Cz³owiek zajêty nies³ychanie
Autor tekstu:

Zdarzy³o sie w Janowiepaw³owie Ma³ym co¶, co ca³e miasteczko postawi³o na nogi. Wszystkie nici prowadzi³y do gimnazjum im. Jana Paw³a II mieszcz±cego siê przy ulicy Jana Paw³a II, ale tam siê równie¿ szlak urywa³. Otó¿ pewnego styczniowego poranka, do drzwi ko¶cio³a im. Naj¶wiêtszej Marii Panny du¿ym, ¿elaznym gwo¼dziem przybita zosta³a kartka z „Tezami Gimnazjalnego Ko³a Badaczy Owadzich Nogów”. Zauwa¿y³a j± o godzinie 6.28 Natalia Æwierciakowska, która przysz³a siê pomodliæ, a której uwagê zwróci³ ów wielki zardzewia³y gwó¼d¼.

Natalia Æwierciakowska nie mog³a odczytaæ „Tez Gimnazjalnego Ko³a Badaczy Owadzich Nogów”, gdy¿ nie zabra³a ze sob± okularów, by³a jednak pewna, ¿e ksi±dz nie przybija³by ¿adnego og³oszenia takim gwo¼dziem. Uda³a siê zatem do mieszkania ksiêdza, który wyszed³ i razem z ni± podszed³ do drzwi ko¶cio³a.

Ksi±dz Wa³ach by³ bardzo wzburzony zarówno z powodu tre¶ci rzeczonych tez, jak i z powodu uszkodzonych drzwi. Nie zdo³awszy wyrwaæ go³± d³oni± olbrzymiego gwo¼dzia, ostro¿nie wyrwa³ kartkê i wezwa³ komendanta lokalnego posterunku policji, który w³o¿y³ j± do plastikowej torebki i zabra³ celem sprawdzenia, czy zachowa³y siê na niej jakie¶ odciski palców. Tezy podpisane by³y u do³u przez niejakiego Piotra P³aksina, ale ani ksi±dz nie pamiêta³ takiego nazwiska w¶ród wiernych, ani komendant nie kojarzy³ go z ¿adnym przestêpc±.

Komendant wyrwa³ obcêgami gwó¼d¼ i obejrza³ miejsce przestêpstwa. Jego zdaniem kto¶ nawierci³ wiertark± bezprzewodow± albo rêcznym ¶widrem drzwi ko¶cio³a, ¿eby unikn±æ ha³asu, a nastêpnie wcisn±³ gwó¼d¼ w otwór. Wskazywa³y na to trociny le¿±ce na progu ko¶cio³a. Innych ¶ladów nie znaleziono.

Ksi±dz Wa³ach uda³ siê jak zwykle na ósm± do szko³y gdzie codziennie prowadzi³ katechezê, jednak tego dnia odwo³a³ lekcjê religii z klas± 3b i poprosi³ dyrektora o rozmowê. Informacjê o tre¶ci „Tez Gimnazjalnego Ko³a Badaczy Owadzich Nogów” przekaza³ ustnie i stanowczo za¿±da³ wyja¶nienia tego zaj¶cia oraz znalezienie ucznia podpisuj±cego siê pseudonimem Piotr P³aksin.

— Domy¶la siê pan – powiedzia³ ksi±dz do dyrektora — ¿e to nie tylko gro¼ny wandalizm, ale prawdopodobnie ateistyczna konspiracja, któr± trzeba zdusiæ w zarodku. Uczciwie mówi±c – doda³ — podejrzewam, ¿e mo¿e staæ za tym który¶ z nauczycieli, albo kto¶ z rodziców. Nasza m³odzie¿ nie mog³aby niczego takiego wymy¶liæ.

Dyrektor przypomnia³ sobie ile razy ksi±dz narzeka³ na niesforno¶æ uczniów, wiedzia³ równie¿, ¿e nie mo¿e tego tak zostawiæ. Mia³ niejasne przeczucie, i¿ gdzie¶ ju¿ spotka³ siê z okre¶leniem „badacze owadzich nogów” jak i z nazwiskiem Piotra P³aksina.

