Buczenie im. dobrego chrześcijanina Breivika
Autor tekstu:

Bytujący w kamiennych fiordach Norwegowie, gdzie nie uświadczysz ani kartofli ani łanów żyta, tyko skały i wodę, jeszcze wiek temu swą twardą egzystencję opierali na śledziu. Tak czytałem u laureatów Nobla: tłusty śledź stanowił nie tylko podstawę każdego posiłku, czyli chleb powszedni, ale służył również jako olej do oświetlania chałup oraz popularny opał w piecach. Obecnie mieszkańcy tego kraju żyją dostatnio, bo spore dochody narodowe z ropy dzielone są między obywateli. W rzeczywistości ekonomicznie uładzonej nie powinno być ekstremizmów. A jednak, kiedy dupa puchnie od dobrobytu, głowa często wariuje. I tak wyemanowany został ludobójca Breivik.

Ci zwykli poczciwi Norwegowie, którzy osobiście znali ludobójcę przed zamachem, podkreślali w wywiadach, że w swojej zwyczajności był to między innymi dobry chrześcijanin.

Gdybym, co jest organicznie i absolutnie niemożliwe, umysł skażony miał rydzopisioryzmem lub, co gorsze, pisiorydzyzmem (oczywiście z tym ich odwrotnym nędznym światopoglądem), na przytoczonych wypowiedziach porządnych obywateli królestwa Norwegii zbudowałbym całą teorię draństwa chrześcijan, że zdolni do takich rzeczy. No i publicznie a obłędnie darłbym z nich skórę.

No bo wyobraź sobie rozumna mniejszości umysłowa (zwracam się tu do moich czytelników), że morderca, który dla chorych racji ideologicznych tak metodycznie, jakby był prawowitym pracownikiem sprawiedliwej rzeźni, zabijał swoich niczemu winnych młodych rodaków, nie był chrześcijaninem tylko racjonalistą, albo co jeszcze straszniejsze, ateistą. Jaka wtedy rozhulałaby się po krajach i kontynentach zakaźna burza, jaka szlachetna dżuma uogólniającego oburzenia, jakie wyrosłyby drzewa podłości do wieszania niewierzących. Jakie powstałyby grube bulle potępiające, jadowite encykliki i kąśliwe listy pasterskie.

Ale nie idźmy tym tropem uwłaczającym rozsądkowi oraz godności. A nawet nie tym, że religijni fanatycy i fundamentaliści, muzułmańscy, chrześcijańscy, żydowscy, faszystowscy są sobie w kretyństwie oraz zbrodniach równi. Mówmy o opętaniu ideologią i doktrynami. Głównie o podskórnym pragnieniu nielicznych, by mordować i prześladować w oparciu o jakiekolwiek konieczne racje, niby uprawniające, wyjaśniające, usprawiedliwiające ohydne masakry. Najlepiej racje pochodzące z Nieba: takim, jak się draniu sprzeciwisz, to możesz obrazić uczucia religijne morderców, co jest w demokracjach klerykalnych karalne.

Anders Breivik nie jest zwykłym chrześcijaninem, jak ponad miliard dwieście milionów obywateli świata. On jest chrześcijaninem narodowym. O tym sobie pogadajmy.

Co to za cholera, taki narodowy? Oczywiście nie cholera tylko nacjonalistyczna śmierdząco-gnijąca gangrena. Cecha ta ohydnie bowiem wonieje rasizmem i wyraża się przede wszystkim w krwawej nietolerancji.

Samo pojęcie zawiera w sobie pewną sprzeczność. Chrześcijanin to wyznawca Jezusa Chrystusa określony przez przynależność do wspólnoty chrześcijańskiej. Chrystianizm teoretycznie głosi miłość i zrozumienie dla innych. Nacjonalizm zaś, wywyższając jakiś naród, głosi i buduje odrębność wybranej nacji, a pozostałe agresywnie zwalcza. Na przykład przez wystrzeliwanie, wybombianie i mordowanie na wszelkie możliwe sposoby, w tym również sympatyków idei równości wszystkich ludzi.

(A może Breivik miał widzenie? Ukazał mu się i kazał? Kto? Ano błogosławiący zbożne dzieło nordycki kardynał Faulhaber, albo święty Quisling. A jeśli kto inny?

To tajemnica! Pierwsza albo nawet trzecia.)

