Ogień
Autor tekstu:

Od Autora

Jestem operomanem. Nie jest to jakieś zboczenie — to tak dla ścisłości. Jest to więcej niż hobby, ale trochę mniej niż obsesja (nie wiele mniej..). Dla mnie osobiście opera jest najwyższą formą ekspresji artystycznej, a jednocześnie najbardziej arystokratyczną dziedziną sztuki (to w tym dobrym i gorszym znaczeniu tego słowa). Opera dla wszystkich, którzy podobnie jak ja mogliby się nazwać operomanami jest czymś dużo więcej niż sumą muzyki i dramatu (tekstu, fabuły), jest uniwersum o niepowtarzalnej i niesprowadzalnej do niczego innego niźli sama opera konstytucji ontologicznej. Estetyka operowa jest niezależna od wspomnianej już czystej muzyki i czystego dramatu. Jest jednocześnie koturnowa, pełna przepychu i bogactwa, którego czasem wręcz nie można udźwignąć zwykłym poznaniem zmysłowym, a jednocześnie potrafi na wielkiej scenie opowiedzieć cichą historię zwykłej miłości. Opera mimo, ze posługuje się estetyką, która nie ma nić wspólnego z codziennością (jest chyba najbardziej sztuczna, nieprzymierzalna do niczego innego jak scena operowa) potrafi w jakiś nieodgadniony sposób przekazać wszystko, co najgłębsze i najbłahsze jednocześnie. Podobno kiedy jakąś formę doprowadzi się do ostateczności jeśli chodzi o jej intensywność wyrazu przechodzi się jakby poza granicę tej formy i przynajmniej na chwilę można oderwać się dzięki temu od poczucia własnej podmiotowości i oddzielenia od otaczającej rzeczywistości. Ponieważ opera jest zawsze największą intensyfikacją, a jednocześnie czymś wprost nienaturalnym (np. sposób wykorzystania głosu ludzkiego) może sprawiać, że zaraz po zamknięciu oczu jesteśmy już poza jakąś granicą.

Ten tekst w moim zamiarze nigdy nie miał być drukowany, nigdy nie miałem zamiaru starać się, aby ujrzał światło dzienne. Mimo tego, zgodziłem się na jego publikację — głównie na prośbę Mariusza Agnosiewicza, którego uważam za swojego przyjaciela. Pragnę przy tej okazji zwrócić uwagę Czytelnika, że tekst, który ma być librettem operowym jest czymś mniej, a jednocześnie więcej niż dramatem. Mniej, bo trzeba coś zostawić muzyce, która jak to określał Klaudiusz Debussy „zaczyna się tam, gdzie kończy się słowo". A więcej, bo musi mieć w sobie coś muzycznego, aby ta muzyka miała się gdzie zaczynać. Dlatego proszę Czytelnika o zrozumienie jego może dość dziwnego języka, nadmiaru patetyczności i mego starania się o intensywność wyrazu, która w bardziej tradycyjnej formie mogła by rzeczywiście być wręcz niewłaściwa.

I jeszcze jedno: nie uważam się za zawodowego literata. To był utwór pisany „do szuflady", z której został wyjęty jakby trochę nie przeze mnie...


OGIEŃ

Libretto

Dramatis Personae:
Pielgrzym
Astra
Astron
Ewa
Kobieta z pochodnią
Astrydzi

Scena I

Szczyty wysokich gór. Z jednego z nich schodzi wędrowiec. W dole widać górskie jezioro i jakąś osadę przy nim. Pielgrzym, Kobieta z pochodnią, Astrydzi — mieszkańcy osady.

Pielgrzym
(na szczycie)
Wyżej niż ptaki zaszedłem
A nadal nie sięgam nieba.
Czy spaść z niego trzeba
By w ruinie znaleźć wytchnienie i
Obiecane zbawienie?
(spogląda w dół)
Czyżbym jednak minął już słońce?
Świeci na mnie z doliny.
Jego promieni głębiny
Gdzieś tam, niżej błyszczą.
To jezioro górskie gwiazdę odbija
Lecz widać też ogień pochodni.
Dlaczego jednak za dnia
Żarzy ktoś światło
Wśród falujących łąk?
(schodzi niżej)
Dziwne miejsce,
Czas jakby zamarł -
Słychać gór ogrom
I ciszę.
Ruch wszelki zastygł.
Czy głos tu ludzki usłyszę?
(stoi chwilę w milczeniu, po chwili podchodzi do niego kobieta z pochodnią. Idzie jakby po omacku)

Kobieta z pochodnią
Przybywasz stamtąd?
(pokazuje niebo)

Pielgrzym
Tak, zszedłem tu z wyżyn.

