Niepopularny rozdział
Autor tekstu:

Siedzę właśnie przed komputerem i piszę; z tylu gada włączony na „Wiadomości" telewizor. On gada, ja się wściekam: właśnie leci pierwsza wiadomość i jest to wiadomość stricte religijna. Potem druga — i znowu księża są na tapecie. Następna — jak wyżej. To już jest trzeci serwis informacyjny dzisiaj — i na wszystkich stacjach prawie to samo.

Nie mogę. Pomału — nie tylko z tego, naturalnie - coraz wyraźniej widać, że nasze państwo staje się coraz silniej wyznaniowe; w dużej mierze w wyniku określonej polityki medialnej, choć istnieje tu też typowe sprzężenie zwrotne: im bardziej władza „kościelna", tym bardziej media jej się podlizując wybierają „właściwe" i dla nich bezpieczne treści, a im bardziej media ideologiczne — tym większe wpływy określonej opcji.

Najwyższa pora — kto wie, czy nie przysłowiowy ostatni dzwonek — by rzeczywiście zaprotestować. By wezwać — póki jeszcze czas — do konsekwentnego rozdziału kościoła i państwa. Rozdziału wysoce w naszym społeczeństwie niepopularnego; ale owa niepopularność nie oznacza przecież jeszcze zagrożonej sankcjami konieczności trzymania gęby w kuble. Jeszcze dziś nie oznacza; i po to piszę ten tekst, aby jutro również nie oznaczało.

Protest jednak — do ogólnych sformułowań ograniczony — choć ważny, sam w sobie jałowy jest i niekonstruktywny. Teoretycznie werbalnie protestuje przecież od dawna wiele osób i organizacji; gdy jednak przyjdzie do konkretów — jakoś wszyscy wchodzą na „wyższy poziom ogólności". Wiedząc doskonale, że każda próba sprecyzowania oczekiwań ugrupowań laickich wywoła histeryczną wręcz reakcję środowisk kościelnych i do nich zbliżonych — wolą nie mówić o szczegółach. Po co mieć etykietkę „wrogów Boga i moralności", „marksistowskich antyklerykałów" i podobne, po co tracić idącą na pasku kleru część elektoratu? Po co mieć usmarowane nieczystościami drzwi w chałupie, oplute w szkole dziecko czy porysowany samochód?

Bezpieczniej jest mówić „jestem/jesteśmy za rozdziałem kościołów od państwa" — i uniknąć dalszej rozmowy.

Nie chcę i nie robię uników. Mówię więc wprost; na moment zatrzymam się przy tym na sprawie mediów. Otóż stacje telewizyjne i radiowe — obojętne, prywatne czy publiczne — powinno się zobowiązać do utworzenia specjalnych kanałów religijnych. Błahe i zupełnie nieważne informacje z zakresu życia religijnego — takie, jak powiedzmy wałkowany bez umiaru fakt, iż Benedykt XVI po raz kolejny wydał głos po polsku, albo że ktoś tam został gdzieś tam biskupem pomocniczym — powinny bez litości zniknąć z anten. Ich miejsce jest w kanałach religijnych właśnie; kto ciekaw, odnajdzie je z łatwością — kto nie ciekaw, nie będzie nimi bombardowany. Dziś to nie problem techniczny.

Taki kanał religijny powinien być przy tym wysoce i demokratycznie zróżnicowany. Żadna z religii nie powinna w nim dominować, ani w sensie ilości przeznaczonego dla niej czasu, ani wyboru pasm nadawania. Katolicy, protestanci, prawosławni, żydzi, muzułmanie — wszyscy powinni być traktowani równo, bez względu na ich liczebność w społeczeństwie. Wszystkie audycje religijne czy publicystyka wyznaniowa — powinny znaleźć swoje miejsce właśnie tam; a nadawca (właściciel lub zarządca stacji) powinien srogo pilnować, by w żadnym wypadku nie zezwolić na zawarcie w nich jakichkolwiek ocen czy treści politycznych.

Ta równość powinna być także wprowadzona w życie publiczne.

Zacznijmy od tego, że przedstawicielom państwa czy samorządów powinno być ustawowo zakazane brać oficjalnie udział jakichkolwiek uroczystościach religijnych. Rozumiem przez to, że jeśli pan prezydent, pan marszałek województwa czy kto tam jeszcze, jest wierzący — to oczywiście może i ma prawo wiarę swoją okazywać i nawet upubliczniać; ale prywatnie, nie inaczej. Więc bez ochroniarzy, bez limuzyn, bez asystentów i sekretarek. Bez demonstracji i oficjalności.

Żadnych więc „spotkań opłatkowych" w Sejmie, „pielgrzymek parlamentarzystów" i tak dalej. Mogą się więc podzielić opłatkiem Józek z Waldkiem, poseł z posłem — nie; mogą panowie posłowie sobie powędrować — nawet zbiorowo — na Jasną Górę czy gdziekolwiek, ale jak sobie sami za własne pieniądze wynajmą autokar; media zaś taką wyprawę powinny po prostu przemilczeć, albo potraktować jak należy, to jest jako regionalną ciekawostkę, polski folklor obyczajowy.

