Czarna dziura nam nie straszna
Autor tekstu:

Coś mi się wydaje, że coraz mniej rzeczy nas dziwi. Nie zaskakują nas w szczególności różne osobliwości naukowe, od których się po prostu roi; może zresztą właśnie dlatego one nas nie zaskakują, że jest ich aż tak wiele? Może stępieliśmy?

Jeszcze kilkanaście lat temu słowa „czarna dziura" budziły w laikach rodzaj grozy. Te dziwne twory wydawały się zupełnie niepojęte: coś, co zatrzymuje w sobie — siłą grawitacji — nawet promienie świetlne; coś, w co można (teoretycznie) wpaść, ale z czego w żaden sposób nie da się wydostać; coś, czego istnienie wynika z uchodzącej za najtrudniejszą w świecie do pojęcia teorii Einsteina — no nie, tego rozum nie obejmie… To — jak owa żyrafa ze słynnej anegdoty — po prostu nie ma prawa istnieć. Ot, wymysł jakichś jajogłowych teoretyków.

I nie mówię tu bynajmniej o tych laikach, dla których tajemnicą są nie kwazar, i nie subtelności budowy jakiegoś mitochondrialnego DNA, ale konstrukcja żelazka i tabliczka mnożenia powyżej liczby pięć; dla tego typu człowieka „czarna dziura" to oczywiście po prostu puste dźwięki, i nie ma się co temu dziwić. Mówię o laikach w dziedzinie wysoko wyspecjalizowanej fizyki i astronomii, ale takich, którzy — w teorii przynajmniej — otrzymali dostatecznie wysokie wykształcenie w dziedzinie nauk ścisłych, by w zasadzie rzecz całą pojąć; na przykład — o inżynierach, czy informatykach.

Otóż i dla nich od tej nieszczęsnej „czarnej dziury" kilkanaście lat temu wiało grozą. A co najmniej ich ona dziwiła. A dziś czyta taki jeden z drugim w „Świecie Nauki" powiedzmy, że czarne dziury odkrywa się w Kosmosie dziesiątkami, że właściwie w centrum niemal każdej galaktyki siedzi takie monstrum, że odkryto rządzące nimi prawa, których doniosłość porównuje się ze znaczeniem praw Keplera — i nic. Zero reakcji. 

Rozszyfrowano genom ludzki? Ano, rozszyfrowano, i dobra. Sklonowano małpę? Dobrze jej tak, cholerze; co najwyżej jakiś jej bliższy kuzyn będzie miał kłopot z załatwieniem bidulce miejsca w jakiejś radzie nadzorczej, ale i tak stworzenie boże nie zginie: z taką urodą i intelektem z pewnością wezmą ją do jakiegoś Big Brothera, czy innych Amazonek… 

Nie wykluczam, że gdyby któregoś dnia na środku placu Konstytucji w Warszawie wylądował na odrzutowej lotni zielony facet z pięcioma rękami i zeznał, że przylatuje prosto z XXX stulecia, to właśnie co najwyżej wezwano by jakąś stację telewizyjną. Ale i telewizyjni żurnaliści najpierw by się zapewne dowiedzieli, do której partii politycznej to coś należy. Jakby — nie daj Boże — do którejś lewicowej, to daliby na ekran tylko wtedy, gdyby się zaprzysięgło, że jego prapradziadek był ubekiem; już by się wtedy znalazło jakiś sposób, by z takiego incydentu wykroić coś przeciw postkomuchom. Jakby było bezpartyjne, to musiało by się najpierw przeżegnać. 

No i właśnie. Wydaje mi się, że jesteśmy blisko odpowiedzi na postawione na wstępie pytanie o przyczynę tego zjawiska. Faktycznie, stępieliśmy na „dziwy świata tego". Ale nie dlatego, że zalano nas takim potokiem informacji naukowej, i tak wspaniale wykształcono w szkołach, że już nie tylko inżynier czy lekarz doskonale rozumieją Einsteina czy Hawkinga, ale nawet każda osławiona leninowska kucharka (ta, co to miała „umieć rządzić państwem") w bezsenne noce całkuje sobie jakieś równania różniczkowe zamiast liczyć barany.