Kobieta z pochodnią
Szukasz tu tego,
czego nie dają niziny?

Pielgrzym
Tak, gna mnie w wyżyny
Wola, aby spopielić w nich...

Kobieta z pochodnią
(przerywa mu)
Siebie?

Pielgrzym
(po chwili namysłu)
Może nawet o tym nie wiem...

Kobieta z pochodnią
(bardzo uradowana)
Witaj więc,
O witaj wśród gór
I byłych gwiazd potomków.
Znalazłeś już gniazdo cór
I synów świętego rodu Astrydów!

Pielgrzym
(wydaje się nie pojmować tego, co się dzieje)
Dlaczego, pani
Trzymasz w świetle pochodnie?

Kobieta z pochodnią
Nie dla siebie ją palę
I nie sobie drogę oświetlam,
Lecz dla tego, kto zbrata się
Z ogniem.

Aby znalazł do nas drogę
Wyzwoleniec górskich szczytów,-
Ten, kto wybawi z ciemności
Świetlista rodzinę Astrydów.
Chodź ze mną !

(wyciąga do niego rękę, po chwili Pielgrzym podaje jej rękę i idzie za nią. Otwiera się brama osady, pomiędzy dwiema bardzo wysokimi ścianami górskimi. W osadzie jest mnóstwo ognia, zbierają się mieszkańcy)

Oto bracia i siostry
Nadszedł dzień doniosły,
Jeśli los nam sprzyja
Wiek pogardy mija !
Znalazłam tego człowieka
Nam szczęście przynoszącego,
Oby tylko tym się okazał
Na którego Astron we śnie wskazał!

Astrydzi
Chwała !
Chwała !
Bądź pozdrowiony wędrowcze !
Cała nasza osada,
Wszyscy, których tu widzisz
Pamiętać będą tą chwilę
— Inaczej nam biada !
Wstąp więc za próg tej bramy
I bądź przez wszystkich wychwalany !
Chwała !
(wchodzi za kobietą)

Jeden z Astrydów
Zawołajcie księżniczkę Astrę!

(po chwili ludzie rozstępują się, wchodzi Astra)

Astra
Czy wiesz gdzie jesteś?

Pielgrzym
U podnóża szczytów,
Jak sądzę...

Astra
Prawie na szczycie,
Jeśli zechcesz...

Pielgrzym
Dlaczego sprowadzono mnie tutaj,
Kto kazał wskazać mi tu drogę,
Po co zachęca się mnie ogniem
Abym przeszedł ten próg?

Astra
Jest wiele dróg do naszego miasta.
Tylko jeden jednak ma prawo
Znaleźć tu to czego szuka.
A czego ty szukasz?

Pielgrzym
A czego szuka się wśród skał?

Astra
Przygód?

Pielgrzym
Ci, co tylko przygód tu szukają
W dole głodni są wygód
Zwanych życiem.
Ja chcę wśród kamieni
Zaznać spokoju jaki ma dusza po śmierci.
W przestrzeni odnaleźć rozwiązanie tajemnicy
Jaka się kryje w myślach ciemnicy...

Astra
Kim więc jesteś?

Pielgrzym
Miłośnikiem wiecznej mądrości.
Moim losem jest szukać myślą gdzie
Żadna inna siła dotrzeć nie może.
Studiować setki dzieł,
Rozgarniać nicości,
Odkryć sedno istnienia
I znaleźć drogę do samozapomnienia.

(zapada zmierzch)

Astra
Jesteś więc u wrót raju,
Ci, których tu widzisz
(pokazuje na zebranych)
Na ciebie czekają od lat setek.
Możesz dostąpić niebios
I nas wszystkich wybawić,
Jednym swoim gestem sprawić
Byśmy na nowo ujrzeli światło.

