Sierżancie
jesteś debilem, kretynem i idiotą… Szef
sierżanta Marka siedział na brzegu szpitalnego łóżka i przyglądał mu się z najwyższą niechęcią.
-
Działałem w sytuacji zagrożenia ludzkiego życia — wyszeptał sierżant
Marek, którego krtań nadal odmawiała posłuszeństwa.
-
Jesteś zawieszony w czynnościach służbowych i pewnie wiele zależy od tego,
co napiszą w gazetach. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co oni mogą napisać?
Już widzę te tytuły. „Policjant nie będący na służbie, bezprawnie uwięził
człowieka w samochodzie, drugiemu złamał nos, użył broni, a jego przyjaciółka
pozbawiła trzeciego przytomności, uderzając go twardym przedmiotem w głowę
…"
-
To było zagrożenie życia...
-
To był zwyczajny kretynizm. O mały włos nie straciłeś życia, a gdyby
ciebie zaciukali, to ją by sprzątnęli, żeby usunąć ślady, złamałeś
wszystkie reguły. Przez ciebie stracę jednego z najlepszych policjantów.
-
Ale oni ją porwali...
-
Ty durniu, czy wiesz jak oni to przedstawiają? Przyszła sama, grzebała w ich
pojemniku na śmieci, zażądali wyjaśnień, ale nigdy nie stosowali i nie
zamierzali stosować żadnej przemocy, a potem zostali napadnięci.
-
Ale telefon, zabrali jej telefon...
— Jaki
telefon, nie znaleziono żadnego telefonu. Prawdopodobnie ten homeopata zabrał
go i zniszczył, więc to są tylko
wasze słowa. Najpierw użyłeś broni, potem krzyknąłeś policja, do czego i tak nie miałeś właściwie prawa.
-
Ja nie użyłem broni, pistolet sam wypalił podczas szarpaniny przy drzwiach...
-
Twoje słowa, ich adwokat ma mocne argumenty w ręku. Oddany strzał bez ostrzeżenia.
-
Odkryliśmy przestępczą melinę, w której produkowano podróbki leków...
Kapitan
wyjaśnił, że w laboratorium nie znaleziono niczego, co wskazywałoby, że tam
właśnie produkowane były podrabiane leki homeopatyczne, które trafiły do
hurtowni. Co jego zdaniem, nie było
dziwne, bo mieli ponad dwa tygodnie na zatarcie śladów, właściciel
laboratorium, któremu sierżant złamał nos, wyjaśnia, że laboratorium
pracuje dla kilku praktykujących lekarzy homeopatów i nigdy niczego nie
dostarczali dla żadnych hurtowni. Prawdopodobnie zostaną oskarżeni o drobne
nadużycia finansowe.
-
Teraz słuchaj uważnie co do ciebie mówię, lada moment pismaki zwietrzą
krew, nie wyobrażaj sobie, że uratuje cię prawda, cokolwiek im powiesz będzie
przekręcone, wypaczone i obrócone na twoją niekorzyść. Odpowiadasz, że
toczy się śledztwo i ze względu na dobro śledztwa jedyną osobą udzielającą
informacji w tej sprawie jest rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej. Zrozumiałeś?
Sierżant Marek skinął głowa i uśmiechnął się kiedy kapitan wstał i dotknął na pożegnanie jego ramienia.
-
Jeszcze jedno — odwrócił się od drzwi — czy wiesz cokolwiek o synu tego
homeopaty? — widząc zdumione spojrzenie sierżanta kapitan dodał — to on
doprowadził twoją przyjaciółkę do tego domu i on potem pojechał po ojca.
Wiemy to od tego gościa, którego zamknąłeś w mercedesie, z tego co
wiem, chwilowo to jest najsłabsze ogniwo, ale nie my prowadzimy śledztwo i nie
mam pojęcia jak się to wszystko rozwinie.
-
Szefie? — kapitan cofnął się od drzwi i pochylił nad leżącym w łóżku
sierżantem — czy to koniec mojej kariery?
-
Nie ma co czepiać się nadziei, musisz przygotować się na najgorsze i zachować
rozsądek, z czym najwyraźniej masz kłopoty. Nikt oceniający tę sprawę nie
potraktuje tej samowolnej akcji z przymrużeniem oka. Jesteś
winny, lepiej żebyś to uznał i przyznawał sam na każdym etapie śledztwa.
