Nauki ścisłe a obraz Wszechświata
Autor tekstu:

Panuje dosyć rozpowszechnione przekonanie, że nauki ścisłe, a w szczególności nauki przyrodnicze, powodują „dehumanizację" świata, obdarcie go z jakichkolwiek uczuć i wartości. A jednak, śledząc ewolucję obrazu Wszechświata od powstania człowieka do współczesności, zauważamy całkowitą błędność tego poglądu.

Wszechświat neandertalczyka rozpościerał się pomiędzy jaskinią, gdzie spał, a najbliższym możliwym do upolowania mamutem. Co prawda w tym ujęciu rozmiary i granice wszechświata zmieniały się wraz z migracjami stada mamutów, ale nie były to różnice istotne. Wszechświat ten był więc skończony (ze względu na skończoną liczbę jaskiń i mamutów} oraz ograniczony (przez najbliższego mamuta). Neandertalczyk miłość uprawiał swobodnie, nie miał więc żadnych powodów dla uwznioślenia swego libido.

Starożytni ujmowali już Ziemię bardziej globalnie. Często wyobrażali ją sobie jako płaską lub z lekka wypukłą tarczę z Morzem Śródziemnym pośrodku. Mieli też niewątpliwe upodobanie do lokowania tej tarczy na grzbiecie (grzbietach) różnego rodzaju fauny. Raz był to żółw, innym zaś razem cztery słonie lub wieloryby. Było to bezsprzecznie podejście raczej mityczne, niż naukowe. Jednakże, oprócz niewątpliwej inwencji imaginacyjnej, mieli też starożytni (w szczególności Grecy) pewne inklinacje do widzenia świata takim, jaki on jest naprawdę, a nie li tylko projekcji w sferę mitów kompleksu Edypa i snów lingo-jonicznych. Doszli zatem kulistości Ziemi i nawet potrafili z pewnym przybliżeniem opisać jej promień. System Arystotelesa, nieco później zmodyfikowany przez Ptolemeusza, umieszczał Ziemię w centrum małego, przytulnego, sferycznego wszechświata, którego granicę stanowiła sfera gwiazd stałych. Był to niewątpliwy postęp w porównaniu z mamutem.

Miły był to obraz, zapewniał tak potrzebny ludziom komfort psychiczny i dlatego średniowiecze zaakceptowało go bez zastrzeżeń. Epoka ta stworzyła jednak pewne bariery dla swobodnej eksternalizacji libido i to było początkiem fermentu. System Ptolemeusza stawiał człowieka w geometrycznym i semantycznym centrum świata; w tej sytuacji bardzo nieładnie zachował się nasz rodak, Mikołaj Kopernik, który Ziemię wraz z człowiekiem usunął na margines, a w centrum umieścił Słońce, które niczym sobie nie zasługiwało na taki splendor. Zapewne ówczesne czynniki intelektualne poczuły się nieco zdegustowane faktem, że w środku ma być coś, co nie pozostaje w żadnej relacji semantycznej do wieży, słupa milowego lub dyszla, ani też, z drugiej strony, dziurki od klucza czy szuflady. Ludzie tak kurczowo chwycili się środka Wszechświata, że tym, którzy ich chcieli od niego oderwać, robili pewne nieprzyjemności: Giordano Bruno spalili na stosie, a Galileusza skazali na dożywotni areszt domowy. Wszystko zaś mogłoby być inaczej, gdyby Kopernik potrafił sobie znaleźć ujście dla swego libido bliższe Naturze.

A tymczasem nauka posuwała się dalej. Kepler koliste orbity planet zastąpił eliptycznymi pomimo doskonałości tych pierwszych, bo te ostatnie bardziej mu się kojarzyły. Stanowiło to niewątpliwie kolejny wielki triumf metodologii nauk ścisłych. Potem był Newton, który pokazał dlaczego planety mają się ku gwiazdom, księżyce ku planetom, a jabłka ku Ziemi. Następcy jego poszli nawet dalej, formułując mechanikę klasyczną w takich terminach jak pęd i popęd. Einstein, wprowadzając krzywizny czasoprzestrzeni spowodowane przez ciała, postawił kropkę nad i.

Czy rzeczywiście zatem nauki ścisłe mówią o przeraźliwej pustce i obojętności Wszechświata, o jego milczeniu, nieczułości wręcz? Popatrzmy na wykreowany przez nie obraz Kosmosu. Czerwone olbrzymy rozpalają się do czerwoności na widok przepływającej w pobliżu czarnej dziury, pulsarly nieustannie mrugają w sposób co najmniej dwuznaczny, ciemne mgławice kryją układy podwójne, w ekstazie eksplodują Nowe i Supernowe. A obłoki zimnej materii - alkowy nieznanych nam zjawisk fizycznych? A ucieczka galaktyk, ich wstydliwe poczerwienienie? Jak widać, pogląd o dehumanizacji Wszechświata przez nauki ścisłe jest z gruntu fałszywy. Powszechnej, wszechogarniającej, skończonej, ale nieograniczonej, kosmicznej ekspansji człowieczeństwa zaprzeczyć nie sposób. Zaiste trudno byłoby znaleźć coś bardziej ludzkiego, niż Wszechświat widziany z perspektywy nauk ścisłych.


Bernard Korzeniewski
Biolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 41  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3161)
 (Ostatnia zmiana: 26-02-2006)