Pielgrzym
Ale jak ?
Nie pojmuję.
Żadnej racji nie znajduję
Dla tego, co się tu dzieje.
I ten ogień...
Choć go tu pełno, jest ponoć nie dla was.
Płonie tu, dzień jest czy noc,
W jakąż to jego moc
Wierzycie, że wszędzie go rozpalacie?

Astra
Ogień kryje w sobie noc i dzień,
Ciepło i zniszczenie.
Samozapomnienie, którego szukasz
To jego cień, zawsze za nim kroczy.
Mistrz nasz miał kiedyś sen proroczy,
W nim to poznał rozwiązanie
I ujrzał co się stanie
Gdy do wrót naszych zapuka
Ten, kto w górach
Ekstazy zapomnienia szuka.

Pielgrzym
Więc zdradzisz mi ten sen?

Astra
To może tylko Mistrz wyjawić.

Pielgrzym
Gdzie do znajdę?

Astra
Nocą ci się tu zjawi,
Zada pytań wiele,
Pozwól jednak, że ci teraz
Ja — Astra rady udzielę.
Mistrz jest sędziwy
Niektórym się groźny wydaje;
Do snu się rankiem udaje
- Budzi po zmierzchu.
Jest to wszak mędrzec prawdziwy
I prawdę tylko od niego usłyszysz.
Nie lękaj się więc jego głosu
Ani swojego losu.

(zjawia się coraz więcej ludzi z pochodniami. Słońce zaszło już zupełnie. Astra wydaje się uszczęśliwiona)

Teraz zacni Astrydzi
Niech świat cały widzi
Jak przyjmujemy gości
W nasze skaliste włości!

Astrydzi
Niech żyje Astra !
Naszej nadziei gwiazda !
Chwała ci, przybyszu -
Słońca przyszły towarzyszu !
Niech dzień ten się stanie
Naszym zmartwychwstaniem !
Chwała !
Chwała !
Niech żyje !
Chwała !

(wszyscy przechodzą przed Pielgrzymem z pochodniami, potem po kolei wychodzą)

Scena II

To samo miejsce nocą, w wodzie jeziora odbijają się gwiazdy, gdzieniegdzie pozostawione kosze z płonącymi węglami.

(wchodzi Astron, stary, wyniosły człowiek odziany w czarny strój)

Astron
Ciała,
Krew nasza bezowocnie zgnić może
Przed zgonem pomarszczyć się i spuchnąć
W grobie . . .
Wiesz o tym.
Pragnę Cie więc zapytać
Czy chciałbyś z nieba oglądać zorzę,
Widzieć tobie palony ofiarny dym
I cieszyć się nim
Wiecznie zachwycony,
Szumem sfer niebieskich kołysany,
W bezkres kosmosu wysłany
Z ramion czasu wyzwolony,
Lśnić tam jako gwiazda,
Bez obaw co los da
(pokazuje niebo)
We własnym świetle spełniony?

Pielgrzym
Chciałbym, ale...

Astron
Wspaniale!
Wyjawić Ci wiec mogę
Jak wyrwać nas z mogił
A siebie wynieść na nieboskłon
I zapomnieć o ciała udrękach
Sprawić by Cię nosili na rękach,
Jak zapomnieć słowo — zgon!

Skazani jesteśmy na ciemność...

(mówi to w zamyśleniu, po chwili zwraca się bezpośrednio do Pielgrzyma)

Od lat stu
Żyjemy tu,
W ogniu szukając pomocy,
Spętani w sidłach nocy zimnej jak nienawiść.
Nie czujemy ciepła,
Choć pewnie w lochach naszego piekła
Więcej ognia się żarzy,
Niż się może komu zamarzyć.
A jednak lód błyszczy w nas
Jak milion gwiazd.
Każdy z nas się stara
Ogień w sobie rozpalać,
Przesycić żarem ciało
Ciepłem, którego jednak za mało
Jest, by je poczuć.

Krew nasza jak bagno
Z flegmą trzewi się przesącza,
Nie można jej siłą żadną
Ożywić; żadnym sposobem
Sprawić by niczym żałobnik nad grobem
Nie stała w ciał naszych kłączach.

