Kryzys zielonej polityki w Niemczech
Autor tekstu:

Miażdżąca klęska Partii Zielonych w wyborach do parlamentu Saary to bezpośredni efekt katastrofalnego braku energii z turbin wiatrowych i paneli słonecznych w styczniu bieżącego roku. W wyborach przeprowadzonych w marcu br. Partia Zielonych nie uzyskała nawet 5% głosów — i straciła prawo do wejścia do parlamentu Saary[1].

Zieloni mają jeszcze 63 miejsca z 630 miejsc w parlamencie ogólnokrajowym, ale może to się zmienić podczas wrześniowych wyborów w Niemczech. Inne partie lewicowe także straciły głosy. Łącznie dostały one tylko 12.9% głosów, co nie wystarczyłoby im na zawarcie koalicji z partią Socjaldemokratyczną.

Wyborcy odmówili poparcia lewicy, ponieważ w styczniu niemiecki system energetyczny doszedł do granicy załamania wskutek braku prądu z wiatru i paneli słonecznych. Zachmurzone niebo i niskie prędkości wiatru obnażyły słabość OZE. W dniu 24 stycznia tylko wprowadzenie ostatniej rezerwy energetycznej uchroniło system od krachu, oświadczył mediom kierownik unii energetycznej IG Bergbau, Chemie Energie. Wszystkie elektrownie konwencjonalne i jądrowe były wykorzystane i pracowały na granicy możliwości. Jakakolwiek usterka w nich spowodowałaby wówczas krach energetyczny na skalę całego kraju.

Niemcy musiały tego feralnego dnia wznowić pracę wszystkich wcześniej wyłączonych elektrowni węglowych. Tymczasem plany "zielonej transformacji energetycznej" przewidują, że do 2030 roku wyłączonych zostanie 30 elektrowni opalanych paliwem kopalnym.

Jak informuje Berliner Zeitung, wobec rażącej zawodności wiatru i paneli słonecznych[2], Niemcy podjęły decyzję o ograniczeniu łącznej mocy wiatru i słońca do 40-45% mocy w systemie energetycznym, a do 2019 roku mają one zmniejszyć moc elektrowni wiatrowych o 6000 MWe.

Kierowana względami politycznymi i, jak pokazuje praktyka, nieefektywna polityka energetyczna Niemiec doprowadziła już w 2016 roku do konieczności wypłacenia deweloperom farm wiatrowych ponad 548 milionów USD tylko po to, by wyłączyli dostawy prądu do sieci, gdy wiał silny wiatr, a zapotrzebowania na prąd nie było. Wyłączanie wiatraków było niezbędne dla zapobieżenia uszkodzeniu sieci energetycznej, stwierdzono w analizie przeprowadzonej przez niemiecki tygodnik gospodarczy Wirtschaftswoche[3].

Lobbyści wiatraków twierdzą, że w 2016 roku zainstalowano w Niemczech wiatraki o łącznej mocy 3600 MWe co "odpowiada mocy 3 elektrowni jądrowych".[4] Ale ta moc, to moc szczytowa, w chwili gdy wieje najkorzystniejszy wiatr, a moc średnia w ciągu roku jest 4 do 5 razy MNIEJSZA. Dlatego energia elektryczna dostarczana przez wiatraki o mocy 3600 MW (szczytowej) odpowiada mocy dostarczanej nie przez trzy, ale przez ułamek jednej elektrowni jądrowej np. przez 0,6 elektrowni z reaktorem KONVOI o mocy 1300 MWe.

Co ważniejsze, moc z elektrowni jądrowej nie zależy od kaprysów wiatru i można na nią liczyć, gdy jest potrzebna — a na moc wiatraka liczyć można nie zawsze. Przykład to wspomniana wyżej generacja energii elektrycznej w Niemczech w dniu 24.01.2017 pokazana na rysunku obok. Kolor żółty — panele słoneczne, zielony - wiatr, szary — elektrownie węglowe, gazowe i jądrowe, fiolet (na dole) import-eksport energii. Dane z wykresów Instytutu Fraunhofera https://www.energy-charts.de/power_de.htm

Np 24-go o 16.15 energia słoneczna dostarczała moc 0.15 GWe, wiatr 1,59, elektrownie węglowe, gazowe i jądrowe 58,23 GWe, zaś import wynosił 1,23 GWe, razem 61,34 GWe. To znaczy, że źródła odnawialne, których moc szczytowa (nominalna) wynosiła 45,5 GWe (wiatr) i 40,85 GWe (słońce)[5] dostarczały razem tylko 2% swej mocy nominalnej.

„Zielona" energia nie przybliża Niemiec do osiągnięcia deklarowanego celu obniżenia emisji CO2. Wobec wyłączenia elektrowni jądrowych, Niemcy były zmuszone powrócić do węgla jako podstawowego źródła energii elektrycznej. Spowodowało to wzrost emisji CO2 o 28 milionów ton rocznie.

Trzeba dodać, że groźba całkowitego załamania systemu energetycznego jednego kraju wskutek braku wiatru nie jest tylko pustym hasłem. W Południowej Australii, która polega na słońcu i wietrze, brak energii elektrycznej z tych źródeł doprowadził do całkowitego zaciemnienia całego stanu.[6]. Podobne sytuacje zdarzały się także w Wielkiej Brytanii i innych krajach. Dlatego budowa wiatraków oznacza konieczność budowania jako rezerwy elektrowni gazowych, które mogą być szybko uruchomione by zastąpić stojące bez ruchu wiatraki. Niestety, gaz jest drogi, a te elektrownie gazowe, które mogą być szybko włączone pracują w cyklu otwartym i mają małą sprawność — a więc koszty produkowanego przez nie prądu są duże. Bardziej ekonomiczne elektrownie gazowe pracujące w cyklu zamkniętym mają wysoką sprawność — ale potrzebują znacznie dłuższego czasu na ich uruchomienie.

Dla Polski konieczność budowy elektrowni gazowych dla podtrzymania wiatraków i paneli słonecznych nie jest atrakcyjna. Gaz importujemy, a powiększanie zależności od dostawcy gazu nie leży w naszym interesie.



Mapa nasłonecznienia Europy. Portugalia, jeden z najbardziej nasłonecznionych krajów Europy i jeden z najbardziej wietrznych, który ma rozbudowany sektor OZE sięgający 70% misku energetycznego, w 2016 jedynie przez 4 dni funkcjonował wyłącznie w oparciu o OZE. Polska ma dwukrotnie mniejsze nasłonecznienie niż Portugalia — przyp. red.




Andrzej Strupczewski
Dr inż., prof. nadzw. Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świecku

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10100)
 (Ostatnia zmiana: 30-03-2017)