Bitwa o handel... z ludzką twarzą
Autor tekstu:

Odpowiedź na opublikowany w „Trybunie" artykuł lewicowego aktywisty domagającego się zakazu handlu w niedzielę (dla supermarketów). Redakcja „Trybuny" na swoich łamach tekstu nie wykorzystała.

Pan Bartosz Machalica
Sekretarz Krajowy Młodych Socjalistów

Przeczytałam Pańską wypowiedź dla „Trybuny", zatytułowaną „Bitwa o handel". O ile rozumiem przynajmniej niektóre z intencji, jakie przyświecały napisaniu tekstu, to nie zgadzam się z argumentacją. Zacznę od truizmu, że gospodarka to całość: jedne zjawiska wpływają na inne. Tak samo jest ze społeczeństwem. Nie da się „mieć ciastko i zjeść ciastko". Jesteśmy uczestnikami gry rynkowej, czy tego chcemy, czy nie. Byłoby tak nawet wówczas, gdyby w tym kraju panował czysty socjalizm. Wtedy także gospodarka oparta na jego zasadach byłaby (tak, jak była przed 90. rokiem) uwikłana w ogólnoświatową grę gospodarczą. Z jakim efektem? To zależałoby od tego, na ile potrafiłaby odpowiedzieć na trendy i zjawiska typowe dla ...rynku. Zapewne by nie potrafiła, tak jak i poprzednio, w PRL, bo byłaby niekompatybilna, czyli „trafiałaby kulą w plot".

Czy jestem miłośniczką kapitalizmu? Ależ nie. Jestem jednak miłośniczką racjonalnego, niedoktrynerskiego podejścia do problemów. Racjonalizm zaś nakazuje widzieć wyznaczane sobie cele jako element funkcjonującego wokół świata. Nie w oderwaniu od niego. W przeciwnym razie będziemy raczej uprawiać religię gospodarczą i społeczną niż politykę w tych dziedzinach.

Tyle, tytułem wstępu.

A teraz ad rem. Pisze Pan, że w SLD mamy do czynienia z dwiema tendencjami. Jedni w sprawie likwidacji pracy w supermarketach w niedziele widzą sprzyjanie Kościołowi, inni możliwość „dołożenia" koncernom. Jest to, moim zdaniem, teza fałszywa. Koncerny bez nas przeżyją. Ich powstawanie jest czymś naturalnym w rozwoju przedsiębiorstw. Ta tendencja występuje w przyrodzie wszędzie; pewnie Pan słyszał o teorii, że w pewnych warunkach ilość przechodzi w jakość? Oczywiście możemy stwarzać fatalne warunki, by się tak nie stało i „nie dać się użyć kapitalistom". Tyle, że zostaniemy z ręką w nocniku, jak zwykle.

To szlachetne współczuć wyzyskiwanym pracownikom hipermarketów. Ale też szlachetnie byłoby współczuć np. lekarzom, pielęgniarkom, strażakom, policjantom, którzy również pracują w niedziele i też mają rodziny. Pańskie założenie, gdyby je rozszerzyć „po sprawiedliwości" na wszystkich pracowników, zbliżałoby nas do zasad obowiązujących pewne religijne społeczności, zasad, które nie pozwalają im na przysłowiowe rozpalenie w piecu w dzień świąteczny. Ale nie jesteśmy (jak na razie) państwem aż tak religijnym i, mam nadzieję, nie będziemy...

Kwestia pracy w niedziele, to kwestia umowy społecznej. Możemy się umówić, że wszyscy mamy wolne. Nie wiem, czy po namyśle, naprawdę poparłaby Pana nawet setna część naszych rodaków.

