20.04.2001. Szanowny Panie; Przyznam, że to dość dziwne pytanie. Oczywiście, że nigdzie dosłownie nie odnalazłem „rzucać się w ramiona", lecz „dotykać", jednak nie jest to żadne tłumaczenie wielce naciągane, gdyż można się domyślać imaginując sobie tą scenkę, że Maria musiała uczynić właśnie ten gest. Oczywiście mógł on się również nie mieścić w zakresie „rzucania się na szyje", jednak sądzę, że jest to dość mało prawdopodobne. Jak miałoby to wyglądać według Pana? Jaki uczyniła gest? Czy to, że Jezus powściągnął ją słowem „nie dotykaj" ma nam sugerować, że po prostu dotknęła go (nawet przez dłuższy czas jak Pan chce)? Oczywiście można utrzymywać, że miast na szyję obłapiła go za stopy całując je. Tak zapewne wytłumaczą to księża. Ja jednak sądzę, analizując przesłanki biblijne, że Maria Magdalena nie mogła być w podobnej zażyłości z Jezusem co pośledniejsze kobiety w jego historii nauczania. Sądzę, że warto porzucić ten temat, gdyż jest on w istocie jedynie detalem ze sfery ścisłości technicznej przekładu. Sądzę, że nie podjął go Pan jako głównego wątku dotyczącego uprzywilejowanej pozycji Magdaleny. Przecież wystarczy wspomnieć o samym fakcie objawienia się jej jako pierwszej (pan Jezus pominął przy tym Bozię i Apostołów, a ta kolejność nie może przejść niezauważona w naszych oczach, nieprawdaż?) Co do uwagi p. Mynarka, że „żadna kobieta nie dotknie ni stad ni zowąd mężczyzny, z którym nie obcowała przedtemintymnie", to wygląda mi ona na modelowy przykład jakichś jego seksualnych obsesji. Gdyby to napisał zwykły katolicki ksiądz, to pewnie zaraz by to Pan skomentował (i słusznie!), że wszystko mu się z d… kojarzy. Faktycznie, z tego wtrącenia Mynarkowego trzeba mi zrezygnować. Choć nadal nie oznacza to, że Maria Magdalena była kimś mało znaczącym. Pamiętajmy jeden istotnie ważny fakt, który umyka na ogół każdemu od czasu do czasu — i Panu i mnie — jeśli nie będziemy kwestionować historyczności opowiadań nowotestamentowych, należy stale pamiętać, że sytuacje gminy Jezusowej przekazuje nam nie kronika filmowa czy zdjęcie (choć zaraz pojawią się zarzuty o możliwość retuszu...), lecz ludzie, którzy czynili to ze swojej własnej perspektywy, na dodatek po ilu latach !!! Przecież to nie podlega dyskusji, ze wiele na ich kartach działo się „ad maiorem gloriam Dei" (lub ecclesiae — jak kto woli). Nb. wg tego rozumowania trzeba by przyjąć, że kobieta cierpiąca na krwotok, która tak dotknęła Jezusa, że aż poczuł to przeciskając się przez tłum, była jedną z jego kochanek… To było zupełnie coś
innego. Owa kobieta "dotknęła się frędzli Jego płaszcza" (Łk 8,42n), a nie samego Jezusa. Poza tym uczyniła to w celu wykradnięcia trochę
„mana" z jego mocy, a nam przecież chodzi o dotykanie spontaniczne, jak sądzę 2. Napisał Pan gdzieś w odpowiedzi coś takiego (cytuję z pamięci): „trzeba być opętanym, żeby nie uznawać autorytetu filozoficznego Woltera". Mam nadzieje, że to jedynie ironiczne stwierdzenie, bo Wolter był raczej miernym filozofem (aczkolwiek świetnym publicystą i pisarzem!). Wystarczy zajrzeć do dowolnej — poza radzieckimi — historii filozofii i zobaczyć, ile tam Wolter zajmuje miejsca i — co ważniejsze — jakie są jego filozoficzne osiągnięcia. Nb. zdarzało mu się pisać z zadęciem o sprawach, których kompletnie nie rozumiał, np. o fizyce Newtona, a za swoje największe dzieło uważał poematy, których dziś już nawet we Francji nikt nie czyta… Tutaj musimy wyjaśnić sobie pojęcie filozofa, jakim się posługuję.
Jeśli przyjmiemy nasze rozumienie uniwersyteckie — to owszem wiadomo,
że wiele nie wniósł do światowej myśli co już gdzieś kiedyś nie było napisane bądź
powiedziane. Był za to, jak Pan raczył zauważyć, świetnym pisarzem, ale i mędrcem.
Ja jednak mówiąc o filozofii nie mam tego jej znaczenia na
myśli, lecz takie, którym posługiwał się cały wiek Oświecenia. Słowa samego Woltera może
wyjaśnią to lepiej niż ja. Proszę posłuchać jak on rozumiał filozofa, do czego ja się
przychylam wielce (no, może poza oraczką): 3. W kilku miejscach (pewnie jest ich dużo więcej, ale ja na kilka się natknąłem) przeciwstawia Pan tolerancyjny religijnie Rzym i nietolerancyjne chrześcijaństwo. Pytam więc — któż to dokonał całkowitej eksterminacji druidów (z wycinaniem ich świętych gajów włącznie)? Była to akcja równie bezwzględna i jeszcze bardziej skuteczna niż średniowieczne krucjaty przeciwko katarom. Tutaj całkowicie nie mogę się z Panem zgodzić. Już o tym pisałem,
więc pozwoli Pan, że przytoczę ten fragmencik: Tolerancja rzymska bardzo przypominała tolerancję chrześcijańską w Italii w XV-XVI w. W pierwszym wypadku miało się „luz", jeśli tylko oddawało się hołd cesarzowi i płaciło podatki, w drugim — jeśli oddawało się hołd papieżowi i płaciło świętopietrze. Ale te tolerancję chrześcijańską nazywa się cynizmem etc., a rzymską — równie „amoralną" i skorumpowaną — daje jako wzór. Dlaczego? Jednak to nie do końca tak. Wtedy za poglądy na zagadnienia związane z teologią też ponosiło się śmierć. Choć faktycznie wybrał Pan okres wyjątkowy w historii Kościoła, kiedy ten zbliżał się do dna swojego upadku moralnego, po którym miało nastąpić odbicie, i towarzysząca temu procesowi przejściowa niemoc. Choć przecie w 1592, kiedy uwięziono Bruna, za popieranie teorii, która nie występowała przeciw papieżowi, lecz kłóciła się z wyższą teologią, to też wiek XVI. Jednak odbiegłem zanadto od samej istoty — oddzielania tolerancji jako takiej (multimodis) od tolerancji religijnej. Choć można faktycznie przelać w tej kwestii wiele uwag — nie sadze, żeby warto było podważać zasadność tego rozróżnienia. Gdzieś też porównuje Pan okrucieństwo i podstępność krzyżowców z czasów pierwszej krucjaty z rzymska łagodnością z czasów wojny żydowskiej (nb. cytując na dowód tej łagodności Józefa Flawiusza, który — jako Żyd próbujący zrobić karierę w cesarstwie — chciał się swoją książką przypochlebić Rzymianom!). A czy znane jest Panu rzymskie prawo zwyczajowe — tzw. direptio — dotyczące postępowania ze zdobytym miastem? Proszę poczytać u Liwiusza jak to wyglądało. Zaręczam Panu, że ani na jotę nie różniło się od okrucieństw krzyżowców. Prawem, w tym rzymskim interesuję się z uwagi na specjalność, jednak przyznam, że tutaj mnie Pan zaskoczył. Będzie trzeba powrócić do tematu po uzupełnieniu braków. Wiedziałem, że cesarze