Sztuka fizjologiczna
Autor tekstu:

Kawałki ludzkiej skóry wykrawane na poczekaniu z uda i innych części ciała. Publiczne wbijanie igieł w swoje ciało wobec zebranych przy kuflu z piwem. Przekłuwanie, odkrawanie i nadrywanie. Krople krwi połyskują na podłodze jak rozrzucone plastikowe kwiatki.

Madonny z czerwonymi strugami na wewnętrznych stronach ud patrzą ze ścian nieobecnym wzrokiem.

Kawałki ludzkich organów i części zwierząt zanurzone w akwariach z formaliną. Przepołowiona krowa z płodem w brzuchu i gałkami wywróconymi do góry powoli plumka w miękkiej kąpieli formalinowej.

Tworzywo własnego ciała maltretowanego przed kamerami video lub publiką.

Skąd bierze się w sztuce współczesnej zafascynowanie fizjologią?

Coraz częściej widzimy w salach wystawowych dzieła stworzone z tkanki ludzkiej lub zwierzęcej. Akcje performance’owe kapią krwią.

Otacza je zawsze atmosfera skandalu.

Współcześni twórcy, jak małe dzieci, zainteresowani są rozkrawaniem tkanek i sprawdzaniem, co żyjący organizm ma „w środku" oraz rozgrzebywaniem patykiem gówienek.

Dlaczego to robią?

Czy jest to przejawem skrajnego wstrętu do fizjologii czy też zafascynowania ludzkimi wydzielinami i tkanką żywą?

Drżą, boją się bólu

Przed występem drżą, boją się bólu.

Nie wiedzą jak zareaguje publiczność.

Po pokazie wpadają w depresję. Gapią się w sufit, czasem przez kilka miesięcy.

Katarzyna Kozyra pracę nad głośną „Piramidą Zwierząt" przypłaciła półtoraroczną depresją: „Przez wiele miesięcy po ukończeniu pracy leżałam i patrzyłam w sufit, nie mogąc zmusić się do jakiegokolwiek działania", wspomina.

W poszukiwaniu materiału twórczego grzebała w bunkrze, do którego wrzucano uśpione zwierzęta z pobliskiej kliniki weterynaryjnej. Opędzała się od chmar latających wokół much. Z zaparciem przerzucała rozkładające się zwłoki zwierząt; wśród smrodu i robactwa wijącego się w futrach i oczodołach zwierząt.

Targana wymiotami przetrząsała zbiorową mogiłę aż znalazła odpowiadające jej wyobrażeniom zwłoki psa. Konia wybrała spośród naznaczonych do uboju; kota wyjęła z lodówki znajomego dermoplasty. Z kogutem poszło najłatwiej, bo zabić drób na rosół jest czymś aprobowanym przez współczesnego człowieka.

„To jest zadanie sztuki, żeby mówić publicznie rzeczy, o których mówić jest ciężko", twierdzi Aleksandra Kubiak z Grupy Sędzia Główny, która wbija w siebie długie igły zakończone kielichami kwiatów, w jednej z krakowskich kawiarni.

Podczas jednego z performance nago wsunęła się w wielką kopę mięsa przywiezionego z rzeźni. Mówi, że było to jej pierwsze przeżycie w granicach masochizmu: „Mięso było ciepłe. Okazało się, że jest mi dobrze, osiągam błogostan, stan wewnętrznej ciszy. Zobaczyłam, że jestem z tej samej materii, że też jestem mięsem"

Czy chodzi o uwiedzenie publiczności, wymachując przed jej oczami zakrwawionym ochłapem?

A może o próbę zintegrowania odrzucanych dotąd wstydliwie aspektów ludzkiej kondycji; próbę zaakceptowania ich i włączenia do całości obrazu, jakim jest człowiek.

Przy rozważaniu ludzkiej fizyczności w kontekście lęku i wstydu nie sposób pominąć problematyki szpitalnej. Nasz układ immunologiczny został osłabiony do tego stopnia, że masowo podlegamy chorobom, skazującym wielu z nas na wielomiesięczne pobyty w szpitalach.

