Bezpłatne studia
Autor tekstu:

Ustawie o finansowaniu z budżetu państwa następnych trzech uczelni katolickich zawdzięczamy decyzję zmniejszenia dotacji dla uczelni państwowych i podwyższenia od 1 stycznia 2007 opłat za studia zaoczne i wieczorowe nawet o 30%.

Za tzw. bezpłatne studia płacą podatnicy w tym emeryci, renciści i ludzie o niskich dochodach. W Polsce jesteśmy świadkami głębokiego rozwarstwienia społecznego widocznego także wśród studentów — niektórzy studenci na bezpłatnych studiach dziennych są naprawdę bogaci. Dostali się na studia bezpłatne, bo skończyli renomowane licea, dzięki pieniądzom rodziców znają języki obce, mają w domu komputer, mają dostęp do bibliotek i wszelkich pomocy naukowych. Obecny systemfinansowania wyższych uczelni państwowych, bezpłatne studia dzienne i płatne studia niestacjonarne, spowodował zdecydowane pogorszenie dostępu do studiów na uczelniach państwowych dla młodzieży niezamożnej z małych miasteczek i praktycznie wyeliminował możliwość studiowania tam młodzieży ze środowisk wiejskich i biednych.

W rezultacie na koszt podatników studiuje nawet najzamożniejsza młodzież z dużych ośrodków akademickich po liceach o najwyższym poziomie, która mogłaby bez większego uszczerbku dla swojej sytuacji finansowej ponosić opłaty za studia, natomiast młodzież w zdecydowanie bardziej niekorzystnej sytuacji finansowej musi za studia płacić. Kiedy na początku lat 90-tych wprowadzano płatne studia wieczorowe i zaoczne — protestówprawie nie było słychać, w każdym razie nie były skuteczne. Nie miał kto stanąć w obronie tej młodzieży. Natomiast zamiar wprowadzenia jakichkolwiek opłat za studia dzienne spotyka się z natychmiastowym protestem pod demagogicznym hasłem „biednych nie będzie stać na studia". Rzecz w tym, że już teraz ich nie stać, bo studia to nie tylko czesne, ale przede wszystkim mieszkanie, jedzenie, podręczniki i ubranie.

Rektorzy wszystkich uczelni państwowych przyznają, że opłaty wnoszone przez studentów „zaocznych" umożliwiają w miarę normalne funkcjonowanie uczelni. Niektóre uczelnie przyjmują więc wielką liczbę studentów zaocznych wnoszących niezbędną część finansowania uczelni, nie zapewniając tej młodzieży niekiedy nawet przyzwoitych warunków studiowania, a w każdym razie dając jej w zamian produkt o wiele gorszy niż studia dzienne. Odbija sięto również na jej późniejszej gorszej pozycji na rynku pracy. Oznacza to więc, że młodzież w gorszej sytuacjimaterialnej co najmniej w części finansuje studia młodzieży zamożnej, a otrzymuje za to gorsze świadczenia ze strony uczelni. Sytuacja jest niezdrowa, żeby nie powiedzieć niemoralna. Podatnicy robią prezentprzysłowiowemu synowibogatego warszawskiego adwokata w postaci samochodu dobrej klasy, bo tyle kosztują studia na niektórych wydziałach, a młodzież uboga ze wsi nie może nawet marzyć o uniwersytecie.

Znaczne zwiększenie funduszu stypendiów przez rząd prof. Belki orazmożliwości ich uzyskiwania przez studentów niestacjonarnych było krokiem we właściwym kierunku. Niestety premier Marcinkiewicz w ciągu paru miesięcy swoich rządów zdążył obciąć stypendia w niektórych przypadkach nawet o 50% i to przy zupełnej ciszy medialnej.

