Hoc erat in votis*
Horacy: Satyry Monoteizm — jedynobóstwo, wiara w jednego Boga. W sensie filozoficznym to pogląd głoszący istnienie jednego i absolutnego, nieskończonego i duchowo-osobowego bytu. Ów byt jest oddzielny i różny od rzeczywistego świata, ale traktuje się go jako siłę stwarzającą, podtrzymującą i przenikającą ten świat, jako podstawę jego empirycznej realności.
I tu właśnie się zasadza clou problemu zwanego fundamentalizmem. Meritum owego zagadnienia, zagrażającego ludzkości z początkiem XXI wieku, który owiewa nimb demokracji, wolności, pluralizmu i swobody. Kwestia ta, niesłychanie istotna dla rozwoju człowieka dziś i w przyszłości, ma swoje źródła w monoteistycznej koncepcji Boga. I to bez wyjątku — w każdym monoteizmie. Ortodoksja, konserwatyzm, zelocki sposób ujmowania Absolutu, purytanizm obyczajowo-mentalny to m.in. pochodne owej wiary w jednego, jedynego, najwyższego Boga. Pana wszechrzeczy. W tej wypowiedzi, najsłynniejszego teologa katolickiego w XX wieku, człowieka otwartego i progresisty (w wymiarze nauk i historii Kościoła katolickiego) zamyka się cezura katolickiego (a szerzej i poniekąd — chrześcijańskiego) stosunku do rozumu i empirii. Wśród wszelkich monoteizmów i systemów religijno-filozoficznych z nim zawsze związanych, na czoło wysuwają się zdecydowanie tzw. religie objawione. Ich podstawowym kanonem jest wybranie ludu bożego przez Boga. Podkreślając owo wybranie, jego nadzwyczajność i jednoczesną prawdziwość swoich tez na ten temat oraz systemu własnej wiary (nie mówiąc tego może explicite) zakłada się jednocześnie gorszość innych wyznań, innych wyborów, innych sposobów narracji rzeczywistości. Czyli nie-wyznawców swojego sposobu pojmowania Boga i wszystkiego co się z tym łączy. Nie-wyznawcy znajdują się przecież poza naszym, plemiennym, klanowym, trybalistycznie pojmowanym ludem bożym, poza narodem wybranym, poza gminą, kahałem, parafią, ummą czy synagogą.
„Innego" można więc nawet zabić. Poza sytuacją ekstremalną (taką jak w przytoczonym passusie) ci właśnie „Inni" są materiałem pod akcję nawróceń, zbiorowością dla prozelickich działań wspólnoty prawdziwych i słusznych wyznawców. Zawsze i wszędzie gdy mamy do czynienia z pluralizmem światopoglądowym, religijnym, aksjologicznym. Istnieje jeden katolicki i apostolski Kościół; poza nim nie ma zbawienia ani
Tak jak politeizm koniec końcem ustąpił miejsca monoteizmowi — najlepszy przykład owego zjawiska znajdujemy w tekście Starego Testamentu mówiący jak w historycznie rozciągniętym czasie Izraelici podążali (dobrowolnie bądź pod przymusem — to nie jest istotne w tym kontekście) od wielobóstwa do mozaizmu — tak analogiczny proces przebiegał w warstwach organizacji życia społeczno-politycznego.
Odzwierciedleniem tej tendencji był rozpad tradycyjnych, w miarę demokratycznych (w porównaniu z kolejnymi formami organizacji życia społecznego oraz sposobem sprawowania władzy), plemiennych wspólnot rodowych, a także obumieranie całego dziedzictwa mentalno-kulturowego tychże wspólnot (do którego bez wątpienia zalicza się wierzenia religijne) i tworzonej przez nie tkanki życia codziennego, na rzecz jedynowładztwa. Z tego procesu wykształcą się w okresie późniejszym takie pojęcia, odniesione do sposobu i formy sprawowania jurysdykcji, jak: książę, król, cesarz. Pojęcia określające władcę, namiestnika i pomazańca bożego. Ta paralela działa w obie strony. Jeden Bóg, jeden władca, jeden naród. Religia i sposób jej oddziaływania odegrały tu nie bagatelną rolę.