dozwalali w zamian za karność na polu bitwy pofolgować swoim żołdakom, jednak o prawie zwyczajowym tej treści nie słyszałem. Może przyjdzie mi się zgodzić z nazbytnią tendencyjnością owego porównania, jednak będę obstawał przy tym, że chrześcijaństwo zbratane z barbiarią tylko pogorszyło te sprawy. Czy Rzymianie wyniszczyli kulturę Grecji? Chrześcijanie, generalizując, niszczyli to co nie odpowiadało chwale bożej. Później nabierali coraz więcej ogłady, jednak w pierwszych wiekach to była dzicz totalna, mnichowie okładający kijami bluźniercze księgi, palenie, burzenie, etc. Dlaczego nie zachowały się żadne niemalże pisma z okresu początków chrześcijaństwa? Kiedy już byli na tyle popularni aby się nimi zajmować, ale jeszcze nie dzierżyli władzy państwowej, czyli aż do Juliana Apostaty? Czy nikt nie opisywał tego co robili poza Ojcami Kościoła? Jednak nie tylko niszczyli to co ich krytykowało, w początkach systematycznie musieli niszczyć to co wiązało się ze starą cywilizacją, a nie odpowiadało nowej chrześcijańskiej aksjologii. Aż trudno sobie wyobrazić ile musiało ulec zniszczeniu, mimo że przewyższało cywilizacyjnie myśl chrześcijańską. Ale wróćmy do rzeczy — rzymianie byli jednak generalnie zdecydowanie bardziej cywilizowani niż krzyżowcy, co by nie przytaczać we fragmentach. Po owocach ich czynów poznacie ich, jak to powiedział ktoś znamienity. 4. Zauważyłem, że z wielkim przejęciem reklamuje Pan na swej stronie ideje nieszczęsnego Jana Stachniuka. Czy jest Pan jego zwolennikiem? Czy także tego, co wypisywał w „Heroicznej wspólnocie narodu"? Napisałem „nieszczęsnego", bo miotał się całe życie od socjalizmu narodowego do międzynarodowego (to niby ten „uniwersalizm"), a i skończył jako lewicowiec rojący o jakimś nowym „prawdziwym" kolektywie i centralnie sterowanej gospodarce. To, co u niego najrozsądniejsze (tj. krytyka pewnej postaci mentalności katolickiej), to niedomyślane do końca popłuczyny po Maxie Weberze (Etyka protestantyzmu a kapitalizm) i Fryderyku Nietzschem. Nb. bardzo by się zdziwił, że katolicka z ducha Irlandia ma obecnie najwyższe tempo wzrostu gospodarczego w Europie! Natomiast jego „program pozytywny" jest żałosny! Ogrom pustosłowia i żadnych konkretów — same metafory „muzyczne" w rodzaju: „Bez klawiatury ładu naturalnego nie ma muzyki ewolucji tworzycielskiej świata". Wszystko tam się samo „formuje", „doprowadza", „zespala" — ale nie wiadomo, jak. Tajemnica to ciemniejsza niż zagadka Trójcy św. Wydaje mi się, że do tego trzeba mieć jeszcze mocniejszą wiarę (czytaj: samozaparcie w wyłączaniu swego rozumu) niż do najdzikszych chrześcijańskich dogmatów. Nie bez racji więc pisał Stachniuk, że gdy się tworzy panhumanizm „powstaje taka atmosfera religijna, którą my, ludzie żyjący na niższym poziomie, mało znamy". Ale po co w takim razie zamieniać siekierkę na kijek, Panie agnostyku? Nie podlegam
fascynacji temu wszystkiego co opisuje Pan, czy dałem gdzieś do tego przesłanki
(dotyczące mojej akceptacji jego poglądów społeczno-politycznych)? Jest za
to wiele dowodów na to, że w tej kwestii mam zupełnie odmienne zdanie — zbliżam
się do dość radykalnej prawicy w kwestiach ocen wolności i równości.
Promuję jego analizę chrześcijaństwa, popieram bardzo wiele założeń
panhumanizmu, jednak nigdzie nie nazwałem siebie zadrużaninem. Jak Pan musiał
zauważyć — promuję jedynie niektóre fragmenty jednej jego książki, nie innych.
Nie stworzę nigdy fanklubu Jana Stachniuka, proszę być spokojnym, a wiele koncepcji
panhumanizmu uważam za wielce twórcze i trafne. Inne oceniam mniej pozytywnie, ale
jak wiadomo tylko krowa poglądów nie odmienia. Mój agnostycki jest otwarty na nowości.
Właśnie dlatego uznałem, że lepiej uważać się za agnostyka niż za ateistę, choć jestem
bardzo bliski tego poglądu. Wiem jednak, że mam teraz miejsce na szukanie najwłaściwszego
światopoglądu, choć może być również tak, że znajdzie się go przy końcu życia lub nigdy... 5. I już na koniec. O szkodliwościach i pożytkach chrześcijaństwa można było
do końca XIX w. ciekawie rozprawiać, ale tylko teoretycznie. Nikt przecież
nie wie, jak wyglądałoby cesarstwo rzymskie, a potem Europa, gdyby chrześcijaństwa
nie było. Wprawdzie to właśnie chrześcijańska Europa podbiła świat (nie wyłącznie w sensie militarnym — ale także cywilizacyjnym, bo nawet Coca Cole wymyślił chrześcijanin...),
ale zawsze to da się zaklasyfikować jako dziwny przypadek. To jest dopiero temat-rzeka! Dużo by tutaj można pisać, jednak poprzestanę na swojej (hipo)tezie — jest wielce prawdopodobne, że mogłoby być lepiej, gdyby nie chrześcijaństwo. Jednak nie chcę tego drążyć, gdyż nie potrafię sobie wyobrazić jak można by było uniknąć tej zapaści cywilizacyjnej. W gruncie rzeczy uznaje nawet konieczność tego biegu dziejowego. Moim jednak zamiarem (witryny), jest zupełnie co innego — nie wdawać się w spekulacje co by było gdyby, lecz uczyć ludzi myśleć, niech zaczną od rozwiązania pęt na własnych umysłach, później jakoś pójdzie. Przychylam się raczej do tego, aby propagować odrzucenie chrześcijaństwa dziś, niż spekulować na temat naszej cywilizacji gdyby nie było nigdy chrześcijaństwa. Teraz mógłbym jeszcze odesłać do działu „Ewolucjonizm religijny" — sądzę że jest warty przeczytania w tym miejscu. Z drugiej jednak strony nie zamierzam stać się populistą, nie chce „oświecać ludów", gdyż to zajęcie z dziedziny Syzyfa. Mnie zależy jedynie na tym, aby ludzie wykształceni nie byli dziećmi duchowymi. 27.04.2001.Szanowny Panie! ??? powinienem chyba w imię uczciwości intelektualnej i wspólnego dochodzenia do prawdy próbować nań odpowiedzieć, ale nie bardzo wiem, czy prawda Pana interesuje. Oczywiście W zakończeniu Pańskiego listu
znajduje bowiem słowa zdumiewające: „jeśli ta odpowiedź Pana
satysfakcjonuje może Pan zamówić płytę, jeśli nie to oznacza to, że nie życzę
sobie Pana więcej w mojej skrzynce". Czyli innymi słowy: albo pokornie
przyznaj mi racje, albo żegnaj! Obawiam się, że te lata ministrantury nie pozostały
jednak bez wpływu nawet na tak niezależną umysłowość jak Pańska. Mam
jednak nadzieję, że się mylę i dlatego proszę o klarowne wyjaśnienie tej kwestii. Na szczęście, dla
mnie, oczywiście się Pan myli. To jakieś przykre nieporozumienie. Proszę wrócić
do mojego listu i przeczytać ponownie — pisałem tam coś zupełnie odwrotnego.
