Przeczytałem właśnie opowieści o Graalu autorstwa Wawrzyńca Gardnera, jakie zamieścił Pan w swojej witrynie i powiem od razu „z grubej rury", co o nich myślę. Otóż myślę, że jest to nieprawdopodobna tandeta umysłowa; popis szalbierstwa i nieuctwa, jaki trudno dziś znaleźć na przykościelnym straganie nawet w najciemniejszym Ciemnogrodzie. A teraz konkrety. Gardner zaczyna od tego, jak okropnie "zostaliśmy (...) wprowadzeni w błąd przez kościelny establishment ", który wmówił nam — fałszując ewangelie! — że Józef, ojciec Jezusa, był stolarzem, a Jego matka, Maria — dziewicą. I tak to uzasadnia: O Józefie Tymczasem w ewangelii Mateusza powiada
się: W greckim oryginale zostało tam użyte słowo „tektonos", które już u Homera znaczyło 'obrabiający drewno', 'cieśla' etc. Oczywiście w grece — jak w każdym bogatym języku — słowo „tektonos" może również przybierać inne znaczenia: np. 'robotnik', 'rzemieślnik', 'mistrz' (w sporcie, w sztuce poetyckiej, lekarskiej), a nawet (metaforycznie) — 'założyciel rodu'. Pewne jest jednak, że — wbrew Gardnerowi — w pierwszym rzędzie odnosi się ono właśnie do ciesielstwa/stolarki, nigdy natomiast nie informuje "po prostu", że ktoś jest "człowiekiem wykształconym". O Marii Gardner pisze
tak: Pomijam pospolity (lecz zawsze kompromitujący!) błąd na samym początku: "koncept Niepokalanego Poczęcia" odnosi się naprawdę do poczęcia samej Marii, a nie do poczęcia Jezusa! Ale w tekście greckim stoi jak byk: "parthenos" — czyli dziewica. I oczywiście znowu można argumentować, że i Grecy używali czasem tego słowa w znaczeniu 'młoda kobieta', 'panna' etc., ale chyba obraziliby się (zwłaszcza Ateńczycy), gdyby ktoś kwestionował na tej podstawie dziewictwo bogini Ateny — Athene Parthenos.
Kontrowersyjne jest co najwyżej greckie (czyli zawarte w oryginalnym tekście
Ewangelii) tłumaczenie tego oto słynnego zdania z Izajasza:
Ale gdyby nawet Gardner miał rację, tj. że z tymi 'dziewicami' i
'pannami' namieszało się w przekładach — z hebrajskiego na aramejski, z
aramejskiego na grekę, z greki na łacinę etc. etc. — to co zrobić z takim oto
jednoznacznym dialogiem Marii z aniołem w Ewangelii Łukasza: Kolejna „rewelacja" Gardnera, to gołosłowne twierdzenie, że "Jezus był Nazareńczykiem (a nie Nazaretańczykiem). Potwierdzają to również roczniki rzymskie, poza tym kroniki żydowskie z pierwszego wieku naszej ery oraz Dzieje Apostolskie stwierdzają, że brat Jezusa Jakub, i święty Paweł byli przywódcami sekty nazareńczyków". Pomijam bzdury o "rocznikach rzymskich" czy "kronikach żydowskich z pierwszego wieku naszej ery", w których napisano cokolwiek ciekawego o Jezusie (sam Pan dobrze wie, że poza mętnymi strzępkami u Tacyta i Swetoniusza nie ma nic). Jest także bezczelnym kłamstwem, że "Dzieje Apostolskie stwierdzają, że brat Jezusa Jakub, i święty Paweł byli przywódcami sekty nazareńczyków". Gdzie stwierdzają??!!! Na kosmiczną głupotę zakrawa jednak upieranie się, że Jezus nie pochodził z Nazaretu (czyli w terminologii Gardnera — nie był Nazaretańczykiem), lecz jakimś tajemniczym „nazareńczykiem". W ewangeliach kilkanaście razy mówi się jasno, że Jezus jest prorokiem z Nazaretu, a w kilku wypadkach nawet — że chodzi bez wątpienia o miasto (np. w ewangelii Łukasza powiada się, że Józef i Maria wrócili z małym Jezusem „do swego miasta Nazaret" [eis POLIN heauton Nadzareth]. No, ale według mądrali Gardnera Nazaret podobno wybudowano dopiero PO śmierci Jezusa. Podobno — bo żadnych dowodów Gardner jak zwykle nie przedstawia. A
tak w ogóle to wszystkie te jego niby-uczone dywagacje o nazaretańczykach i
nazareńczykach wzięły się ze zwykłego nieuctwa. Pewnie usłyszał coś jednym uchem
o nazireacie (6 rozdział Księgi Liczb) i wszystko mu się poplątało. Gdyby jednak
przeczytał porządnie choć raz ewangelie (sądząc po jego bełkocie nie
przypuszczam, by zdobył się na taki wysiłek umysłowy) stałoby się dla niego
jasne, że Jezus nie mógł być i nazirejczykiem (czyli kimś, kto złożył śluby
nazireatu) — już prędzej pasuje tu Jan Chrzciciel. Nazirejczycy bowiem
zobowiązani byli m.in. do powstrzymywania się od picia wina i nie strzygli
włosów. Tymczasem sam Jezus tak powiada o Janie i o sobie:
Ale takie szczególiki nie przeszkadzają Gardnerowi
do snucia swych obłąkanych wizji. Śmiało pisze: Cudne! Bieda tylko w tym, że owe „inne annały" oraz „udokumentowane zapisy Kościoła Celtyckiego" istnieją jedynie w wyobraźni pana Gardnera.