Jeżeli swojemu Bogu, którego wyznajemy, przypisujemy jedyne i absolutne piękno, dobro, sprawiedliwość i mądrość, a przede wszystkim — prawdę, to tym samym odmawiamy równocześnie nie-współwyznawcom czyli „Innym" prawa do tych atrybutów. Jest to zjawisko analogiczne jak w przypadku pojedynczej osoby, zapatrzonej w siebie lecz przeniesione na poziom zbiorowości. W religiach objawionych Bóg przekazując narodowi, ludowi, grupie wyznawców (czyli wybranym) swoją naukę, jednocześnie namaszcza ich, daje placet do szerzenia wiary wśród tych „Innych". A ci inni to niewierni, poganie, heretycy, ateiści, synowie ciemności.
Objawienie związane jest zawsze bezpośrednio z wtajemniczeniem, niepowszechnością (przynajmniej w okresie organizacyjno — inicjacyjnym danego wyznania), ezoterycznością. Widać tu wyraźny wpływ misteryjnych obrzędów antycznych pochodzących z jednego rejonu geograficznego — wszystkie omawiane tu religie (mozaizm, chrześcijaństwo i islam) wywodzą się z Lewantu; chodzi głównie o tajemne obrzędy jakie funkcjonowały w nieprzebranej liczbie na obszarze hellenistycznym np. Eleusis, ku czci Izydy, obrzędy orfickie, kulty persko-małoazjatyckie, mitraizm, gnoza itp. Reglamentacja, zamykanie się w kręgu swoich, wybranych i zaufanych czcicieli musi pociągać za sobą zawsze z jednej strony silną więź emocjonalno-mistyczną członków grupy, a z drugiej poczucie wybrania — czyli apologię swojego (naszego) „ja" samo-dowartościowanie in plus względem innych, dostąpienie zaszczytu. Dobro jest zawsze z nami. Prawda jest zawsze po naszej stronie. Sprawiedliwość jest tylko naszą domeną. Mamy po prostu rację...... Ciekawe dlaczego biały kolor, biel, białość symbolizują dobro, piękno, niewinność, czystość. A czerń — zło, szatana, nieprawość, śmierć i zniszczenie. Dlatego też anioły są zawsze białe i serafinicznie uduchowione. Wyrazy twarzy świętych mężów i kobiet (na obrazach mistrzów pędzla) mają zazwyczaj więcej jasnych barw, a ich postacie rzadko kiedy oblekają czarne (czy ciemne) szaty. Dziwne, choć w tej perspektywie uzasadnione spostrzeżenie.
Objawienie i wybranie to dwa elementy, które w monoteistycznych religiach (mających ojczyznę na Bliskim Wschodzie) poprzez swoją historyczną drogę rozwoju oraz symbiozę z wierzeniami autochtonicznymi (gdy chodzi o terytorialny rozwój) i wspomnianymi kultami napływowymi (zwłaszcza perskiego i egipskiego pochodzenia), poprzez określony kontekst polityczno-społecznych warunków, jak również w połączeniu z uwarunkowaniami psycho-subiektywnymi, powodują powstawanie, rozwój i umacnianie postaw fundamentalistycznych.
Przejść teraz wypada do wizerunku Boga w mozaizmie, chrześcijaństwie i islamie, który jest dobry i sprawiedliwy, miłosierny i wszechmocny, jest opoką i szafarzem, ojcem i panem. Czy w księgach świętych, wymienionych wcześniej wyznań, nie spotykamy takich fraz, takich passusów, takich idei, które mogłyby swoich wyznawców umacniać w nienawiści do „Innego", w pogardzie do obcości (zwłaszcza religijnej), w niechęci do ewolucji myśli oraz relatywizacji spojrzenia na świat i ludzi?
