Osoby:
ROBERT — dwudziestokilkuletni mężczyzna, wysoki, dobrze zbudowany, lecz niezbyt
przystojny — rysy jego twarzy mogą być
mało szlachetne, w więziennym uniformie
KOBIETA — młoda, bardzo atrakcyjna, ciemne włosy, w bardzo gustownym, lecz
zniszczonym stroju
MĘŻCZYZNA — czterdziestokilkuletni, szczupły — wręcz wychudzony, blady, w podniszczonym garniturze
Akcja sztuki
dzieje się na zewnątrz wielkiego, bardzo nowoczesnego budynku. Cienie
przechodzących ludzi, industrialne dźwięki.
Z lewej strony, z głębi, na scenę wchodzi Robert. Kieruje się w prawą stronę. Jest
zgarbiony — na plecach niesie duży ciemny worek. Zmęczony, zatrzymuje się
na środku sceny. Zrzuca z siebie worek i siada na nim. Odpoczywa.
ROBERT
Wokół najnowsze osiągnięcia techniki, a ja dźwigam
ten syf jak jakiś palant ze średniowiecza! I to w dodatku jeden woreczek na
jednego łebka, żeby „optymalnie wykorzystać ludzkie zasoby". To nie można
było tu też zainstalować jakiejś maszyny?! Czysty idiotyzm! Dobrze, że
przynajmniej żarcie z kroplówki nie tuczy… Ale dlaczego ja tak się denerwuję?!
Tracę nad sobą kontrolę! I zaczynam gadać do siebie! Niedobrze ze mną,
niedobrze… Muszę się wziąć w garść. (przybiera
medytacyjną pozę) To co tu się dzieje, nie jest ważne… Znam swoją
wartość… Doceniani są tylko nieliczni, nie ma co się przejmować innymi,
nie potrzebuję ich… Jestem silny, mam w sobie dar zadziwienia nad światem,
radość poszukiwania… wyciszenie… spokój...
Scena medytacji
powinna mieć nieco komiczny charakter. Pod koniec zostaje ona zakłócona: na scenie pojawia się Kobieta, również z lewej strony, ale bliżej widowni. Ona także niesie podobny worek, tyle, że
jej nie sprawia to żadnej trudności — idzie szybkim krokiem, wyprostowana.
Przechodzi całą scenę i znika z prawej strony. Po chwili wraca — już bez
worka. Kobieta kieruje się w lewą stronę — tam, skąd się pojawiła.
Wychodzi. Po chwili wraca z kolejnym workiem — bez cienia zmęczenia. Początkowo
Robert nie zwraca na nią uwagi, medytuje; wcale nie jest zdziwiony tym, że
Kobieta wcale się nie męczy. Jednak z czasem
uroda Kobiety coraz częściej przyciąga jego wzrok.
ROBERT
(przerywa swój
monolog, zrywa się z worka, szybko podchodzi do Kobiety i szarpie ją za rękę)
Chodź!
KOBIETA
(bez problemów
wyrywa się) Przepraszam,
wykonuję swoje obowiązki.
ROBERT
(nerwowo, drwiącym
tonem, śmiejąc się i ponownie ją zaczepiając) Obowiązki?
Ty masz inne obowiązki...
KOBIETA
(broni się
jeszcze gwałtowniej, Robert potyka się) Proszę nie przeszkadzać, bo będę zmuszona do użycia
siły fizycznej...
ROBERT (nadal
podirytowany)
Już dobrze, dobrze… Ależ krzepę mają te dzisiejsze dziewczęta! (śmiejąc
się) To jednak prawda, co mówią, że kobiety stają się coraz bardziej męskie.
(Robert wraca do swojego worka,
siada na nim) Aha! Pewnie teraz masz co innego na głowie! Zmiana światopoglądu,
co!? Rewolucja świadomości… Wręcz: przebudzenie! Ta robota lepsza
od poprzedniej? Bardziej wartościowa, co? Szlachetniejsza… Co ja plotę,
przecież ty pewnie w ogóle nie dostrzegasz żadnej różnicy...
(Kobieta przez
cały czas nosi worki)
ROBERT
(po dłuższej
chwili, spokojniejszym tonem) Ale wiesz, co? Ty jesteś trochę inna niż te
wszystkie cycate blondyny dookoła. Dlatego… się tobą zainteresowałem...
KOBIETA
Ciekawy sposób okazywania zainteresowania...
ROBERT
O! A myślałem, że już się nie odezwiesz, albo będziesz
bez końca powtarzać gadkę o obowiązkach.
KOBIETA
Pan również zachował się teraz nietypowo. Po tej
„gadce" o sile fizycznej, pańscy poprzednicy najczęściej wyrażali się w sposób bardzo gwałtowny dość niewyszukanym językiem lub w ogóle się nie
odzywali, wracając pokornie do pracy. Pańska próba nawiązania
bezinteresownej rozmowy zasługuje na uznanie...
ROBERT
O, cholera! Ale wygadana lala! (podbiega do Kobiety, przygląda się jej) Ty jesteś na zamówienie!
