Zauważyliście, że każdy nowy zawsze tak mówi? Każdy bez wyjątku. Nowy rząd w kraju, nowy kierownik w firmie, nowy szef w telewizji, nowy tata w rodzinie… Wszyscy to przysięgają, niekiedy nawet w to wierzą, niekiedy prawdę mówią. Zaś my, biedne duraki, zawsze dajemy się nabrać. Możliwe, że bardzo chcemy, aby nas nabierano. Wielką duraczą chochlą do słynnej zupy „nic”. Bo nic nowego pod słońcem. Nie ma takiego nowego, co by nie było stare. Oni, ci nowi, nie muszą specjalnie się starać. Sam fakt, że to oni są nowi, na ogół nam wystarcza. Bo niby po co więcej? Kiedy ci nowi są na tyle głupi, że chcą naprawdę coś zmieniać, wiadomo: to wyłącznie do nieszczęścia prowadzi. Exemplum: oczywiście pisiaki. Naprawdę chcieli wprowadzić nowe, które było starym. No i wyszło nieszczęście. Może nie? Tusek to mądry gość. Obiecał uroczyście, że teraz będzie inaczej. Wszędzie, na każdym polu. W telewizji też. Do dzisiaj to powtarza. I co? On to tylko powtarza, w życiu unika nieszczęść. Dobrze na tym wychodzi. I właśnie o to chodzi. Żeby wyjść. Na prezydenta i wodza. Wcale nie wykluczone, że wyjdzie. Tuż przed głosowaniem. Ta zabawa w nowe trwa od tysięcy lat. Nigdy nikomu jeszcze się nie znudziła. Każdy nowy obiecuje „teraz będzie inaczej”, a my pilnujemy, żeby czasem nie było. Co prawda, można by zapytać, czemu wobec tego Chrobry nie gapił się w telewizor, albo jak to się stało, że obecnie byle kura domowa, zamiast siedzieć w komórce i trząść się przed lisem, przez komórkę gdacze. Więc jakimś cudem to życie wygląda jednak inaczej. No, to naprawdę problem. Ale nie taki wielki. Naprawdę chodzi o to, że życie zmienia się samo. Bez naszej wiedzy i woli. Tak jakoś, mimo wszystko się zmienia. Patrzysz, a tu sąsiad ma znowu nówkę brykę z jednym przefajnym bajerem. Lub z dwoma. Nawet trzema. I co? Żebyś pękł, musisz mieć taką samą. Co najmniej, a lepiej lepszą. Więc w garażu – zmiana. To wszystkiego dotyczy. Powiedzmy, ktoś – niekoniecznie sąsiad bliski, może być bardzo daleki – stawia sobie chałupę na sto sześć fajerek. Główne okna – do słońca, na wschód, jak najbardziej. Kiedyś by to była polityczna zręczność, obecnie – kwestia interpretacji politycznej. Bo jeśli okna są na wschód, znaczy to tylko tyle, że słońce grzeje plecki, nereczki, tudzież wątróbkę. Wzrok zaś, by słońce nie wypalało, jak najbardziej na zachód. Przy patrzeniu na wschód zwykle zamykamy oczy, tak już z przyzwyczajenia. Bo i tak wszystko wiemy o tym wschodzie. Wsio znajesz? Znaczit, gawnó znajesz – jak mówił car Mikołaj. To powiedzonko carskie nie raz wam jeszcze przytoczę. Na taką chałupę ciebie może nie stać, ale drugiego dalszego sąsiada stać. Patrzysz – ten też stawia chałupę, na sto siedem fajerek. Przy tych fajerkach nie ma żadnego znaczenia, czy Chrobry miał telewizor. Jak miał, to zaledwie Rubina, przywiezionego jako łup ze wschodu. Zresztą, czy to ważne? W tym telewizorze i tak żadnych programów nie było, bo Krajowa Rada jeszcze nie istniała, nie miał kto się kłócić i pasma przydzielać. Chyba dowiodłem dostatecznie, że życie samo się zmienia, my się tylko do niego dostosowujemy, bo innego wyjścia nie mamy. Możemy żyć albo nie żyć. Pić ostatecznie też można. Chociaż uczeni w piśmie wciąż nam wbijają w łepetyny, że powinniśmy zmieniać się, jak oni mówią: doskonalić. Ale to taki pic jedynie, wiadomo, że ci uczeni też potrzebują żyć. Jak najlepiej w dodatku. Więc my jesteśmy ostrożni. Zawsze stawiamy na takich, co nam przysięgają, że teraz będzie inaczej. Kiedy przysięgają, nie muszą oka mrużyć, i tak wszystko jasne. Życie potoczy się dalej. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5979) (Ostatnia zmiana: 27-07-2008) |