Teogonia uniwersalna
Autor tekstu:

Natura znanych, dawno zapomnianych oraz funkcjonujących do tej pory na rynku religijnym bogów nacechowana jest przeróżnej proweniencji zespołem behawioralnych zachowań oraz całą gamą stosownych, przypisanych im w związku z tym fanaberii, kaprysów i dziwacznych zachcianek, najczęściej niezrozumiałych dla zwykłych śmiertelników. Ich rodowód wywodzono ze wszystkich możliwych, osiągalnych ludzką wyobraźnią „środowisk". W zależności od warunków, w jakich zamieszkiwali przydawano im też stosowne prerogatywy. Bogowie morza, wody, ognia, ziemi, powietrza, podziemi, lasów, pól i miliona innych jeszcze zachyłków wyobraźni, różnili się od siebie odpowiednio dobranymi cechami i, co naturalne, zakresem boskich kompetencji. Często zdarzało się, że walczyli ze sobą zaciekle a widomą oznaką wrogości i nieustającej zaciekłości w okazywanej wściekłości mogą być bogowie ognia i mórz — Pele, Hefajstos i Neptun, do dziś na naszych oczach zmagający się podczas podwodnych czy nadwodnych wybuchów wulkanów… A skoro nawet bogowie się między sobą biją...

Nie bez kozery powołano liczne, lokalne panteony bogów, gęsto obsadzone przez tabuny rozmaitych, hierarchicznie podległych sobie bożków, bogiń i boginek. Miało to wiernych utwierdzić w przekonaniu, że ziemscy kapłani, zhierarchizowani na wzór bogów Olimpu czy innego Parnasu to jedyny widzialny i ostateczny wyraz przedłużenia ich niebiańskiej woli i są oni ziemskim przedłużeniem ramienia boskiej władzy, byli — i nadal niestety są - postrzegani zarówno jako posłańcy — wykonawcy woli bogów jak też odzwierciedlenie struktury przymusu niebieskiego, hierarchicznego podporządkowania i realizacji woli, która miała przecież być „jaka w niebie tak i na ziemi". Stąd przez stulecia wypływał obezwładniający ludzi strach przeciw jakiejkolwiek kontestacji zastanego systemu rzeczy, ale, jak to zwykle w życiu bywa — nie ma niczego pod słońcem, co byłoby doskonałe, nie do ulepszenia, zepsucia czy zakwestionowania, więc eksplozja kontenera z kolejnymi bogami była tylko kwestią czasu… No, bo skoro nawet bogowie się między sobą biją...

Jedni bogowie zrobili międzynarodową karierę, innych wraz z wyznawcami i sanktuariami zalało błoto i przysypał pustynny piasek zapomnienia… Znany (prawie) wszystkim madianicki „Bóg wichrów i trzęsień ziemi", Jahwe, oraz depczący mu po piętach Alljah, zwany potocznie Allachem to główni beneficjanci czystki, jaka przez wieki rugowała pomniejszych konkurentów z ciasnego, lokalnego rynku bogów, bogiń, diabłów i demonów. Istnieje mocno podparte podejrzenie, że to dwie nazwy tego samego Boga, bowiem przedrostek „All" oznacza „Bóg", zaś „Jah" to niewątpliwy skrót od Jahwe, więc Alljah to skądinąd znany „Bóg Jah…" Jak to z walczącymi bogami bywa- nie przeszkadzało to również ich zamieszkującym wspólne tereny wyznawcom rżnąć się milionami, wysadzać i mordować na wszystkie sposoby, z preferencją metod, które „bogowie" uświęcili w świętych księgach wiernym pro memoria zbawienia wiecznego…

Zastanawiającym pozostaje i nierozwiązanym, dlaczego ten sam „bóg" kazał spisać dwie „święte" księgi — filary zbudowanych na ich przesłaniu religii a nawet ideologii i doktryn politycznych — tak różne w treści co do stylu, wymagań, wskazówek, liturgii i literackiej wymowy, w dodatku uczynił to wśród było nie było bliskich kuzynów, od tysiącleci nierozerwalnie złączonych więzami rodzinnymi oraz ponadzoologiczną, bo tylko (aż) ludzką nienawiścią… Jest to dowód albo na to, że - jakbyśmy Go nie nazwali i tak ponoć istnieje jako Jeden, Jedyny Bóg — lubuje się On w krwawej tragikomedii ludzkiej, odgrywanej na Ziemi według Jego „natchnionych", celowo sprzecznych scenariuszy — albo ktoś, jakaś grupa kapłanów, wykorzystując doktrynalną ciągłość obowiązującego ideolo, działając z przyziemnych, niskich pobudek chęci władzy i zaszczytów pisała nam przez stulecia swego panowania owe wypociny tylko po to, by można było z premedytacją wykorzystać złotą, samospełniającą się w sytuacji zróżnicowania ideolo zasadę: "dziel i rządź", "gdzie dwóch (biednych — bo głupich, głupich — bo łatwo, ale mocno wiernych) się bije - tam trzeci korzysta", „gdzie nie wiadomo, o co chodzi — chodzi o pieniądze" — a de facto o władzę, itd., itp...