(z wielką afektacją)

A ! — Pomyśl !
Byliśmy świętym rodem
Porodzonym w pochodniach Oriona
Co błyszczą w czarnym nieba oceanie.
Dziś nawet nie możemy patrzeć na nie,
Rodzina Astrydów kona
Choć była zaprzysiężona
Wieczności.
I niedługo nasze kości
Poniosą w odległe równiny
Dzikie ptaki z krainy zimy. . .

Dlatego Ci wyjawiam:
Możesz nas wybawić,
A siebie zbawić!
Przez jedna kroplę czasu
- Tyle to trwać może,
Zamienić się w gwiazdę
W Oriona armii.
W bezkresie niebieskiego lasu
Pławić się, poznawszy wszystkie tajemnice
Zdjąwszy z twarzy bóstwa przyłbicę
I spojrzeć mu jako równemu w oczy!
- To dał mi poznać sen proroczy.

Teraz zależy od Ciebie
Czy chcesz być słońcem na niebie
A nam oddać ciepło życia,
Dać puchar szczęścia do wypicia,
Wybawić z powolnego w ciemności gnicia!

Pielgrzym
Ach, kręci mi się w głowie . . .
— Jednak odpowiem:
Chcę!

Astron
Widzę,
Że prawdę wyśniłem!
A Tobie zapewniam,
Że Ci prawdę objawiłem!

Zrozumieć me słowa to jednak wysiłek.
Udaj się teraz na choć na krótki spoczynek
W odpowiednim czasie
Ktoś zawoła Cię.

(Pielgrzym odchodzi. Astra podchodzi do Astrona, przytula się do niego jak do kochanka, obejmuje udem, owija się wokół niego. Astron stoi patrząc niewidocznymi oczami przed siebie Także namiętnie ją obejmując)

Astron
(do Astry)
Zgodził się!
Teraz tylko musisz mu wyjawić
Jaki to cud ma sprawić
By stało się jako rzekłem.
Zwabiony Twym pięknem,
Głodny wszelkiego poznania,
Będzie łatwy do przekonania.

Astra
A jeśli się wystraszy?
A co jeśli zobaczy,
Że każemy mu oddać życie?

Astron
Za słabe usłyszałem jego serca bicie
Aby uderzyło mu do głowy.
Innymi słowy:
Kocha on bardziej myślami błądzenie,
Filozoficzne marzenie
By odczuć w sobie bunt swej ziemskiej powłoki.
Użyj w razie czego swego czaru,
Żeby rozniecić w nim nieco żaru
Do sprawy nie cierpiącej zwłoki.

Astra
Mądryś jak pająk w swej sieci
Czekający na ćmę lecąca do światła.
Nigdy bym nie zgadła,
Że wiek tak szybko zleci.
Ale Ty jesteś cierpliwy,
Wytrwałeś niczym kamień w rzece
Co twardy jest jak Twe serce.
Oskarżali, żeś leniwy,
Że czekać każesz nie szukając ratunku,
Nie pomagasz w odzyskaniu wzroku.
(lubieżnie)
Zwiodę go dla Ciebie.
Wystarczy obiecać miejsce na niebie
By się człowiek dobrowolnie spopielił
I w potulne, rzeźne zwierzę zamienił!

Astron
Kocham Cię, ma kobro królewska!

Astra
Tyś mnie nauczył raczyć się jadem

Astron
I nie pozwolę, aby głupiec żaden
Brał Cię w swe ramiona;
Prędzej skona!
Nasza święta krew niebiańska
Ze sobą się tylko może łączyć
Sama swojej godności dostąpić!

Astra
Gdy patrzę teraz na Cię
Nie śmiała bym wątpić
W siłę Twej nienawiści.

Astron
Jesteśmy zbyt czyści
By kochać cokolwiek, co stąpa
Po zwykłych, ziemskich łąkach...

Astra
- Ojcze.

Astron
Córko.
(całują się bardzo namiętnie)
Zawołaj go, niechże
Się dowie
I odpowie
Pewien jednak jestem niemalże
Iż wejdzie dla nas w ogień.