Po wyj¶ciu ksiêdza wbi³ obydwa has³a w Google. Okre¶lenie „badacze owadzich nogów” jedni przypisywali poecie Mi³oszowi, a inni znowu¿ Ga³czyñskiemu. Wiersz „Satyra na bo¿± krówkê” nie pozostawia³ jednak w±tpliwo¶ci i zapewne noblista cytowa³ kolegê po muzie. Równie¿ P³aksin pochodzi³ z literatury wiêc poszukiwania nale¿a³o rozpocz±æ od polonistek.

Dyrektor przez moment rozwa¿a³ mo¿liwo¶æ rozmowy w gabinecie, ale w koñcu zdecydowa³ siê na przeprowadzenie bardziej ostro¿nego rozeznania. Zacz±³ od grupki uczniów stoj±cych na korytarzu.

— P³aksin, s³yszeli¶cie co¶ o nim – zapyta³.

Uczniowie zaprzeczyli stanowczo i widaæ by³y, ¿e chyba rzeczywi¶cie nic im P³aksin nie mówi³.

W chwilê pó¼niej rozpromieni³ siê, kiedy zobaczy³ m³odsz± z polonistek.

— ¦wietnie, ¿e pani± widzê, pani Basiu. Czy przerabia³a pani z uczniami „Chandrê Unyñsk±”.

— Jak± chandrê – u¶miechnê³a siê pani Basia ukazuj±c ogrom trapi±cej jej niepewno¶ci.

— Unyñsk± – odpowiedzia³ dyrektor – jest taki wiersz Tuwima. Niektórzy poloni¶ci wprowadzaj± na lekcjach trochê l¿ejszych utworów poetyckich.

— Czyli wprowadziæ – zapyta³a pani Basia.

— Niekoniecznie, tak pytam z ciekawo¶ci. „Satyry na bo¿± krówkê” te¿ pani nie przerabia³a?

Tym razem polonistka zaniepokoi³a siê na powa¿nie.

— Panie dyrektorze, przecie¿ pan wie, ¿e zawsze trzymam siê programu. ¯adnych takich tre¶ci na moich lekcjach nie by³o.

Dyrektor zapewni³, ¿e nie ma powodów do niepokoju, ale zdawa³ sobie sprawê, ¿e zaraz zaczn± siê plotki w pokoju nauczycielskim i dalsze ¶ledztwo mo¿e byæ utrudnione. Zawróci³ do gabinetu, a po drodze poprosi³ jednego z uczniów, ¿eby pani Piasecka zajrza³a do niego na kolejnej przerwie.

W gabinecie sekretarka poinformowa³a go, ¿e dzwonili z kuratorium, zapowiadaj±c na wtorek wizytacjê.

— Sukinsyn – mrukn±³ pod nosem, przekonany, ¿e ksi±dz zd±¿y³ ju¿ skontaktowaæ siê z kuratorium. Najwa¿niejsze wydawa³o mu siê teraz zbadanie, czy za tym wszystkim nie stoi biolog. Biolog jeszcze w zesz³ym roku nalega³ na zakup nowego mikroskopu z kamer± do komputera i to on bez w±tpienia by³ inspiratorem badania owadzich nogów. (Nóg, poprawi³ siê w my¶lach z irytacj±.)

Co do cholery mo¿na mówiæ dzieciom o owadzich nogach, zastanawia³ siê, czuj±c, ¿e ca³a ta sprawa mo¿e byæ powa¿niejsza ni¿ mog³o by siê wydawaæ. Zastanawiaj±c siê co dalej, wbi³ w komputer has³o „owadzie nogi”. Tysi±ce stron. Otworzy³ pierwsz± z brzegu, „robale.pl”. Such± informacjê o budowie owadów zdobi³o na koñcu kolorowe zdjêcie z cudownym medalikiem Matki Boskiej na Trudne Czasy.

Spojrza³ na plan, zobaczy³, ¿e biolog ma trzeci± lekcjê woln± i u¶wiadomi³ sobie, ¿e mia³ popracowaæ nad bud¿etem szko³y.

Piasecka wesz³a do jego gabinetu bez pukania i za¿±da³a wyja¶nienia. Wyja¶ni³ jej, ¿e chwilowo nie mo¿e niczego wyja¶niæ, ale chcia³by siê dowiedzieæ, czy przerabia³a z dzieæmi „Chandrê Unyñsk±” albo „Satyrê na bo¿± krówkê”. Nie zdziwi³ siê, kiedy zaprzeczy³a i zatopi³ siê w my¶lach.

