W połowie listopada 2001 dowiedziałem się o popełnionych plagiatach profesora filozofii Uniwersytetu Łódzkiego Macieja Potępy. Po rozmowach z kilkoma profesorami filozofii i dotarciu do szczegółów całej sprawy, zdecydowałem się ten skandal naukowy upublicznić. Przekazałem posiadane informacje i kontakty zaprzyjaźnionej dziennikarce. 3 grudnia 2001 r. „Gazeta Wyborcza" opublikowała obszerny artykuł Joanny Bujakiewicz Filozofia plagiatu, gdzie zainteresowani czytelnicy znajdą więcej szczegółów na temat tej sprawy. Tutaj chciałbym przedstawić postępowanie instytucjonalne Uniwersytetu Łódzkiego. NA WŁASNE ŻĄDANIEOficjalne pismo z prośbą o rozpoczęcie kroków dyscyplinarnych prof. Ryszard Panasiuk (odchodzący właśnie na emeryturę wieloletni kierownik Katedry Filozofii UŁ) złożył dnia 24 kwietnia 2001 — wraz z dowodami plagiatów — na ręce prof. Barbary Tuchańskiej, ówcześnie urzędującej dziekan. Moim zdaniem, pismo to nie zostało załatwione zgodnie z wymogami urzędu dziekańskiego. Prodziekan powinna zwołać posiedzenie Kolegium Dziekańskiego i przedstawić plagiatowe zarzuty prof. Panasiuka przeciw prof. Potępie. Korzystając z prerogatyw dziekańskich, powinna powołać 3-osobową komisję dziekańską ds. zbadania plagiatu. Dysponując później komisyjnym protokołem, potwierdzającym prawdziwość zarzutów o dokonaniu czterech plagiatów, prodziekan Tuchańska miała obowiązek na piśmie poinformować rektora uczelni o poważnym złamaniu etyki naukowej, żądając jednocześnie zawieszenia prof. Potępy w prawach pracownika naukowego. O swoich ustaleniach i podjętych krokach prodziekan miała też obowiązek poinformować Radę Wydziału Filozoficzno-Historycznego na jej najbliższym posiedzeniu. Jednak takich kroków nie podjęto. Prof. Tuchańska towarzyszyła tylko prof. Panasiukowi, gdy ten na początku maja wręczył rektorowi Stanisławowi Liszewskiemu pisemną prośbę o kroki dyscyplinarne wobec prof. Potępy i przedstawił szczegółowo opracowaną analizę zapożyczeń, przetłumaczonych głównie z prac niemieckich filozofów. Warto podkreślić, że do końca sierpnia 2001 r. prof. Tuchańska pracowała w Katedrze Filozofii i jej bezpośrednim przełożonym był właśnie prof. Panasiuk. Po jego odejściu na emeryturę, z dniem 1 września 2001 r., powołano Instytut Filozofii, w ramach którego profesorowie dawnej katedry objęli stanowiska kierowników zakładów. Od strony formalnej, jeśli rektor dowie się o wykroczeniu pracownika naukowego, ustawa o szkolnictwie wyższym nakłada na niego obowiązek niezwłocznego powiadomienia rzecznika dyscyplinarnego uczelni i zlecenia postępowania wyjaśniającego. Jeśli rzecznik potwierdzi zarzuty (które w tym wypadku były udowodnione czarno na białym), to na polecenie rektora składa wniosek do przewodniczącego komisji dyscyplinarnej o otworzenie postępowania dyscyplinarnego. Rektor Liszewski w połowie maja 2001 zaprosił do siebie prof. Macieja Potępę, prof. Stefana Pytlasa, prodziekana Wydziału Filozoficzno-Historycznego, oraz prof. Ryszarda Panasiuka. Podczas tego spotkania Maciej