Mam płonną nadzieję, że ktoś pamięta nauczycielkę Marię Krzywobłocką (Tarczyńska 11) ze znajdującej się na Ochocie Polnische Volkschule im Warschau (przed wojną im. gen Orlicz-Dreszera), bo właśnie w Europie, jak potem trafnie określił Leon Kruczkowski, trwał sezon niemiecki… Pani w celach patriotycznych wprowadziła mnie do tajnego zastępu Zawiszaków (siedziba: róg Grójeckiej i Wawelskiej), zuchów pozostających po opieką Szarych Szeregów. Nauczyłem się wówczas wzruszającego wierszyka: Zawisza Czarny z Garbowa uczy nas mężnymi być i tak jak on w czystości myśli i słowa dla Polski żyć! Chodziło o innego rycerza niż czasem prezentowana obecnie w telewizorze obrzydliwość takiego żywego, plugawego, oślizgłego hipokryty z wąsikiem Führera, który zresztą jest jego narodowym idolem! Pani miała nadzieję, że chwalebnie zginę w powstańczej rzezi, ja co, wtedy trzynastolatek, bym chętnie, lecz ojciec mi nie pozwolił. To mój byłby teraz ten straszny historiozoficznie pomniczek dzieciaka w chełmie. Jeśliby sam rozsądek nie dawał prawa do, zaprawionych biało-czerwonym cyjankiem, uwag o powstaniu, to posiadam je jako niedoszły truposz, chociaż niewątpliwie głos truchła mógłby być ważniejszy (tyle że włożyliby mu w wygniłą spopieloną gębę swój patriotyzm opuchły od fałszu). Oczywiście gloria victis, chwała zwyciężonym, którzy nader ochoczo młodą krwią zraszali barykady z brukowców, mebli oraz garów wszelakich. Cześć babciom i dziadkom, jakimi są teraz ci, co przeżyli dymy pożarów, sława orderom na ich starczych dzielnych piersiach. Tak bardzo byli gotowi umierać za idee. Infamia natomiast, hańba przywódcom prowadzącym na rzeź, poganiaczom żołnierzy popychanych w zbyteczną, niepotrzebną śmierć. Mieli bowiem ślepe, albo co gorzej cyniczne, rachuby polityczne i dla nich posłali nierozumnie miasto na całopalenie a obywateli na zagładę. Jak jednak nazwać hieny, szakale i sępy, co ze zmurszałej krwi poległych własną śliną podłą lepią teraz polityczne hasła, by za ich pomocą zamącić i uzyskać rząd dusz, aby durnych znów posyłać do piekła powstań i wojen?
Moje racje są suche, wyrażone w martwych liczbach. Liczbach znanych lecz nie przypominanych zbytnio Polakom, by ich nie zniechęcać do bzdurnych bojów a raczej płomiennie do chętnego zgonu zachęcać. Moja dusza jest tymi liczbami poraniona. (Tego idiotycznego pojęcia w innym oczywiście celu użyła niejaka pularda, która, na życzenie ziomala a jednocześnie swego niziołka wodza, z entuzjazmem posłałaby nas na fronty zachodnie oraz wschodnie, byśmy bezsensownie ginęli unieśmiertelniając ich suwerenną władzę. Te liczby to (około) dwieście tysięcy Polaków, którzy zginęli w, lub w związku z powstaniem warszawskim. Szkopów, tak wówczas Niemców nazywano, powstańcy ukatrupili wtedy zaledwie ponad jeden tysiąc pięciuset! Kisiel w 1958 w związku z tym napisał: niezbyt pokaźne, policyjne raczej siły niemieckie przez dwa miesiące bezkarnie burzyły Warszawę i mordowały kwiat polskiej młodzież, a zajęty swymi kłopotami świat przyglądał się temu z roztargnieniem... Na te dwie setki tysięcy naszych zabitych składa się, znów około, boć nie znamy wszystkich mogił, zwłaszcza w ruinach i kanałach, prawie czterdzieści tysięcy żołnierzy oraz sto sześćdziesiąt tysięcy ludności cywilnej. Oczywiście nie jest tak, że jeden szkop zabił odręcznie ponad tysiąc naszych, bo większość ofiar spowodowana była bombardowaniami Luftwaffe oraz ciężkich dział kolejowych, których ogromne ryczące pociski zwano dla animuszu pogardliwie krowami. Niemniej sens wojskowy i polityczny powstania jawi się jako nie tylko kompromitujący, ale wprost hańbiący tych, co je ochoczo wywołali. A co by było, gdyby? Wprawdzie historykom nie wolno przypuszczać, co by się stało, gdyby fakty były inne, ale felietonista może. Powiedzmy najpierw tak: gdyby powstania nie było, to komuna miałaby potem ciężki zgryz z armią młodych, odważnych, wywodzących się w większości z inteligencji patriotów dobrze przygotowanych do walki z wrogiem. Wśród cywilów zaś nie zginęłoby wielu uczonych, naukowców, wynalazców, nauczycieli, lekarzy i inżynierów, a także kandydatów na nich, że nie wspomnieć o innych pracowitych oraz tak potrzebnych po wojnie ludzi. Żyliby wielcy poeci. Aż pragnie się sparafrazować Okudżawę i zanucić żałośnie: Tak bardzo bym chciał, by znów na Marszałkowskiej pojawił się starutki Krzysztof Baczyński. Siwutki Tadeusz Gajcy przechadza się. Trupem padło największe miasto Rzeczypospolitej:z zabytkami, muzeami, uczelniami, szpitalami, mieszkaniami dla setek tysięcy. Zamiast je odbudowywać, można byłoby po wojnie unowocześniać, rozprzestrzeniać, upiększać. Że się tak nie stało zawdzięczamy głupocie i krótkim ambicjom postawionych na narodu czele. I teraz, zamiast konać ze wstydu, wielu jest z powstania warszawskiego dumnych. To choroba genetyczna ta pycha z przegranych bojów, zarżniętych obywateli, zniszczonych dóbr narodu. Zarozumialstwo pokonanych, samouwielbienie baranów. I naturalnie pełne próżności wystawianie cierpienia na pokaz i sprzedaż. Wielkopańskość żebraków żądających od świata jałmużny, boć Polska rany odnosi w imieniu ludzkości. Jako Chrystus narodów. Rozumieją to tutejsi, właśni, dzisiejsi spryciarze. Jest towar do sprzedaży, opylmy klęskę na rynku wewnętrznym! Przybierają stroje żałobne, odświeżają trumny, lakierują zwłoki zabitych, śpiewają, by Pan zwrócił im władzę, to jest ojczyznę pełną ich szmalu. | ||
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2085) (Ostatnia zmiana: 01-08-2011) |