Na dziczy wszechpolskiej nocami maszerują dziarsko, ubrani w łyse hełmy, bojownicy sprawiedliwej ojczyzny. Śpiewają wątłą przeróbkę pieśni pani MarysiK.: Orężny stanie hufiec nasz, zaś płaszczak będzie nam hofmanił! Ura, ura! Utwory takie patriotyczne powodują, że robi mi się miękko i wzbierają rozmyślania o wierności ideałom. A nie bez związku z tym o niedalekim losie mimochodem wspominanych w pieśni bohaterów sprawy. Z bólem widzę, jak na oczach bowiem naszych, to jest tłumu wodzonego przez politykę oraz media, uśmiercono wierność, nadzwyczajną wartość niezmiernie cenioną od zarania człowieczeństwa. Widowiskowe morderstwo miało dwa etapy: najpierw wierność siłą odczepiono, a potem została dorżnięta, czemu towarzyszyło chlipanie niektórych, dosyć fałszywe, katolickie. Najpierw może w ogóle o tym odczepianiu. Normalnie powiedziałbym, że coś od czegoś zwyczajnie odczepiono, na przykład kobyłę od wozu. Słówko to nie oddaje siły, rzekłbym wiązania atomowego, z jaką coś najpierw było przyczepione, przyspawane, związane tkanka z tkanką, zanim to oddzielono. Lepsze byłoby pojęcie odszczepienie, które wiąże się z pierwotnym wszczepieniem i czujemy tę moc odrywania, kiedy przymusowe oddzielenie następuje. Teraz pytanie zasadnicze: czy wierność została złachmaniona i następnie wykończona publicznie, np. przez tego tam głośnego obecnie wielebnego, co odszczepił się był od pionu kościelnego? Jak wiadomo klecha zwariował od wykładania teologii, czyli czegoś, czemu przeczy rozum i empiria. No i mogło go dobić postępowanie przełożonego udostępniającego byle komu krypty narodowego Wawelu. (Natanek nie tylko oddzielił się od instytucji, by stworzyć jej swoją własną odmianę, ale też przeszedł na wynalazczość oraz odkrywczość. Wykombinował mianowicie Polakom nowe kolory narodowe. Miast czerwieni, niesmacznie kojarzącej się między innymi z robotniczą krwią, ma być amarant ze znanej piosnki o ułanach (amaranty zapięte pod szyją), co się biją, (ach, Boże mój, jak). Niestety nie wspomina nic o nowym, stosownym na godło ptaku narodowym, dlatego spieszę odszczepieńcowi zaproponować, iż najlepszy byłby kruk (samica). Czarny jak sadza ze spalonych kości, lekko zalany, rozczochrany, w zaciśniętych pazurach zaś brzozowy patyk. Naturalnie dewiza: coś tam, coś tam, tak bardzo właściwa dla coś tam pijących. A przecież nie chlających rodaków nie ma i nie będzie, póki nie zginiemy!) Słaby to jednak przykład odczepiania: czarny od czarnych kumpli. To się nazywa praktycznie herezja i było tego w dziejach od groma. Dawniej Natanka najzwyczajniej by na krakowskim rynku spalono i git. Po paru wiekach spalony zostałby przeproszony i wszyscy bardzo by się wzruszali dobrocią oraz wielkim sercem przepraszającego, że wpadł na pomysł taki. Nie o tej jednak, kurczę, wierności chciałem koniecznie pogadać. Kluczę w tym temacie, a przecież dobrze wiem, co mnie tak wzburzyło, oglądanie jakiej zbrodni odpłacania za wierność!! Otóż dosyć długo, przez lata prawie, podziwialiśmy w telewizorach głębię bezdnową tego niezmiernego uczucia, przykład wierności nad przykłady! Tego się nie da zestawić nawet ze słynnym psim przywiązaniem do pana właściciela. To raczej, zespolona w jednym suczym egzemplarzu objawiała się wierna miłość sfory, całego zwierzyńca. Słowem obnoszona przed narodem z dumą wierność bezwstydna. Mnie, jako że w bogatym istnieniu byłem też ongiś krowim pastuszkiem, przypominała przywiązanie do mnie Mućki pana Żukowskiego pasionej na miedzach między zbożem rozmaitem, haftowanych pszenicą, posrebrzanych żytem. Tylko rzekłem krowinie, bez traktowania witką, a szła za mną wpatrzona wiernie krowimi oczyma (zwłaszcza one mi się szczególnie kojarzą), potrząsająca wymieniem pulchnym jak poducha wyposażona w cztery mleczne paluchy, i szczająca z zachwytu, że mnie wiernie kocha. Za co? Za nic. Przyznam, że oglądając w aparacie telewizyjnym pewną niewiastę o rozbuchanej urodzie wiejskiej, o zdrowej cerze krowiego wymienia, słomianej