Potępa dostał ultimatum od rektora: albo natychmiast poda się do dymisji ze stanowiska profesora zwyczajnego UŁ, albo rektor sprawę jego plagiatów skieruje do komisji dyscyplinarnej. Jak było do przewidzenia, następnego dnia na biurku rektora znalazło się podanie o natychmiastowe rozwiązanie stosunku pracy. Z rzecznikiem dyscyplinarnym prof. Henrykiem Lewandowskim rektor Liszewski nie zamienił w maju na temat Potępy ani słowa. O plagiatach rzecznik dowiedział się w grudniu z „Gazety Wyborczej". Od decyzji odsunięto też prof. Wandę M. Krajewską, prorektora ds. nauki. W końcu listopada 2001 prof. Krajewska przysłała mi dwa listy, podkreślające, że władze uczelni oraz ona sama nic nie wiedzą o plagiatach, a prof. Potępa zwolnił się na własne żądanie (sic!). ZASŁONA MILCZENIAPo odejściu prof. Potępy władze Uniwersytetu Łódzkiego, zarówno rektorskie, jak i dziekańskie, nie podjęły już żadnych innych kroków. Tylko prof. Panasiuk listownie informował niektórych swoich kolegów. W ten sposób, prywatnie i pośrednio, dowiedział się o sprawie prof. Henryk Domański, dyrektor instytutu Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie. Doc. Robert Piłat, wicedyrektor Instytutu, w końcu września 2001 r. przyjechał do Łodzi, gdzie otrzymał od prof. Panasiuka identyczny komplet dokumentów, jaki w maju 2001 wręczono rektorowi. Na forum Rady Naukowej IFiS PAN prof. Potępa przyznał się do zapożyczeń, motywując to spiętrzeniem się jego zobowiązań kongresowo-zjazdowych, na które musiał przygotowywać liczne referaty. Po deliberacjach, w końcu listopada 2001 r. władze warszawskiego instytutu ukarały prof. Potępę naganą z wpisaniem do akt. Jako pracownika kontraktowego PAN nie można go było ukarać dyscyplinarnie. Kontrakt kończył się w marcu 2002 i dr hab. Robert Piłat, wicedyrektor ds. filozofii, publicznie zapewnił, że nie będzie przedłużony. Tak się jednak nie stało i prof. Potępa pracował w PAN aż do grudnia 2002. Przepisy mówią, że od chwili dowiedzenia się rektora o wykroczeniu do momentu otworzenia postępowania dyscyplinarnego nie mogą minąć 4 miesiące (art. 132 ustawy o szkolnictwie wyższym). Przekroczenie tego terminu powoduje przedawnienie występków i uniemożliwia ukaranie dyscyplinarne winnego. Tak się stało w przypadku plagiatów prof. Potępy. Ponosi za to bezpośrednią odpowiedzialność ówczesny rektor Uniwersytetu Łódzkiego, profesor geografii Stanisław Liszewski. Bulwersuje mnie jednak to, iż nikt z władz
dziekańskich ani grona
ówczesnych prorektorów, w tym historyk prof. Wiesław Puś (obecny rektor
UŁ), nie zaprotestował przeciwko złamaniu prawa i nie powiadomił Senatu
uczelni. Wszelkie mechanizmy instytucjonalne zawiodły, bo rektor
zdecydował, aby sprawę plagiatu — zapewne „dla dobra uczelni" -
utrzymać w tajemnicy. Żaden z prodziekanów — prof. Barbara Tuchańska,
prof. Marek Grygorowicz (oboje z Katedry Filozofii), historyk prof.
Stefan Pytlas czy etnolog prof. W. Baranowski — nie widzieli także
potrzeby omówienia tego skandalu naukowego na Radzie Wydziału.