Co robiłaś poprzednio? Pamiętasz?
KOBIETA
Byłam gosposią.
ROBERT
(śmiejąc się,
znacząco) Gosposią?
KOBIETA
Tak. Pracowałam u profesora...
ROBERT
(przerywa jej) Aha!
Zaczynam rozumieć… Profesorowi nie wystarczało przecież tylko ekstra ciało, on potrzebował też główki nie od parady.
Zaspokajałaś także potrzeby wyższe… Jasne, jasne… (siada z powrotem na worku, Kobieta wciąż pracuje) Człowiek
potrzebuje kogoś, kto potrafiłby go zrozumieć, kogoś, kto umiałby wysłuchać,
przytaknąć, poklepać po plecach, kogoś dorównującego umysłem… Mądrym
jest się dla kogoś, mądrość w samotności… (przerywa
wypowiedź, zamyśla się, jego twarz smutnieje) Ale może siadaj, głupio
gadać, gdy tak łazisz w kółko...
KOBIETA
Ale ja mam obowiązek...
ROBERT A nie masz jakichś ustalonych przerw w pracy?
Albo… Ty masz godzinowy wymiar pracy czy na akord?
KOBIETA
Mam do przeniesienia określoną ilość...
ROBERT
(przerywa jej)
No, widzisz! To teraz trochę ze mną posiedzisz, a później sobie potruchtasz — dla ciebie to chyba żadna różnica. Zresztą
(rozglądając się dookoła, ściszonym głosem), tu podobno kontrola trochę
szwankuje. Wyróżniasz się nie tylko wyglądem, ale chyba i wnętrzem i nawet ciebie pewnie bardziej interesuje chwila rozmowy, niż ta monotonna
harówka.
KOBIETA
(po chwili
zastanowienia, nie mając akurat worka) Dobrze. (Kobieta
przez chwilę patrzy na siedzącego na worku Mężczyznę, przysiada się do
niego, ale na ziemi)
ROBERT
(zaskoczony) I
proszę: bunt maszyny! I to na prośbę człowieka! A mówili, że to niemożliwe,
że to tylko science-fiction. (śmiejąc
się) Mam nadzieję, że obejdzie się bez dramatycznych zwrotów akcji i prób
przejęcia władzy… Szczerze mówiąc, to nie wierzyłem, że uda mi się cię
przekonać — przecież ty masz pewnie jakiś program nakazujący ci pracę… A ty sobie spokojnie siedzisz. (oglądając
głowę i plecy Kobiety) Nic ci się nie dymi, nic nie iskrzy… A bo oni cię
pewnie potraktowali standardowo- jak typową dmuchaną lalę! Otworzyli ci główkę,
przestawili ledwo parę drucików i tyle. I zapewne myśleli, że to wystarczy,
że będziesz harować jak koń z klapkami na oczach… Ale niestety mieli
pecha, bo trafili na panią profesorową...
KOBIETA
Miał pan rację: rozmowa, praca umysłowa wydaje mi
się ciekawsza od pracy fizycznej. W poprzednim miejscu pracy było
podobnie: rozrywki intelektualne sprawiały mi o wiele więcej przyjemności i satysfakcji niż rozrywki cielesne.
ROBERT
Współczuję. Z profesorkiem było aż tak źle?... A właśnie, co z profesorem? Dlaczego ty tu jesteś? Chyba się tobą nie
znudził? Znalazł lepszy model? A może go przypadkiem wykończyłaś? Z twoją
siłą… chwila nieuwagi… jeden gwałtowniejszy ruch… Albo zawał serca! Już
sobie wyobrażam, co ty mogłaś wyprawiać w łóżku… Pewnie masz do tego
osobny, bardzo dobry program...
KOBIETA Z tego co wiem, to udał się do raju.
ROBERT
Racja! Ale ze mnie tępak! To może dlatego, że
jestem tu od niedawna, szok spowodowany nowym otoczeniem. Oczywiście,
profesorek trochę zarobił… znaczy… narobił dobrych uczynków i poszedł
do raju.
KOBIETA A pan jak tu trafił?
ROBERT
Po pierwsze: żaden pan, tylko Robert. A po drugie,
masz niezły komputer w tej głowie: ciekawy człowieka...
KOBIETA
Proszę mnie zbytnio nie przeceniać, to tylko
przecież zaprogramowana uprzejmość, pytam z elektronicznej grzeczności...
ROBERT
Proszę, proszę, w dodatku skromna maszyna...
KOBIETA
Ja też mam imię: Natalia.
ROBERT
Ten profesorek to jednak miał gust we wszystkim: ta
figura, kolor włosów- ludzie inteligentni nie preferują chyba blondynek, strój-
tutaj większość łazi niemal goła, a nawet imię...
KOBIETA
Miły jesteś Robercie- choć w dosyć specyficzny
sposób… Czy ty przypadkiem nie byłbyś bardziej zainteresowany profesorem niż
mną? Bo ja — nie łudź się — „te" kabelki mam, niestety dla ciebie,
stanowczo wyrwane...