przez jej włosy, przez czas długi żyłem w rozdwojeniu tak zwanej jaźni. Z jednej strony było mi wstrętne jej okazywane publicznie uniżenie względem właściciela stada, jej całkowite poniżające oddanie i niejako gotowość do natychmiastowego zagryzienia każdego przeciwnika jej ukochanego, czczonego posiadacza bydła. Z drugiej strony osobiście zawsze pragnąłem podobnej wierności, bezkrytycznego przywiązania i niejako miłości, w tym wypadku politycznej, choć wolałbym zwykłą. Ona, ta ukazywana na pastwiskach medialnych, postępowała zawsze, jak ta zidiociała staruszka, co z namiętną siłą wrzeszczała niedawno w telewizorze: Kochamy pana! Ach, gdyby mnie tak miłowano, zwłaszcza gdybym za karę losu prezentował tę samą koślawą posturę oraz obłudny uśmieszek kulistego tłustego oszusta, kulfona, specjalistę od gruszek na wierzbie. Ta obfita blondyna w uwielbianego wczepiła się miłośnie jak namiętny kleszcz, dla niego tylko wrednie kłamała publiczności w oczy, fałszywie wyceniając nieistniejące obietnice ukochanego i chwaląc jego żadną myśl. Za niego, falując okrutnie biustem, śmiertelnie obrażała się, gotowa chyba nawet oddać życie za ten, w istocie bezwartościowy, ideał. Jakże łgała i wściekała się, kiedy ktokolwiek obnażał mizerię i błazeńską nicość chytrusa. Jako że mam komiczny zwyczaj rozmawiania z telewizorem, nieraz, kiedy wytworzyłem o zbawcy narodu na głos kąśliwą uwagę, bałem się że szalona baba wyskoczy z monitora i natychmiast da mi zdrowo popalić! Ale też jednak chętnie obejrzałbym z bliska te cetnary bezprzykładnej wierności! Tymczasem, jak już głupio niepamiętamy, wierność ta niezwykła, szalona oraz bezwstydna została od przedmiotu uwielbienia przemocą odszczepiona przez sam przedmiot! I to za co? Za namawianie lubego do szczerości przed narodem. Pomyślcie, dobrzy ludzie, co jest wart podobny przystojniak nie tylko odrzucający nadzwyczajne uczucie o niezwykłej sile i pasji, ale z zimną bezwzględnością wyrzucający miłującą z ferajny swojej na zbity pysk! W czci wiernej niezłomną, jak by to wykombinował Wyspiański. Boć sama wierność to dla tego kawalera miki małe, licha niewartość, wierność bowiem ma powodować korzyści, zyski, przynosić zwycięstwa. Moja matka wiejska o podobnych przypadkach mawiała: Kiedy komuś służysz wiernie, ten ci na ostatku pier[d]nie! I teraz dama ta cieplutka (jakże cenna w klimacie naszym zimnym), niby porzucona tragicznie kochanka (Polka jest najważniejsza), ma dużą szansę znaleźć się na politycznym bruku, jeśli, zwykle bezlitośni dla przegranych, wyborcy nie wyciągną do niej swych dobrych, miłych rąk z uznaniem oraz wybaczeniem? Co pocznie polityczna sierota? Gdzie dostanie posadę przynoszącą miesięcznie około trzydziestu tysięcy PLN za nic, za pyskowanie tylko i wierność hersztowi? Przecież osoba taka już nie potrafi żyć za np. 1350, które ja, pyskaty staruch, dostaję po czterdziestu czterech latach roboty. (Jakiś idiota rydzomaryjec wyrzucił mi, że za taką kasę bytuję, jak pączek w maśle!) To jedna przykra sprawa. A przecież zanosi się na następne. Kiedy bowiem nie wyjdzie dwom następnym osobnikom wierne płaszczakowanie oraz jeszcze wierniejsze hufmanienie, zostaną oni, obecnie najwierniejsi z wiernych, zgodnie z tamtejszą tradycją oskarżeni o działania nieprawidłowe, przynoszące klęskę i wstyd, zatem w konsekwencji odczepieni i wyrzuceni na zbity pysk, jak tamta, obrzydliwa raczej, wierność. Co się zdarzy z pewnością, jeżeli geszeft z tumanieniem tumanów nie da efektów. Natomiast, gdy się uda, będzie słuszna nagroda: tłuste ministeria, a w nich fotele w stylu gdańskim rzeźbione w kaczuszki inkrustowane słodkim smalcem za wierność w chwilach próby. P.S. Mały apelik: O Panie Nieistniejący spraw, by choć jeden biskup z równą zajadłością, z jaką ścigają teraz niejakiego Nergala, potępił ohydne zbrodnie bezczeszczenia pamięci zabitych Żydów! Twój AU | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2230) (Ostatnia zmiana: 15-09-2011) |