Astra
Przyślijcie tu wędrowca!
(ciszej, do siebie)
Ma natura łowcza
Schwyta go w sieci
Nim chwila uleci.
(po jakimś czasie przychodzi Pielgrzym)
Astra
(do niego)
Prawie wszystkiego się już dowiedziałeś,
O bólu, cierpieniu Astrydów usłyszałeś
(zbliża się zalotnie do niego)
Teraz ja Ci zdradzę
Jak możesz tego dokonać.

Razem z braćmi Cię zaprowadzę
Ku byłej świątyni Astrona.
Jest tam, u jej wrót
Wejście tajemne w gwiezdny gród.
Ten krater wulkaniczny,
Który na oczy widzieli nieliczni.
Raz na setkę lat
Wybucha z niego święty ogień,
Kto sam owinie się w jego płomień
A jest człowiekiem dotąd szukającym ekstazy
Bezkresnej wiedzy, będzie gwiazdą bez skazy.
I ród Astrydów będzie rad
Za wybawienie z naszej ciemnicy
Zimnej, ślepej naszych dusz piwnicy.

Pielgrzym
(zdziwiony)
Mam się spalić?
Samemu wejść na lawy stos?

Astra
Możesz się zbawić!
Nam przywrócić boski los!

Pielgrzym
To wszystko jednak zmienia!

Astra
A cóż dać Ci może ziemia?
(z cynizmem)
Lata bezsensownej tułaczki,
Wartej łez najemnej płaczki,
Tysiąc odcieni szarości
I stęchliznę starości!

A możesz wstąpić na Elizeum,
W bezkres czasu, bezkres wiedzy
Zawisnąć na kopule Empireum,
Na firmamencie niebieskim między
Swymi — bóstwami — Tobie równymi.

Ogień Cię oczyści
Z jesieni czasu liści
Zabierze Ci ciało,
Ale wszak to mało
Za drogę ku wyzwoleniu
Na niebieskim sklepieniu.

Pielgrzym
Nie wiem jednak czy ta organiczna materia,
Której mam się wyrzec
Nie jest sensem wszelkiego istnienia?
Czy możesz mi przyrzec
Że to prawdziwa metoda spełnienia,
Że tak tylko można odprawić przemiany misteria?

Astra
To Ci może przysiąc
Astrydów tysiąc!

Pielgrzym
Ogień to jednak siła
Życiu nie miła,
Dać się jej pochłonąć,
Z własnej woli spłonąć . . .
Gdy o tym myślę dreszczem się obrusza
Moja poszukująca dusza . . .
(zastanawia się)
Czy wejdę w ten zbawczy ogień
Jutro Ci odpowiem.

Astra
(obejmuje go ręką, zbliża do niego swe usta, wyrzeka ciszej:)
A może Cię przekona
Ciepło mojego łona?
Gdy dojdzie do kresu me życie
Mogę obok Ciebie, na niebie
Tańczyć jako planeta w wiecznym zachwycie.
Jako tancerka kosmiczna
Pierścieni zrzucać woale
I nie pamiętać o czasie wcale
Gdy oddawać Ci się będę.
To także może sprawić przemiana magiczna
Byłoby więc chyba błędem
Zasłaniać się strachu obłędem.
Pomyśl o tym.
Znalazłeś w ogniu złotym
To, czego szuka Twoja mistyczna nauka...

(odchodzi wolno, dotykając go jeszcze wyciągniętą ręką. Pielgrzym zostaje przez jakiś czas sam, pogrążony w myślach, zza skał wychodzi ukradkiem młoda kobieta, ubrana w zwykłą białą sukienkę)

Ewa
(do Pielgrzyma, który zauważa ją dopiero po chwili)
Wszystko słyszałam,
Choć tego nie chciałam.

Pielgrzym
Kim jesteś?

Ewa
Tą, której znać nie powinieneś.

Pielgrzym
Dlaczego?

Ewa
Bo nie wierzę w ich niebo.
Jestem wygnaną myślą,
Za bramą mieszkać muszę.

Pielgrzym
Dlaczego?

Ewa
Może dlatego, że mam duszę
Zamiast lodowatego ducha. [ 1 ]
Chcę, żebyś mnie wysłuchał.