ROBERT A jakie poczucie humoru… Tak jak myślałem, masz
zmieniony program: z sexy girl, na strong girl.
KOBIETA
Tak, można to tak nazwać. A propos seksu, z tej
naszej, krótkiej rozmowy odnoszę wrażenie, że jesteś kulturalnym,
inteligentnym człowiekiem...
ROBERT
(śmiejąc się)
Dziękuję za szczerość...
KOBIETA
Ale początek naszej znajomości do
najgrzeczniejszych nie należał...
ROBERT
(do siebie)
Zachciało mi się rozmów z cyfrowymi lalami, już lepiej by mi było zostać
przy gadaniu do siebie...
KOBIETA
To przez to, że nie jestem prawdziwą kobietą? Ze
mną chciałeś pominąć damsko-męskie podchody, cały wasz miłosny rytuał, i od razu przejść do sedna, prawda?
(Robert wpada w zakłopotanie, wraca do pracy)
KOBIETA
Poza tym, bardzo sprytnie zmieniłeś temat, gdy
spytałam o przyczynę twojego pobytu tutaj, Robercie, nie chcesz mówić o sobie? Nie ma tu zbyt
wielu ludzi, a ci, co tutaj pracują, to przede wszystkim… więźniowie.
ROBERT
(gwałtownie
zrzuca z siebie worek) Nie jestem więźniem! Ale z ciebie bestia! Co mnie podkusiło, żeby
ciebie zaczepiać?! Czuję się o wiele bardziej wolny niż (wskazując ręką w lewą stronę) oni! Człowiek myślący
jest wolny nawet w kajdanach! (po chwili)
To prawda, nie pracuję tu z własnej woli. Słyszałaś o tych ostatnich
demonstracjach, tłumionych demonstracjach? Zostałem skazany za to, że próbowałem
przywrócić tym ludziom wolność; za to, że chciałem dla nich powrotu do
prawdziwego życia.
KOBIETA
Słyszałam jednak, że zostały zdemolowane liczne
budynki, samochody...
ROBERT
Od wieków wiadomo, że jeżeli chcesz, aby cię słuchano,
musisz tłuc po głowach. To oni są więźniami! Najpierw kuszeni reklamami, a później uzależniani od kolorowych, ruchomych obrazków!
KOBIETA
Więźniami? Przecież oni decydują się z własnej,
nieprzymuszonej woli; zresztą płacą chyba za to grube pieniądze...
ROBERT
Tak, ale od 10 lat, od — jak oni to dumnie nazywają — zrewolucjonizowania tego ich systemu, nikt o własnych siłach stamtąd nie
wyszedł! Stąd wzięła się nazwa — raj. A może bardziej odpowiednią byłaby:
piekło!? Przecież tak naprawdę to w ogóle nie wiadomo, co tam się dzieje!
Zostałem właśnie ukarany za to, że żądałem ujawnienia prawdy o tym
miejscu. Tyle się teraz mówi o nielegalnych eksperymentach genetycznych,
klonowaniu… A potem wynosi się… wynosimy ich w tych woreczkach! (kopie mocno worek)
KOBIETA
Robercie, chyba zbyt emocjonalnie podchodzisz do tej
kwestii, twoje słowa zalatują spiskową teorią dziejów...
(worek zaczyna
się ruszać — coraz gwałtowniej)
ROBERT
O, cholera!
GŁOS Z WORKA
Pomocy! Pomocy! Duszę się!
(Robert rozsuwa
worek. Wyłania się z niego Mężczyzna, który głęboko oddycha, kaszle,
zdejmuje i odrzuca marynarkę, luzuje sobie krawat. Marynarkę łapie Robert)
MĘŻCZYZNA
Co się dzieje?! To jakaś pomyłka! Ja tego nie
zamawiałem!
ROBERT
Ta machina jest wadliwa! To trzeba zamknąć! Jestem
ciekaw, ile ludzkich istnień zostało pogrzebanych żywcem przez to gówno!
Wszystkie te worki trzeba porządnie skopać!
MĘŻCZYZNA
Awaria! Ale zaraz, zaraz… Może to jakaś nowa
atrakcja?… Bonus! Tak, to chyba to, pamiętam, że w umowie był taki paragraf o instalacji unowocześnień, które powstaną już po wejściu do raju. Zgodziłem
się na to… Ciekawe… (patrząc na
Roberta) Ta morda… worki… (zauważając
podarty strój Kobiety) A to pewnie zombie… Czyżby horror znów w modzie?
ROBERT
On myśli, że wciąż jest w środku. (zakłada
marynarkę na głowę, wyciąga przed siebie ręce i chwiejnym krokiem zbliża
się w stronę Mężczyzny) Chcę zjeść twój mózg...
MĘŻCZYZNA
Bardziej to śmieszne, niż straszne.
KOBIETA
Robercie, tak nie można, ten pan jest w szoku. (do Mężczyzny)
Czy pan mnie słyszy? Pan już nie jest w raju.
ROBERT
(do Mężczyzny, nadal udaje zombie) Nie słuchaj
jej...
