Szczyt medialnej hipokryzji
Autor tekstu:

Lekarze są niemoralni — zawyrokował bez zmrużenia oka Kamil Durczok we wczorajszym wydaniu „Faktów". Przyłożył, trzeba przyznać, z grubej rury. W pierwszej wiadomości dnia dziennikarze głównego serwisu informacyjnego TVN wspólnie z reporterami „Newsweeka" odkrywają przerażającą prawdę — lekarze piją wódkę za pieniądze firm farmaceutycznych, które w ten odrażający sposób próbują przekonać ich do przepisywania swoich leków. Po prostu jeden wielki skandal.

I w tym momencie zrobiło mi się niedobrze. Dziennikarska hipokryzja sięgnęła bowiem szczytu. Z dwóch co najmniej powodów.

Pierwszy, mniej ważny, jest taki, że lekarze od dobrych kilkunastu lat zachowują się w ten sposób. Wie o tym każdy, najgorzej nawet poinformowany pracownik marketingu. Odkąd wielkie firmy farmaceutyczne pojawiły się w Polsce, muszą w jakiś sposób rozdysponowywać swoje budżety reklamowe związane z lekami na receptę lub tymi przeznaczonymi bezpośrednio na użytek szpitali. A że możliwości mają ograniczone ustawowo gro środków trafia właśnie do marketingu bezpośredniego, którego jednym z zadań jest utrzymywanie dobrych relacji z lekarzami. Przy czym relacje te utrzymywane są nie tylko na promach, ale również podczas tygodniowych „konferencji naukowych" na Seszelach, Malediwach czy Karaibach. Niektórzy dziennikarze nazywają ten proceder próbą przekupstwa. Ich prawo.

Zanim jednak w ten sposób Szanowni Państwo Redaktorstwo do końca zniszczą renomę zawodu lekarza w Polsce, niech choć przez moment zastanowią się i przeprowadzą choć niewielki rachunek sumienia — bliższy ich własnego podwórka. Pozwolą Państwo, że przybliżę ten temat, posługując się retoryką nieszczęsnego posła Wierzejskiego — o tym, czemu wzoruję się na tym osobniku, później.

Czy nie jest prawdą więc, że pewien słynny prezenter pogody w jednej z największych stacji telewizyjnych w Polsce, wystąpił w reklamie jogurtu — reklamie, która w bardzo mało etyczny sposób sugerowała, że smakołyk ten ma więcej zalet dla zdrowia niż w rzeczywistości. I czy nie jest prawdą, że prezenter ten miał mieć w związku z wystąpieniem w reklamie nieprzyjemności od pracodawcy, które po kilkudniowej burzy ograniczyły się do wysłania niesubordynowanego pracownika na urlop? Czy zgoda znanej z serwisu informacyjnego postaci do reklamy wątpliwych produktów nie jest przypadkiem nieetyczna?

A może z innej, również medialnej, beczki. Czyż nie jest prawdą, że wszystkie wielkie wydawnictwa prasowe — również te, które mają w swoim „portfolio", jak w marketingowym żargonie mówi się na wszystkie tytuły jednego wydawcy — prasę opiniotwórczą nie starają się uzyskiwać przychylności przedstawicieli domów mediowych (a więc firm, które decydują o rozdysponowaniu wielomilionowych budżetów reklamowych pomiędzy tytułami prasowymi), organizując pokazy filmowe, suto zakrapiane alkoholem imprezy, wielodniowe wyjazdy — choćby na mundial — za które mili goście nie płacą grosza? Czy takie postępowanie jest etyczne?

Można tak wymieniać w nieskończoność — dziennikarze motoryzacyjni większą część miesiąca spędzają na odbywających się w najpiękniejszych zakątkach świata pokazach premierowych nowych modeli, za co redakcja nic nie płaci. Dziennikarze społeczni i popularno-naukowi jeżdżą na koszt wielkich koncernów, nie tylko po to by przywieźć ciekawy tekst, ale również by zachować w dobrej pamięci firmę fundatora wyjazdu.

A może inne grupy zawodowe tzw. społecznego zaufania postępują inaczej? Skądże! Nauczyciele premiowani są przez wydawnictwa edukacyjne za polecanie uczniom określonych podręczników np. wakacjami lub sprzętem komputerowym,

kancelarie prawne organizują rausze dla decydentów biznesowych — niekoniecznie klientów, wielkie firmy z każdej praktycznie branży mają przeznaczone pieniądze na utrzymywanie dobrych relacji ze swoim kontrahentami, środowiskami opiniotwórczymi, nawet politykami.

Pytanie tylko: Co z tego?

Ano nic. Rzecz po prostu nie jest niemoralna — dlatego wzorem polityka LPR nie wymieniałem nazwisk dziennikarzy i nazw firm. I dlatego właśnie takie oburzenie wywołała we mnie wczorajsza informacja „Faktów", które w cyniczny sposób zdają się nie zauważać, że imprezy takie jak ta zorganizowana dla lekarzy są najnormalniejszym w świecie sposobem działania firm, z którym stykają się wszystkie branże zawodowe w nowocześnie prowadzonych interesach nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Relacja „Faktów", miała wywołać jedynie święte oburzenie osób, które na co dzień nie mają okazji zetknąć się z tym procederem — grup wykluczonych z kapitalistycznej gospodarki rynkowej. Skoro więc zgadzamy się, że gospodarka rynkowa jest rozsądnym wyborem, czemu nie wyrażamy zgody na działanie takiej jej gałęzi jak public relations, marketing czy lobbing, choć sami korzystamy na co dzień z tych samych metod — i przez moment przez głowy nam nie przejdzie, że możemy być w ten sposób skorumpowani — w końcu mamy własny rozum i potrafimy oddzielić marketing od zdrowego rozsądku. Czemu więc lekarze mieliby nie potrafić? Ale tego wszystkiego już się w „Faktach" nie tłumaczy, bo zepsułoby prowadzącemu tezę. Szkoda.

A ja swoją drogą cieszę się, że coraz mniej mam wspólnego z zawodem dziennikarza.


Michał Miś
Dziennikarz popularno-naukowy

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4817)
 (Ostatnia zmiana: 06-06-2006)