O martwych gejach i żywych lesbijkach w REDakcji
Autor tekstu:

Wróciłam właśnie z pokazu filmu. Filmu o bliskości, o samotności. O tym, że niezależnie od orientacji seksualnej, potrzebujemy drugiego człowieka. O tym, jak w tej potrzebie i poszukiwaniu jesteśmy podobni, bez względu na poglądy, sympatie i łóżkowe upodobania.

Dla mnie ten film jest jeszcze o różnicach pomiędzy społecznościami. Wśród bohaterów zdarzają się tacy, którzy wielokrotnie spotkali się z ostracyzmem i potępieniem i tacy, którzy albo zupełnie go nie doświadczyli albo potrafili sobie lepiej z nim poradzić.

Układanka losów, różnych rodzin, grup społecznych, różnego podejścia do życia. Rzeczywiście, zgodnie z tytułem filmu, geje wydają się „martwi” – wycofani, bardziej skupieni na przeszłości, oglądający dawne dni jak koraliki sprzedanego właśnie naszyjnika – piękne, znajome, ale już pożegnane, dające tylko złudzenie dawnych emocji… Rzeczywiście lesbijki na ich tle są pełne życia, planów, skoncentrowane na realizacji celów.

Dla mnie ta opozycja: dziwnie nieruchomi geje i aktywne lesbijki, jest trochę fałszywa. Tak naprawdę, wynika raczej z wieku niż z płci. Przedstawieni bohaterowie kończą swoje życie, są na etapie podsumowań. Jakby zamknięci w zamglonym, pastelowym pokoju wspomnień pachnącym parafiną… Do tego dochodzi kwestia ich doświadczeń związanych z nazizmem. Większość z nich była poddana wykluczeniu, pogardzie, odarciu z intymności. To w jakiś sposób „oddzieliło” ich od reszty ludzi.

Przedstawione kobiety – bardziej niż z przedstawionymi mężczyznami – porównywałam ze znajomymi mi kobietami heteroseksualnymi. Porównywałam i… nie znajdowałam żadnej znaczącej różnicy.

I jeszcze wątek o braku akceptacji własnego ciała. Zawsze zastanawiałam się – jeżeli facet uważa, że ciało męskie jest wstrętne, to tym samym uważa, że kobieta w jego sypialni zajmuje się „ohydą”. Nie chciałabym mieć do czynienia z człowiekiem, który uważa że spędzam noce na ohydnych zajęciach. Dlatego przyznam – unikam homofobów.

O podobnej kwestii mówi jedna z bohaterek, opowiadając o rozmowie z heterykiem:

— A ty, czy mógłbyś uprawiać seks z facetem?

— Nie, nigdy, to obrzydliwe.

— Więc dlaczego chciałbyś, żebym ja robiła coś, co ty uważasz za obrzydliwe?

W Polsce często słyszę że homoseksualiści „epatują seksem”. Uderzyła mnie pewna scena – dwie panie wychowują wspólnie dziecko. Urodziła je jedna z nich. Realizator zadaje jej pytanie – w jaki sposób (technicznie) zaszła w ciążę. Czy interesowałoby to widza, gdyby była heteroseksualna? Nie sądzę. Czy czasem my sami nie jesteśmy mocno zainteresowani – szczegółami technicznymi – a kiedy je poznajemy – z ich upublicznienia czynimy zarzut?

Ciekawość najczęściej bywa pożyteczna. Żeby zaakceptować drugiego, zwłaszcza tak bardzo „innego” człowieka trzeba go poznać. Ale to „poznanie”, moim zdaniem powinno dotykać najważniejszego. Tego, że oprócz nieistotnych, „powierzchniowych” różnic w upodobaniach, głębiej, w środku jesteśmy identyczni. Tak samo czujemy radość, smutek i strach. Czy naprawdę istotne jest, co każdy z nas robi w łóżku? I czy każdy ma obowiązek robić w nim to samo?


Sławka Zielińska
Należy do gatunku zwanego Homo sapiens. W wolnych chwilach studiuje w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Ceni różnorodność w każdej dziedzinie.

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6092)
 (Ostatnia zmiana: 25-09-2008)