Nie odrzucałabym z takim oburzeniem wartości wypraw rodzinnych do niedzielnych świątyń handlowych — hipermarketów. Lubię tam bywać i często obserwuję przychodzących: rozmawiają ze sobą, snują plany kupienia czegoś tam w przyszłości, ich dzieci bawią się (za darmo!) w przeznaczonych dla nich ogródkach z różnymi zabawami. Obok jest kino, czasem sztuczne lodowisko lub inne atrakcje. Niekiedy występują dla wszystkich chętnych i też za darmo atrakcyjni wykonawcy. Pewnie, że jest to część tzw. planu lojalnościowego tych placówek. I co z tego? Gdzie i co ludzie teraz mają za darmo? A propos kawa. Tam właśnie można napić się dobrej kawy z ekspresu (naprawdę ciągle jeszcze to rzadkość w Polsce!) i zrobić to bez skrępowania, szybko, bez obsługi kelnerskiej i bez rozbierania się z płaszczy (jeśli ktoś nie chce). Można też (za darmo!) poczytać gazety (i nie jest to tylko Wyborcza czy Rzepa).

Pisze Pan o możliwości dyskutowania przy kawie przez wolnych od pracy w niedziele pracowników hipermarketów. Jakie to śliczne! Tylko zastanówmy się: kto pracuje w tych świątyniach handlu za psie pieniądze? Ludzi niezamożni, którzy dlatego właśnie pozwalają się tak cynicznie wykorzystywać. Sądzi Pan, że oni z rodzinami (sic!) pójdą w niedzielę na kawę a może i ciastko? Za co? To kawiarniane myślenie inteligenta o problemach ludzi, których życia nawet nie zna. Zamknijmy te hipermarkety, jak na razie tylko w niedzielę, a wiele z tych osób będzie miało mnóstwo czasu na picie wirtualnej kawy...

W Europie Zachodniej, gdzie najbardziej wpływowa klasa polityczna kształtowała się w oparciu o warstwę dorabiających się kupców, sklepikarzy itp. nie jest niczym dziwnym ograniczenie handlu w niedziele. To efekt ich walki z najsilniejszymi, lecz jeszcze wówczas nie dość licznymi, właścicielami gigantów handlowych. Obserwuję te same tendencje w naszych małych miastach. W moim, powiatowym, też rajcy baczą pilnie, by nie naruszyć interesu kupców, z których poparcia co i rusz korzystają w różnych formach....I moi współmieszkańcy, ci bez samochodów, pewnie długo jeszcze będą musieli taszczyć autobusami torby z warszawskich hipermarketów.

No właśnie, a skoro już o klientach mowa: są ich miliony i to oni decydują o tym, że opłaca się właścicielom otwierać giganty w niedziele, to wtedy jest największy utarg. Czy znów ktoś w tym kraju chce wiedzieć lepiej za ludzi, co powinni robić w niedziele?

Czy to oznacza, że człowiek o lewicowej wrażliwości może przejść obojętnie wobec wyzysku, cynicznego nadużywania przewagi właścicieli molochów handlowych na pracownikami? Oczywiście — nie. Jednakże chyba nie tędy droga. Gdzie są związki zawodowe, Inspekcja Pracy, gdzie organizacje pozarządowe i partie? Może trzeba bezustannie nękać gigantów, aby przestrzegali prawa pracy, aby ustalono i trzymano się planu rotacyjnego zatrudniania pracowników w niedziele i święta (i jeśli trzeba, by zatrudniono dodatkowych). Korzystajmy z praw, które mamy! Ludzie boją się o pracę, to prawda. Jednak ci, którym dobro pracobiorców leży na sercu, polityczni ich sojusznicy, bać się nie powinni. A co do obaw o wzrost wpływów Kościoła, to sądzę, że chyba już Kościołowi nie opłaca się walczyć o większe, bo zbyt to zacznie psuć dotychczasowe zwycięstwa. Zamknięte hipermarkety w niedziele nijak się zresztą mają do religijności. Gdyby je zamknięto, powołując się na ów „Dzień Święty" byłoby to dla Kościoła Pyrrusowe zwycięstwo.....

Z pozdrowieniami i wyrazami szacunku.

P.S. Nie jest to tekst sponsorowany. Nie jestem w żaden sposób związana z czyimikolwiek interesami.


Danuta Frączak
Publicystka

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4802)
 (Ostatnia zmiana: 26-05-2006)