Oczywiście, wszystkie osoby funkcyjne „prywatnie" bardzo mocno
potępiały wykrytą nieuczciwość naukową! W samej Katedrze Filozofii o skandalu wiedzieli już wszyscy, łącznie z młodymi asystentami, bo prof. Ryszard Panasiuk w końcu maja 2001 na zebraniu pracowników poinformował o tym, co zarzucił Maciejowi Potępie. Jednak na czerwcowym zebraniu Rady Wydziału Filozoficzno-Historycznego nikt nie podniósł „sprawy Potępy". Do grudnia 2001 opadła uczelniana zasłona milczenia. POMOC RZECZNIKAProf. Maciej Potępa od października 2001 r. bez
przeszkód został
profesorem w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Z końcem listopada 2001 tamtejsza Komisja ds. Kadr i Senat
uczelni jednomyślnie poparły wniosek o stanowisko profesora zwyczajnego
dla nowego, cennego „nabytku". Tylko ukazanie się artykułu w „Gazecie
Wyborczej" uchroniło prof. Ryszarda Góreckiego, rektora UWM, przed
podpisaniem i wysłaniem wniosku do Ministerstwa Edukacji Narodowej,
które przydziela etaty dla profesorów zwyczajnych. Dopiero w drugim tygodniu grudnia 2001 r. rektor
Liszewski zdecydował się
nakazać rzecznikowi dyscyplinarnemu wszczęcie postępowania
wyjaśniającego w sprawie plagiatów Macieja Potępy. De iure nastąpiło to
na mój oficjalny wniosek z końca listopada 2001 r., skierowany do
prorektor Wandy Krajewskiej, a de
facto pod wpływem artykułu w „Gazecie
Wyborczej". Kiedy na początku stycznia 2002 odbyło się posiedzenie Senatu Uniwersytetu Łódzkiego, żaden z PT senatorów nie miał odwagi zażądać publicznych wyjaśnień od rektora, dlaczego utajniono ten skandal akademicki. Wszyscy przyjęli za dobrą monetę informację, że „sprawa jest u rzecznika dyscyplinarnego". Więcej krytycyzmu wykazało kilku młodych profesorów Wydziału Filozoficzno-Historycznego (w tym historyk dr hab. Rafał Stobiecki), którzy 20 grudnia 2002 r. na posiedzeniu Rady Wydziału publicznie zapytali dziekana prof. Jana Szymczaka, dlaczego o tej sprawie dowiedzieli się z gazety? Dziekan dość zgrabnie wybrnął z problemu, oznajmiając, iż go wtedy nie było z powodu długiej choroby, a obecnie, skoro sprawa jest u rzecznika, to z dyskusją należy poczekać do zakończenia postępowania. Zastępująca w tamtym czasie dziekana prof. Tuchańska nie odezwała się ani słowem... Prof. Henryk Lewandowski, rzecznik dyscyplinarny uczelni, po 11 miesiącach wyjaśnień (25 października 2002 r.) wydał postanowienie o umorzeniu sprawy. W postanowieniu pisał m.in.: Rzecznik nie podziela stanowiska rektora S. Liszewskiego, że po powiadomieniu go o zdarzeniu w końcu kwietnia nie było podstaw do nadania sprawie właściwego biegu. Materiał, jaki rektorowi przekazano, a nadto wyjaśnienia złożone przez prof. Panasiuka (w czasie spotkania w gabinecie rektora), tworzyły taki obraz zdarzenia, zarówno co do faktu jego zajścia, jak i rozmiaru, że nie było wątpliwości, iż sprawa kwalifikuje się na drogę postępowania wyjaśniającego. Rektor już wtedy miał zatem obowiązek, przewidziany prawem (par. 14 rozporządzenia RM z 23 X 1991 r. w sprawie postępowania dyscyplinarnego wobec nauczycieli akademickich, „Monitor Polski", nr 99) przekazania sprawy rzecznikowi dyscyplinarnemu w celu podjęcia postępowania wyjaśniającego. I od tego terminu należy liczyć bieg 4-miesięcznego przedawnienia z art. 132 w/w ustawy. Upływ tego terminu uniemożliwia skierowanie sprawy na drogę postępowania dyscyplinarnego. Aby „osłodzić" to orzeczenie, rzecznik dodał, że z pięciu plagiatów, cztery i tak były już przedawnione, bo