Narodowizm jest maniakalny, gdyż przede wszystkim namiętnie ustala mające obowiązywać wszystkich reguły prawa oraz sprawiedliwości. To znaczy autorytarnie stara się narzucić danej nacji, co jest dla niej dobre a co złe, co ją na pewno uszczęśliwi, zapewni jej wielkość wśród innych narodów, z reguły uważanych za gówniane. Przede wszystkim wybiera ziomkom wroga. Według Breivika dla Norwegów są nim osiedleni w kraju a ściągnięci do najgorszych robót muzułmanie. Ideologia wskazuje też narodowi najlepszą dla niego religię, żeby Gott mit Uns, i krzewi swą wyższość w oparciu o tę wiarę, w ścisłym sojuszu z klerem, którego często po zwycięstwie próbuje wydymać. Charakterystyczną cechę narodowizmu, po którym można go jednoznacznie rozpoznawać, stanowi fakt, że na czele ruchu stoi mianowany sam przez siebie dyktator otoczony wiernymi lokajami, gwardią oraz przede wszystkim stworzoną z mętów polityczną policją do aresztowania różnych prawdziwych i zmyślonych przeciwników, głównie w porze ulubionej, to jest o świcie. Ściśle według nudnego dziejowego wzorca: Ein Volk, ein Reich, ein Führer..

Wszystko to już było i wulgarnie się powtarza aż do obrzydliwego znużenia. Jednak historyczne nieuki, pospolite szuje i durnie nęceni obietnicami raju, a głównie możliwościami gnojenia ziomków, swoich sąsiadów, co im w czyś podpadli, moszczą nowym wodzom drogę do władzy i ryczą hosanna.

W każdym razie w narodowizmie postacią niezbędną jest wódz. Zawsze charyzmatyczny, uwielbiany, kierujący interesem jednoosobowo. Tylko wzrost wodza jest dziełem przypadku. W sferze ideologicznej, oczywiście odgórnie, gdyż innego sposobu nie uznaje, narodowizm, ustami tego władcy, decyduje o wszystkim, o rzeczach najdrobniejszych, w tym o znaczeniu i używaniu wyrazów stanowiących naturalny zasób języka obywateli. (W tej lingwistycznej dziedzinie drogę przetarł Stalin słynną broszurą W kwestii językoznawstwa).

Nasza rodzima gangrena, dyżurny idiota kraju, ubogacony we wściekły, wprost proporcjonalny do postury móżdżek narodowy, mocą nadaną mu przez słabopolskojęzycznego ojca i jednocześnie dyrektora czarnej ciemnoty, uznał, że pojęcie katastrofa w stosunku do gigantycznej, rzeczywistej apokaliptycznej tragedii, jaką było zamordowane, okrutnie bezmyślne powstanie warszawskie, jest niedopuszczalne. Zwłaszcza że wyrazu użył będący nieporozumieniem dyplomata, który powinien natychmiast oddać swoją posadę wiernej kumpeli wodza, patriotycznej bladaczce.

Pomniejsi idioci, w tym pewien, wydawałoby się inteligentny, kowal, podjęli oburzenie i zawyli, bucząc też na powstańców w mogiłach.

To zachowanie na cmentarzu bohaterów zamęczonych winno być na pamiątkę zbrodni moralnej dokonanej na zabitych nazwane narodowo buczeniem Breivika. Dlaczego? Dlatego, że ten nordyk aryjski z pewnością dzielnie bronił takich i owakich symboli, wznosił nienawistne okrzyki, chadzał z pochodniami, no i na grobach buczał, zanim...


Anatol Ulman
Urodzony w 1931 roku pisarz, dziennikarz i krytyk literacki. Publikacje książkowe: Cigi de Montbazon (1979), Godziny błaznów w składnicy złomu. Komedia współczesna (1980), Obsesyjne opowiadania bez motywacji (1981), Szef i takie różne sprawy (1982), Potworne poglądy cynicznych krasnoludków (1985), Polujący z brzytwą (seria Ewa wzywa 07, 1988), Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz (1991), Zabawne zbrodnie (1998), Pan Tatol czyli nieostatni zajazd na dziczy. Historia burżuazyjna z końca (2000), Transakcja z amnezją. Komedia wirtualna (2000), Dzyndzylyndzy czyli postmortuizm (Wydawnictwo Alta Press-2007), " Drzazgi. Powabność bytu" (2008). W listopadzie 2010 roku zadebiutował jako poeta tomikiem wierszy "Miąższ".

 Liczba tekstów na portalu: 25  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2097)
 (Ostatnia zmiana: 04-08-2011)