Świat bez jednej zmarszczki
Autor tekstu:

Wpadła mi w ręce seria kart, reklamująca kosmetyki dla kobiet. Twórcy reklamy wykazując się  filozoficzna zadumą, postanowili promować swoje produkty w kontekście przemijalności ludzkiego żywota. W głównej roli występuje, niezmącona intelektualnym wysiłkiem, twarz młodej dziewczyny. Pozbawiona śladu zmarszczek mimicznych, twarz patrząca na mnie pustym wzrokiem zdechłego karpia, w którym odbija się bezduszna otchłań morskich głębin. Ulotka zdaje się zapewnić, iż tak idealnie bezrefleksyjny stan pogrążonego w tysiącletniej śpiączce skorupiaka można osiągnąć, stosując tylko właściwe kosmetyki. Całkiem możliwe. Również jestem tego zdania, że poświęcanie stu procent życiowej energii na zakupy, Big Brothera i studiowanie wzorów na tapecie, nie może nie przynieść tak doskonałych efektów.

Bohaterka reklamy w rzeczywistości nie ma jednak tysiąca lat, o czym zapewniają autorzy. Na pierwszej karcie dziewczyna, nazwijmy ją dla wygody Susan the Sea, ma 20 lat. Wzrok ma nieprzytomny, zupełnie jak po tysiącletniej śpiączce.

Akcja na drugiej karcie dzieje się rzekomo dziesięć lat później, czemu zdaje się przeczyć wygląd Suzan, która trzyma się jak egipska mumia. To jest ten moment, kiedy w jej trzydziestoletnim życiu musiał nastąpić jakiś przełom, bo usta dziewczyny są lekko otwarte, a w oczach można dopatrzyć się zalążku zdziwienia. Być może wzorki na tapecie ułożyły się w coś, co już wcześniej widziała np. w rybę.

Na trzeciej karcie, podpis pod fotografią mówi, iż pani the Sea ma już 40 lat, aczkolwiek ja, gdybym miał strzelać, określiłbym jej wiek na nadal mniej więcej 20 lat. Wyraz jej twarzy powrócił do stanu nieskazitelnej bezmyślności. Zapewne zdążyła oswoić się z faktem obecność ryby na ścianie.

Prawdziwą metamorfozę jednak Susan przechodzi w wieku pięćdziesięciu lat, ponieważ na skutek używania kosmetyków reklamowanej firmy, zamienia się w pudełko z kremem, z którego wyrasta róża.

Na czwartej z kolei karcie, Susan pogodzona ze swoim losem, czerpie z życia pełnymi garściami jako sześćdziesięcioletnie pudełko z kremem bez róży, co potwierdza podpis: „Gorgeous at 60… Certainly".

Gdzie się podziała Susan po czterdziestce? Dlaczego twórcy reklamy uznali, że pudełko z kremem wygląda bardziej estetycznie niż zadbana pięćdziesięciolatka? Dlaczego postanowili zakpić ze wszystkiego, co wiemy o wyglądzie kobiet gatunku homo sapiens.

Pomijam to, iż promowany model urody idealnie obrazuje idiotkę, z gatunku tych, które w męskim towarzystwie zwykły zajmować zaszczytne role, zawzięcie milczących sfinksów, uważnie studiujących mimikę rozmówców, by wiedzieć, w którym momencie wybuchnąć śmiechem. Jeszcze bardziej martwi mnie fakt, że obraz atrakcyjnej trzydziestolatki, tudzież czterdziestolatki, jest niedopuszczalny do marketingowej prezentacji.

Współczułbym płci pięknej, jako szczególnie pokrzywdzonej przez estetyczne standardy, gdyby nie fakt, iż również boleśnie dotyka to mężczyzn. Oglądając reklamy drogich komórek, widzę dwudziestoletnią młodzież, upojoną szczęściem, iż dostrzegli w swoich telefonach nowe możliwości książki telefonicznej. Ich twarze wyrażają pustą radość zupełnie, jak twarze ludzi z broszur Świadków Jehowy, radujących się, że w raju na Ziemi uzbierali kosz prostych bananów.