minęły ponad 3 lata od dnia ich opublikowania, a postępowanie dyscyplinarne nie obejmuje spraw po 3 latach od ich popełnienia. Zasługą prof. Lewandowskiego jest to, że podczas długiego postępowania wyjaśniającego dopomógł udowodnić, iż tzw. książka profesorska, czyli główna publikacja, na podstawie której Maciej Potępa otrzymał tytuł profesorski z rąk prezydenta Rzeczpospolitej, jest w znacznej części publikacją nierzetelną. Pozycją tą jest opublikowana w 1996 po niemiecku i wydana w Holandii książka Schleiermachers hermeneutische Dialektik. POTRZEBNY PRECEDENSNa podstawie dokładnego rejestru zapożyczeń, które na polecenie rzecznika dyscyplinarnego odnalazł i sporządził dr hab. Andrzej M. Kaniowski, rektor Liszewski z końcem maja 2002 r. złożył wniosek do Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych o odebranie Maciejowi Potępie tytułu naukowego profesora. W ciągu ostatniego roku dorobek prof. Potępy ponownie został oceniony przez dwóch superrecenzentów. Ci, wiedząc już, że przynajmniej pięć prac opiera się na licznych zapożyczeniach i że książka profesorska w co najmniej 40 proc. ma także zapożyczenia, ocenili ten dorobek naukowy negatywnie. Ich anonimowe recenzje, zgodnie z prawem, przedstawiono prof. Potępie, który pisemnie ustosunkował się do nich. Jego główną linią obrony jest argument, iż taki styl pisania prac naukowych, opierający się na zapożyczeniach i tłumaczeniach komentarzy innych badaczy, jest często spotykany w Polsce. W celu obiektywnej oceny repliki prof. Potępy i argumentów dwóch superrecenzentów Centralna Komisja zdecydowała się powołać trzeciego superrecenzenta. Po otrzymaniu trzeciej superrecenzji, sprawa ponownie wróci pod obrady komisji i być może już wczesną jesienią 2003 będzie miało miejsce ostateczne głosowanie. Ze względu na liczne dowody nierzetelności, są duże szanse, iż profesura zostanie odebrana. Byłby to precedens w Polsce, ale jest on potrzebny. Co do mojej odpowiedzi na list prof. Barbary Tuchańskiej Nieprawdziwe informacje („Forum Akademickie" 4/2003), to opinia kroki dyscyplinarne wobec profesorów są nieskuteczne i najlepiej, aby plagiator wyniósł się po cichu, padła z jej ust w osobistej, godzinnej rozmowie ze mną na początku marca 2002 r., kiedy to przyjechałem na dwa dni do Łodzi (nie, nie miałem magnetofonu w kieszeni marynarki!). Jednak opinia ta, głoszona publicznie w Instytucie Filozofii UŁ, dobrze jest znana jego pracownikom i stanowi kluczowy argument prof. Tuchańskiej, broniący podjętych przez nią decyzji „schowania pod dywan" w gabinecie dziekańskim sprawy plagiatów prof. Potępy. Prof. Tuchańska jest obecnie członkiem Senatu UŁ oraz członkiem Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego. Szkoda, że nadal nie widzi, iż ówczesne władze UŁ świadomie złamały prawo, podejmując decyzje, które są nie do obrony na forum publicznym! I do dzisiaj nikt nie ma odwagi osobistej, aby publicznie przyznać, że „popełniono błąd, a wobec winnych wyciągnięto konsekwencje". Przypomnę też mój artykuł Milczenie owiec w „Dzienniku
Łódzkim" z 2
listopada 2002 r. To w nim są zapewne te „absurdalne żądania", iż
rektor
uczelni odpowiada przed Senatem Akademickim uczelni za bezprawne i błędne decyzje, i że Senat ma obowiązek tak działać, aby bezprawnym
działaniom rektora zapobiegać! [Tekst ukazał się wcześniej w miesięczniku Forum Akademickie, nr 5/2003] | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3326) (Ostatnia zmiana: 22-03-2004) |