Zgubił Pan jedno „nie": „jeśli ta odpowiedź Pana
satysfakcjonuje może Pan zamówić płytę, jeśli nie to (NIE) oznacza to, że
nie życzę sobie Pana więcej w mojej skrzynce". Ps. Czy to przypadek, że ani jednym zdaniem nie potrącił Pan najistotniejszego zagadnienia z mego pierwszego listu? Idzie mi oczywiście o „eksperyment" z dechrystianizacją Rosji i jego skutki. To przypadek — umknął mi ten najważniejszy motyw. Jednak jeśli teraz mam odpowiedzieć, to muszę przyznać, że ten problem jest wyimaginowany. Można raczej mówić o „komunizacji" Rosji i jej skutkach, nie o „dechrystianizacji". Lud tam zawsze był dość ciemny i nigdy nie traktowali dogłębnie i z oddaniem nakazów Chrystusa. Czy przed ową „dechrystianizacją" byli czymś wyjątkowym? Czy to mocna wiara w Jezusa i jego Ewangelie dawała im jakiś nieuchwytny potencjał duchowo-cywilizacyjny? Wiem, że brzydzi się Pan komunizmem. Ja również podobnie postrzegam równość i wolność. Jednak, nie uważam za szczęśliwe rozwiązanie przyklaskiwać chrześcijaństwu jako jedynej ostoi przeciwko temu złu. Komunizm mamy już za sobą. Podobnie świat, co by Pan nie pisał o pozostałych enklawach. Teraz nie potrzeba nam wsparcia tej wątpliwej wartości. Potrzeba nam edukacji, wiedzy, mądrości. Tylko to na trwałe da ochronę przeciwko podobnym katastrofom w przyszłości. Szczególnych zasług Kościół w walce z komuną nie ma, jeśli zdamy sobie sprawę, że walczył przede wszystkim o swoje własne trwanie, o swoje strefy wpływów. A że przy tym mogły coś uzyskać społeczeństwa to była sprawa dalszego rzędu. Trzeba wyjątkowej naiwności, aby nie dostrzegać, że w interesie Kościoła nie leży i nie może leżeć dobrobyt i szczęście ludzkości. Wtedy nie będzie Kościoła i jest to sprawa oczywista. Tam gdzie jest lepiej (generalnie, majątkowo), czyli na Zachodzie, ludzie odchodzą od Kościoła bo przestaje im być potrzebny. Tam gdzie jest nieszczęście jest potrzeba Kościoła. Im większe nieszczęście tym większa potrzeba. A ojciec Rydzyk na czym to buduje swoją utopię? Co chrześcijaństwo wcześniej zrobiło żeby komunizm się nie pojawił? Nic, kiedy nie było takiej groźby, stali murem z władzą i wyzyskiwali ciemny lud. XIX-XX wiek znacznie pozmieniał świat — to i Kościół się zmienił. Wcześniej miał już podobną zmianę — wiek XVI. Dzięki temu trwa nadal. 04.05.2001.Szanowny Panie; Otóż uważam, że z chrześcijaństwem stan naszej cywilizacji wygląda nader kiepsko, ale bez chrześcijaństwa — tragicznie. Sprawa Rosji nie jest wg mnie „wyimaginowanym problemem". Zgoda, że lud był tam ciemny, ale właśnie dlatego ów „eksperyment" przedstawia się „laboratoryjnie czysto" — nie wchodzą w grę inne czynniki poza cienka warstewką chrześcijaństwa. Gdy została zdarta — objawiło się natychmiast całe „ludowe barbarzyństwo" i najgorsze chrześcijańskie okropieństwa zostały w ciągu pół wieku przelicytowane. Populacja była większa. Ja w żaden sposób nie mogę dostrzec w jaki sposób możemy przypisywać mniejsze osiągnięcia
poprzedników Stalina, właśnie chrześcijaństwu. Przecież właśnie chrześcijaństwo
powinien Pan odrzucić, jako tę ideologie, która przygotowała komunizm, przecież w Biblii już mamy komunizm, idiotyczne idee równości ludzi. Że ludzie rodzą
się nierówni, to dla mnie nie podlega dyskusji, chrześcijaństwo całe zło przypisuje
tylko wychowaniu i środowisku. Przecież to nonsens. Dziś mało kto się odważy powiedzieć, że
nierówności są przyrodzone, a nie nabyte. Ideologia zdominowała w tym względzie
naukę. Wymyśla się dziwne koncepcje resocjalizacyjne, etc. pomijając przy tym
zupełnie myśl, że tym wszystkim mogą kierować po prostu silne imperatywy genetyczne,
gdyż takie wizje nie pokrywają się z powszechnie hołubioną ideą równości,
której współtwórcą jest przecież chrześcijaństwo. Nazizm jest bardziej skomplikowanym przykładem — jednak Niemcy to „inna kultura". Poza tym wiadomy Adolf nie mógł sobie pozwolić na tak otwartą walkę z Kościołem jak Józef i można znaleźć wiele jego wypowiedzi (i posunięć) taktycznych, które mylą naiwnych. Wiedział jednak, co robi, lansując germańskie pogaństwo, by jego żelazne zastępy były twarde i nie odczuwały nigdy „judeochrześcijańskiej" litości. A dlaczego Józef mógł? Dlatego, że Ruscy zawsze potrzebowali kogoś kto trzyma ich za mordę. Cerkiew nigdy nie wyrosła na niezależną w państwie siłę. Nie miała też zagranicznego ośrodka dowodzenia. Była zawisła od władzy państwowej. Kościół nie, Kościół ma inną, rozwiniętą