Jeśli — odwrotnie — wypada, że przedstawiciele kościołów powinni (tak bywa mimo wszystko niekiedy, choć to niesłychanie rzadki wyjątek) wziąć udział w jakichś uroczystościach czy imprezach państwowych — to muszą to być przedstawiciele wszystkich wyznań traktowani jednakowo: prymas po prawicy prezydenta jest nie do przyjęcia; a jeśli tak, to miejsce dostojników kościelnych jest na końcu wszelkich VIP-owskich parad, po najniższym rangą urzędniku czy dyplomacie i w kolejności najlepiej losowanej w ostatniej chwili. I — jeśli już jest taka potrzeba - to prezydent powinien udzielać audiencji prymasowi, a wojewoda — biskupowi i wójt proboszczowi; nigdy odwrotnie.

Oczywiście, należy zakazać uczestnictwa w imprezach i uroczystościach religijnych wojska w szykach zwartych i w galowym umundurowaniu. Żadnego wychodzenia kompaniami na mszę: w koszarach powinny dla wojska być wolne określone godziny, w których żołnierz mógłby sobie pójść do kościoła, albo i na spotkanie z dziewczyną czy imprezę sportową; nikomu nic do tego i to ma być sprawa prywatna tego żołnierza. Kapelani wszystkich wyznań powinni mieć ten sam stopień wojskowy (katolik jako generał dywizji, prawosławny — generał brygady i protestant — pułkownik, to po prostu obraza dla demokracji) i w ogóle nie muszą być etatowo obecni poniżej szczebla brygady czy dywizji. Powinni też być mianowani na swój stopień wojskowy wyłącznie na czas pełnienia funkcji — po to, by zwolnić państwo z obowiązku płacenia im wojskowych emerytur.

Oczywiście, wszelkie symbole religijne powinny zniknąć z instytucji państwowych, urzędów, szkół, firm i tak dalej (innym - idiotycznym — wyjściem byłoby wprowadzenie tam symboliki wszystkich wyznań, ale jakąż symboliką posługują się ateiści, którzy też są przecież równoprawnymi członkami społeczeństwa?).

Oczywiście, religia jako przedmiot wykładowy powinna zniknąć ze szkół; państwo naturalnie nie może jej w żaden sposób zwalczać, wręcz przeciwnie: powinno wspomóc materialnie jej nauczanie, ale poza szkołą.

Tak — bardzo z grubsza i nieprecyzyjnie — wyobrażam sobie medialny i obyczajowy rozdział wyznań i kościołów od państwa.

Uprzedzam dewocyjne ataki, których się spodziewam, i wyjaśniam z góry: nie jestem ani wrogiem jakiejkolwiek religii, ani wrogiem jakiegokolwiek kościoła. Wszystkie powyższe propozycje mają na celu jedynie wprowadzenie między państwem a kościołami stosunku życzliwej (ale bardzo ściśle przestrzeganej) neutralności, nic innego. To nie jest żadna propaganda ateizmu ani żaden relatywizm, z góry takie posądzenia odrzucam.

A wszystkim dyskutantom, którzy bez wątpienia będą chcieli się powołać na „demokratyczne prawa większości Narodu", przypominam: demokracja, to naturalnie rządy większości; ale takie rządy, które w żadnym wypadku nie naruszą praw jakiejkolwiek, nawet wręcz jednoosobowej mniejszości. Więc proszę, domagam się i żądam, by przestrzegano i moich praw: praw człowieka niewierzącego.

Aha: jeśli ktoś zarzuci mi, że jestem zapatrzony w „bezbożną wolteriańską Francję", to rzeczywiście, ma rację. Tyle, że nie uważam tej konstatacji za żaden despekt.


Bogdan Miś
Ur. 1936. Matematyk z wykształcenia; dziennikarz naukowy, nauczyciel akademicki i redaktor - z zawodu. Członek Komitetu Prognoz Polskiej Akademii Nauk "POLSKA 2000+". Wykładał - m.in. matematykę, informatykę użytkową, zasady dziennikarstwa telewizyjnego i internetowego - na Uniwersytecie Warszawskim (Wydz. Matematyki i Wydz. Dziennikarstwa), w Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości, w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki, w Akademii Filmu i Telewizji. Przez 25 lat pracował w TVP, ma na koncie ok. 1000 własnych programów; pełnił funkcję I zastępcy dyrektora programowego. Napisał ok. 20 książek, w większości popularnonaukowych, poświęconych matematyce i komputerom. Poza popularyzacją nauki, główną jego pasją są komputery z którymi jest, jak pisze, "zaprzyjaźniony od zawsze (tzn. od "ich zawsze")". Był programistą już przy pierwszej polskiej maszynie XYZ w roku 1959. Był także redaktorem naczelnym "PC Magazine Po Polsku" i "Informatyki", a w stanie wojennym - "Strażaka"; kierował działem nauk ścisłych w "Problemach" oraz działem matematyki i informatyki w "Wiedzy i Życiu". Obecnie publikuje okazjonalnie w "Polityce". Jest autorem witryn internetowych, m.in. www.wssmia.kei.pl, gbk.mi.gov.pl, prognozy.pan.pl. Jest członkiem ISOC, Polskiego Towarzystwa Matematycznego i członkiem-założycielem Naukowego Towarzystwa Informatyki Ekonomicznej.

 Liczba tekstów na portalu: 32  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4172)
 (Ostatnia zmiana: 05-06-2005)