Wredna apostazja, czyli wypisuję Prymasa z PSR
Autor tekstu:

Aby Prymasa Glempa wypisać z Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów należy najpierw go do niego zapisać. Po pokonaniu niechęci większości członków PSR do mojego kandydata, po zdławieniu spodziewanego protestu samego prezesa Stowarzyszenia, udaje mi się ta sztuka. Nie otrzymawszy żadnego sprzeciwu ze strony samego zainteresowanego — wszak nie pytałem go nawet o zdanie — wypełniam deklarację członkowską za niego i wyjątkowo akceptuję ją bez jego podpisu. (Skoro ja należę do jego organizacji, to czy odmówiłby mi wstąpienia do mojej?) Następnie pobieram z Internetu zdjęcie mojego faworyta do legitymacji członkowskiej. Zwalniam go z obowiązku opłacania składki członkowskiej. Mnie też nie zdarza się rzucać na tacę uciułanych pieniędzy z braku okazji do oglądania innej, niż tej, przeznaczonej do mojego serwisu kawowego. Po wykonaniu tej, miłej sercu, pracy zwiększam liczbę członków o jedną osobę, mając jednocześnie nadzieję, że moje koleżanki i koledzy pójdą w moje ślady i na kolejnym walnym zebraniu Stowarzyszenia modnym kolorem będzie purpurowy.

Aby poprawić statystyki zamierzam uczynić to samo z innymi mieszkańcami tego kraju, dopóki nie osiągnę zadawalającego mnie wskaźnika oscylującego wokół 95% populacji. Wówczas moja organizacja nie będzie już jakąś kanapową partią, której ilość członków wystarcza do rozegrania partii brydża, nie licząc nieżyjącego już dziadka. Można będzie wtedy ubiegać się o jakieś nadzwyczajne subwencje. Może da coś Sejm, Rząd, Samorząd? Może Unia Europejska? Nie popierałem jej, ale pecunia non olet. Na pewno kolejni kandydaci będą musieli już płacić składkę członkowską, a mając w swoich szeregach AUTORYTET, któż odważy się odmówić wstąpienia już nie do mojego, ale NASZEGO Stowarzyszenia?

I tu nagle doznaję porażki. Mój znamienity członek dowiaduje się o swoim członkostwie. Nie wiem, czy to za sprawą nieprzychylnych mi ludzi, którzy poinformowali go, że już jest członkiem, a nie tylko zwykłym oseskiem-nowicjuszem, czy to za sprawą Matki-Natury, która z młodego członka Stowarzyszenia zrobiła dojrzałą jednostkę, by nie rzec człona?

Mój ulubieniec przysyła mi list, a nawet nie. Bezczelnie zamieszcza go w Internecie, z którego z takim trudem pozyskałem JEGO zdjęcie. Pisze, że nie chce należeć do mojego Stowarzyszenia. Nie prosił o to. Nie chce przyjść do mnie z dwoma świadkami, którzy potwierdzą, że nie jest obłąkany. Myśli, że go skreślę z listy członków? O nie! Zawalą mi się statystyki. A co z dotacjami? Tak bardzo liczyłem na pieniądze z Unii, z budżetu...

Dochodzi do bezpośredniej korespondencji:

„To ja decyduję o tym, czy należę do twojego Stowarzyszenia."

— Przecież Cię zapisałem!

„Nie mam zamiaru jechać do innego miasta, do twojego kierownika, do twojego prezesa, szukać dwóch świadków, byś mnie skreślił z listy."

— Ale taka jest procedura!

„Nic mnie nie obchodzą twoje procedury!"

Zawsze mogę powiedzieć, że wpisał się na listę teistów. Wredny apostata.


Tomasz Kalwasiński
Szkoleniowiec, branża telekomunikacyjna. Tłumacz podręczników technicznych, tłumacz konsekutywny. Interesuje się tworzeniem muzyki, programowaniem oraz językami obcymi (romańskie, grecki i japoński i inne). Członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5646)
 (Ostatnia zmiana: 13-12-2007)