strukturę. Jak Pan zauważył, to inna kultura, nie rola chrześcijaństwa. I jeszcze jedno: co by się nie powiedziało, to z trzech totalizmów (bolszewicki, nazistowski i faszystowski) właśnie ten najżyczliwszy chrześcijaństwu — faszystowski — był najłagodniejszy, np. Żydzi do czasu okupacji Włoch przez Niemcy mogli czuć się w faszystowskiej Italii stosunkowo bezpiecznie, wrogów politycznych nadzwyczaj rzadko zabijano (pojedyncze przypadki!) etc. etc. Czyli jednak „chrześcijaństwo łagodzi obyczaje"… Włoski był najłagodniejszy bo był najsłabszy i potrzebował wsparcia Kościoła. Hitler też lawirował, tylko Stalin wiedział, że ma pod sobą ciemny lud, który na jego jedynowładztwo przystanie zgodnie z wrodzoną uległością silnej władzy. To że akurat chrześcijaństwo było mocniejsze tam gdzie władza totalitarna słabsza, nie można widzieć inaczej niż tak jak jest w istocie. Nie można chyba widzieć tego na odwrót — władza łagodniejsza i słabsza, bo chrześcijaństwo mocniejsze. Czy chrześcijaństwo jest „jedyną ostoją" przeciwko złu? Tego nie wiem — ale wydaje mi się, że przynajmniej jego diagnozanatury ludzkiej jest prawidłowa (idzie mi oczywiście o doktrynę grzechu pierworodnego). Nie rozumiem??? Co Pan widzi dobrego w tej doktrynie. Ja widzę samo zło. Koncepcję chrześcijańską natury nie mogę uważać za właściwą, gdyż jest ona po prostu przeciwna naturze. Oto kilka wyjątków ze wstępu mojej pracy - 'Kościół i prawa naturalne' (do czego w tym miejscu odsyłam tych, którzy tego nie czytali): „Największą chlubą wiary chrześcijańskiej jest wzgardzenie naturą" — biskup Zenon z Werony, 360 r. „Nie możemy zatem słuchać ciała ani krwi, ale wznieść się mamy ponad rzeczy poziome, zdeptać wszystko, co przyrodzone, ludzkie. Natura nie uczyniła nas chrześcijanami, nie ona też uczyni nas świętymi i sprawiedliwymi: nie mamy trwać w stanie niższym, wyłącznie ludzkim, ale powołani zostaliśmy do stanu wyższego (...) jesteśmy zniewoleni wyzuć się z natury." — arcybiskup Pichenot. „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne" — Ewangelia Jana (12,25;BT). Powiada Pan: „edukacja, wiedza, mądrość". Nie bardzo wierzę w te środki — zwłaszcza w epoce masowej i państwowej edukacji (nb. wybuch nacjonalizmów w XIX i XX w. to właśnie jej dzieło - przedtem potężne masy ludowe wiedziały tylko tyle, że są „tutejsze"; to dopiero ujednolicona państwowa edukacja wychowała je w poczuciu, że są „Niemcami", „Polakami" etc.). Ciekaw też jestem bardzo, w jaki sposób chce Pan wywieść z „edukacji, wiedzy i mądrości" jakąkolwiek etykę? Poza etyką rozsądnego egoizmu, która jest jeszcze do wytrzymania np. na Zachodzie (przy ich nieprawdopodobnym bogactwie), ale w sytuacji kryzysowej natychmiast przerodzi się w bezwzględną walkę wszystkich ze wszystkimi. Krótko mówiąc: dlaczego ludzie mieliby być dobrzy? "Etyka i moralność nie zależą od takiej czy innej religii.
To tylko religie przywłaszczają sobie pewne pojęcia moralne, obowiązujące w danym
środowisku: sankcjonują je i głoszą." Schopenhauer Tyle na dziś. Na Pański poprzedni
list odpowiem następnym razem, teraz chciałem tylko jak najszybciej podtrzymać
naszą korespondencyjną znajomość. Dziękuję za list i od razu przechodzę do odpowiedzi — maksymalnie zwięzłej, do czego i Pana namawiam. Może tylko jeszcze na wstępie pocieszę Pana, że nie tylko Pan ma kłopoty. Nie tak dawno musiałem usunąć swoją stronę z serwera uniwersyteckiego, bo jakiś (jacyś?) idiota oskarżył mnie o antysemityzm, faszyzm i inne zbrodnie przeciwko ludzkości. Listy z obelgami to też dla mnie nie nowina. Ale ja nie mówię, że prześladują mnie Żydzi, masoni etc. — tylko idioci. I również Pana proszę, by Pan jakiegoś łobuza, który powołuje się na Pismo Święte nie nazywał chrześcijaninem (a tym bardziej nie używał zwrotów „Pańscy dobrzy chrześcijanie"). Łobuz to łobuz — i już. 1. Skąd Pan wziął wiadomość, że chrześcijaństwo głosi „idiotyczne idee równości
ludzi', a "całe zło przypisuje tylko wychowaniu i środowisku"? Przecież
jest akurat odwrotnie! Czy można sobie wyobrazić większą nierówność niż
Niebo i Piekło (nb. wielu Ojców Kościoła uważało, że nawet w raju będą
rozmaite „szczeble" szczęśliwości). Dotąd chrześcijaństwu
zarzucano raczej zbytnią hierarchizacje etc. a Pan mówi — równość! Co do zła,
to właśnie doktryna grzechu pierworodnego głosi, że jest ono wszczepione w samą naturę ludzką i żadne wychowanie niczego tu zasadniczo nie zmieni.