Jakże okrutnym i nieludzkim jawi się Jahwe przekazujący Mojżeszowi prawo moralne dla narodu Izraela, w którym się mówi:
Jak totalitarnie brzmią słowa Boga, a totalitarne myśli są podglebiem dla autorytarnych i fundamentalistycznych zachowań, w których stwierdza on:
I to bezduszne prawo, podyktowane jeszcze w zamierzchłej epoce barbarzyństwa, w którym tkwiły ówczesne plemiona semickie Palestyny, staje się punktem wyjścia, odskocznią, źródłem dla litery chrześcijaństwa. Wiary negującej jurydyzm mozaizmu. Religii miłości i przebaczenia. Nie, nie chodzi tu o konfrontację z wykładem i wzorcem osobowym Jezusa z Nazaretu. Interesować nas powinna praktyczna strona funkcjonowania Jego nauki, w postaci tekstów kanonicznych, stworzonych pokolenie (i później) po męczeńskiej śmierci Mistrza z Nazaretu, w różnych środowiskach paxromana. Św. Paweł z Tarsu pisze w jednym ze swoich listów:
Zamknąć usta — jak to rozumieć? Unicestwienie? Trzeba tu dodać, iż zwolennicy reguł Synagogi, judeochrześcijanie, chrzczeńcy Janowi, esseńczycy itd. w czasach działalności Jezusa, a także przed i po (jest to epoka potężnego fermentu społeczno-polityczno-kulturowego ogarniająca wyznawców religii Mojżesza w Palestynie i diasporze), niewiele się od siebie różnili doktrynalnie, mentalnie, duchowo. Nauki faryzeuszy, Apostołów czy domorosłych Mesjaszy nakładały się i mieszały ze sobą. Dopiero upadek Jerozolimy w 70 r.ne. i zburzenie Świątyni przez wojska rzymskie kładzie podwaliny pod ostateczny rozdział judaizmu i chrześcijaństwa, utwierdzony jeszcze nieudanym powstaniem Bar Kochby w 135 r. ne., powtórnym zdobyciem i zniszczeniem Jerozolimy oraz utworzeniem na jej miejscu przez cesarza Hadriana rzymskiej osady Aelia Capitolina. A jak postępuje św. Piotr wobec Ananiasza i Safiry, którzy wyłamując się z przyjętych reguł żydowskiej irredenty ukryli część pieniędzy ze sprzedaży swojej ziemi, swojego mienia, swojej własności.
Taki sam los spotkał po 3 godzinach Safirę, żonę Ananiasza. Egzegeza tekstu nie może być inna. Powstańcy-zeloci (wg naszych, dzisiejszych norm — fundamentaliści) zabijają tych członków własnego narodu, którzy sprzeniewierzyli się przyjętym regułom, zachowując część pieniędzy (pochodzących ze wspomnianej transakcji) dla siebie (a nie przeznaczając wszystkiego dla ruchu powstańczego). To jest zelocki, fundamentalistyczny i na wskroś totalitarny sposób myślenia oraz postępowania. Z jednej strony: my (wybrani, usankcjonowany przez Boga lud, plemię, gmina wyznaniowa, kościół)- poza nami: wrogość, obcość, inność, ciemności, zło, upadek, Armagedon.
Powielą po raz wtóry ten schemat muzułmanie. Bo jak inaczej interpretować taki oto zapis w ich Świętej Księdze:
Czy inny passus, też odniesiony do świętej wojny i jej charakteru:
Walka z boskiego nadania, w imię religijnych wartości, walka czynna z mieczem w dłoni (rodzaj broni nie jest tu istotny), prowadzona z pobudek światopoglądowo-etycznych, traci zawsze swój duchowy, pierwotny wymiar. Staje się jak uczy historia, kolejnym mordem na „człowieczeństwie". Bo musimy przecie pokonać „Innego", obcego, wroga, nie-jednego-z-nas. W imię naszych przekonań, naszego Boga, naszej moralności, naszego oglądu świata. Islamskiego, katolickiego, judaistycznego, protestanckiego, prawosławnego.