KOBIETA
Rozumie mnie pan? Pan jest już w rzeczywistości.
MĘŻCZYZNA
Nie jestem w raju?! To niemożliwe! Dlaczego?! Nie!
Ja chcę z powrotem!
KOBIETA
Musimy wezwać pogotowie!
MĘŻCZYZNA
Nie! Żadnego pogotowia!
(Mężczyzna
rozgląda się dookoła. Na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia)
KOBIETA
Nie, tak nie można, muszę wezwać pomoc. Jak się
pan czuje?
ROBERT
Jak ćpun na głodzie! Albo jak rozpieszczony bachor,
któremu w środku zabawy zabrano ulubiony samochodzik.
MĘŻCZYZNA
To gdzie ja jestem? Jak to się stało? Dlaczego
znowu tu jestem?
ROBERT
(do Kobiety) A nie mówiłem? (do Mężczyzny)
Irytuje wszystko? (do Kobiety) Zaraz będzie
wrzeszczał i tupał nóżkami!
MĘŻCZYZNA
(patrząc na
Roberta) Tak, to musi być rzeczywistość...
KOBIETA
(Do Roberta)
Robercie, proszę uspokój się, nie rozumiem twojego zachowania. (do
Mężczyzny) Nie wiem na pewno, ale możliwe, że pan zasłabł podczas
pobytu w raju i urządzenie omyłkowo uznało pana za zmarłego i… A później
ten pan kopnął pański worek… przepraszam, i nagle pan się ocknął...
MĘŻCZYZNA
Rozumiem. (do
Roberta) W takim razie, dziękuję panu, uratował mi pan życie.
ROBERT
(ironicznie)
Do usług! Polecam się na przyszłość! (do
Kobiety, oglądając marynarkę) Pakują ich od razu w garnitury, żeby do
trumienek nie trzeba było przebierać.
MĘŻCZYZNA
(z niesmakiem)
Akurat ja wybrałem kremację. A moje prochy miały być rozsypane nad Morzem
Arktycznym.
ROBERT
Jeszcze będą, będą...
KOBIETA
Najpierw ogień, a potem lód, jakie to piękne...
ROBERT
(wzruszając
ramionami i kiwając przecząco głową) Robot — romantyk...
MĘŻCZYZNA
(do Kobiety)
Pani jest...
KOBIETA
Tak, ale pan Robert — nie. Pracujemy tutaj przy
przenoszeniu...
(Robert zauważa,
że marynarka jest nietypowo ciężka. Znajduje w jej kieszeni urządzenie
podobne do telefonu komórkowego, tyle że większe)
MĘŻCZYZNA
Tak, rozumiem… (do
Roberta) Ale w sumie, dlaczego pan mnie kopnął? (zauważa, że Robert trzyma w ręku jego urządzenie) Proszę mi to
oddać! (natychmiast próbuje się opanować)
Robert
podchodzi do Mężczyzny, żeby spełnić jego prośbę. Gdy Mężczyzna ma już
odebrać telefon, Robert gwałtownie cofa rękę z urządzeniem, a drugą
popycha Mężczyznę.
ROBERT
(śmiejąc się)
To takie ważne?! Proszę, proszę… W takim razie… czyżby to może był
telefon do… raju? (bardziej do siebie)
Ale po co on taki duży?… (po chwili) Dlaczego
stamtąd nikt nie wychodzi?
(Mężczyzna
nerwowo, lekko parska śmiechem)
KOBIETA
(do Mężczyzny)
Pan Robert ma bardzo interesujący pogląd dotyczący raju. (do
Roberta) Robercie, proszę oddać cudzą własność...
Mężczyzna
wykonuje niemal niewidoczny, przeczący ruch głową w stronę Kobiety.
MĘŻCZYZNA
(natychmiast po
wypowiedzi Kobiety) Tak?! A cóż to za pogląd?
(Robert milczy,
traci uśmiech z twarzy)
KOBIETA
Pan Robert uważa, że w raju muszą się dziać
jakieś straszne rzeczy, właśnie z tego względu, że od dłuższego czasu
nikt stamtąd żywy nie wyszedł...
MĘŻCZYZNA
(trochę
sztucznie, głośno się śmieje) Tak, rzeczywiście ciekawa teoria...
ROBERT
Raj jest sprzeczny z naturą! Żyjecie tam o wiele krócej
niż tutaj. Żadne urządzenia podtrzymujące czynności życiowe nie zastąpią
prawdziwego życia! (do Kobiety) Wiesz, Natalio, dlaczego ten pan nie życzył
sobie pogotowia? Bo to by się musiało łączyć z choćby krótkim,
kilkudniowym pobytem w normalnym świecie… Wiesz, standardowe badania,
obserwacja… Czy to nie chore?! Nasz cudem nieskremowany żywcem gość chyba
pragnie nas szybko opuścić...