Jedyny ratunek — to łaska boska! I znowu: dotąd chrześcijaństwo oskarżano
na tej podstawie o reakcyjność, niechęć do zmieniania środowiska społecznego
etc., a Pan w Biblii znajduje prawie Makarenke! Chrześcijaństwo wszędzie zakłada przyrodzoną równość człowieka. Każdy ma równe szanse osiągnięcia zbawienia, bo każdy wedle chrześcijaństwa rodzi się równy! To czy jeden okaże się złym nasieniem a drugi dobrym nie można odnieść do genów, gdyż według Kościoła jest to wynik jego samodzielnie podejmowanych decyzji i starań. Według Kościoła człowiek dysponuje wolą czynienia dobra i zła i dzięki niej może stać się dobrym, urodzenie nie ma tu nic do rzeczy. Ta koncepcja dziś rządzi niepodzielnie w Kościele. Fakt, że jest inna — predestynacyjna wymyślona przez Augustyna. Uznawany za Ojca Kościoła, jednak odrzucony w XVII w. Augustyn był autorem teorii nierówności ludzi. Z tą niewygodną dla siebie ideą maszerował Kościół przez wiele stuleci, by wreszcie przy okazji sporów jansenistów z jezuitamiodrzucić twierdzenia Augustyna. Przecież to była dla Kościoła idea zguba — skoro ludzie przez przyrodzenie są przeznaczeni na na raj lub na potępienie, to gdzie w tym wszystkim miejsce dla Kościoła i jego funkcjonariuszy? Musiano to odrzucić. Przyjęto zamiast tego jezuicką koncepcję semipelagiańską, czyli potępioną dawniej jako ...herezję marsyliańską. Kościół od kilku wieków niezmiennie stoi na stanowisku, że wszyscy ludzie są równi. Doktryna grzechu nie głosi hierarchizacji, lecz właśnie równość — oto każdy jest tak samo napiętnowany przez Boga znamieniem grzechu. Każdy tak samo (wyjąwszy oczywiście Bozię)! Każdy ma równe szanse i według Kościoła od m.in. jego woli zleży czy stanie się dobry czy nie. No a samo Niebo. Przecież ono ma polegać m.in. na tym, że wszyscy będą równi, nie będzie lepszych i gorszych: "Mały i wielki tam sobie są równi a niewolnik wolny od pana swego" (Hioba 3:19). Jak Pan widzi, chrześcijaństwo powstało jako religia głosząca przyrodzoną równość ludzi, jako sprzeciw wobec nierównemu traktowaniu — Bóg chrześcijański każdemu dawał takie same szanse. „Jezus Chrystus chciał, aby wszyscy byli maluczcy, lub żeby wszyscy byli średni, w każdym razie podobni do siebie duchowo niczym parówka do parówki, proszę księdza! Tymczasem egalitarystyczny punkt widzenia jest całkowicie na bakier z biologią, z cywilizacją i z sensem, to czysty absurd" (Łysiak, Cena). Tak właśnie miała wyglądać równość ludzi, mieli oni zniżyć się tutaj na ziemi do takiego samego poziomu — maleńkości. Jezus nie chciał aby wszyscy byli równi na średnim poziomie — oni mieli być prochem, pyłem, niczym: "...biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom". Oczywiście to tylko preludium chrześcijańskiego komunizmu w Biblii. Tylko przygrywka. Dalej mamy model idealnej gminy, w której występuje całkowita wspólnota dóbr. Jezus nakazywał wszystkim oddawać swoje bogactwa. Zadowalał się przy tym jak przychodzili do niego ci, którzy oddali tylko połowę tego co posiadają. Później i to nie wystarcza. Proszę przypomnieć sobie historię Ananiasza i Safiry — giną dlatego, że ukryli przed gminą połowę swoich dóbr. Oczywiście sugeruje się, że chodzi o to, że Ananiasz okłamał Apostoła i za to zginął, lecz jest to pokrętne tłumaczenie. Wystarczy przyjrzeć się tekstowi, który nie mówi: szatan owładnął twoim sercem, że skłamałeś, lecz mówi: szatan zawładnął twoim sercem, że skłamałeś Duchowi Świętemu i odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię? Ciekawie opisała to pani Uta Ranke-Heinemann: "Najpierw Piotr zarzucił niegodziwemu złoczyńcy jego niecny czyn mówiąc: „Ananiaszu, dlaczego szatan zawładnął twoim sercem, że skłamałeś Duchowi Świętemu i odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię?" Tylko że Ananiasz wcale nie okłamał Ducha Świętego, gdyż ani słowem się do Niego nie odezwał, w każdym bądź razie w relacji zawartej w Dziejach Apostolskich nic się o tym nie wspomina, nie sprzeniewierzył też niczego, gdyż pieniądze były jego pieniędzmi, których część chciał zatrzymać. (...) Wspomniany Ananiasz miał żonę, która po trzech godzinach przyszła spotkać się ze swoim mężem, nie wiedząc o niczym. Byłoby przecież wygórowanym żądaniem domagać się od apostołów, aby przy tak wielu swoich czynach mieli jeszcze zawiadamiać jakąś kobietę o śmierci i pochówku jej męża. Prawdopodobnie byli też nazbyt zajęci liczeniem pieniędzy. Piotr zaczął rozpytywać wdowę, która nie wiedziała jeszcze, że jest wdową, czy pieniądze darowane Kościołowi przez jej męża stanowią rzeczywistą cenę sprzedaży ziemi — jakkolwiek nie powinno go to było w ogóle obchodzić. Kobieta, prawdopodobnie ze strachu, odpowiedziała „Tak". Nie chciała też pewnie powiedzieć nic innego niż to, co być może powiedział jej mąż. Odpowiedziała zatem: „Tak". Nie powinna była jednak tego czynić, w oka mgnieniu bowiem została także mocą boskiego cudu przeniesiona z życia do wieczności.". Zabawnie chrześcijański komunizm opisał Kołakowski: „...A więc tak: dowiaduję się oto, że teraz za pochwałę ustroju komunistycznego na dwa lata do pudła pójdę. Ale cóż mnie, w Anglii na razie mieszkam, a tu wolno mi komunizm wniebogłosy wychwalać i nikt mnie za to nie posadzi. Martwię się tylko o Świętego Pawła. Bo przecież był to slogan komunistyczny: "kto nie chce pracować, niech nie je", tymczasem Żyd-bolszewik Paweł z Tarsu wymyślił to porzekadło (2 Tes., 3,10 — w identycznym brzmieniu). Wsadzicież go, polscy prawodawcy, na dwa lata? Tutaj, powiadam, nie tylko mi wolno św. Pawła zacytować, ale również Dzieje Apostolskie, z których wiemy, że apostołowie komunizmu, tj. wspólnotę dóbr, ustanowili, i głośno powiedzieć, że nic lepszego nie ma od komunistycznego reżimu — nic mi się nie stanie." fragment Co ze św. Pawłem? Leszka Kołakowskiego, Gazeta Wyborcza 9 maja 1997. 2. Skąd Pan wziął dane, że w USA siedzi w więzieniach 25% więźniów całej kuli ziemskiej? Przecież to nonsens!!! Sami Chińczycy trzymają w swoich gułagach przynajmniej kilkanaście milionów ludzi. W Rosji też trochę ludzi zamknęli… A jest jeszcze reszta Azji etc. Nb. gdyby u nas prawo było tak surowe i tak egzekwowane jak w USA, siedziałoby pewnie ze trzy razy tyle bandziorów. Więc można z tych danych wysnuć i taki wniosek, że w chrześcijańskim amerykańskim społeczeństwie ludzie aktywnie walczą ze złem, a w laickiej Europie bandziorów się głaszcze po główce, resocjalizuje etc. (i broń boże żadnej kary śmierci!). Taki wniosek byłby chyba zresztą bliższy prawdy, bo społeczeństwo amerykańskie jest ogólnie dużo dynamiczniejsze (choćby gospodarczo — co łatwo pokazać) niż stara Europa. Musiałem skontaktować się ze swoim źródłem tego wątku. Oto co mi odpisał: „2 mln kryminalistów stanowi 25% więźniów na całej kuli ziemskiej" — te informacje zamieścił największy dziennik polskojęzyczny w USA, nowojorski „Nowy dziennik".Te 25% może być jednak