Wiem, o co Cię Astron prosi.
Wiem czym wabi Cię Astra.
To, co każde z nich głosi
Życiu zagładę przynosi.
Astra to zimna niewiasta,
Poświęciła się służbie niszczycielskiej sile,
Jej serce i swoje Astron zamknął w mogile,
Którą chce nazwać mądrością;
Oboje gardzą całą ludzkością,
Nie nauczyli się kochać Ziemi
A zamiast ciepła ciała mają wór kamieni.
Jesteś myślicielem, dziwnym marzycielem,
Nie pomyślałeś, że skoro czeka kogoś w ogniu pokuta,
To musiała być i wina, którą Ty masz zmazać
I na samozniszczenie się skazać?

Astron był żądny gnozy.
Ten kapłan pełen grozy
Gotów był wyrzec się wszystkiego
Dla poznania „wyższego".
Czystość ducha chciał zdobyć
Przez umartwienie ciała,
Z najdalszych głębin wydobyć
To, czego mu Ziemia dać nie chciała,
Bo nie obdarowuje ona tych, co plwają na nią
I za nic mają.

W śnie mu się objawiło
Że w ogniu znajdzie spełnienie
I wtedy się stało.
Świątynnego ognia płomienie
Wypaliły mu oczy — jest do dziś ślepy.
I ślepi są do dziś wszyscy Astrydzi,
Od wieku nikt z nich nie widzi
A i tak tajemne pozostały wszelkie sekrety.
Astra tylko i ja
Ponieważ byłyśmy wówczas daleko
Możemy dziś widzieć.
Jutro wiek równy mija
Odkąd Astron ziemski żywot przeklął
Zanim odpowiesz — powinieneś wiedzieć.

Pielgrzym
Ale to właśnie szukający mądrości
Powinien czynić.
Nie można Mędrca winić,
Że się wypiera ziemskich radości.

Ewa
Życia mądrość nie wymaga tego.
Czy po to gleba wypuszcza tyle kwiecia pięknego
By je myśl zdeptała?
Od wzroku odepchnęła?
(zbliża się do niego ze szczerym uśmiechem)
Och, wędrowcze!
Nie wierzaj w ich czcze obietnice,
Ale przemierzaj pachnące winnice,
Znajdź cielesną oblubienicę,
Co zechce urodzić Ci
Gromadkę kochających dzieci.
Wystawiaj ze szczęścia twarz w słońce,
Z miłości do ziemi gorące.
Rozpłyń się rankiem po łące
Pełnej rosą pojnych kwiatów —
Ich więcej jest niźli światów
Na kapłanów niebie.
O to proszę Ciebie.
Ogień, co spala, a nie grzeje
Ułudę zdradziecką daje
Tym, co nie dość są szlachetni
By grać z radością na życia lutni.

Pielgrzym
Opowiadasz o istnienia dziedzinie,
Która jednak szybko minie . . .
Czy po to człowiek istnieje
Aby w tym znaleźć zadowolenie?

Ewa
Zadowolenie . . .
Uważasz, że zbawienie
Jest bardziej prawdziwe,
Ludzkiej naturze właściwe?
Znajdziesz je tylko w księgach,
W cudzego szaleństwa ostępach.

(za nimi na scenie pojawia się Astra, oni jednak jej nie widzą)

Pielgrzym
Szaleństwie?
W ducha męstwie się kuje,
To, co rozumowi smakuje.

Ewa
Przecież nie rozumem się kocha...

Pielgrzym
Ale to do mądrości wrota.

Ewa
Skąd jednak wiesz, myślicielu,
Że Twoja ofiara niebo nam tu ześle?
Było już takich, jak Ty wielu
Co poddali się tej dziwnej sile
Obietnic,
I nic.
Świat toczy się dalej
A oni poprzepadali.

Pielgrzym
Ta prawda to kwestia wiary.

Ewa
A jakiej to miary
Można użyć by zbadać te czary?

Pielgrzym
Miary brudu, jaki ten świat zalega.

Ewa
Nie pojmuję na czym taka miara polega.

Pielgrzym
Duch czystego człowieka
Jest na tyle jasny, niezbrukany
By nie dać się zamknąć w nędzy żywota kajdany.
Ten świat zaś powleka
Sfera bagien i istot garbatych,
Od urodzenia upadłych.
Jeśli istnieje mądrość duszy
Pozwalająca to widzieć i strzec się przed zarazą
To świat lepszy od tego istnieć musi,
Wszyscy mędrcy Ci jego obraz pokażą.