Rząd Kaczyńskiego zapowiada zadanie nowego ciosu finansowego młodzieży niezamożnej przez podwyższenie od 1 stycznia 2007 opłat za studia niestacjonarne na uczelniach państwowych, nawet o 30%. Mimo, że jest to pociągnięcie w najwyższym stopniu oburzające — nie słychać, żeby media podniosły larum. Niestety prawicowi w swojej masie dziennikarze nie wydają się być poruszeni. Dotacje na państwowe studia niestacjonarne zostaną zlikwidowane. Nie ma też dotacji na stypendia dla młodzieży studiującej na uczelniach prywatnych z wyjątkiem katolickich. Dotacje na działalność dydaktyczną uczelni katolickich (w tym seminaria duchowne) i na stypendia dla studentów tych placówek w 2005 r. wyniosły ok. 160 mln. złotych nie licząc całkowitego finansowania z budżetu państwa wydziałów teologicznych uczelni państwowych, których ilość rośnie w zawrotnym tempie. Do tego dojdzie finansowanie dalszych trzech uczelni katolickich „pozakonkordatowych".

Najwyższa pora przestać traktować uczelnie katolickie jak święte krowy. Skoro studenci prywatnych uczelni katolickich dostają stypendia z budżetu państwa, to dlaczego nie dostają ich studenci prywatnych uczelni świeckich? Pora skończyć z dyskryminacją niestacjonarnych studentów uczelni państwowych i studentów prywatnych uczelni świeckich. Trzeba się zdecydować: albo wprowadzamy czesne z rozbudowanym systemem stypendiów (także dla studentów uczelni prywatnych), albo wprowadzamy studia bezpłatne dla wszystkich studentów uczelni państwowych także dla studentów niestacjonarnych. Opowiadam się za stopniowym wprowadzeniem czesnego za studia z szeroko rozbudowanym systemem stypendiów uzależnionych od sytuacji materialnej młodzieży i systemem kredytów gwarantowanych przez państwo dla wszystkich, którzy chcą studiować, nie tylko na uczelniach państwowych, ale także prywatnych, przynajmniej do czasu aż sytuacja gospodarcza Polski pozwoli na wprowadzenie rzeczywiście bezpłatnych studiów dla wszystkich.

Wprowadzenie czesnego z systemem stypendiów poprawi, choć nie radykalnie, dostęp do studiów młodzieży niezamożnej. Opłaty niższe za studia zaoczne niż za dzienne byłyby sprawiedliwsze i odzwierciedlałyby istniejącą różnicę w poziomie świadczonych usług edukacyjnych. System stypendiów dla młodzieży niezamożnej musi być wprowadzony jak najpilniej, bo dzisiejsza sytuacja,kiedy to — mimo tzw. studiówbezpłatnych — dziecko biedne nie ma żadnych szans, jest rzeczywiście zbrodnią. Trzeba niestety stwierdzić, że sytuacja w tej dziedzinie jest zdecydowanie gorsza niż w PRL.

Należy tu dodać, że ministerstwo edukacji nie powinno, tak jak teraz, umywać rąk od kształtowania usług edukacyjnych w zależności od zapotrzebowania kraju na określone zawody. W wielu krajach wysoko rozwiniętych uzyskanie stypendium państwowego jest uzależnione od kierunku studiów, a państwo wpływa na programy edukacyjne uczelni. U nas powstała np. ogromna ilość uczelni prywatnych na niskim poziomie o profilu zarządzanie i marketing, bo to studia najtańsze, wypuszczające co roku nowe zastępy bezrobotnych. W kraju cywilizowanym państwo nie może przerzucać odpowiedzialności za źle wybrany kierunek studiów na młodego niedoświadczonego człowieka, zwłaszcza, że najczęściejnie ma on żadnego wyboru. Kieruje się prawie wyłącznie kosztami.

„Trybuna" z 22.9.2006


Teresa Jakubowska
B. przewodnicząca partii RACJA. Absolwentka SGPiS (Szkoła Główna Handlowa), Wydział Handlu Zagranicznego. Pochodzi z Częstochowy, gdzie skończyła szkołę zakonną katolicką. Po studiach pracowała w handlu zagranicznym, w tym 6 lat w Paryżu. Żona nieżyjącego już Jerzego Jakubowskiego, profesora Wydziału Prawa UW. Działaczka lewicowa.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 9  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5047)
 (Ostatnia zmiana: 30-09-2006)