Jest takie sprytne powiedzonko, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Ma ono podwójne znaczenie i takiż dwuznaczny walor moralny. Można je przyrównać do kija z dwoma końcami: każdy jest końcem jednocześnie dobrym i złym. No bo tak: uporczywość przekonań bywa cenna, kiedy poglądy słuszne, ale może być głupia i zła, a nawet zbrodnicza, kiedy przeciwnie. Trwanie murem przy określonej racji może skłaniać do szczerej miłości, ale też zmuszać do obłudy. Takie są zastosowania frazy. To krowa, a co ze świnią? Wyobraźmy sobie bardzo inteligentną świnię, co nie powinno być trudne, jako że zwierzęta te są niesłychanie zmyślne, co potwierdzają znawcy stawiający je w tej mierze tuż za człowiekiem. Ten wyimaginowany wieprzek, bo chodzi mi o świnię samca, w pewnym sensie niech będzie urzekający, pełen wdzięku, miły w obejściu, pyzaty. W okularach, gdyż dodają intelektualizmu. Alegoryzujmy go, wyposażając w umiejętność mowy, w posiadanie porządnej polszczyzny, jaką nie tak wielu włada. Na dodatek niech posługuje się zabójczą, lecz formalnie prawidłową logiką, dzięki której potrafi dowieść wszystkiego, to znaczy każdą prawdę postawić na głowie, zręcznie przeonaczyć oczywistość, wmawiać, że widziane jest niewidzialne i odwrotnie. Słowem przekręcić kota, to znaczy świnię, ogonem do góry. Oczywiście niezależnie od tych właściwości, których może wieprzkowi pozazdrościć wielu ludzi, pozostanie świnią, gdyż nią jest. Nie tyle z postury i ogólnej wyglądalności oraz oglądalności, bowiem fizycznie cechy wieprzka da mu się przypisać tylko częściowo. Świnią będzie przede wszystkim wewnętrznie, bowiem, jak one nieludzki, świadomie wyrzeka się człowieczeństwa. — Co za urocza, bystra świnia! - można by wykrzyknąć nie bez podziwu. A jednak w istocie świnia. Ściślej rzec by należało: świnia w działaniu. Świńskość wieprzka, co już uczciwie podkreślono, nie przejawiałaby się w jego, sympatycznym nawet, wyglądzie, lecz w jego sądach o ludziach. Takie zwierzę stosowałoby zasadę następującą: bydlakom, w których łaski chciałoby się wkradać, a potrafiłoby to robić zręcznie, dodawałoby zmyślane na poczekaniu walory, przypisywało rozum, uczciwość, pragnienie czynienia dobra, niezmierną oczywiście miłość ojczyzny oraz wzorową moralność. Natomiast ludziom rzeczywiście szacownym, prawdziwie zasługującym na uznanie, świnia wszystko by umniejszała i sprytnie malowała im gęby błotem wymieszanym ze śmierdzącym własnym kałem, którego chlewne zapasy miałaby zawsze w zanadrzu, bo wynosiłaby z chlewa wrodzonej podłości. Mówimy o podłości pełnej plugawego wdzięku. Taki wieprz, pamiętajmy, że tylko go sobie wyobrażamy, zrobiłby karierę nawet na salonach europejskich. A teraz wróćmy do naszych baranów, jak mawiał mistrz Pathelin, mając na myśli powrót do tematu. Czyli znaczy do krowo-świni, a raczej do świni, gdyż krowa nie zmienia poglądów. Nasz zaś wieprzek żyłby z tego. Świnia, o której tak sobie rozważamy, uczyniłaby pełną wielkich profitów profesję właśnie z częstej zmiany poglądów. (Pojęcia profesja używam tu w znaczeniu uprawianej przez zapomnianą dziś panią Warren, bohaterkę komedii zapomnianego również Bernarda Shaw'a. Paniusia ta była mianowicie kurwą.) Wieprz uzależniałby aktualne poglądy, szczególnie polityczne, od wyczucia panującej koniunktury. Porzucałby z wdziękiem świni, inaczej się nie da, niekorzystne dla swej pozycji oraz przede wszystkim zarobków, a przyjmowałby, naturalnie z gracją miłego wieprzka, urządzające go w bankach, także europejskich, i na salonach sfer rządzących. Jakość tych poglądów byłaby bez znaczenia. Mogłyby to być parszywe idee wymyślone przez Kim Dzong Ila, gdyby idiota dorwał się do sterów Rzeczypospolitej, co byłoby możliwe po przejściu zagranicznego kretyna na naszą świętą wiarę oraz poparciu sił narodowych, gdyby im zagwarantował prawo do stawiania pomników i trwania telewizorów oraz radioodbiorników. Mogłyby to być zestawy poglądów chłopskich, półinteligenckich, czarnych lub czerwonych, wsio rawno. Byleby świnia była świnią. Ten świnia niezmiernie by cenił swoją świńskość i stąd uważał nas za strasznych głupków. W jego bowiem mniemaniu trzeba być zupełnie niedorozwiniętym, by, tak jak on nie wpaść na pomysł, że świnia ma najlepiej. Warto też pomyśleć o słodkim wyrazieryja, to znaczy świńskiej twarzy, takiego wygadanego wieprzka, kiedy szczęśliwie a mądrze nawijałby w telewizorze do zbaraniałych mas. Byłaby w takiej gębie błogość, samouwielbienie, przeolbrzymie zadowolenie z własnej świńskiej cudnej inteligencji. A zaraz pod spodem niewyobrażalna, choć umiejętnie skrywana pogarda dla tych, co pozwalaliby się tak potwornie, cynicznie, publicznie a głupio kiwać. Którzy by nie rozpoznawali świni w świni. — Ja, świnia - mówiłby ten przebiegły ryj — świnię was, a wy mnie za to podziwiacie, wybieracie, szanujecie i kochacie! Ja was więc, narodzie kopernikowy, kościuszkowy, szopenowy i curio-skłodowskowy, czniam! P.S. Przy okazji: Melchior Wańkowicz przed wojną zgarnął dziesięć tysiaków (kasę ogromną, wystarczającą na kupienie dwu ówczesnych fiatów) za krótkie zręczne hasło: Cukier krzepi. Ja ofiarowuję narodowi równie zwarte, niezbędne a pożyteczne hasło: BIS śmierdzi. Za darmo. Oczywiście, jak wszyscy, przyjąłbym skromną nagrodę, co by starczyła na nowy laptop, bo stary, osiemdziesięcioletni już, chorowity, z wytartą łysą klawiaturą. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2164) (Ostatnia zmiana: 26-08-2011) |