Wyłączenie prądu, zakończenie dostawy energii, świeczka na stole, ledwo płonie, kończąc swój marny żywot. Płomień nie jest świecą, świeca nie jest płomieniem. Zakończenie programu, zamknięcie pewnego etapu. Całość wrażeń gdzieś zanika, całość przeżyć gdzieś się urywa. Śmierć co dnia, o poranku umiera stary dzień, odchodzi w niebyt, kołowrót czasu, chwila za chwilą, przed chwilą, wszystkość i zupełność, jedyne i przytłaczające, nie do końca niewystarczające. Produkt nazbyt udolny, świat nazbyt doregulowany, całość w jednym zdaniu, rząd liter na ekranie, znaki nabierające znaczenia, wewnętrzny głos wytwarzający, krótkie komunikaty, impresje przetwarzania danych. Bezgłośne niedomówienie, obraz za obrazem, nieuświadomione mruganie powiekami, bicie serca gdzieś w oddali, wewnętrznych trzewi oddech za oddechem, grupka atomów chwilowa, złożona w całość, scalona i zamrożona. Umiera kolejny człowiek, o którym nikt nie będzie pamiętał, człowiek, który w jednym momencie zmienia się w rzeczywistość rozbitego lustra, zgaszonego ogniska, które jeszcze ledwo dymi powoli dogasając. Umiera coś, coś innego powstaje, funkcjonowanie społecznej tkanki zwierzęcej społeczności bawiącej się w życie, program, nastawiony na duplikację danych penetrację, odpowiednia partnerka, powiększenie zajmowanej przestrzeni, ekspansja urojonej świadomości. Umiera człowiek, coś się kończy a coś zaczyna. Świat, który wydawał się doskonałym wypełnieniem umysłu ulatuje w bezmiar nigdy nie zaistniałych możliwości. W jednym momencie coś, co wydawało się być prawdą absolutną prawdą tą być przestaje. Pies, który umiera we śnie nie ma prawa do dalszego życia, człowiek sam siebie skazuje na dalsze trwanie, latanie w próżni, przedłużanie jednej egzystencji w pseudoświecie utkanym z fikcyjnej materii, krainie zatrzymanego czasu, obłaskawionej młodości, w pełni sprawni umysłowo, w pełni sprawni fizycznie, mentalnie dostosowani, życie zakonserwowane, zaklęcie chwili by trwała bez umiaru, ciągle ta sama wiedza, ten sam stan osobowości, bez upływu, bez dotyku, kontaktu i interakcji, wymiany płynów, snów i uścisków dłoni. Neoprzestrzeń, coś, czego nie można dotknąć ani polizać, wypowiadanie samego siebie, kolejna matryca, zakres słów nie dający się poszerzyć o kolejną jednostkę, brak ciągłego dopływu zmiany, zatrzymanie czasu w chwili najdogodniejszej, w łonie matki ziemi, poszukiwanie zamienione w przeżywanie, kohabitacja w otępiałości noworodka, chór ludzkich płodów oczekujących zmartwychwstania na nowej gumowej ziemi zdolnej pomieścić to, co się w niej napłodziło nieludzko człowieczego, przez kolejne miliony lat, oczekiwanie na nowe wcielenie, jednostkowe inkarnowanie znikąd do nikąd. Teologia stosowana, paskudliwość nieoceniona, rozważanie nieograniczone. Dzisiaj umarło kolejne zwierzę, załamało jedną z fal morza, napierającego na ściany grobu, na punkt jednostkowej świadomości. Zwierzę zasypano ziemią by zgniło w spokoju ku wiecznej chwale zwierzęcia doskonałego. Jedyne co pozostało to rząd liter, epitafium, odczytywanie i spoglądanie przez kolejnych świadków, nie widać żadnego anioła, podmuchu pieśni wyratowania z cuchnącej mazi ociekającej wulgarnym kopulowaniem, nienawiść, miłość, flirt, emocje zdmuchnięte i wygaszone. Wciąż rząd liter, nie ma momentu odsuwania krzesła, odwracania wzroku, rząd liter, wymawiany verdaną pomiędzy pierwszym a drugim śniadaniem. Czego szukasz w tym kącie ekranu, diametralna zmiana egzystencjalna, stan wchłaniania w stan zapomnienia, oczekiwanie zastąpione działaniem, wciąż jednak jedna chwila, wypełniająca całą przestrzeń, załamanie, przejście w nowość, wychodzenie naprzeciw, rząd znaków, potok myśli urwany ostatnią linijką tekstu. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,110) (Ostatnia zmiana: 06-09-2003) |