Jak Kandyd i Marcin przybijają do brzegów Anglii i
Autor tekstu: Wolter

— Och, Panglossie! Panglossie! Och, Marcinie! Marcinie! Och, droga Kunegundo! czymże jest ten świat? — powiadał Kandyd, stojąc na pokładzie.

— Czymś bardzo niedorzecznym i bardzo ohydnym — odpowiadał Marcin.

— Znasz Anglię; czy ludzie są tam równie pomyleni jak we Francji?

— To znowuż inny rodzaj szaleństwa — rzekł Marcin. Wiesz, że te dwa narody są ze sobą w wojnie o parę morgów śniegu gdzieś wpodle Kanady, i że wydają na tę wojnę znacznie więcej niż cała Kanada warta [ 1 ]. Określić szczegółowo, czy w jakimś kraju więcej jest kandydatów do kaftana bezpieczeństwa niż w drugim, na to moja słaba wiedza nie pozwala; wiem tylko, że, na ogół, ludzie których mamy niebawem oglądać, są wielce żółciowi.

Tak rozmawiając, przybyli do Portsmouth; mnogość ludu cisnęła się na wybrzeżu i przyglądała się z zajęciem dość otyłemu człeczynie [ 2 ], który klęczał z zawiązanymi oczami na pokładzie okrętu. Czterech żołnierzy, ustawionych naprzeciw nieboraka, wpakowało mu, z największym spokojem, po trzy kule w głowę; po czym, całe zgromadzenie rozeszło się wielce zadowolone.

-Cóż to znowu znaczy? — rzekł Kandyd — co za bies sprawuje wszędy władzę?

Zapytał, kim był ów grubas, którego zgładzono właśnie w sposób tak ceremonialny.

— To pewien admirał — odpowiedziano mu.

— Za cóż zabito tego admirała?

— Za to — objaśniono go — że on nie zabił dosyć ludzi: wydał bitwę admirałowi francuskiemu; otóż, osądzono, iż nie dosyć się doń zbliżył.

— Ależ — rzekł Kandyd — admirał francuski musiał być równie dlatego od angielskiego, jak ten od niego?

— Zapewne, odpowiedziano, ale w tym kraju uważają, iż dobrze jest, od czasu do czasu, uśmiercić admirała aby zachęcić innych

Kandyd był tak oszołomiony i zgorszony, że nie chciał nawet wysiąść na ląd; ułożył się z właścicielem statku (choćby ów miał go nawet okraść, jak w Surinam), aby go zawiózł bez zwłoki do Wenecji.

W dwa dni okręt był gotów do drogi. Przemknęli wzdłuż wybrzeży Francji, minęli Lizbonę na której widok Kandyd zadrżał, wreszcie dotarli do Wenecji.

— Bogu chwała! — rzekł Kandyd ściskając Marcina, mam nadzieję iż w tym mieście ujrzę piękną Kunegundę. Ufam Kakambie, jak samemu sobie. Wszystko jest dobre, wszystko idzie dobrze, wszystko idzie najlepiej jak tylko być może. [as]


 Przypisy:
[ 1 ] Aluzja do epizodów kolonialnych wojny siedmioletniej (1756-1763).
[ 2 ] Aluzja do egzekucji admirała Byng, którego Wolter, nie znając go zresztą osobiście, daremnie starał się ocalić. Admirała Byng stracono, w r. 1757, za to, że dał się pobić koło Minorki flocie francuskiej, mimo że nie udowodniono mu ani zdrady ani zaniedbania.

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,416)
 (Ostatnia zmiana: 09-10-2004)