MĘŻCZYZNA
Ma pan rację, zaryzykuję powrót do raju. Najwyraźniej
ma on jakąś wadę, ale jestem przekonany, że do usunięcia. Mój przypadek z pewnością spowoduje dokonanie nowych testów, czynności kontrolnych, zostaną
wprowadzone dodatkowe zabezpieczenia itd.… Zresztą, wszystkie używki skracają
życie, ale jakoś nadal się świetnie sprzedają, chociaż wcale nie są tanie. Raj też nie jest, ale — mówię
panu — wart jest swojej ceny, bowiem daje tak niesamowitą iluzję...
ROBERT
(przerywa Mężczyźnie)
Nawet chwila szarego życia jest piękniejsza od wiecznej, choćby doskonałej
iluzji!
KOBIETA
Robercie, to piękne zdanie, i z pewnością jest dużo
racji w tym, co mówisz, ale zwracałam ci już uwagę, że chyba zbyt wiele
emocji angażujesz w wyłożenie swoich poglądów. I w ogóle nie starasz się
wysłuchać tego, co ma do powiedzenia druga strona; przerwałaś panu w połowie
zdania.
MĘŻCZYZNA
Proszę, proszę, cóż za wywody!
ROBERT
(do Mężczyzny, z obrzydzeniem, pokazując ruchem wulgarny gest o erotycznym zabarwieniu)
Była asystentką profesora, który uciekł od niej do tego szamba....
KOBIETA
Robercie, twój stosunek do mnie radykalnie się
zmienił, ale chyba zaczynam rozumieć powody twojego wzburzenia;
ma ono głębsze, bardziej psychologiczne podłoże...
ROBERT A ja teraz już wiem, dlaczego miał cię dosyć!
MĘŻCZYZNA
Panie wybacz mu, albowiem nie wie o czym
mówi!
KOBIETA
(do Mężczyzny)
Dziękuję panu.
MĘŻCZYZNA
(zakłopotany)
Oczywiście, że zawsze byłem i będę obrońcą kobiet, ale akurat w tej
chwili, parafrazując biblijny wers, miałem na myśli nie panią, a raj, i to
wcale nie starotestamentowy, ale ten tu obok… Tam iluzja rzeczywistości jest
niewyobrażalna… Co ja mówię!? Jakiej rzeczywistości!? To chyba pierwszy
przypadek w historii, kiedy reklamy nie kłamały… Tam spełniają się
marzenia!
ROBERT A jakież to były marzenia?
(Mężczyzna
wpada w lekkie zakłopotanie)
KOBIETA
Marzenia tego pana są jego prywatną sprawą.
ROBERT
(przez chwilę
nie wie co powiedzieć, jednak wraca mu animusz)
Iluzja, iluzja! Przecież to ucieczka od prawdziwego życia, od prawdziwego świata,
od prawdziwego człowieka...
KOBIETA
Robercie, widzę, że ty sam lepiej wiesz od tego
pana, co jest dla niego dobre, a co złe. Raj według ciebie przekreśla człowieczeństwo,
pewnie obraża twoje uczucia.
ROBERT
(zdezorientowany) Tak...
KOBIETA
Ale z pewnością nie przyszło ci do głowy, że to
ty właśnie obrażasz tego pana. Potępiasz jego wybór, jego styl życia...
MĘŻCZYZNA
Dziękuję bardzo za tak piękną mowę obrończą!
Naprawdę, marnuje się tutaj pani...
KOBIETA
(do Mężczyzny)
Rzeczywiście uciekał pan od czegoś?
MĘŻCZYZNA
(śmiejąc się)
Bardzo panią przepraszam, ale takie pytanie mogła zadać chyba tylko pani...
ROBERT
Od pustki w swojej głowie!
KOBIETA
To nie było grzeczne.
ROBERT
Raj to tchórzostwo, to pójście na łatwiznę! To
rezygnacja ze zmierzenia się z rzeczywistością. Naszemu panu nie przyszło do
głowy, że piękno życia może także tkwić w poszukiwaniu prawdy, sensu… A przecież wtedy życie nabiera nowego wymiaru, pełni… Świecidełka tracą swój
pozorny blask… Ale to niestety wymaga wysiłku, chwili zamyślenia… Pieniądze w tej sferze nie mają większego znaczenia...
KOBIETA
(do Roberta)
To interesujące, co mówisz, ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że z filozoficznego
punktu widzenia, możliwości
poznawcze człowieka są ograniczone, a pojęcie prawdy — z definicji — jest
zbyt absolutne dla tych właśnie skromnych zdolności ludzkiego umysłu… Z drugiej strony, już Nietzsche twierdził, że tylko chory człowiek zastanawia
się nad sobą, zdrowy — działa. I chyba miał rację, bo nawet sam źle skończył....
MĘŻCZYZNA
(śmiejąc się) A może specjalnie zwariował, po to, aby uwiarygodnić swoją teorię...
(Mężczyzna co
jakiś czas dyskretnie spogląda na urządzenie w rękach Roberta)
ROBERT
(do Kobiety)
Ale czy to znaczy, że mam całkowicie zamknąć oczy — tak jak ci w raju? Ja chcę patrzeć jak najdalej mogę!
