Przewartościowanie wartości według Nietzschego
Autor tekstu:

Tam, gdzie etyka utożsamia się z własnym brakiem

Komentowany przeze mnie tekst [ 1 ] napisał Nietzsche w pośpiechu latem 1887r. w Sils Maria [ 2 ]. Pretekstem do jego napisania było ukazanie się dzieła Paula Rée O pochodzeniu uczuć moralnych. Rée, przyjaciel Nietzschego, ateista, zafascynowany brytyjskim empiryzmem i darwinizmem, w swej książce podjął próbę wyjaśnienia zjawiska moralności uznając, że moralność jest zwyczajem, a nie „naturą", nie ma specyficznego zmysłu moralnego, a dobro i zło są tylko kwestią umowy. [ 3 ]Pierwotnie mianem „dobrego" nazywano osobnika, który z nieegoistycznych pobudek powodował jakąś korzyść innym ludziom. Innymi słowy, dobre były te czyny, które okazywały się pożyteczne. W wyniku przyzwyczajenia pamięć o rzeczywistej genezie pojęcia „dobra moralnego" zanikła, ludzie zaś zwykli przypisywać postępkom nieegoistycznym wartość samoistną.

Dzieło Réeego powstawało w Sorrento, gdzie w tym samym czasie Nietzsche pracował nad Ludzkim, arcyludzkim. Rée, młodszy nieznacznie od swojego przyjaciela, uważał, że O pochodzeniu uczuć moralnych w dużej mierze zawdzięcza swe powstanie autorowi Zaratustry. Świadczyć o tym może osobista dedykacja na egzemplarzu książki Réego podarowanej Nietzschemu: Ojcu tego dzieła, z najgorętszymi podziękowaniami od jego matki [ 4 ]. W tym czasie Nietzsche, jak powszechnie przyjęło się w literaturze mu poświęconej mawiać [ 5 ], znajdował się w „pozytywistycznym" okresie swojej twórczości, i idee Réego były mu bardzo bliskie. R. J. Hollingdale sugeruje wręcz, że badania [Réeego] wywarły głęboki wpływ na Nietzschego [ 6 ]. Teraz jednak, tj. w roku 1887r., Nietzsche zdanie po zdaniu, konkluzja po konkluzji [ 7 ] zaprzecza ustaleniom dokonanym przez Réego i proponuje swoją własną genealogię moralności. Nie ma tu miejsca, by rekonstruować drogę myślową Nietzschego, której konsekwencją jest tak radykalna zmiana poglądów. Chciałbym natomiast przejść teraz do ich omówienia.

Pojęcia moralne nie wzięły swego początku z utrwalonego nawyku określania nieegoistycznych czynności dobrymi ze względu na ich użyteczność. Dla Nietzschego jest oczywiste, że nie ma sposobu, by pierwotny wzgląd na praktyczność działania miał zostać zapomniany w toku dziejów i nieegoistyczne zachowania otrzymały wartość samą sobie. Pożyteczne i nieegoistyczne działanie jest nieprzerwanie obecne w dziejach ludzkich społeczeństw, więc zamiast zniknąć ze świadomości, zamiast zniknąć w zapomnieniu, musiało wtłaczać się w świadomość z coraz większą wyrazistością. [ 8 ] Zdefiniowanie podstawowych pojęć moralnych nie wyklarowało się na drodze codziennej praktyki życia dawnych społeczeństw, lecz zostało w dość wyraźnie określonej formie nadane. Owymi „pojęciodawcami" miały być najwyższe, tj. najbardziej uprzywilejowane, posiadające majątek, władzę czy autorytet, warstwy społeczne. W antycznej Grecji kimś takim miała być szlachta, a jej ducha najlepiej wyrażać ma Teognis z Megary, który opiewał w swych wierszach arystokratyczny ustrój państwa i polecał Kyrnosowi, młodemu arystokracie, by ten trzymał się z dala od „złych" (czyli zwolenników demokracji) a hołdował wartościom swojej klasy, które są „dobre".