Prześladowanie, unicestwianie, deprecjacja osoby, innego stało się treścią funkcjonowania trzech monoteizmów — mozaizmu, chrześcijaństwa i islamu. W amoku nienawiści i autorytaryzmu moralno-prawnego dochodzić możemy do działań z pogranicza science fiction (holocaust Żydów w czasie II wojny światowej czy gułagi stalinowskie są powtórzeniem, returnem zachowań i działań, które miały już miejsce w chrześcijańskiej Europie). I to nie jest tak, jak rzekł był K. Zanussi, iż słowo pisane doby racjonalizmu oświeceniowego stworzyło te potworności, implikowało zachwianie wiary, utorowało drogę dla totalitarnych systemów XX wieku. Autokratyzm monoteistycznych systemów religijnych tworzy ciągle, stale i wciąż tego typu zachowania, postawy, mentalność. Jednostkową i zbiorową. Podczas krucjaty przeciwko albigensom opat Citeaux Arnold-Amalryk przed zdobyciem langwedockiego miasta Beziers, błogosławiąc krzyżowców miał do nich powiedzieć:
Cała ludność: katarska, katolicka, Żydzi - kobiety dzieci, mężczyźni, starcy — wszyscy zostali wymordowani. Źródła francuskie mówią o ponad 20 000 ofiar....
Cytowana już Księga Wyjścia (22, 17) daje perspektywę prześladowań za czary. Ten haniebny proceder chrześcijańskiej Europy to typowy fundamentalistyczny sposób traktowania innego. Niszczenie, ściganie czarownic, procesy o czary (będące przełożeniem opozycji kobieta — mężczyzna, seksualności kobiecej i męskiej, jak również wynikiem maskulinizacji chrześcijaństwa, czego dowodem są m.in. eposy rycerskie Średniowiecza, totalna męskość Kościoła itd.) staje się od bulli "Summis desiderantes affectibus" Innocentego VIII (z 1484 roku) chlebem powszednim, samonapędzającym się horrorem Starego Kontynentu, sycącym się eksterminacją, krwią i cierpieniem.
Różnice doktrynalno-teologiczne w tej materii nie miały znaczenia. 150 lat po wspomnianym dokumencie papieskim genewski reformator napisze:
Monoteizm ujmujący absolutystycznie Boga, jako stworzyciela i Pana wszechrzeczy, zwłaszcza człowieka, w połączeniu z wrogością do innego, do zmian w symbiozie z nienawiścią do człowieczeństwa i jego grzeszności będącej czymś naturalnym i normalnym, w koniunkcji z wizją naprawy rzeczywistości na swą modłę (stąd nawracanie na naszą wiarę różnymi sposobami i metodami), rodzi sam z siebie fundamentalistyczne, o religijnej proweniencji, postawy i zachowania. Potępienie w tym kontekście jest normą, jest racją, bo wypowiedziane jest w imieniu Absolutu. Naszego Boga. Czyli my je formułujemy, ogłaszamy, egzekwujemy. Najostrzej reaguje się wobec apostatów. Nie są dostatecznie fundamentalni, brak im żaru naszej wiary. Kary na nich nakładane mają służyć za odstraszający przykład wewnątrz naszych szeregów i pokazać zewnętrznemu światu naszą pryncypialność, czystość zastępów, wyższość naszych zasad. I dotyczy to wszystkich, omawianych tu religii.
W słynnym "Syllabusie" Pius IX, wydanym w 1864 r, napisał m.in.
Święta Księga muzułmanów mówi na ten temat co następuje:
Na zakończenie rozważań nad religijno-monoteistycznymi źródłami wszelkich fundamentalizmów należy wspomnieć o samoobronie (często podświadomej) wiernych przed nadmierną strukturalizacją, funkcjonalizacją i obiektywizacją wiary. Z tymi problemami wiąże się bezpośrednio instytucjonalizacja religii (Sanhedryn, papiestwo, kalifat). Jest to prosto mówiąc — zagadnienie sposobu i metod sprawowania władzy.