MĘŻCZYZNA
Ależ w raju można patrzeć o wiele dalej niż
tutaj. Panie Robercie, tak sobie pomyślałem, jeżeli już analizujemy tę
kwestię, że raj to przecież także fragment tego, naturalnego świata i to
też przedmiot poznania, który jednocześnie daje ogromne możliwości
poznawcze. Dlaczego pan myśli, że człowiekiem można być tylko będąc
zaledwie tutaj? Dlaczego świat należy myśleć jako miejsce zamieszkania? W raju zwiedziłem już pół świata! I to bardzo tanio. Tam ma pan dostęp do
wszystkich źródeł wiedzy — wiedzy podanej w niesamowitej formie, do
wszystkich dzieł sztuki...
ROBERT
Jasne! Płaci się kupę szmalu, żeby następnie łazić
po bibliotekach, muzeach, teatrach i galeriach… Macie mnie za debila?! To
jakie muzeum szanowny pan ostatnio odwiedził?
(Mężczyzna
wpada w lekkie zakłopotanie)
ROBERT
Ale z pewnością o wiele lepiej
przypomina sobie pan szanowny detale ciała laski, którą pozwolił
sobie rżnąć ostatnio?
KOBIETA
Robercie, tak nie można. Wyładowujesz na panu swoje
problemy z płcią piękną, obrażasz...
MĘŻCZYZNA
Oczywiście, seks jest ważny, przecież to także
element ludzkiego życia...
ROBERT
Ale nie najważniejszy!
MĘŻCZYZNA
Naturalnie, że nie, ale za to bardzo atrakcyjny, zwłaszcza,
że w raju nie ma czegoś takiego jak niechciane ciąże, impotencja czy
nieudane małżeństwa...
ROBERT
Wreszcie wydało się do czego służy ten cały raj! A co z bólem egzystencji, namysłem nad życiem i śmiercią?!
MĘŻCZYZNA
Śmierć? Już jedną, na szczęście kliniczną,
przeżyłem. Wiecie państwo jak wygląda śmierć w raju? Tak, jak wyłączenie
telewizora, najlepszego na świecie telewizora! Tuż przed tym pstryknięciem
nic niepokojącego się nie działo — nadal czerpałem życie pełnymi garściami. Obrazy, doznania wciąż miały pełnię
kolorów, dźwięków i smaków. Nie miałem czasu… ani ochoty na jakieś rozmyślania — czy, kiedy i jak to
się skończy… A tu starość musi być okropna. Same cierpienia...
ROBERT
Ale bez cierpienia nie docenialibyśmy należycie
chwil szczęścia!
MĘŻCZYZNA O czym pan mówi?! To przecież bzdura, wymyślona
pewnie przez jakiegoś nieudacznika, który zamiast żyć, siedział w zimnej norze i wymyślał, już pewnie w obłędzie, mętne teorie- żeby
się pocieszać! Panie Robercie, biegu rzeki życia nie da się zawrócić
patykiem jakichś zasad, prawd. Człowiek od zawsze chciał tego samego: szczęścia.
Od wieków próbuje szukać różnych dróg, żeby osiągnąć ten cel. Raz
wybiera lepiej, raz gorzej — to wszystko...
ROBERT
(przerywa Mężczyźnie)
Zamknij się! Wystarczy tych bredni! Koniec zabawy! Przecież ja mam cię w garści
bo mam w garści ten twój rajski telefonik! Nie mylę się, prawda? Bez niego
nie masz co się pokazywać w raju...Zresztą, ty jesteś przecież martwy!
KOBIETA
(do Mężczyzny)
Przepraszam, ale ja...
ROBERT
(przerywa jej)
Już dosyć tych twoich wywodów!
KOBIETA
(do Mężczyzny)
Ale ja mogę...
MĘŻCZYZNA
(do Kobiety,
spogląda na telefon) Tak! Proszę nam nie przeszkadzać! Proszę wracać do pracy.
ROBERT
Roboty do roboty!
GŁOS Z GŁOŚNIKA
Więźniowi numer 408 nakazuje się powrót do pracy,
powtarzam: więźniowi numer 408 nakazuje się powrót do pracy.
(Robert spogląda
na swój uniform, po chwili podbiega do leżącej na ziemi marynarki. Zdejmuje górną
część uniformu (z numerem) i rzuca ją Mężczyźnie pod nogi. Sam zakłada
ciasną na niego marynarkę).
ROBERT
Zakładaj to!
MĘŻCZYZNA
Przecież to bez sensu, to się zaraz wyda...
ROBERT
Zakładaj to, bo rozpieprzę ci ten zasrany telefon!
(Mężczyzna
zakłada uniform)
ROBERT A teraz biegiem po woreczek!
MĘŻCZYZNA I co? Przez chwilę będziesz się cieszył, że jest
mi gorzej, niż tobie? A później? Zabijesz mnie? Uciekniesz i do końca życia
będziesz się ukrywał? Przecież to głupie. Posłuchaj...
ROBERT
Gdy ja tu tyrałem, ty bawiłeś się w raju za forsę z przekrętów! To teraz trochę popracujesz, i przy okazji dowiesz się,
co to znaczy prawdziwe życie...