Do znanego i uznanego behawioru czczonych bóstw ludzie dopasowywali własne zachowania wychodząc naprzeciw boskim potrzebom i tworzyli stosowne w ich mniemaniu rozmaite „łączówki": tulejki dystansowe, przejściówki - czyli własne liturgie, zachowania, pstrokate, wymyślne stroje, okrutne i niezrozumiałe obrzędy i tabu oraz infantylne tradycje, jakże często cieknące krwią niewinnych, ale „koniecznych" ofiar. Mogłoby się wydawać, iż infantylizm nie idzie w parze z okrucieństwem gdyby nie fakt, że najbardziej okrutne potrafią być właśnie dzieci, a „dzieci Boga" w szczególności... Wszystko naturalnie po to, by krwawymi ofiarami ugłaskać ciągle zgniewanych Panów, by się przymerdać i w porę podłożyć „podnóżkiem" pod ich boskie stopy… W ten sposób upokorzenie, wiernopoddańcze, żenujące i poniżające człowieka gesty, czyny i okrutne czy rozwiązłe zachowania nabierały cech szlachetnej liturgii (prostytucja świątynna, wyrywanie serc przez Majów), uwznioślały, czyniły „lepszymi" od tych, którzy akurat mieli inny katalog uwznioślających, uświęcających liturgii — i podsycały budzącą się w ludziach nienawiść religijną — najgorszą, bo najtrwalszą i nigdy niegasnącą… Wszystko, jak to w religii, zależało od świątyni, w jakiej się odbywały i nadal odbywają owe żałosne wernisaże cepelii, upokorzenia i poniżenia.

W ten sposób nastąpiło ściągnięcie wszechmocnych bogów - niczym zbyt wysoko wypuszczonych balonów na doktrynalnej uwięzi — z nieba na ziemię, do poziomu prochu, pyłu oraz błota, czyli do poziomu ich twórców, w ten sposób nabrali oni cech i wymiarów zwykłego, grzesznego człowieka. Przydano im bowiem swojskie, ludzkie twarze i postaci, jak przydano im cechy ludzkiego charakteru, jakże bogatego w wysoce względne „dobro i zło". W trakcie owych burzliwych wydarzeń powstało i zostało skodyfikowane błędne mniemanie, że „stworzył Bóg człowieka na wyobrażenie swoje"… W usta Boga wkładano wszystko to, co chcieli kapłani a co ułatwiało im bezwzględne, absolutne rządy nad wiernymi poddanymi… Dowodami na „boskie" pochodzenie owych prawd objawionych były… absolutnie nieweryfikowalne ...postne, meskalinowo- psychocybowe „widzenia" i sny proroków oraz „zainteresowanych w sprawie" arcykapłanów! Pozwalało to zapuszczać „końce w wodę wiary" w sposób elegancki, bezdyskusyjny, niesprawdzalny a więc — doskonały. I tak zakończył się proces, który nigdy i nigdzie, w żadnej „świętej księdze" nie został nazwany z godnie z prawdą, która jest ukryta w odwrotności szatańskiego wręcz wersetu i poprawnie brzmieć powinna tak: "Stworzył tedy człowiek bogów na wyobrażenie swoje; na wyobrażenie ludzkie stworzył Ich; mężczyzną i niewiastą stworzył Je". „I błogosławił Im człowiek, i rzekł do Nich człowiek: rozradzajcie się, i rozmnażajcie się, i napełniajcie Ziemię; i czyńcie ją sobie poddaną; i panujcie nad rybami morskimi, i nad ptactwem niebieskim, i nad wszelkim zwierzem".

A człowiek to niby kim jest jak nie zwierzęciem i co innego niż one robi na ziemi, „tej ziemi…", gdy akurat nie je, nie śpi, nie modli się i nie pracuje!? Więc, zgodnie z powyższą prawdą rozmnożyły się nam „byty boskie ponad potrzebę" i wszelkie wyobrażenia — no i niemiłościwie nam „panują"...! A ludzie się dziwią, oburzają i demonstrują swe niezadowolenie, że w świeckim państwie prawa władza niezależnie od opcji bądź klęczy jawnie bądź nieoficjalnie czy też mentalnie „w sobie" przyklęka a wszelakie polityczno- gospodarcze ustawy, z a-aborcyjną w szczególności, są pisane pod tym właśnie, „boskim", religijnie obciążonym kątem? Czy przez wieki kultywowanej aberracji religijnej zmieniła się może mentalność religijnych przywódców? A może zmądrzeli, może są choć trochę bardziej światli od swoich prymitywnych praszczurów? Śpieszę donieść, że niestety, ale nic nie uległo zmianie, wręcz przeciwnie, relatywnie do oświecającego postępu wiedzy i osiągnięć nauki ciemnota religijnego nihilizmu jest jeszcze bardziej gęsta, wysoka i głęboka...Syndrom „oblężonej twierdzy" petryfikuje ciemnotę jak żadne inne zmiany — i pociąga za sobą na szerokie wody wszelkiej maści politycznych kunktatorów, hucpiarzy, oportunistów a wśród nich premierów, prezydentów, parlamentarzystów i ludzi nauki.


Leon Bod Bielski
Działacz polityczny; felietonista Racjonalisty.

 Liczba tekstów na portalu: 31  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3295)
 (Ostatnia zmiana: 18-03-2004)