grubo zawyżone, przyznaję teraz. Fakt: Prawie 2 miliony kryminalistów siedzi obecnie w więzieniach USA. Oprócz tego, ponad 3 mln kryminalistów przebywa STALE na zwolnieniu warunkowym lub znajduje się pod nadzorem sadowym! A więc kiedy uświadomimy sobie, że w USA jest 5 milionów kryminalistów, przy czym w USA mieszka niecałe 5% ludności świata! — to mamy już horror nad horrory! Moje dane, z konieczności, są w tej dziedzinie dość chaotyczne i na pewno przydałoby się tu jakieś rzetelniejsze zestawienie. Ale przytaczam co mogę dla ilustracji: Dane z 1993 roku: — Francja 40 tys. więźniów; Włochy 40 tys. więźniów; Niemcy 55 tys. więźniów / 80 mln ludzi; Polska 65 tys. więźniów Ponad 1 mln Rosjan, na prawie 150 mln mieszkańców tego kraju, powitało Nowy Rok 1996 w więzieniu. Nie wiem ile jest w Chinach więźniów-kryminalistów ale być może nie jest to wielka liczba zważywszy na to, że powszechnie stosuje się tam publicznie karę śmierci. Inna sprawa, że liczbę więźniów w Chinach (w gułagach) może zawyżać liczba więźniów systemu, reżimu — którzy z kryminalistami nie maja nic wspólnego. " 3. Rozważania czy społeczeństwo greckie i rzymskie było bardziej cywilizowane niż społeczeństwo chrześcijańskie nie mają żadnego sensu! Po pierwsze, trzeba by pytać o konkretną warstwę tego społeczeństwa. Ja np. zdecydowanie wole średniowiecznych mnichów: cystersów, benedyktynów etc. niż zdemoralizowany rzymski lud żyjący przez pokolenia na „kuroniówce" i rajcujący się państwowo organizowanymi mordami w amfiteatrach. A dlaczegóż to porównuje Pan średniowieczną elitę intelektualną z ciemnymi masami starożytnymi? Pan oczywiście mi nie uwierzy (dane historyczne są jednak bezlitosne), ale w czasie takiej jednej imprezy potrafiono zamordować dla rozrywki więcej ludzi niż osławiona inkwizycja hiszpańska zgładziła przez ostatnie 150 lat swej działalności!!! Po drugie, zawsze można zapytać: skoro to były tak cywilizowane społeczeństwa, to czemu Grecy popełnili zbiorowe samobójstwo (wojna peloponeska), To nie ma nic wspólnego z ucyliwizowaniem, lecz wynikło z rywalizacji dwóch potęg. A tam nie było miejsca na dwóch hegemonów. Sytuacja bez wyjścia. a Rzymianie swoje imperium w zasadzie oddali darmo barbarzyńcom? I tylko proszę mi nie mówić, że Rzym przez chrześcijaństwo upadł! „Upaństwowienie" chrześcijaństwa (na którym ono samo najgorzej wyszło) to była przecież z w istocie rozpaczliwa próba reanimacji trupa Imperium — i przedłużyła agonię o jakieś 2 stulecia… Może Pan mówić, że to chrześcijaństwo było prymitywne, okropne etc. etc. ale faktem jest, że Rzym nie miał mu w sferze „ideologii" co przeciwstawić. Skoro zatem „kupili" tak podły towar, nie bardzo to świadczy o ich poziomie cywilizacyjnym. Nie mogę się z tym
zgodzić. W kwestii ideologii nie prawdą jest, że Rzym nie miał nic
alternatywnego. Miał filozofię neoplatońską, były inne koncepcję, w których
chodziło o monoteizm, który akurat odpowiadał potrzebom dominatu, jak choćby
kult Słońca Niezwyciężonego postulowany przez Juliana Apostatę. Rozwinięcie
znajduje się tutaj: Dlaczego chrześcijaństwo przetrwało i zwyciężyło. 4. Jak najbardziej zgadzam się z Panem, że wiara powinna być wyznawana świadomie, a religia powinna być oddzielona od państwa. Z tym, że ja uważam, że dziś to nie aspiracje religii należy przede wszystkim ograniczyć, ale aspiracje państwa. Jeśli państwo będzie niewiele mogło (namieszać w życiu obywatela), to nie będzie pokusy, by tę machinę wykorzystać. Najprostszy przykład: gdyby szkolnictwo było prywatne, ludzie zakładaliby sobie takie szkoły, jakie by chcieli: jedni z 20 godzinami religii tygodniowo, a inni — ateistyczne, agnostyczne etc. Natomiast gdy szkolnictwo jest państwowe, nieustannie trwa walka o wpływy, czyli o to kto będzie indoktrynował odgórnie młodzież. Ja, proszę Pana, jestem bezwyznaniowcem i jak dotąd (a trochę już lat przeżyłem) nikt mnie nigdy nie zmusił, bym wbrew swej woli dał na Kościół choćby złotówkę. Ba, na moim ślubie (jednostronny — za dyspensą biskupią) trzech księży mszę koncelebrowało, a nie kosztowało mnie to (ani mojej żony) nawet złamanego grosza! Natomiast państwo wciąż wyciąga mi z kieszeni (w postaci podatków) pieniądze na rozmaite swoje fanaberie. Pod przymusem! Z kim zatem, Pańskim zdaniem, powinienem w pierwszym rzędzie walczyć? Wszystkie te uwagi podzielam bez reszty, jednak proszę pamiętać, że jeśli chodzi o moją witrynę to nosi ona tytuł Klerokracja a nie Biurokracja. Swoją drogą piękny to wyjątek, że Pana ślub nic Pana nie kosztował! 5. Jeszcze krótko o chrześcijańskim stosunku do natury. Oczywiście, ma Pan prawo uważać, że natura jest w porządku: że fajne są wszy, komary, rekiny etc. to, że rozkłada nas choroba, że umieramy w cierpieniach etc. No bo jakże inaczej, skoro natura jest „naturalna"? Ja natomiast w niezgodzie na taką naturę widzę wielkość chrześcijaństwa i nie jest, moim zdaniem, przypadkiem, że w ostatecznym rezultacie to właśnie w chrześcijańskiej Europie (a nie w starożytnym Rzymie, czy w Pana wspaniałych Chinach) powstała nowoczesna nauka i technika - jako praktyczny wyraz tej właśnie niezgody na świat. Tezy o nauce i technice + chrześcijaństwo nie komentuję, gdyż uważam, że jest nietrafna. 6. Jeśli jednak „zgodność z naturą" jest dla Pana obowiązującym kryterium, to dochodzimy w kwestiach
etycznych do tego, o czym wspominałem: rozumnego egoizmu w warunkach spokoju i nasycenia bogactwem albo też darwinizmu społecznego, gdy pewnych dóbr zaczyna
brakować. Ostatecznym prawem będzie wtedy moc, siła etc. Ale skoro Pan to
uznaje, to nie powinien się Pan jednocześnie skarżyć, że ktoś chce Panu
„dokopać" i „zwalić z nóg". Takie są właśnie prawa
natury! A Pan, domagając się sprawiedliwości, właśnie w duchu najzupełniej
chrześcijańskim się naturze sprzeciwia. Ale niech się Pan pocieszy: błogosławieni,
którzy łakną sprawiedliwości. Nawet jeśli są agnostykami… Ładnie i efektywnie Pan zakończył, jednak muszę coś dodać. Nie przeczę naturze: tak, moim zdaniem to wszystko jest walką. Postaram się jak najmniej żądać sprawiedliwości, a więcej samemu o nią walczyć. 16.05.2001Szanowny Panie; W bardzo subtelne różnice Pan wchodzi jak widzę. W chrześcijaństwie nie chodzi jednak jedynie o tę równość. Jak już wspomniałem od czasów jansenizmu w Kościele dominuje nurt mówiący, że każdy ma takie same możliwości osiągnięcia zbawienia, jeśli idzie do piekła to tylko na własne życzenie. Powtarzam jeszcze raz: odrzucono determinujący charakter łaskiuświęcającej. Semipelagianizm, wyznawany do dziś w Kościele, zakłada równość ludzi (w połączeniu z teorią łaski uświęcającej) — łaska jest potrzebna do zbawienia, owszem, ale Bóg każdemu daje ją po równo. Również w kwestii grzechu jest po równo — znamię winy pierwszych rodziców. Oczywiście można mówić, że chodzi tutaj o równość względem Boga, ale przecież to niewłaściwa interpretacja owej równości. Chodzi o to, że te teologiczne zawiłości implikują ocenę istoty ludzkiej podobną każdej innej (przecież łaska to nie jest jakaś forma litości boskiej, lecz zupełnie materialna sprawa (teologicznie); ja to właśnie mogę odnieść do genów, tę teologiczną energię, ducha bożego), Bóg stwarza nas równymi — reszta zależy tylko od naszych decyzji życiowych. Oczywiście, że w Biblii można znaleźć cytaty potwierdzające Pańskie tezy, przecież augustyńska teoria łaski opiera się na Pawłowej. Tylko Kościół od tego odszedł. (Proszę o wielką wyrozumiałość dla tej cholernej retoryki!) Podsumujmy — Bóg daje równe szanse — tyleż łaski, co przekleństwa, dla każdego jednakowo. 