tym, iż myślenia racjonalnego należy uczyć albo od początku — albo należy liczyć się z klęską. Otwarcie mówiąc, klęska jest
znacznie częstsza. Młodzi ludzie w wieku największej chłonności umysłowej, największego
zainteresowania światem i jego problemami, pozbawieni są podstawowego narzędzia
poznania, jaki stanowi myślenie. Przeciwnie nawet, poddani są indoktrynacji całego
systemu nieracjonalnych oddziaływań, od światopoglądowych po religijne.
Oddziaływań, które mają za cel odebranie wszelkich szans obrony przed ich
niszczącym wpływem. Tak powstają całe pokolenia zniewolonych, zaciekle broniących
zniewolenia, pozbawionych nawet możliwości, by zdać sobie sprawę ze swego położenia.
Zniewolenie, poczytywane za przejaw swobody i nawet wolnej woli, jest jedną z najbardziej tragicznych cech współczesnych społeczności. I nie ma bardziej daremnych wysiłków, niżeli próby przeciwdziałania
temu. Doprawdy, wysiłki Syzyfa zdają przy tym całkiem owocną pracą. Racjonalizm najlepiej przedstawić na przykładzie, najlepiej na
drastycznym, żeby jak ta pałka po łbie, gwiazdy dał zobaczyć. Nie pytajcie,
jakie. Oczywiście czerwone. Bo w tym moim przykładzie będzie komunista.
Drastycznie to drastycznie. Komunisty nie lubi nikt, bez wyjątku. Ja bym
zaryzykował twierdzenie, że w obecnej sytuacji komunista sam siebie nie lubi.
Bo nie ma już za co lubić. Ale miało być o racjonalizmie. W tym przykładzie będzie tylko jedno
pytanie: czy komunista musi być antykomunistą, żeby mieć rację w kwestii,
przypuśćmy, tego, w którą stronę Ziemia się kręci? Jasne, to jest pytanie z podtekstem, ale nawet najbardziej zażarty prawicowiec nie powie, że Ziemia
kręci się na zachód. Albo mniej politycznie, pytanie dla bardziej wyrobionych. Powiedzmy, jakiś
mikrobiolog jest antysemitą. Czy on musi pokochać karpia po żydowsku, żeby
się nie mylić co do swojej mikrobiologii? Rzecz jasna, w tym wypadku nie może
chodzić o koszerną wódkę. By już nie mnożyć przykładów, zostańmy przy tych dwóch, ale zmieńmy
dziedzinę. Czy może się tak zdarzyć, że komunista i antysemita będą mieli
rację w jakiejś kwestii, powiedzmy, tyczącej nadejścia babiego lata? Może
najpierw musieliby zmienić przekonania? Przyznam się dobrowolnie, że okropnie trudno mi było znaleźć dziedzinę, w której komunista mógłby mieć rację. W dziedzinie politycznej oczywiście
nie, gospodarczej oczywiście nie, moralnej oczywiście nie, w dziedzinie
kultury też nie. Gdybym nie wpadł na to babie lato, może bym doszedł do
wniosku, że komunista naprawdę w niczym racji mieć nie może. Co do babiego
lata, chyba może. Zależność słuszności w jednej dziedzinie od przekonań wyznawanych w innej często jest nadużywana przez ludzi mieniących się racjonalistami. „A u was Murzynów biją!" No, co by nie powiedzieć, bili. Z interesującej dyskusji nad wątkiem
„Autorytet" dowiedziałem się sporo pożytecznych rzeczy. Między innymi, kto i dlaczego bywa autorytetem. Czemu niektórym autorytetom można ufać, a niektórym
nie można. O tym, jak destrukcyjny wpływ na społeczeństwo ma brak autorytetów.
Także o tym, iż dla Polaków w ogóle żaden autorytet nie istnieje, nawet -
niebawem święty — polski papież. Dowiedziałem się, że Polak sam dla
siebie jest najwyższym autorytetem. Prawdę mówiąc, przy czytaniu wypowiedzi na Forum dojść można właśnie
do takiego wniosku: autorytetów
nie ma. Nie istnieją. Kogo by nie przywołać, w dowolnej dziedzinie, zawsze się
okazuje, że ten autorytet pochodzi stamtąd, gdzie biją Murzynów. Czy to
Leonardo, czy Einstein, Newton czy święty Franciszek, nie wspominając
pomniejszych. Racjonaliści nie uznają autorytetów. Racjonaliści uznają
racje. Czyje racje, nieważne. Racja to przecież racja. Albo jest, albo jej nie
ma. Capisco? Sytuacja zmienia się jednak natychmiast, gdy przechodzimy do poważnych
działów Racjonalisty. Tam nie ma żartów jak na Forum. Każdy autor, jeśli
nie podeprze się cytatem jakiegoś autorytetu, czuje się samotny, wydany na łup
czytającej gawiedzi. Szuka więc gorączkowo jakiegoś podparcia, uczonego
cytatu, jakby we własny rozum nie wierzył, jak gdyby bał się tej samotności
wobec tłumu. Niektórzy podpierają się tak gęsto, że nawet najlepszy
slalomowiec fiknąłby koziołka, musiałby w któryś cytat wjechać. Tak już jest, że zawsze się w coś wjedzie. Na koniec istotne zastrzeżenie. Nauczony smutnym i głupim doświadczeniem,
oznajmiam wołowymi literami, że nie o każdym racjonaliście piszę, nie każdego
mam na myśli. Ale nie będę wymieniał, których mam na myśli. Mam tych, których
mam. Nożyce odzywają się na ogół bez szczególnej zachęty. Skrupulanci, którzy
zechcą dzielić na grupy tych, których wymieniam, i tych, których nie — mogą
się ugryźć w nos. Wyjaśnień specjalnych nie będzie. Autorytet Zbigniew Bieńkowski ostrzegł mnie kiedyś, gdy zaczynałem
przygodę z literaturą: „Nie traktuj czytelników jak głupców, wielu z nich
potrafi myśleć samodzielnie". No cóż, zawsze na to liczę.
« Światopogląd (Publikacja: 03-06-2007 )
Zbysław ŚmigielskiPowieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014. Strona www autora Numer GG: 3401579
Liczba tekstów na portalu: 22 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Nostalgia | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5397 |
|