Tą samoobroną jest mistyka i panteizm. Mistyk uważa, iż Bóg jest w nim i on jest Bogiem. Absolut przenika cały świat. Jest wszystkim i niczym. Instytucjonalizacja, struktura, hierarchia — są tu niepotrzebnym balastem przeszkadzającym w połączeniu się z Wiecznością. To skrajny subiektywizm, będący odpowiedzią na formalizację wiary, odarcie Boga z szat świętości, pozbawienie go tajemniczości i duchowości. Wszyscy wielcy mistycy (którzy filozoficznie stają się w jakimś stopniu panteistami) mieli problemy z hierarchią swojej religii. Czołowi łacińscy przedstawiciele to: G.Bruno, Joachim z Fiore, Eriugena, Mistrz Eckhart, wielcy suffi islamu: Jazid al-Bistami, al-Dżunajd, ibn Mansur, Suhrawardi, kabaliści żydowscy: A.Abulafia, M.Majmonides, rabini z rodu Kalonymos czy prawosławni hezychaści: G.Palamas, Symeon Nowy Teolog.
Prześladowania wewnątrz wspólnotowe, tropienie herezji i odstępstw świadczą o zaniku duchowości wśród wiernych, o obumieraniu tajemnicy wiary, desakralizacji religii. Typowy przykład przewagi formy nad treścią. Do tego dochodzi przymus instytucjonalny, co dodatkowo osłabia misteryjny charakter wszelkiej wiary i prowadzi w konsekwencji do powstawania pokładów anty-subiektywizmu. Takie sytuacje, przeciwne subiektywnej i indywidualistycznej koncepcji bóstwa, stanowić mogą podłoże dla tworzenia fundamentalistycznych zachowań oraz postaw wspólnoty wiernych.
Prawdziwie miłosierna religia, otwarta, przyjazna człowiekowi, który jest istotą grzeszną (zwłaszcza w sferze świadomości), tolerancyjna na przypadłości ludzkiego żywota (przede wszystkim w świecie idei) i rozumiejąca naturalną wielopłaszczyznowość odniesień, może się obejść bez władcy świata. Bez antropomorficznego wizerunku Boga, bez instytucji strzegącej depozytu tegoż wizerunku. Tak panteistycznie brzmiąca wizja duszy każdego wyznania jest na pewno jakąś alternatywą dla fundamentalizmów, w które popadają (jak starano się wykazać) monoteistyczne religie objawione — judaizm, chrześcijaństwo i islam. Wielki chrześcijanin, z postawy i ducha, a nie z formy manifestowania tych uczuć, A.Schweitzer stwierdził:
Na koniec tych rozważań poświęconych religijnym aspektom fundamentalizmu nasuwa się następująca konkluzja. Człowiek rozstający się z Bogiem (po przyjacielsku, w oparciu o swe własne doświadczenie i przemyślenia abstrakcyjno-filozoficzne), jednostka zaprzeczająca Jego sile sprawczej oraz negująca kreatywną rolę Absolutu w świecie — ateista, agnostyk, sceptyk — traci tym samym przymioty określające człowieczeństwo w ogóle. Takie wnioski nasuwają się po analizie niektórych tez i nauk niesionych przez prezentowane tu religie monoteistyczne. Za przykład niech posłużą słowa Papieża z Polski wypowiedziane w Yamoussoukro (Wybrzeże Kości Słoniowej) podczas spotkania z afrykańską młodzieżą akademicką (11.05.1980):
— w encyklice "Centesimusannus" z dn. 1.05.1991 r
Czy te przykłady deprecjacji „Innego"poprzez biblijną egzegezę (w absolutystyczno-integrystyczno-autorytarnym duchu) nie są pożywką i zachętą zarazem, dla fundamentalistów katolickich wierzących tylko w swoje ja? I czy stąd nie można wywieźć pogardy i nienawiści oraz totalnej negacji właśnie owego "Innego"? Bo jeśli ktoś nie-żyje jako osoba, utracił godność i odpowiedzialność, to nie przysługują mu atrybuty człowieka.
I to jest już bardzo niebezpieczne. Obojętnie czy mówi o tym Jan Paweł II, rabin Y.Shapiro, ajatollah R.Chomeini, „wielebny" J.Swaggart czy patriarcha moskiewski Cyryl. Wymiar takich słów jest zawsze — społecznie — taki sam. *Hoc erat in votis - oto się modliłem | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,606) (Ostatnia zmiana: 16-09-2010) |