2. PORÓWNYWANIE SPOŁECZEŃSTW. Pewnie, że postąpiłem „nieuczciwie" porównując lud rzymski z elitą średniowiecznych mnichów, ale chodziło mi o uwypuklenie tego, że są to generalnie nieporównywalne struktury. Np. w Rzymie zdemoralizowany lud miał jednak sporo do powiedzenia (dlatego cesarze starali mu się przypochlebić etc.), natomiast w średniowiecznym społeczeństwie lud trzymano krótko. A chyba wyżej cywilizacyjnie stoi takie społeczeństwo, które bardziej trzyma swoją ciemna masę w ryzach?! Jeśli już porównujemy, to taki wniosek też jest uprawniony! A gdzież Pańska konsekwencja i skrajny liberalizm w spojrzeniu na państwo. Przecież, z tego co się orientuję, postuluje Pan jak najmniej państwa, jak najwięcej wolności. Czy może to ma być wolność tylko dla wybranych? Sądzę jednak, że to porównanie jest nieuprawnione. W Rzymie lud również nie miał steru rządzenia. Był trzymany w ryzach, manipulowano nim. Rządził cesarz, uważał jednak za pożądane utrzymywać popularność wśród mas — musiał dawać zboże (sprawa newralgiczna w Rzymie) i igrzyska. Wtedy miał wolną rękę. Jeśli już doszukiwać się uzależnienia cesarza, to sądzę, że należy mówić o armii, nie o ciemnych masach. No i poza tym w Rzymie ok. 50% mieszkańców było w sposób bezwzględny trzymany w ryzach, gdyż byli to niewolnicy. Ja nie miałbym wątpliwości gdzie chciałbym żyć. 3. INKWIZYCJA. Polecam Panu znakomitą książkę Leszka Białego, Dzieje inkwizycji hiszpańskiej, wydaną jeszcze „za komuny" w partyjnym wydawnictwie „Książka i Wiedza". Autor pisze o inkwizycji krytycznie, ale opiera się na bezpośrednich źródłach, a nie na fantazjach (skąd się wzięły te fantazje też pokazuje). Można się z tej książki np. dowiedzieć, że skazani na śmierć stanowili ok. 1% (jednego procenta!) podsądnych, a w późnej fazie jeszcze mniej. Proszę to porównać z surowością ówczesnego prawa świeckiego! W latach 1759-1808 spalono w Hiszpanii… 4 (czterech) heretyków [z wstrząsających obrazów Goi można by wnioskować, że chyba 4 palono dziennie]. Gdy się to porówna z ówczesną „sprawiedliwością rewolucyjną we Francji" (a Pana ulubiony Wolter z pewnością był jednym z ojców duchowych rewolucji], zrozumiałe się staje, dlaczego Hiszpanie walczyli z Napoleonem wznosząc okrzyki: Precz z wolnością, niech żyją kajdany!!! No i żeby francuskie zbrodnie usprawiedliwić puszczano w świat bajki o kazamatach inkwizycji — że niby Francuzi mieli moralne prawo wyzwalać Hiszpanów od prześladowań Inkwizycji (nb. inkwizycja przez cały czas swego istnienia cieszyła się w Hiszpanii autentycznym „ludowym" poparciem! Biały też to pokazuje) Aby rozprawiać o Inkwizycji muszę przeczytać tę pozycję, którą mi Pan polecił. Sprawa wydaje się być ciekawa. Powszechnie jednak wiadomo, że inkwizycja pontyfikalna była dużo sroższą niż hiszpańska. Jak zauważył religioznawca Salomon Reinach — Inkwizycja pontyfikalna „była najsroższą i najnielitościwszą. Kazała palić tysiącami Albigensów, Waldensów, franciszkanów, husytów, czarownice, szła poniżająco w służbę władz politycznych dla zadowolenia ich chciwości i mściwości, jak kiedy kazała spalić niewinnych templariuszów, niewinną Joannę d'Arc; (...) Z drugiej strony, widowisko tych uroczystych egekucyj, tych krwawych jatek, na które zbiegano się, jak na święto, zatwardzało serca, budziło instynkty atawistyczne srogości i czyniło pospólstwo obojętnem na widok cierpień bliźniego. Prawdę mówiąc, nie trwanie właśnie instytucji inkwizytorskiej zadziwia, ale fakt, że stało się możliwem położyć jej kres.". Odnieśmy to teraz do igrzysk rzymskich... Niedługo będę znacznie bardziej kompetentny dyskutować o inkwizycji, gdyż w ciągu miesiąca mam otrzymać pracę magisterską z wydziału filologii klasycznej - Innowiercy jako ofiary inkwizycji w świetle materiałów źródłowych. Na zebraniu Polskiego Towarzystwa Filologicznego we Wrocławiu, gdzie byłem, odbył się niedawno referat na podst. w/w pracy. Muszę przyznać, że bardzo był interesujący i na pewno wniósłby trochę trupiego powiewu w ten sielski obraz inkwizycji, który Pan przedstawił. Na razie przerwę więc wątek, wrócę za to do tego zdania: „Wolter z pewnością był jednym z ojców duchowych rewolucji". Odpowiem na nie słowami samego Woltera, który pisał w Słowniku filozoficznym: „Powinniśmy pobłogosławić tej prawdzie, iż nie wszyscy biedni odzyskują świadomość, dumę i żądzę przemiany tego co jest. Większość, zrodzona w chlewnej nędzy, głuchnie na głos buntu. Ciągłość niewoli — to wróg nad wrogi niewolnika, szpieg i sprzymierzeniec na żołdzie ciemięzcy. Najbliższe jutro zasłania inne wszystko, każdy dzień głodny pogłębia gnuśną mogiłę, w którą się zapada duch człowieka. Biada światom, gdy się heloty budzą. Wszystkie wszakże rewolucye, jak dotąd, nie przyniosły wolności upragnionej. Mocarz mocarzy, ciołek złoty, z wszystkich prób ogniowych wychodzi cało, co gorzej — zwycięsko." I na zakończenie tego wątku jeszcze jeden „rodzynek". W czasach gdy niemal wszyscy intelektualiści Europy (głównie humaniści rozmiłowani w starożytności i niechętni chrześcijaństwu etc.) wierzyli w magię, czary, czarownictwo etc. — co w praktyce zaowocowało okrutnymi prześladowaniami... ??? Doprawdy pojąć tego nie potrafię (ani tez, ani wniosków) ...inkwizycja hiszpańska miała poważne wątpliwości i traktowała te zjawisko w kategoriach histerii zbiorowej, której należy zapobiegać. Niech Pan sobie wyobrazi, że po roku 1614, gdy w Niemczech, Francji płonęły stosy, w Hiszpanii inkwizycja nie skazała na śmierć ANI JEDNEJ czarownicy — wszystkie uniewinniano lub skazywano na symboliczne kary! Biały tak to podsumowuje: „Stanowisko zajęte przez hiszpańskie Święte Oficjum wobec bulwersującej umysły ówczesnych Europejczyków kwestii czarostwa stanowi nie tylko najchlubniejszą kartę w dziejach tego trybunału, ale prawdopodobnie także i w całej historii europejskich polowań na czarownice" (s. 229). Chwalebne to. Ach ten nasz
Kościół… Najpierw pisze w X w . Wiara w czary jest herezją — (Canon Episcopi
906 r.), by później dojść do przeciwnych wniosków i samemu popaść w herezję:
„Kto nie wierzy w czary ten dopuszcza się wielkiego kacerstwa" — mówił
Młot na czarownice wydany przez papieskich inkwizytorów w XV wieku.