Ewa
I ogniem każą świat czyścić?
Zapomnij o tym obrazie,
Po co przyglądać się z bliska skazie
Na skórze ziemi?
To nic nie zmieni.
(zbliża się Astra, jeszcze niewidoczna)
Lepiej pomyśl o upojnych nocach,
Smakach, pęczniejących owocach
Pocałunkach namiętności,
Mlecznej nagości skóry,
Która zdolna oddalić wszelki moment ponury
I o wdzięku pochylającej się nad Tobą niewiasty...

Astra
Chwasty !!!

(zauważają ją; Ewa jednak kontynuuje)

Ewa
Rozejrzy się latem po dolinie
A obłęd umysłu minie.
Wśród kwiatów, których milion Ci się kłania
Jest tyle kolorów do kochania...

Astra
I gnicie umierania !!!
Precz stąd niewierna niewiasto!

Ewa
Witam cię droga Astro...

(Astra bagatelizuje jej obecność)

Astra
Czyżbyś chciał oddalić od siebie
To, co w świętej mądrości czarze?
Przecież będziesz kochankiem gwiazd,
Tam, na wiecznym niebie!

Decyzję podjąć czas.

(wskazuje mu drogę wyciągniętą ręką, Pielgrzym waha się, idzie we wskazanym kierunku, bardzo wolno)

Ewa
Wypij najpierw z życia pucharu,
By odtrącić moc złego czaru
Niech się przeleje w Twych żyłach,
To, czego ona nigdy nie przeżyła.
(wskazuje na Astrę)

(Pielgrzym zamyślony wychodzi. Pozostają obie kobiety. Ewa siada na kamieniu u brzegu jeziora, łagodnie przesuwa rękę po wodzie, w której odbijają się gwiazdy. Na scenie jest coraz ciemniej. Gdy Pielgrzym jest już prawie niewidoczny Ewa cicho mówi:)

Czekaj na mnie rankiem,
A będziesz uszczęśliwionym kochankiem...

(Pielgrzyma już nie ma na scenie. Mija jakiś czas, Ewa spogląda w wodę. Zbliża się Astra, nagle chwyta ją za głowę)

Astra
Nachłepcz się z tego koryta
Jucho niesyta!

(trzyma Ewę za włosy i siłą zanurza jej głowę pod wodę. Ewa chce walczyć ale Astra jest silniejsza, po paru chwilach Ewa tonie. Astra przewraca w wodę kosze z żarem, które dotąd dawały czerwone światło. Jest całkiem ciemno)

Scena III

Poranek zaraz przed wschodem słońca. Na scenie widnieje rodzaj niskiej, szerokiej studni umieszczonej dokładnie na środku sceny. Wokół tego obudowany jest okrągły, kamienny stopień. Na scenę wolno wkraczają Astrydzi w czerwono-czarnych strojach. Trzymają w rękach pochodnie. Ustawiają się półkolem wokół centrum sceny.

Astrydzi
Niechaj się stanie
Co obiecane,
Co w świętym śnie dane.
Gardziel wulkanu
Pełna nadmiaru
Mocy spełni sen proroczy
I wleje nam jasność w oczy!

Niechaj się stanie!

Dziś ogień wstanie
I w gwiazdę przemieni
Wyzwańca Ziemi!

Niechaj się stanie!

(rozstępują się, wchodzi Astra, za nią Pielgrzym)

Astra
Zadam Ci ostatnie pytanie:
Czy chcesz być przemieniony
I zbawiony,
Czy chcesz przekroczyć czasu granice
I poznać absolutną tajemnicę?
Zaraz odpowiedz!

Astrydzi
Odpowiedz!

Pielgrzym
(jakby do siebie, rozglądając się)
Wczoraj kwietna dama
Przyrzekła mi sama,
Że mi pokaże
Jak wśród kwiatów zatopić się w żarze...

Astra
(tylko do niego)
Sam teraz widzisz
I się dziwisz . . .
Głupsza od dziecka
Była ta dziewka zdradziecka.
Słowami słodkimi mamiła, ale
Nazajutrz Cię opuściła.