Mając trzydziestkę na karku, czasami czuję się jak starzec, widząc na każdym plakacie obowiązkowo dziesięć lat młodszych chłopców, harcujących w opuszczonych do widocznych półdupków spodniach, z krokiem u kolan — zgodnie z wytycznymi mody więziennej.

Nie każdy bowiem może wie, ale powszechny szał na półdupkowe spodnie, ma swoje korzenie w kryminale. Aresztowanym zabiera się bowiem paski. Stąd ten groteskowy styl łajzy na wybiegu. Gdyby średniowieczne społeczeństwo kierowało się podobnymi wytycznymi w sprawie mody, to młodzi ludzie musieliby tatuować na plecach ślady po chłoście, a na rękach wybroczyny po dybach. Najwidoczniej jednak, sześćset lat temu ludzie mieli więcej rozeznania, w sprawie tego co jest trendy.

Średniowieczne społeczeństwo również nie drżało w panicznym lęku przed starością. Już w starożytnych kulturach możemy dostrzec dwa oblicza kobiecości. Młodą pełną wigoru boginię płodności, oraz staruchę, wiedźmę będącą uosobieniem życiowej mądrości i doświadczenia. Jak stwierdziło wielu ludzi w jesieni swojego życia, którzy dany im czas przeżyli z uwagą: „Dopiero teraz posiadam odpowiednie doświadczenie, by mądrze kierować swoim losem. Niestety za późno." Może z tego powodu starzy od zarania dziejów mieli potrzebę, by przynajmniej przekazać swoje doświadczenie młodym.

I chociaż nie raz już zarzekałem się, że nie będę głosił historycznych banałów, wyjątkowo pokuszę się na jeden, bo mam silne przeczucie, iż po raz pierwszy od pięciu tysięcy lat, można go powiedzieć z czystym sumieniem. W dzisiejszych czasach starcze mądrości mają tyle siły przebicia co kołtun kłaków. Weźmy na przykład ostatnie prognozy Stanisława Lema o nieuchronności konfliktu atomowego. Nie zajmą one nawet jednej tysięcznej czasu antenowego, poświęconego Paris Hilton, której jedynym życiowym osiągnięciem jest posiadanie kompletu rąk i nóg i która postanowi podzielić się z ludzkością drogocenną informacją, że dolne kończyny postanowiła obuć w nowe buty.

Nowoczesne społeczeństwo wydaje się promować wyłącznie niedojrzałość i ignorancję. Starość i doświadczenie jest nie tylko bezwartościowe, ale i niesmaczne. Odsunięte w zacisze domów starców, obarczone piętnem śmierci, oczekuje ostatniego gościa, który zwykł wchodzić bez pukania.

Odwieczny, mistyczny wizerunek kobiety zawierający dziewicze piękno i stateczną mądrość, został zredukowany do dziewiczego piękna i pudełka kosmetyków. Aspekt opiekunki domowego ogniska pozbawiony pokoleniowej mądrości, przyjął postać jadowitej intrygantki bądź neurotycznej wariatki, spędzającej życie na histerycznej walce z brudem i bakteriami, kury domowej, żyjącej w przekonaniu, iż pustymi, nerwicowymi gestami utrzyma ład we wszechświecie i zahamuje przemijanie. No bo czyż śmierć ośmieli się wejść w butach do tak czystego mieszkania...?

Medycyna wydłużyła nasze życie, obyczajowość stara się je skrócić. Ludzi u szczytu swych możliwości coraz częściej paraliżuje poczucie bycia starym i nieatrakcyjnym. Zdają się to potwierdzać poważne firmy, które są bardzo niechętne zatrudnianiu osób po czterdziestce, a czasami wręcz po trzydziestce, bez względu na ich doświadczenie zawodowe. Zaś ludzie naprawdę starzy, w oczach społeczeństwa są już martwi.


Michał Sędzikowski
Studiował filozofię, od pięciu lat mieszka w Anglii, publicysta "Nowego Czasu". Pisał dla Dziennika Polskiego oraz Wirtualnej Polski

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5845)
 (Ostatnia zmiana: 22-04-2008)