Nic z tych rzeczy. Tego potoku rzetelnej informacji po prostu nie ma. Pisma popularnonaukowe — rozchodzące się zresztą w budzących smutek nakładach i traktowane przez wydawców jako prestiżowe zapewne, ale kłopotliwe „produkty prasowe" — czytają coraz mniej liczni hobbyści.. W telewizjach komercyjnych słowo „nauka" pada tylko w kontekście jakichś zupełnie piramidalnych „Nie do wiary" idiotyzmów, od których scyzoryk mi się sam w kieszeni otwiera. W publicznej — w czasie, w którym cokolwiek jest szansa obejrzeć — jak nie jakaś przeplatana naruszającą wszelkie reguły polszczyzny i logiki reklamą telepowieść (nie: telenowela, kretynie!), to problemy egzystencjalne didżeja Ku-Ku-Na-Muniu, w lepszym wypadku sport albo katecheza...

Słowem: szum informacyjny. Agresywny jazgot. A od pewnego poziomu hałasu żadne dźwięki nie są już słyszalne i rozróżnialne. Najpiękniejsza i najpotężniejsza z fug Bacha umknie w tych warunkach uchu. Ba, nawet Muńka Staszczyka nie rozróżni się od Kasi Nosowskiej, czy jak tam się ci artyści nazywają. 

Gdy więc ów szum króluje — nic nie jest różne od niczego innego, a więc nie ma również rzeczy, wydarzeń, ludzi — i odkryć — niezwykłych. Ani też zwykłych. Głupota i mądrość stają się równie zasadne. Wszystko da się przetransformować zręcznym marketingiem we wszystko inne, byle wyciekła z tego jakaś forsa, albo trochę władzy.

Czarne dziury stają się rzeczywiście czymś w Kosmosie zwyczajnym. Obawiam się jednak, że dostrzegając je w centrach galaktyk nie widzimy, że jest ich mnóstwo dużo bliżej. W tylu mózgach, koteczku...


Bogdan Miś
Ur. 1936. Matematyk z wykształcenia; dziennikarz naukowy, nauczyciel akademicki i redaktor - z zawodu. Członek Komitetu Prognoz Polskiej Akademii Nauk "POLSKA 2000+". Wykładał - m.in. matematykę, informatykę użytkową, zasady dziennikarstwa telewizyjnego i internetowego - na Uniwersytecie Warszawskim (Wydz. Matematyki i Wydz. Dziennikarstwa), w Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości, w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki, w Akademii Filmu i Telewizji. Przez 25 lat pracował w TVP, ma na koncie ok. 1000 własnych programów; pełnił funkcję I zastępcy dyrektora programowego. Napisał ok. 20 książek, w większości popularnonaukowych, poświęconych matematyce i komputerom. Poza popularyzacją nauki, główną jego pasją są komputery z którymi jest, jak pisze, "zaprzyjaźniony od zawsze (tzn. od "ich zawsze")". Był programistą już przy pierwszej polskiej maszynie XYZ w roku 1959. Był także redaktorem naczelnym "PC Magazine Po Polsku" i "Informatyki", a w stanie wojennym - "Strażaka"; kierował działem nauk ścisłych w "Problemach" oraz działem matematyki i informatyki w "Wiedzy i Życiu". Obecnie publikuje okazjonalnie w "Polityce". Jest autorem witryn internetowych, m.in. www.wssmia.kei.pl, gbk.mi.gov.pl, prognozy.pan.pl. Jest członkiem ISOC, Polskiego Towarzystwa Matematycznego i członkiem-założycielem Naukowego Towarzystwa Informatyki Ekonomicznej.

 Liczba tekstów na portalu: 32  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3957)
 (Ostatnia zmiana: 24-02-2005)