Staramy się wszelkimi środkami podtrzymywać życie chorujących osób. Ten sam człowiek pół wieku temu umarłby, dzisiaj jest podtrzymywany przy życiu; ponakłuwany, załączany do przewodów i drenów. Aparatura medyczna stała się jego środowiskiem.

Jesteśmy świadkami ery kroplówek oplatających kulę ziemską jak monstrualny twór. Naszą codziennością jest bezustanne leczenie i podtrzymywanie przy życiu.

Minął okres zafascynowania pogrzebami w sztuce.

Już nie śmierci boimy się najbardziej, ale leczenia szpitalnego; otoczenia metalowych przedmiotów, wzierników, kleszczy, ich szczęku i wszelkiego rodzaju inwazji w nasze ciało.

Operacje stały się czymś powszechnym, nie tylko dla ratowania życia, ale także dla zaspokojenia próżności, chęci stania się pięknym i doskonałym. Upiększanie nosa, piersi, powiększanie penisów, wycinanie, przycinanie, naciąganie i odsączanie znalazło wyraz w sztuce Orlan, która z zapałem poddaje się kolejnym operacjom plastycznym - nie zawsze upiększającym. Skrzętnie rejestrowanym kamerą video.

„Sala operacyjna jest moim warsztatem i pracownią. Tu robię rysunki moją krwią na ścianie i wykonuję przedmioty z moich tkanek, skrawków mojej skóry, bandaży, plastrów, które następnie umieszczę w salonie wystawowym", deklaruje Orlan.

Samthing's in the air

Samthing's in the air. Ta tendencja pojawia się w sztuce na całym świecie.

Bardziej boimy się zachowania świadomości w znieruchomiałym ciele, przykutym do kozetki szpitalnej, niż odejścia w wielki sen. W śmierć.

Nic tak nie emocjonuje, jak utrata godności i dostojeństwa ciała ludzkiego szarpanego szczypcami podczas wyskubywania wycinków tkanek.

Katarzyna Kozyra wielokrotnie przechodziła wielomiesięczne pobyty w szpitalu. Poddawana chemioterapii straciła włosy. Wykorzystała to doświadczenie z podziwu godnym ekshibicjonizmem.

W serii zdjęć „Olimpia" z niespotykaną odwagą wystawiła na pokaz własne ciało zmaltretowane chorobą i leczeniem.

Czy prawdziwe w tej sytuacji byłoby malowanie kwiatków w wazonie? To mogła być tylko lilia za uchem zdobiąca wyłysiałą po chemioterapii głowę.

Taka sztuka szokuje publiczność.

Jednak już same krajobrazy szpitalne budzą lęk.

Nawet w warunkach szpitalnych człowiek pozostaje istotą odczuwającą i twórczą a nie elementem, bez którego skomplikowana aparatura medyczna nie mogłaby istnieć.

Tworzymy, a więc nie jesteśmy wyłącznie tkanką przeznaczoną do zabiegów. Przetworzenie sytuacji skrajnie stresogennej i upodlającej w sztukę jest — być może — jedyną możliwością ocalenia w sobie człowieka.

Ekshibicjonistyczne akcje pokazywania nagiego ciała, słabego, bezbronnego, a najlepiej poranionego i posiniaczonego podejmuje chętnie Grupa Sędzia Główny.

„Ja się wstydzę. Ale jeśli chce się być uczciwym, to do pewnych performance trzeba się rozebrać", tłumaczy Karolina Wiktor z GSG.

Media lansują człowieka wyślicznionego

Obserwujemy silną presję mass-mediów w kierunku tego, by ciało ludzkie przypominało silikonową lalkę — jędrną i gładką. Z drugiej strony doświadczamy frustracji wynikającej z niemożności osiągnięcia ciała idealnego serwowanego nam w reklamach, po wcześniejszej obróbce komputerowej.