Koniec kropka.
Po
wyjściu szefa sierżant sięgnął po kartkę, na której Michalina spisała
przebieg wydarzeń feralnego dnia.
Po twoim wyjściu — pisała — oglądałam różne rzeczy w komputerze, a o
ósmej trzydzieści zeszłam do samochodu i obserwowałam dom homeopaty. Po dwóch
godzinach jakiś starszy człowiek przechodził po raz trzeci z swoim psem i zaczął mi się dziwnie przyglądać, więc pojechałam do miasta, byłam na
mieście przez godzinę i dwadzieścia minut.
zrobiłam zakupy i poszłam do EMPiKu. Wróciłam do domu odłożyłam
zakupy i znowu poszłam do
samochodu. Około pierwszej z garażu wyjechał samochód homeopaty i od razu
zadawało mi się, że ktoś inny siedzi za kierownicą, ale nie byłam pewna.
Pojechałam za nim i doprowadził mnie do Nowej Wsi.
Kiedy
skręcił w tę małą uliczkę bałam się skręcać za nim i odczekałam przy głównej
ulicy. Po dziesięciu minutach zostawiłam samochód na początku tej uliczki i zaczęłam szukać, który to dom. Nigdzie
nie było widać tego samochodu, ale jedna brama była otwarta i pomyślałam,
że zajrzę, a jak ktoś mnie zapyta, co tam robię, to powiem że szukam mojego
kotka. Weszłam na podwórze i zobaczyłem, że ten samochód
stoi za domem. Zaczęłam wychodzić, ale pomyślałam, że zajrzę do
kubła na śmieci, bo na pewno mają tam resztki, które mogą być dowodem
rzeczowym. Otworzyłam najpierw jeden kubeł, a potem drugi i wtedy podszedł do
mnie ten, który cię potem dusił i zapytał co ja tu robię.
Powiedziałam
mu, że szukam mojego kotka, ale był wściekły i kazał mi iść ze sobą.
Nawet myślałam, żeby zacząć uciekać, ale ta uliczka była zupełnie pusta,
więc się trochę bałam.
Weszliśmy
do pokoju, w którym była sofa i telewizor i oni zaczęli mnie przesłuchiwać.
Powiedziałam im, że mieszkam teraz czasowo u koleżanki z Nowej Wsi, ale oni
podejrzewali, że ich śledziłam. Zabrali moją torebkę i ją przeszukali.
Widziałam, że się bardzo zainteresowali, tym, że studiowałam farmację.
Zaczęli mnie straszyć, że jak się nie przyznam co robiłam na ich
podwórzu, to zaraz wezwą policję. Wchodzili i wychodzili z tego pokoju, ale
zawsze jeden był ze mną. Potem ten
facet, który jechał samochodem homeopaty zniknął, a oni mi powiedzieli, że
będę tam siedzieć tak długo, aż się nie przyznam.
Cały czas ktoś ze mną siedział, ale przestali mnie wypytywać, a ten
który ze mną siedział czytał jakieś papiery.
Strasznie to wszystko długo trwało. Powiedziałam mu, że muszę iść
do toalety. Zaprowadził mnie do toalety, ale powiedział mi, że nie mogę
zamykać drzwi. Myślałam, że uda mi się po cichu wysłać do ciebie SMSa, bo
oni się nie zorientowali, że mam w dżinsach komórkę. Potem pomyślałam, że
SMS to zabierze za dużo czasu, że może zdążę ci powiedzieć, gdzie jestem
zanim mi zabiorą telefon. Nie wiem,
czy on patrzył przez dziurkę od klucza, czy co, bo jak tylko zaczęłam się
łączyć, to on wpadł do ubikacji i z wrzaskiem wyrwał mi telefon.
Powiedziałam
im, że dzwoniłam na policję, i że na pewno policja tu zaraz będzie, bo
policja bez trudu potrafi zlokalizować skąd był sygnał. Chyba mi nie
wierzyli, ale było widać, że to wszystko bardzo ich niepokoi. Potem znów minęło
sporo czasu i przyjechał ten homeopata. Zaczął na mnie wrzeszczeć, że
doskonale wie kto ja jestem i że drogo zapłacę za wsadzanie nosa w nie swoje
sprawy. Ja też zaczęłam na niego
wrzeszczeć, że policja wie gdzie jestem i że porwanie człowieka to większe
przestępstwo niż fałszowanie leków homeopatycznych. On się uspokoił, zaczął
mnie przekonywać, że nikt nikogo
nie porwał, że oczywiście będę mogła pojechać do domu, ale oni muszą
wiedzieć, kto mnie przysłał i czego właściwie szukałam. Okropnie sie bałam,
ale udawałam bohaterkę i powiedziałam mu, że wszystkiego się dowie jak
przyjedzie policja i że jeśli nadal tu będę, to będzie odpowiadał za
porwanie. Zaczął być nagle miły i zapytał, czy nie jestem głodna, kazał mi przynieść herbatę.