„Dobre" znaczy więc tyle, co „szlachetne", „dostojne", „duchowo uprzywilejowane". Dostojność zatem, czy raczej uważanie się przez arystokratów, władców, rozkazodawców, za dostojnych, dzielnych, jest tym, co po jakimś czasie zyskało miano „dobrego". Uzasadniając ten pogląd Nietzsche przeprowadza filologiczną analizę etymologii wybranych greckich słów. I tak, esthlos, które zwykło się używać w znaczeniu „dobry", „odważny", „szlachetny" oznacza wedle źródłosłowu tego, który j e s t, który posiada rzeczywistość, który jest naprawdę, który jest prawdziwy i potem przez zwrot subiektywny, prawdziwego jako prawdomównego [ 9 ]. Prawdomówny może być tylko arystokratą, plebs w mniemaniu warstw najwyższych z natury rzeczy był czymś kłamliwym, którego istnienie jest niejako przygodne, nie liczy się. Etymologicznie słowami kakos i delios oznaczającymi kogoś złego i podłego, pierwotnie nazywano ludzi tchórzliwych. Łacińskie malus (zły) wywodzić się miało od greckiego melas (ciemny, ponury). Taka przemiana znaczeniowa, zdaniem Nietzschego, dokonała się na drodze wieloletnich podbojów aryjskich (a więc arystokratycznych, lepszych od innych) Rzymian, którzy podbitą etniczną ludność, najczęściej ciemnoskórą, uważali za barbarzyńską, odmawiając jej pełnoprawnego istnienia na równi z dostojnymi i kulturalnymi (dobrymi) Rzymianami. Ciemnoskóry był czymś gorszym — był czymś z ł y m.

Szczególnym przypadkiem klasy ludzi dobrych w przytaczanym dotychczas znaczeniu, miała być kasta kapłańska. Tym pojęciem Nietzsche zdaje się określać te warstwy w społeczeństwach, które ze względu na sprawowaną przez siebie funkcję strażników kultu, sacrum, nie prowadzili trybu życia, który wspólny był ich świeckim pobratymcom. Pierwotnie czczeni jako najlepsi z najlepszych, jako ci którzy mieli wyjątkowe predyspozycje do toczenia ascetycznego, c z y s t e g o życia, które było oznaką szczególnego umiłowania tychże przez wyznawane w nacji bóstwo, poczęli szybko degenerować się, przez co rozumiem stopniowe przyjmowanie nowej hierarchii wartości, która odpowiadała ich położeniu. Owo położenie Nietzsche charakteryzuje jako niezdrowe. Pojęcie to nie zostało użyte w przenośnym czy metaforycznym sensie — życie kapłana jest chorobotwórcze. Pisarstwo Nietzschego obfituje w wiele biologistycznych motywów tego typu. Zgoła inaczej zajmuje mnie zagadnienie, od którego bardziej „zbawienie ludzkości" zależy, niż od którejkolwiek osobliwości teologicznej: zagadnienie o d ż y w i a n i a [ 10 ] napisze Nietzsche w Ecce homo. Otóż w przypadku kapłanów mamy do czynienia m. in. z niewłaściwą dietą, która prowadzi do chorowitości kiszek i neurastenii. [ 11 ] Nie wchodząc w dietetyczne subtelności, Nietzsche zdaje się uważać, że asceza kapłanów i odmawianie sobie pewnych, zdaniem Filozofa służących życiu, przyjemności, prowadzi nieuchronnie do poczucia frustracji, niechęci a w konsekwencji do postawy, która życie uważa za największe z nieszczęść i stara się od niego wyzwolić. Jest to nastawienie drastycznie przeciwstawne zachowaniu „dobrej" arystokracji, którą charakteryzuje potężna cielesność, kwitnące, bogate, nawet przelewne zdrowie, a zarazem to, co jest warunkiem ich utrzymania, więc wojna, przygody, łowy, taniec, igrzyska i w ogóle to wszystko, w czym tkwi silna, swobodna, radosna czynność. [ 12 ]

Poczucie opresyjności świata a zarazem głęboka niechęć do tych, którym się powodzi, którzy świat w jego całym bogactwie afirmują, a więc do owych „dobrych" w pierwotnym rozumieniu tego słowa, prowadzi kastę kapłańską, zdaniem Nietzschego, do potrzeby zemszczenia się na lepszych od siebie. Nie należy owej chęci zemsty rozumieć dosłownie — kapłani z racji swojego położenia niezdolni są do jakiegokolwiek śmiałego czynu, który byłby oznaką zdrowia, a więc osiągnięciem ideału „dobra". Zamiast tego, owa zemsta dokonuje się na płaszczyźnie aksjologicznej. Przybiera postać resentymentu — reakcji (a więc czegoś wtórnego) na zastane oceny moralne.

