„Wiara" w istnienie czy nieistnienie boga nie jest wiarą czystą gdyż opiera się częstokroć na różnorakich argumentach, a więc próbach dowodzenia własnej racji. O ileż wiara w boga jest przeważnie wynikiem wirusowego zaniechania myślenia, o tyle niewiara nie jest li tylko inną wiarą, lecz z czegoś wynika, z chwilowego rozruszania szarych komórek i przynajmniej z tego powodu zasługuje na większą wartość. Nie zgadzam się z wszystkimi, którzy twierdza, że nie można dowieść nieistnienia boga. Wszystko skupia się wyłącznie w problemie definicyjnym co to takiego „bóg", w którego można wierzyć lub nie wierzyć. O ile nie można dowieść nieistnienia boga nieosobowego — gdyż taki bóg tożsamy jest z przyrodą czy rzeczywistością a nie od niej oddzielny, a przecież drzewo za oknem widać i można je dotknąć, jeśli wiec ktoś twierdzi, że drzewo jest aspektem boga, tak jak i wszystko inne, to ma swoiście pojmowaną rację, bo dla niego drzewo jest bogiem a bóg drzewem, a więc ma diametralnie rożne podejście do definiowania sacrum, które niczym nie rożni się od profanum, zeniści mówią: Budda jest gównem — o tyle moim zdaniem można dowieść fałszywości następujących tez: 1. bóg biblijny jest bogiem prawdziwym. Z drugiej strony, wszystko zależy co rozumiemy pod określeniami
„wszechdobry", „wszechmocny" itd. Dalej, zauważyć można absurd samej idei, niezależnie od źródła pochodzenia, rejonu świata czy wersji objawienia, inaczej mówiąc ateistą zostaje się na skutek udowodnienia samemu sobie fałszywości istnienia boga osobowego. Człowiek bogiem się nie przejmuje, tak jak i zaświatami, nie wierzy w nie bo wie, że nie istnieją, tak więc jego niewiara nie jest formą wiary, choć dla wierzącego niewierzący jest równie zaślepiony. Lecz przecież istnieje pewna granica absurdu… można wierzyć, że krasnale istnieją (bo to fizycznie możliwe) ale nie można poważnie twierdzić, że cała Warszawa jest zamieszkana przez krasnale, albo, że krasnale mają moc sprowadzania deszczu i spełniają wszystkie modlitwy. Oczywiście mój umysł dopuszcza istnienie krasnala znającego nasze myśli i sprowadzającego deszcz na ziemię, tyle, że nasz świat opiera się potędze krasnali i toczy się wbrew ich woli a modlitwy do nich kierowane pozostają bez odpowiedzi niczym niechciane majle. Jeśli stawiamy tezę*, że „bóg to istota, która na skutek odpowiedniego rytuału może spełnić nasze życzenie" to jeśli wykonujemy dany rytuał a życzenie nie jest spełniane, to zaczynamy myśleć, że a. rytuał był nieodpowiedni lub źle wykonany, b. nie jesteśmy godni owej istoty, c. nasze życzenie było źle sformułowane; nie przychodzi nam nawet przez myśl, że po prostu dana istota jest wyłącznie naszym wymysłem. Lecz co zrobić w sytuacji, w której przez setki lat wykonywany jest dany rytuał a istota notorycznie nie spełnia życzeń? Wtedy należy zreformować rytuał, albo ogłosić, że Istota co prawda istnieje ale ma nas wszystkich gdzieś. Czyż sytuacja, w której teza* nie jest spełniona nie stanowi empirycznego dowodu jej niesłuszności? Można wreszcie postawić tezę, że nie ważne czy się
wierzy czy nie wierzy, ważne jak się żyje — w tym przypadku wielokrotnie
jednak brak owej wiary a wiec brak podległości stanowi aspekt nadający życiu
głębsze znaczenie, wyrugowanie z umysłu mrzonek o życiu po życiu pozwala
nadać swemu istnieniu o wiele większy sens, bo wiemy, że nic lepszego czekać
nas ani innych nie może i warto walczyć o to, by warunki przebywania w tym w czym przebywamy były możliwie znośne. Religia jest formą manipulacji społeczną masą, formą wielokroć nieudolną, gdyż wtłacza inne treści niż się jej wydaje, że wnosi. Kiedy mówimy komuś 'nie obżeraj się', 'nie dotykaj jędrnych piersi koleżanek' to przynosi to odwrotny skutek do zamierzonego, w wyobraźni pozostaje obraz obżerania i dotykania. Negacja prowadzi do pokusy. Co innego powiedzieć komuś: bądź świadomy, bądź silny, czy tez bądź wytrwały. Słowo przemienia się w obraz, wyobrażenia są tym, co nami kieruje w życiu. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1649) (Ostatnia zmiana: 26-08-2004) |