MĘŻCZYZNA
Robert, słuchaj!
ROBERT
Już dosyć ze słówkami, obrazkami i teoriami.
Teraz trochę praktyki, zasuwaj!
MĘŻCZYZNA
Ja ci mogę pomóc! (Mężczyzna ciągnie Roberta w zaułek mniej widoczny dla straży) Możesz
radykalnie zmienić swoje życie. Znam cię zaledwie od paru chwil, ale widzę,
że jesteś inteligentnym człowiekiem, któremu może się trochę
nie udało, któremu powinęła się noga. Wiadomo: młodość. Byłem
kiedyś taki, jak ty. Każdemu mogło się to trafić. Ale to można naprawić!
Rozumiem twoje rozgoryczenie. Czujesz się tutaj poniżany, upokarzany. Dusisz
się! Zasługujesz na więcej! Wiadomo jak jest: forsa i znajomości rządzą.
Jedni bez żadnego wysiłku mają szmal, robią kariery, inni harują i nic z tego nie mają. Ja też nie jestem święty, ale mogę cię stąd wyrwać (wskazując
ręką w lewą stronę) — tam.
Proszę, nie przerywaj mi teraz. Pomyśl o swoim
dotychczasowym życiu. Co z niego pamiętasz? Te najlepsze i najgorsze chwile.
Tylko chwile! Reszta...Większość! Większość ucieka bez śladu. To szara,
gorzka papka codziennego życia wypełnionego bezsensownymi, mechanicznymi
czynnościami… Papka, w której powoli się topimy. A tam (śmieje
się) nie ma ani tej papki ani tych złych momentów. Dlatego nieprawdą
jest to, że w raju żyje się krócej. To tutaj traci się czas.
(Robert milczy)
MĘŻCZYZNA
Załatwię ci to za darmo, mam znajomości. A wierz
mi, to kosztowna rozrywka. A jeśli nie, to co? Co będziesz robił? Wyjdziesz
stąd albo uciekniesz...i co? Ile masz lat? Masz wykształcenie? (po chwili) Będziesz się uczył? Znajdziesz pracę — z papierami
pobrudzonymi odsiadką?
ROBERT A jaką mam gwarancję, że gdy oddam ci telefon, to
mnie nie wykołujesz?
MĘŻCZYZNA A jaki mam w tym interes? Zresztą, możesz mnie
przecież zabić i nie spotka cię za to żadna kara — jak celnie zauważyłeś — jestem żywym trupem. Jak widzisz (pokazując
na swoje ciało) — nie sprawiłoby ci to większych problemów, kilka
mocniejszych kopniaków i z
powrotem do worka.
KOBIETA
(przechodząc z workiem)
Robercie, rozczarowujesz mnie. Można było się z tobą zgadzać lub nie, ale
miałeś jakieś idee, dyskusja była pasjonująca, a teraz...
ROBERT
Zamknij się!
MĘŻCZYZNA
Marnujemy tu życie.
ROBERT A jak ta maszyna jest rzeczywiście bardzo popsuta?
MĘŻCZYZNA
Robert! Opieprzę ich zdrowo, może nawet zażądam
odszkodowania, nastraszę sądami, prasą… Zaszantażuję ich i przy okazji będzie
mi łatwiej ciebie wkręcić. Z pewnością wprowadzą nowe zabezpieczenia. Nie
ma co się martwić. Przecież nie pchałbym się z powrotem do tandety...
Zresztą nikt nie będzie cię tam trzymał na siłę, jeżeli ci się nie
spodoba — droga wolna… Ale — uwierz mi — będzie wręcz przeciwnie...
ROBERT
Dobra, ale bez żadnych numerów.
(Robert oddaje
Mężczyźnie telefon)
MĘŻCZYZNA
(wybierając
numer w telefonie) Przed tobą nowe życie. Powiem ci, że miałeś rację: wszystko mnie
tu drażni, brzydzi… I jeszcze to potworne poczucie, że czas ucieka
straszliwie szybko! Bardzo boję się starości. Ale zaraz to się skończy. (do
słuchawki) Dzień dobry, tu numer DH 56 282… Dorota, Henryk 56 282,
tak… Proszę pani, jest pewien problem, omyłkowo zostałem usunięty z raju,
chyba zasłabłem i ocknąłem się już na zewnątrz, nastąpiła pewnie jakaś
awaria systemu… (po chwili) A jednak możliwe! Mam wykupiony dożywotni
pakiet… (po chwili) Mało brakowało, a zostałaby ze mnie kupka popiołu, a pani mnie pyta o stan konta?! Przecież
macie to bardzo dokładnie wbite w waszych komputerkach! Mój numer konta?!
Też go macie! (stara się uspokoić)
Dobrze, dobrze, tak, rozumiem… (maca się
po kieszeniach spodni, spogląda w stronę Roberta) Robercie, w wewnętrznej
kieszeni marynarki powinienem mieć kartę z numerem mojego konta...
ROBERT
Dlaczego jeszcze nic nie powiedziałeś o mnie?!
