„The American Journal of Surgery" opublikował zapis mowy prezesa zatytułowanej, Can prayer help surgery? (Czy modlitwa może wspomóc chirurgię? Moja pierwsza myśl była taka, że to absolutnie kapitalne — jakiegoś faceta namówiono do wygłoszenia wielkiej mowy na zjeździe i wybrał temat, przy którym mógł wstać, powiedzieć „NIE" i usiąść ponownie. Jeśli chciał pokazać, że jest bardziej wygadany, mógłby dodać do swojej jednowyrazowej przemowy - "Nie wygłupiajcie się". Czytelnik przesłał mi jednak kopię tego przemówienia, byłem w błędzie. Autor zużył cztery strony na powiedzenie „Tak". Facet odlatuje do ponurej krainy absurdu już w pierwszym zdaniu, kiedy porównuje modlitwę do „chemioterapii i radioterapii jako terapii wspomagających leczenie operacyjne, działających na zasadzie synergii w leczeniu nowotworów", a później uzasadnia to poprzez zwracanie uwagi na fakt, że pacjenci wyszukują w Internecie alternatyw dla chirurgii, a modlitwa jest najczęściej pojawiającym się rezultatem. Tak więc już w pierwszym akapicie otrzymujemy Argument odwołujący się do Ekstrawaganckiego Twierdzenia i Argument odsyłający do Wyszukiwarki Google. Nie jest to dobry początek. Ponieważ coś takiego zostało wygłoszone na profesjonalnej konferencji, musiał odwołać się do wyników badań i tu zaczyna się robić zabawnie. Prelegent przypomniał, że ostatnio było wiele badań nad skutecznością modlitw, 855 na przestrzeni minionych 15 lat, oraz 46 prospektywnych losowych badań, z których dane dostępne są w Bibliotece Cochrane, a które mówca zwięźle podsumował:
Tak właśnie można zakręcić danymi, żeby obraz był pozytywny. Niestety, to już najwyższy szczyt jego wypadu w kierunku konkretnych danych — radośnie wykrzywia rzeczywiste wyniki, by później niechętnie przyznać, że niczego takiego nie ma. Kiedy wszystkie wyniki niczego nie wykazują, to znaczy, że wykazują podobieństwo.
To jest ten moment, w którym powinien się zatrzymać i spuścić z tonu. Nauka odpowiedziała na jego pytanie, i odpowiedziała przecząco. Niestety, ten wstęp znajduje się w górnej części strony drugiej, a on zamierza iść dalej i dalej. Grzmi, że wszystkie badania są w zasadzie do kitu, że nie można nad nimi sprawować dostatecznej kontroli, ludzie modlą się dla siebie, badający nie sprawdzili jak szczere były te modlitwy, i oczywiście, najdoskonalszy kontrargument, „Co się dzieje, kiedy to o co się modlimy, nie zgadza się z wolą Boga?" Treść tego wystąpienia może być sprowadzona do jednego argumentu: modlitwa pomaga, ponieważ mamy wiele badań na ten temat, a wszystkie one pokazują taką samą skuteczność - skuteczność wynoszącą zero — a więc wszystkie badania są z naukowego punktu widzenia błędne. Jak można udowodnić taką tezę? Już wiem: potrzebujemy więcej anegdot.
Słucham, co takiego? Rodzina się pomodliła, wykwalifikowany chirurg ocalił pacjenta — więc modlitwa działa? A co więcej, czy, zważając na tę historię, nie powinniśmy zasadnie wnioskować, że modlitwa zabija chirurgów? Reszta tego tekstu jest pustą gadaniną o tym jak wielu pacjentów pragnie się modlić i w jaki sposób poprawia to ich stan emocjonalny, oraz jak wspaniale otwarty i pozytywnie nastawiony jest sam autor do modlących się pacjentów. Obawiam się jednak, że nawet wijąc się pośród licznych anegdot i cytując pobożne życzenia pacjentów — nie ratuje to podstaw jego przesłanek przed otchłanią odrzucenia. Obawiam się, że jedyną precyzyjną odpowiedzią na pytanie, czy modlitwa wspomaga zabieg chirurgiczny jest taka: „Nie, ale ludzie chętnie myślą, że pomaga." Z pewnością nie uzasadnia to wniosku autora:
Heh. Pozwólcie, że strawestuję: „Autor jest niesamowitym durniem." Jeśli po tej przemowie rzeczywiście uszedł nietknięty, jeśli nie został obrzucony obrzydliwymi szpitalnymi kurczakami i kubeczkami z budyniem, to moje zdanie o chirurgach legnie w gruzach. Pharyngula, 17 kwietnia 2011r. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1210) (Ostatnia zmiana: 27-04-2011) |