Dawno, dawno temu, kiedy Ojcowie Święci nie zajmowali się jeszcze obroną praw człowieka tylko ich łamaniem, pojęcie „granic wolności religijnej" nie istniało, gdyż nie istniało samo pojęcie „wolności religijnej". Heretykom aplikowano "bolesną rozkosz stosu" co pozwalało zbawić ich dusze. Nie było także podziału na sacrum i profanum, gdyż nie istniał podział na sferę publiczną i prywatną, poza kontrolą państwa. Rewolucję w tym względzie przyniosła dopiero francuska Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1791 r., do dziś stanowiąca fundament praw człowieka, a znienawidzona przez Kościół katolicki na półtora stulecia i wielokrotnie przezeń potępiana. Jedno i drugie potępił z całą mocą — błogosławiony obecnie — Pius IX w swym słynnym „Syllabusie błędów" (wolność religijna — pkt 15, jej granice — pkt 19). Dopiero sto lat później II Sobór Watykański werbalnie uznał wolność religijną, co nie przeszkadza bynajmniej orwellowskiemu dwójmyśleniu (por. deklaracja „Dominus Iesus"). Co istotne, pojęcia wolności religijnej jak i jej granic w społeczeństwie zostały opracowane przez świeckich poza kościołami i przy ich gwałtownym sprzeciwie w celu zapewnienia spokoju w społeczeństwie i bezpieczeństwa państwa. Minimalne wymogi, które religia musi spełnić, aby bez konfliktu istnieć w społeczeństwie definiuje art. 1 ust. 3 Deklaracji w sprawie eliminacji wszelkich form nietolerancji i dyskryminacji opartych na religii lub przekonaniach, który głosi: "Wolność manifestowania czyjejś religii lub przekonań może podlegać jedynie takim ograniczeniom, jakie są przewidziane prawem i konieczne w demokratycznym społeczeństwie dla ochrony bezpieczeństwa, porządku, zdrowia lub moralności publicznej, albo podstawowych praw i wolności innych osób", a także Konstytucja RP w art. 53 ust. 5: "Wolność uzewnętrzniania religii może być ograniczona jedynie w drodze ustawy i tylko wtedy, gdy jest to konieczne do ochrony bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego, zdrowia, moralności lub wolności i praw innych osób". Obecnie kompetentnym organem do rozwijania koncepcji granic wolności religijnej jest Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Ocenia on czy państwo naruszyło wolność religijną swego obywatela (będącą częścią praw człowieka) czy też nie. Do dorobku Trybunału należy ugruntowanie zasady, że działalność religijna nie powinna być traktowana przez państwo preferencyjnie wobec reszty społeczeństwa i w przypadku konfliktu nakazów i zaleceń religijnych z prawem abstrahuje się od nich jako nieistotnych. Znamienny jest tu wyrok w procesie francuskiego rabina przeciwko Republice Francuskiej. Rabin ów był liderem społeczności ultrakonserwatystów. Dokonywał rytualnego uboju bydła na potrzeby kultowe według starodawnego żydowskiego zwyczaju. Zwrócił na to uwagę francuski odpowiednik Sanepidu zakazując tego z uwagi na zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne (sposób uboju nie spełniał norm prawa francuskiego). Żyd uderzył z najgrubszej rury oskarżając agendę państwową o szykany z powodu wyznania. Ichni sanepid odpowiedział na to: "Wyznanie waszeci nie ma dla nas znaczenia, ale bydło proszę zarzynać zgodnie z normami sanitarnymi" — i przedstawiał tę linię przed francuskimi sądami, wygrywając procesy z krewkim rabinem w kolejnych instancjach. Wreszcie sprawa trafiła do ETPCz, który przyznał rację Republice Francuskiej, argumentując, że powód nie kwestionował słuszności zastrzeżeń, zaś do przestrzegania prawa zobowiązany jest jako obywatel. Konflikty tego typu obecne są także w Kościele rzymskokatolickim. Jako koronny przykład podaje się tu zwykle celibat, który jest sprzeczny m. in. z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka (art. 16) oraz Europejską Konwencją Praw Człowieka (art. 12), ale są tu także: dyskryminacja kobiet, homoseksualistów, rozwodników, ingerowanie w życie intymne, cenzura korespondencji w zakonach oraz ohydna i odrażająca praktyka dzielenia ludzi na prawego i nieprawego pochodzenia w zależności od… terminu zapłodnienia (kanony 1138-1140 Kodeksu Prawa Kanonicznego). A propos — czy wszyscy biskupi są „prawego pochodzenia"? Wypada się wylegitymować! Coraz większy dysonans między powszechnym prawem świeckim a wewnętrznymi prawami kościołów w kwestii zwłaszcza praw człowieka i równouprawnienia kobiet ilustrują zapisy w skandynawskich ustawach antydyskryminacyjnych, które stwierdzają wprost: "praw antydyskryminacyjnych nie stosuje się wobec kościołów". Mimo tak oczywistego bocznego toru cywilizacji nie przeszkadza to czarnym propagandzistom rozgłaszać, iż są oni "moralnym drogowskazem dla Europy" tudzież "wprowadzają nas w trzecie tysiąclecie" et cetera... Toteż Kościół rzymskokatolicki w sensie prawnym jest tolerowany tylko dlatego, że przyjmuje się milczące założenie, iż jego wierni świadomie i dobrowolnie godzą się na zawartą implicite w jego nauczaniu i „Tradycji" dyskryminację, naruszanie praw człowieka i odebranie godności. Jest to więc „wyspa" z odmiennymi normami niż obowiązującymi całe społeczeństwo legitymowana dobrowolnością oraz — co nie mniej ważne — nieszkodliwością i prawem do natychmiastowego odejścia. Podobną „wyspą" jest np. streaptease w klubach nocnych, który wykonany na ulicy (poza „wyspą") uznany mógłby być za wykroczenie (art. 140 KW). Oczywiście założenie to wymaga uznania, że godzą się na to wszystko chrzczone noworodki, co jest raczej piętą achillesową tego rozumowania. Także pozostałe założenia pozostawiają wiele do życzenia. Gdyby udowodnić, że istnieje korelacja między obowiązkowym celibatem a pedofilią oraz innymi patologiami życia seksualnego (co jest oczywiste) to rząd, jak najbardziej europejski, nie państwa totalitarnego, miałby prawo zażądać od Kościoła rzymskokatolickiego zniesienia celibatu (przynajmniej na swoim terytorium) pod rygorem delegalizacji w ogóle bez wchodzenia w sferę sacrum i zagadnienia religijne. Wówczas okazać by się mogło, że Europejski Trybunał Praw Człowieka wyręcza postulowany przez kościelnych liberałów Vaticanum Tertium. Bo utrzymanie takiego żądania, jako zgodnego z prawem, byłoby niemal pewne. W dalszej perspektywie, biorąc pod uwagę, że historycznym i zawsze obecnym powodem wprowadzenia celibatu było zwiększenie zysków papiestwa kosztem jakości życia podległego mu kleru (zmuszanie do życia w zakłamaniu, zaszczepianie fobii i obsesji antyseksualnych) w przyszłości księża mogą wystąpić o miliardowe odszkodowania od Watykanu, analogiczne do tych, które wywalczyli palacze od koncernów tytoniowych. To dopiero byłaby apokalipsa przy której afera pedofilska byłaby jedynie przygrywką! | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2577) (Ostatnia zmiana: 06-09-2003) |