MĘŻCZYZNA
Na razie oni nie do końca wierzą, że ja to ja,
jeszcze nie mieli takiego przypadku. Myślą, że jestem naciągaczem. Jak okaże
się, że mam własną kartę i podam z niej swój numer...
ROBERT
(znajduje kartę,
przerywa Mężczyźnie) Najpierw mów im o mnie, a później dam ci kartę!
MĘŻCZYZNA
Robert, ja w tej chwili rozmawiam z szeregowym
pracownikiem. Oni potrzebują jak najwięcej moich danych — sprawdzają jednocześnie
mój głos… Gdy podam im swój numer, to uprawdopodobni moją tożsamość,
czyli uwierzą mi, a wtedy ja poproszę o połączenie z moim kumplem ze
szkolnej ławy, czyli prezesem i… Jasne?
(Robert podaje
Mężczyźnie kartę)
MĘŻCZYZNA
Proszę pani, mój numer konta to DH 112236. Tak… (po chwili Mężczyzna się uśmiecha) Nic się nie stało, rozumiem państwa
nieufność, środki bezpieczeństwa, takie czasy...Mnie też niepotrzebnie
trochę poniosło… (chwilę słucha) Dziękuję bardzo. Dobrze, to ja będę kierował
się w stronę bramy głównej, tak… Do widzenia!
ROBERT
Ty gnoju!
(Robert rzuca
się na Mężczyznę, lecz ten robi lekki unik i dotyka Roberta telefonem.
Robert zostaje porażony prądem, upada i zwija się z bólu)
MĘŻCZYZNA
Czego się rzucasz?! Ty durniu! Mało ci odsiadki?!
Chcesz dożywocie albo więcej?! Przecież w momencie podania przez telefon
moich danych, przestałem już być martwy… Teraz
wiesz, dlaczego ten telefonik jest taki duży. A ja im zarzucałem
nadmiar ostrożności! Jeszcze pamiętam, jak się z nich śmiałem. (do telefonu) Zwracam honor!
Mężczyzna
zdejmuje uniform i rzuca nim w Roberta
MĘŻCZYZNA
Oddawaj marynarkę!
ROBERT
(do nadbiegającej
Kobiety) Natalio! Złap go, nie pozwól mu uciec, zaraz mi przejdzie, to...
KOBIETA
Przykro mi, Robercie, ale nie mogę tego zrobić.
Niestety zostałam chyba zaprogramowana tak, aby chronić takie osoby, jak ten
pan, przed ludźmi, takimi jak ty. Może przypominasz sobie, jak chciałam wtrącić
się do rozmowy, a ty, Robercie kazałeś mi, w niezbyt kulturalny sposób,
wracać do pracy? Wcale nie chciałam wtedy snuć dalszych analiz… Chciałam
cię wówczas obezwładnić, ale nie pozwolono mi na to...
MĘŻCZYZNA
(do Roberta,
grożąc mu telefonem) Oddawaj! (do
Kobiety) Tak, bałem się troszeczkę o mój telefon… Pan Robert mógłby w ferworze walki niechcąco go upuścić i uszkodzić. Co, być może utrudniłoby
mój powrót do raju. Po prostu, ryzyko było zbyt duże. Pani interwencja była
przewidziana jako ostateczność. Inna sprawa, że nie lubię się wysługiwać
kobietami.
Robert zdejmuje
marynarkę i nakłada uniform.
KOBIETA
Ależ pan jest miły!
MĘŻCZYZNA
Zresztą, wydaje mi się, że widok kobiety bijącej
mężczyznę byłby wysoce niesmaczny… O wiele większą frajdą była
dla mnie chwila, gdy z własnej, niczym nieprzymuszonej woli, wręczyłeś mi do
ręki to urządzenie. Robercie, ależ to była
walka o twoją duszę! Powiem szczerze, że miałem niezłego stracha, zwłaszcza,
że odwykłem od negatywnych emocji. W raju może właśnie brakuje tej
prawdziwej adrenaliny… Dziękuję! Słowa, słowa, słowa… Potrafią zdziałać
cuda… Za tę rozrywkę, no, i za to, że mnie uratowałeś, nie wezwę
odpowiednich służb. Inna kwestia, że dziwię się jak to możliwe, że
dopuszczono do tego, że taki przeciwnik raju, jak ty, tu odbywa karę. (po chwili) Z tym prezesem — kolegą ze szkolnych lat — blefowałem.
Nic ci nie mogłem załatwić. Nie masz forsy, to nie poharcujesz w raju!
Do roboty, dziadu!
Mężczyzna
odchodzi w lewą stronę.
Robert powoli
dochodzi do siebie. Przyjmuje medytacyjną pozycję.
ROBERT
To co tu się dzieje, nie jest ważne… Znam swoją
wartość… Jestem silny… (w jego
oczach pojawiają się łzy) Mam w sobie światło… spokój...
GŁOS Z GŁOŚNIKA
Więźnia numer 408 ostatecznie wzywa się do pracy, w przypadku niewykonania natychmiast tego polecenia, więzień zostanie surowo
ukarany.
KONIEC |