W okresie panowania ludzi dostojnych z ich arystokratyczną moralnością, ludzie (a właściwie gmin: wydaje się, że ludźmi sensu stricte byli wyłącznie arystokraci) o mentalności kapłana, nieuchronnie byli postrzegani jako słabi, nieudani, po prostu ź l i. Optymalną sytuacją służącą z a c h o w a n i u takiego stanu rzeczy jest, gdy kapłani [ 13 ] akceptują tę sytuację: "My, słabi, jesteśmy niestety słabi, dobrze jest, jeśli nie czynimy nic, do czego nie jesteśmy dość silni". [ 14 ] Taka sytuacja jest jednak psychologicznie nie do utrzymania — świadomość własnej małości i słabości, nieustanne oddawanie pierwszeństwa silnym jest zarzewiem resentymentu. Niemożność zdobycia się na działanie, wyczekująca bierność i roszczeniowa postawa, a więc sedno l i c h o ś c i „człowieka", z czasem przybiera postać cnoty. Postawa kapłańska przybrała (...) bezsilny strój pełnej zaparcia się, cichej, wyczekującej cnoty, jak gdyby słabość słabego — to znaczy przecie jego i s t o t a, jego działanie, jego nieunikniona, nieodłączna rzeczywistość — była dobrowolnym wysiłkiem, czymś chcianym, czymś z wyboru, c z y n e m, z a s ł u g ą. [ 15 ]

Z tego postrzegania swojej niemocy jako czegoś, o czym niewolnik sądzi, że jest czymś, co od niego zależy; że na mocy aktu wyboru pozostaje takim, jakim jest, wynika, że pod wpływem namysłu zaczyna się akceptować taki stan. Jeśli bowiem świadomie decyduję się na nieczynienie to implicite zawiera to aprobatę takiego postępowania. Tak rodzą się podwaliny tego, co Nietzsche nazywa fabrykowaniem ideałów [ 16 ]. Jeśli aprobuję swoją bierność, oznacza to, że jest ona pewnym dobrem. A skoro tak, to rzecz jej przeciwna (a mianowicie wojowniczość, śmiałe „stawianie pomników dobrego i złego" [ 17 ]) z konieczności uchodzić musi za „zło".

Stąd już wiedzie prosta droga do nowej hierarchizacji wartości. Z pokory czyni się ideał etyczny. Sprawiedliwość, dotąd spontanicznie realizowana przez „dobrych" (arystokracja kryterium sprawiedliwości znajdowała zawsze we własnej woli), staje się teraz domeną Boga sprawiedliwego. Bóg ten jest tak naprawdę konglomeratem uprzedzeń, wyrzutów — słowem: resentymentu, żywionego przez kastę kapłańską. Dokonuje się tu dodatkowo mistyfikacja prawdziwej genezy takiej aksjologii - wolę słabych przedstawia się teraz jakoś coś obiektywnego, jako wolę boską.