Ale na szczęście dane nam było zostać ponownie oświeconym przez inkwizycję
hiszpańską. Może wpadł im przypadkiem w ręce ów dokument i spłonęli wstydem... 4. ALTERNATYWA DLA CHRZEŚCIJAŃSTWA.
Neoplatonizm to była może dobra idea dla „górnych 10 000", ale nie
dla całych społeczności antycznych. Tymczasem podobne w duchu do chrześcijaństwa
kulty misteryjne po prostu obumierały (proszę poczytać Plutarcha). Owszem, był — i rozwijał się — mitraizm ze swoimi efektownymi rytuałami inicjacyjnymi,
ale mocno ograniczony do specyficznych kręgów (wojskowych). Fantazje, czy świat
byłby lepszy gdyby Imperium rzymskie dalej się rozwijało, pominę. Równie
dobrze mógłbym głosić, że byłby jeszcze lepszy, gdyby swobodnie rozwijała
się cywilizacja Etrusków, którą młody Rzym bezwzględnie wytępił (nb. przechował z niej nieporównaniemniej niż przechowali chrześcijanie z kultury
antyku!). Jakie perspektywy rysowały się przed Rzymem można się przekonać czytając
jednego z najmądrzejszych Rzymian — Marka Aureliusza. Czysta dekadencja!!! O, proszę mi wierzyć, że oprócz Klerokracji prowadzę również inne życie. Proszę mi wierzyć, że odżegnuję się od oświecania mas i kierowania ich nienawiści ku Kościołowi. Brzydzę się antyklerykalizmem (choć u mnie tego trochę jest, ale jak już pisałem Klerokratia to owoc ponad rocznej pracy i różnych okresów w moim życiu). Proszę mi wierzyć, że ciemny lud nie będzie czytał co tu napisano. Ja nie założę partii, nie udam się na manifestację pod rezydencję biskupią etc. Robię to dla małego grona, tych których interesuje trochę gorzkiej (?) prawdy. Nie zakładam jednak swojej nieomylności. Tutaj musze przyznać, że Pana listy są dla mnie cenne i wiele mnie uczą. Skoro biurokracja bardziej zagraża dziś naszej wolności niż klerokracja, staje się Pan — może mimo woli — sprzymierzeńcem tej pierwszej, bo w jej interesie leży, żeby ludzie szukali zagrożenia gdzie indziej i podniecali się mercedesem sprowadzonym bez cła przez księdza proboszcza, a nie samą zasadą cła; zwolnieniem z podatku jakiejś fundacji kościelnej, a nie samymi podatkami etc. etc. Pana racje są bardzo mądre, ja je również dzielę. Jednak uważam to za mrzonkę. Póki jest demokracja, ciemny lud nie da sobą mądrze pokierować. Ja jestem przeciwny demokracji, ale cóż z tego, skoro nie mam odwagi zaproponować nic alternatywnego? Proszę zauważyć, że wszystkie te
przywileje Kościoła Katolickiego byłyby niemożliwe w normalnym państwie,
gdzie urzędnik (albo i cały sejm) nie może tak „po uważaniu"
jednych obdarowywać, a innych nie. I ja właśnie o to normalne państwo walczę — a problem doczesnych interesów Kościoła rozwiąże się wtedy niejako „przy okazji". Być może kiedyś zetkniemy
się przy innej okazji, Nie zakładam, że do końca życia będę zajmować się z tą namiętnością jednym i tym samym tematem (nie wiem...). Wręcz noszę się z myślą zajęcia się problematyką społ.-polit. Krytykując zabobon jednocześnie irytuje mnie narastająco tzw.
postępowość postmodernistyczna oraz komuna mentalna, która zalega dotąd w naszym
społeczeństwie. Choć na ogół uważam się za optymistę, moje myśli czernieją, kiedy widzę jak to się pleni. Czy Pan wierzy, że coś się może zmienić??? Szanowny Panie, 1. RÓWNOŚĆ. Cóż, zmusił mnie Pan w końcu do dokładnego
przestudiowania KKK. W paragrafie 2010 zostało napisane jasno: „Ponieważ w porządku łaski inicjatywa należy do Boga, dlatego NIKT NIE MOŻE WYSŁUŻYĆ
SOBIE PIERWSZEJ ŁASKI, która znajduje się u początku nawrócenia,
przebaczenia i usprawiedliwienia". [wyróżnienie za oryginałem] Jeśli Bóg daje nawrócenie „po uważaniu" jaka więc miałaby być rola Kościoła? Mnie się wydaje, że jest to lekka schizofrenia teologiczna. Pozostałość różnych koncepcji teologicznych w łonie Kościoła. Najpierw było tak, że był Augustyn i jego bezwzględnie determinujący charakter łaski, później przyszli jezuici i łaskę przytemperowali, aby nadać większego sensu roli Kościoła w życiu wiernych, aby Kościół mógł z mocnym teologicznym oparciem wleźć między wiernego i Boga ze swoją misją nadzorczą. Wcześniej tego nie było potrzeba, gdyż wierni trzymani byli pod ciężkim buciorem księdza | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1777) (Ostatnia zmiana: 30-01-2011) |