Piłam herbatę i nie odzywałam się do niego, kiedy nagle zrobiło się
zamieszanie, usłyszeliśmy jakiś ruch, strzał i okrzyk „policja".
Homeopata zrobi się kompletnie zielony, powiedział: „Ja pani tu nigdy
nie zatrzymywałem" i pobiegł do frontowych drzwi. Słychać było jakieś
dziwne odgłosy, więc postanowiłam wyjrzeć co się dzieje. Zajrzałam do tego
pokoju i zobaczyłam, że on cię dusi. Ta głupia skórzana poduszka była
jedynym ruchomym przedmiotem, który był pod ręką. Bałam się go bić z góry,
żeby nie wzmacniać jego nacisku na twoją szyję. Myślałam, że te uderzenia
go zdezorientują, że przestanie cię dusić, ale on nie zwracał na mnie
uwagi, dopiero jak z całej siły uderzyłam go kandem tej sztywnej poduchy w skroń to stracił przytomność.
Dalej
wiesz, co było, chociaż nie wiem czy wszystko pamiętasz, bo byłeś w okropnym stanie. Policja i karetka przyjechały po czterdziestu minutach i lekarz od razu kazał cię zabrać do szpitala. Nie mogłeś wyciągnąć lewą
ręką z prawej kieszeni klucza od tego mercedesa, dopiero ja zrozumiałam, o co
ci chodzi i że zamknąłeś tam tego blondyna.
Jeden z policjantów zabrał mnie potem do tego pokoju, gdzie mnie trzymali i kazał
wszystko opowiedzieć. Zabrali mnie na komisariat, ale zaraz po przyjeździe
zwolnili, tylko powiedzieli, że mam być do ich dyspozycji, bo w każdej chwili mogą
po mnie przyjechać na przesłuchanie.
W
nocy chciałam cię odwiedzić, ale siostra powiedziała, że mi nie wolno, więc
postanowiłam wszystko spisać. Boję się, że teraz ze mną zerwiesz. Zachowałam
się jak skończona idiotka. Jeden z policjantów powiedział, że będziesz miał
straszne kłopoty w pracy. Najważniejsze, że żyjesz. Zadzwoniłam do pracy,
że jestem świadkiem w sprawie i policja kazała mi zostać w mieście.
Mam
nadzieję, że mi wybaczysz. Kocham cię.
Michalina.
P.S.
Jadę zaraz autobusem do Nowej Wsi zabrać samochód brata. Nie wiem, gdzie jest
twój samochód i czy mogę coś zrobić, żeby go ściągnąć?
P.S.
2 Dopóki nie wyjdziesz ze szpitala będę mieszkała w twoim mieszkaniu, a jak
mi przebaczysz to zostanę w nim na zawsze.
Sierżant
Marek zamknął zeszyt i zastanawiał się, czy pozwolą mu wyjść ze szpitala
na własną prośbę. Przecież nikt nie mówił, że jest aresztowany.
Siostra
przyniosła mu paczkę, tuż przed wizytą szefa. Powiedziała, że policja
zakazała wszelkich odwiedzin, ale nie mogą mieć nic przeciwko paczce z jedzeniem, chociaż ona wie, że łykanie musi go
boleć.
Przypomniał
sobie słowa szefa i pomyślał, że wyjście ze szpitala na własną prośbę
mogą potraktować jako próbę mataczenia. Lepiej cierpliwie czekać na lekarzy i na przesłuchanie w szpitalu. Policjanci to podejrzliwy naród.
Sięgnął
po telefon i mozolnie wystuka SMS: Tęsknię do twojego kapelusza. Nacisnął
„wyślij" i uświadomił sobie, że Michalina nigdy tego nie przeczyta, że jej telefon
zniknął w kieszeni homeopaty.
|