Jakże niechętnie przyjmujemy wszelkie próby zbliżenia się do kondycji ludzkiej przez branżę reklamową. Przykładem tego jest reklama fig, podpasek czy też papieru toaletowego, z modelką siedzącą na klozecie. Plakat wywołał skandal i w efekcie zniknął z murów miast.

Możemy śmielej wyrażać emocje związane z fizjologią, a jednocześnie bardziej niż kiedykolwiek postępujemy w niezgodzie z własnymi ciałami. Buntujemy się przeciwko nim. Walczymy.

Czego jest to dowodem? Naszej niezgody na to, czego doświadczamy codziennie. Współczesny człowiek zauważa, że wydala, ale nie akceptuje tego faktu.

Twórcy wypełniają rozległą rozpadlinę powstałą między obrazem wyidealizowanego modela z reklamy a żywym człowiekiem z jego naturalnymi funkcjami: wydalania, pocenia się i wydzielania. Wyrażają frustrację wynikającą z niezdolności osiągnięcia ciała, które nie wydziela potu, nie starzeje się, nie choruje.

W swoich manifestacjach dają wyraz niepokojom gnębiącym nas wszystkich. Potwierdza to wrzawa, powstająca wokół tych działań.

To dowód na to, że temat silnie emocjonuje.

Sztuka współczesna pomaga nam zintegrować te części nas samych, do których dotąd niechętnie przyznawaliśmy się, a nawet pruderyjnie zaprzeczaliśmy ich istnieniu. Pomaga zobaczyć człowieka w całości, wraz z jego cieniem, słabością i upokorzeniem. Być może twórcy sztuki pomagają nam pogodzić się ze wstydliwymi lub wywołującymi lęk aspektami naszej ludzkiej kondycji.

Paweł Kwaśniewski, który chętnie nawiązuje kontakt z publicznością, podczas performance sprzedaje płaty własnej skóry o wymiarach 1cm x 1cm. Niekiedy obdarza nimi publiczność nie oczekując zapłaty.

„Nie ma prób — mówi. - Nie wiesz, co się zaraz stanie. To jest praca na strasznie żywym mięsie fizycznym i psychicznym".

Sztuka czy chirurgia?

Sztuka, czy już raczej chirurgia? Z czego wynika pęd twórców do wystawiania w galeriach mięsa ludzkiego lub zwierzęcego po uprzedniej jego obróbce, jak np. przepołowionej krowy zanurzonej w kąpieli formalinowej?

Czy jest to wyrazem lęku przed śmiercią; rozpaczliwą próbą dotknięcia i oswojenia rzeczy ostatecznej, pokonania strachu i wstrętu jakie budzi myśl o własnym rozkładającym się ciele? Czy tylko chęcią, by zaszokować?

Może widownia domaga się już tylko żywego mięsa i nie ekscytuje jej nic poza tym? Zastanawiam się nad tym, obserwując jak rozwija się współczesna tendencja do rozkrawania tkanek, wycinania narządów, przecinania na pół i moczenia w formalinie.

Cherubin — grafika wykonana przez autorkę tekstu

Czy ta grafika miałaby większą wartość w oczach współczesnego odbiorcy, gdybym użyła do jej stworzenia własnej krwi, … albo krwi kurczaka?


Monika Adamczyk-Modecien
Ur 1966 w Warszawie. Jest buddystką, malarką i dziennikarką. Była studentką Wyższej Szkoły Dziennikarskiej Central and Eastern European Media Center Foundation w Warszawie, gdzie uczyła się fachu reporterskiego oraz sztuki tworzenia scenariuszy filmowych pod okiem znakomitych postaci ze świata dziennikarskiego. Przeprowadzała wywiady z gwiazdami jazzu, takimi jak Pat Metheny, Marek Bałata, Stanisław Sojka oraz innymi twórcami sztuki współczesnej. Pisała m.in. do „Jazz Forum”, „Charaktery”, „Woman”. Pasjonuje ją wyrafinowana literatura, wyrafinowana muzyka i wyrafinowany obraz. Zaciekawiają przemiany społeczne.

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4963)
 (Ostatnia zmiana: 01-08-2006)