Młody Prostaczek podobny był krzepkiemu drzewu, które zrodzone w niewdzięcznym gruncie, a przeniesione w żyzną glebę, bujnie puszcza korzenie i gałęzie. Osobliwe jest, że glebą tą stało się więzienie. Między książkami, które zapełniły wywczasy więźniów, znalazły się poezje, przekłady greckich tragedii, parę francuskich sztuk teatralnych. Wiersze, które mówiły o miłości, wniosły w duszę Prostaczka wraz rozkosz i cierpienie: wszystkie mówiły mu o drogiej Saint-Yves. Bajka o dwóch gołąbkach [ 1 ] ścisnęła mu serce: jakże daleki był od powrotu do swego gołębnika! Molier zachwycił go: dał mu poznać obyczaje Paryża i rodzaju ludzkiego. - Która z komedii jego wydaje ci się najcelniejszą? - Świętoszek, bez wahania. — Godzę się z tobą — rzekł Gordon. — Świętoszek wtrącił mnie do tej kaźni i ty nieszczęście swoje zawdzięczasz świętoszkom. — Jak ci się wydają tragedie greckie? — Dobre dla Greków — rzekł Prostaczek. Ale kiedy przeczytał nowożytną Ifigenię, dalej Fedrę, Andromakę, Atalię [ 2 ], wpadł w zachwyt, wzdychał, wylewał łzy; niebawem umiał je, na pamięć, mimo że nie starał się o to. - Przeczytaj Rodogunę [ 3 ] — rzekł Gordon — powiadają, że to arcydzieło; inne sztuki, które dały ci tyle przyjemności, niczym są w porównaniu. Ledwie chłopiec przeczytał pierwszą stronicę, rzekł: - To nie tego samego autora. — Po czym poznajesz? - Nie wiem; ale te wiersze nie idą mi do ucha ani do serca. - Och, wiersze, to najmniejsza — rzekł Gordon. Prostaczek odparł: — Po cóż zatem pisać wierszem? Przeczytawszy z uwagą sztukę, jedynie z myślą znalezienia w niej przyjemności, patrzał na przyjaciela suchymi i zdumionymi oczyma i nie wiedział, co powiedzieć; wreszcie naglony, aby zdał sprawę ze swych wrażeń, rzekł: — Nie rozumiałem zupełnie początku; środek oburzył mnie, ostatnia scena wzruszyła mnie mocno, mimo iż mało prawdopodobna; żadna z osób nie wzbudziła we mnie sympatii i nie zapamiętałem ani dwudziestu wierszy; a zazwyczaj pamiętam wszystkie, które mi się podobają. — A jednak sztuka ta uchodzi za najlepszą w naszym teatrze. — Jeżeli tak — odparł — spotkał ją los wielu ludzi, którzy niewarci są swoich stanowisk. Ostatecznie, to rzecz smaku; mój widocznie nie jest jeszcze wyrobiony, mogę się mylić; ale wiesz, że zwykłem mówić dość szczerze, co myślę, a raczej co czuję. Podejrzewam, że w sądach ludzkich niemałą rolę grają złudzenie, moda, kaprys. Mówiłem wedle swej natury; może być, że natura jest we mnie bardzo niedoskonała; ale może być także, że większość ludzi za mało zasięga jej zdania. To rzekłszy zaczął powtarzać wiersze z Ifigenii, której był pełen; mimo że nie umiał pięknie deklamować, włożył w nie tyle prawdy i przejęcia, że wycisnął łzy staremu janseniście. Odczytał następnie Cynnę: nie płakał, ale podziwiał. Przypisy: [ 1 ] Bajka La Fontaine'a (Les deux Pigeons, IX 2). [ 2 ] Tragedie Racine'a [ 3 ] Tragedia Corneille'a |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1697) (Ostatnia zmiana: 03-08-2002) |