Tak oto w wielkim skrócie przedstawia się, moim zdaniem, geneza moralności wg Nietzschego. W historii ludzkości dokonał się, przed 2000 lat, za sprawą chrześcijaństwa, wielki i długotrwały proces redefiniowania pojęć moralnych. Nietzsche jednak nie poprzestaje na samym o p i s i e. Nie jest typem badacza, który chłodnym okiem traktuje przedmiot swojego zainteresowania (takim badaczem był na przykład, wg R. J. Hollingdale, Paul Rée [ 18 ]). Nietzsche zdecydowanie staje w obronie arystokratycznego pojęcia moralności. Jest przekonany, że to właśnie przewartościowanie wartości sprzed wieków jest przyczyną upadku i słabości kultury Europy schyłku XIX wieku. Uważa, że rolą kultury nie jest by z drapieżnego zwierza „człowieka" wyhodować obłaskawione, cywilizowane zwierzę, zwierzę domowe, [ 19 ] a do takiego „obłaskawienia" miało doprowadzić zafałszowanie ideałów. Czy jednak, stojąc na stanowisku podzielanym przez Nietzschego — a mianowicie relatywizmu moralnego, można mówić o fałszerstwie? Przyjęcie takiej optyki oznaczałoby, że moralność arystokratyczna byłaby czymś obiektywnym, tj. pewnym kryterium, w odniesieniu do którego porównywałoby się wszystkie inne aksjologie. Czy nie byłoby więc słusznie, z punktu widzenia spójności nietzscheańskiej doktryny mówić raczej o z m i a n i e ideałów, niż ich fałszerstwie?

Moja postawa wobec tego tekstu Nietzschego jest dwuznaczna. Z jednej strony sądzę, że Nietzsche trafnie uchwycił przynajmniej pewne główne aspekty genezy moralności. Jest to imponujące, ponieważ poza dość skąpą analizą etymologii pewnych pojęć, Nietzsche korzysta ze swojej psychologicznej intuicji raczej, niż przeprowadza rzetelny, naukowy namysł nad historią moralności, który w jego czasach, jeśli wierzyć Janowi Hartmanowi [ 20 ], był już dość dobrze rozwinięty. Z drugiej jednak strony nie zgadzam się z oceną moralną jaką przypisuje Nietzsche moralności arystokratycznej. Wychodząc z innego systemu wartości uważam za korzystne, że kultura obłaskawiła człowieka. Ja bowiem jak jagnię czuję wielką urazę do ptaków drapieżnych.


 Przypisy:
[ 1 ] F. Nietzsche, Z genealogii moralności, Kraków 2003.
[ 2 ] R. Safranski, Nietzsche. Biografia myśli, Warszawa 2003, s.351
[ 3 ] R. J. Hollingdale, Nietzsche, Warszawa 2001.
[ 4 ] Por. Tamże, s. 109
[ 5 ] Por. np. P. Pieniążek, "Poznanie historyczne i sztuka życia w Ludzkim, arcyludzkim", [w:] F. Nietzsche, Ludzkie arcyludzkie, Kraków 2003.
[ 6 ] R. J. Hollingdale, op. cit., s. 108.
[ 7 ] F. Nietzsche, op. cit., s. 7.
[ 8 ] Tamże, s. 17.
[ 9 ] Tamże, s. 19
[ 10 ] F. Nietzsche, Ecce homo. Jak się staje - kim się jest, Kraków 2003, s. 19.
[ 11 ] F. Nietzsche, op. cit., s. 21
[ 12 ] Tamże, s. 21-22.
[ 13 ] Piszę kursywą, ponieważ mam tu na myśli wszystkich tych, którzy są nośnikami uczucia ressentiment, nie zaś wyłącznie ludzi mających pieczę nad czynnościami religijnymi. Nietzsche używa tego wyrażenia zamiennie z pojęciami niewolnik czy "człowiek".
[ 14 ] F. Nietzsche, op. cit., s. 31.
[ 15 ] Tamże, s. 31.
[ 16 ] Tamże, s. 33
[ 17 ] Tamże, s. 28
[ 18 ] Hollingdale w swojej książce pisze: Największe wrażenie zrobiło na Nietzschem zwłaszcza to, co nazwał "chłodem" Reego, rozumiejąc przez to właściwą mu niezależność i jasność myślenia; "chłód" był tym właśnie, czego samemu Nietzschemu w tym czasie brakowało. R. J. Hollingdale, op. cit., s. 109.
[ 19 ] F. Nietzsche, op. cit., s. 29.
[ 20 ] Por. J. Hartman, "Doctor perversus", [w:] F. Nietzsche, Z genealogii moralności, Kraków 2003.

Mateusz Banasik
Redaktor serwisu Ateista.pl, student filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego. Członek Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 6  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5654)
 (Ostatnia zmiana: 17-12-2007)