Ma facet wyobraźnię — niech mu będzie na zdrowie, bo w końcu z
bajęd żyje. Ale niegodziwością jest — gdy się już samemu nielicho
nakłamie i nafantazjuje — szkalować innych w taki oto sposób: I
jeszcze taki kwiatuszek: "Obecnie wiadomo"? Komu wiadomo? Jakie "watykańskie archiwa" potwierdzają? Próżno pytać, bo to wszystko gołosłowny bełkot. Rację ma Gardner w jednym: że "stara greka jest bardzo trudna". Ale jej opanowanie nie przekracza możliwości średnio uzdolnionego człowieka — chyba że nagminnie trwoni czas na łgarstwa i fantazje... Gardnerowi obiła się też u uszy sprawa tzw. „Tajemnej
Ewangelii Marka", więc tym, którzy nie wierzą, że biskupi fałszowali ewangelie
przedstawia następujący „dowód": Jest tu ziarenko prawdy: to mianowicie, że rzeczywiście w 1958 roku Morton Smith odkrył w klasztorze Mar Saba pod Jerozolimą nieznany list Klemensa Aleksandryjskiego. A właściwie — odkrył jego odpis umieszczony na pustych stronach pewnej książki z połowy XVII wieku. Innymi słowy: kilkaset lat temu jakiś 'Ktoś' napisał po grecku dwie i pół stronice oświadczając, że są to prawdziwe słowa Klemensa. I trzeba mu uwierzyć na słowo! Sam ów „odpis" powstał najprawdopodobniej w wieku XVIII, ale nic na ten temat pewnego nie można powiedzieć, gdyż jego odkrywca, Morton Smith, wykonał jedynie fotokopie — i odtąd ślad po liście Klemensa zaginął!! Podobno jest jeszcze w klasztorze, podobno przewieziono go do Grecji etc. — nie ma jednak żadnych dowodów, że po roku 1958 ktoś jeszcze go widział (choć parę osób twierdziło, że tak). Na szczęście klasztor był prawosławny, więc nie można powiedzieć, że to znowu Watykan coś fałszuje, kradnie, niszczy itp. Sam list Klemensa jest ciekawy i rzeczywiście zawiera wyimki (raptem kilkanaście wersów) z „Tajemnej Ewangelii Marka", ale w świetle tego, co wyżej napisałem, jasne jest, że do jego wartości „dowodowej" trzeba podchodzić z wielką ostrożnością. Nawet jeśli zawierzymy Mortonowi Smithowi, uznamy, że odpis naprawdę istnieje i pochodzi z XVII-XVIII wieku etc., to i tak niewykluczone, że to po prostu dowcip nudzącego się klasztornego bibliotekarza. Gardner o tym wszystkim, ma się rozumieć, nawet
nie wspomina (pewnie nie wie), natomiast niemiłosiernie przekręca wszelkie
fakty. Z listu Klemensa wynika bowiem, że on NIE DOKONAŁ żadnej "poprawki
tekstu ewangelii", ale że to sam Marek po przybyciu do Aleksandrii ułożył
drugą, „bardziej duchową", jak pisze Klemens, ewangelię do użytku tych, „którzy
byli doskonali". Natomiast słowa Klemensa cytowane przez Gardnera: Dalej następują żenujące bajeczki o małżeństwie Jezusa i Marii Magdaleny. Wbrew temu, co twierdzi Gardner, nie ma na ten temat nawet cienia aluzji we fragmentach „Tajemnej Ewangelii Marka" przytoczonych przez Klemensa. Innym „dowodem" ma być rzekome umieszczanie Marii Magdaleny we wszelkich wyliczeniach ewangelicznych na pierwszym miejscu [nb. w bardzo ważnej scenie pod krzyżem w ewangelii Jana (19,25) Maria Magdalena jest wymieniona na OSTATNIM miejscu]. Odtąd Gardner łże już bez żadnych skrupułów i „naukowych" pozorów.
Oto próbka jego możliwości:
Znowu mamy „różnego rodzaju
zapiski", „oficjalne roczniki Imperium Rzymskiego" etc., których nikt nigdy nie widział na oczy! Ciekaw jestem, co by Pan
powiedział, gdyby jakiś hucpiarz chrześcijanin napisał Panu tak: Mogę tak jeszcze bardzo długo, bo też mam wyobraźnię. Niech Pan usunie te bałamuctwa Gardnera ze swej witryny jak najprędzej, bo to kompromitacja!!! I żadna tam „wolna myśl" — raczej myśl cierpiąca na rozwolnienie... Serdecznie
pozdrawiam | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,591) (Ostatnia zmiana: 06-09-2003) |