Astrydzi
Odpowiedz!

(przez jakiś czas Pielgrzym milczy, jest zawiedziony)

Pielgrzym
Niech ogień mi wskaże
Drogę na niebios ołtarze!
Stanę w płomieni koronie!

Astrydzi
Stanie się!
Zbawi Cię
Ogień i nas
Święta moc gwiazd!

Astra
Zbudźcie Astrona,
Władza nad ogniem jest jemu przeznaczona.

Astrydzi
Diamentem będziesz w skarbcu Oriona!
Lśnieniem z siebie bijącym,
Od spełnienia gorącym.

(po jakimś czasie wchodzi Astron, doprowadzany do środka sceny przez Astrę)

Astrydzi i Astra
Nasz nieoszlifowany brylant gotów
Jest już do zbawczych ducha lotów.

(Pielgrzym staje przy studni, za nim Astron. Astrydzi unoszą do góry pochodnie)

Astron
Za mną powtarzajcie
Zbawcze zaklęcie.
(rozkłada ramiona)
Nurzany przez niewiernych w błocie
Wylśnij się niebiański grzmocie!

Astrydzi
Niebiański grzmocie!

(pojawia się światło w studni)

Astron
Ukaż się tu w całym swym ogromie
Wynoszący na nieboskłon święty gromie!

Astrydzi
Święty gromie!

Astron
Niech spełni przysięgę siła wieczna i
Ty — Ogień — pochodnia kosmiczna!

Astrydzi
Pochodnia kosmiczna!

(światło coraz bardziej jaśnieje, wygląda jak jednolity wystrzelający do góry słup światła. Pielgrzym wchodzi na kamienny stopień, stoi za słupem światła)

Astron
Przybądź jasny orkanie
Niech się światłość stanie!
W sznur błyszczący spętana pożoga

Uczyni z wybrańca boga!
Miecz ognisty
Wytnie drogę w świat promienisty.
Dla jednego potężny blask
Spali na zawsze ziemski czas,
Kopułę szarej troski
Rozbije taran boski!

(światło osiąga maksymalna jasność)

Astrydzi
Oto taran boski — Ogień jasny
Stań weń!

Astron
Ogień!
Wejdź weń!

Astrydzi, Astron, Astra
Ogień!
Ogień!
Ogień!
Stań weń!
Wejdź weń!
Ogień!

(pielgrzym wchodzi w snop światła, które przez sekundę zalewa całą scenę, znika w nim. Po chwili jednak światło znika i całe światło ze sceny również słabnie w szybkim tempie, gasną też gwiazdy i pochodnie Astrydów. Astrydzi padają na ziemię, są nadal ślepi, pełzają w kierunku środka sceny. Astron stoi, jest zaszokowany, powoli się cofa, słychać jęki i krzyki Astrydów, Astra pada na kolana, jest prawie całkiem ciemno)

Astra
A jednak nawet gwiazdy umierają...

(pada całkiem na ziemię, jest zupełnie ciemno)

- kurtyna -


[Od Autora: jako ilustracje do tekstu wykorzystałem przekształcone przez mnie następujące prace plastyczne:
1. Obraz „Wędrowiec" Caspara Davida Friedricha,
2. Zdjęcie z filmu „Olimpiada" Leni Riefenstahl,
3. Zdjęcia z przedstawień operowych jakie miały miejsce w ciągu ostatnich dziesięcioleci na festiwalu wagnerowskim w Bayreuth]


 Przypisy:
[ 1 ] W gnostycyzmie odróżniano ducha od duszy, duch był najwyższy w drabinie bytów, natomiast dusza była niższym bytem, związanym w pewien sposób z ciałem, nieco podobnie, jak psychikę ujmuję dzisiejsza psychologia, duch miał charakter czysto abstrakcyjny.

Paweł Krukow
Paweł Krukow, psycholog, pracownik akademicki UMCS (Zakład Psychologii Klinicznej i Neuropsychologii Instytutu Psychologii). Interesuje się neuronaukami i filozofią nauki.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 19  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2373)
 (Ostatnia zmiana: 15-06-2006)