— Wygl±dasz na zmartwionego – powiedzia³a, a poniewa¿ nie odpowiedzia³, odwróci³a siê i wysz³a, co u¶wiadomi³o mu, ¿e pope³ni³ kolejny b³±d wyzwalaj±c niekoñcz±c± siê falê domys³ów. Przez chwilê próbowa³ skoncentrowaæ siê na bud¿ecie, by znów powróciæ do komputera i has³a „owadzie nogi”. Zatopi³ siê w artykule o ewolucji paj±ków, ale po chwili powróci³ do bud¿etu szko³y, zdecydowany, ¿e sprawa owadzich nogów nie mo¿e mu przeszkadzaæ w pracy. Poprosi³ sekretarkê, ¿eby pan Leszczyñski do niego zajrza³ i zdecydowanym ruchem siêgn±³ po kalkulator. Przejrza³ kosztorys remontu sali gimnastycznej i siêgn±³ po ostatnie pismo kuratorium. „Wiêcej dyscypliny i patriotyzmu” – nakazywa³ kurator. Satyra na bo¿± krówkê – skomentowa³ w my¶lach i zapyta³ sekretarki, czy mówili co w³a¶ciwie wizytatorka chce sprawdzaæ. Nie mówili.

Kiedy Leszczyñski zapuka³ do drzwi jego gabinetu dyrektor ponownie koncentrowa³ swoj± uwagê na kosztorysie remontu.

— Niech pan siada, panie Krzysztofie – przywita³ biologa. Odchyli³ siê na krze¶le, splót³ d³onie i zastanawia³ siê przez chwilê, jak tê rozmowê przeprowadziæ.

— Kó³ko – powiedzia³ – pana kó³ko biologiczne, ilu uczniów w nim uczestniczy?

— Ró¿nie – odpowiedzia³ biolog – zazwyczaj przychodzi dziesiêæ do piêtnastu osób, nikogo nie zmuszam. Dlaczego pan pyta?

— To pewnie dobrzy uczniowie.

— Powiedzia³bym, ¿e najlepsi. A o co chodzi?

— Czy mówi panu co¶ nazwa „Gimnazjalne kó³ko badaczy owadzich nogów”?

Biolog roze¶mia³ siê — Dzieciaki mog± tak to nazywaæ, nigdy tego nie s³ysza³em.

— A nogi pan pokazywa³, to znaczy owadzie nogi?

Biolog przygl±da³ mu siê z rozbawieniem i zaniepokojeniem. Po chwili przyzna³, ¿e owszem, ¿e pokazywa³, ale tylko jedn±, nogê muchy, która by³a na jednym z preparatów kupionych razem z mikroskopem.

— Obawiam siê, ¿e muszê panu powiedzieæ o co chodzi, ale chwilowo proszê o dyskrecjê. Widzi pan, dzi¶ rano, na drzwiach naszego ko¶cio³a znaleziono kartkê z tezami „Gimnazjalnego ko³a badaczy owadzich nogów”.

— Chce pan powiedzieæ… – zacz±³ biolog.

— Chcê powiedzieæ, ¿e Janowopaw³owo to nie Wittenberga i obawiam siê, ¿e który¶ z uczniów, a mo¿e i kto¶ z nauczycieli mo¿e byæ w k³opocie. Czy pan siê orientuje, kto mo¿e za tym staæ?

Biolog w milczeniu pokrêci³ g³ow±. Najwyra¼niej dotar³a do niego powaga sytuacji. Zapyta³ co by³o w tych tezach. Dyrektor odpowiedzia³, ¿e on tego nie widzia³, kartka jest u komendanta policji, ksi±dz Marek poinformowa³ go, ¿e by³o has³o: mniej religii wiêcej wiedzy, co¶ po angielsku, czego nie zrozumia³ i co¶ tam, ¿e chcemy znaæ ca³± prawdê o naszych wspólnych genach z bananem.

— Wygl±da na jakie¶ niewinne g³upoty – powiedzia³ biolog.

— Mo¿e i g³upoty, ale uszkodzone drzwi ko¶cio³a, w³±czona policja, kuratorium, a pewnie i burmistrz… przede wszystkim musimy pierwsi dotrzeæ do tego ucznia, czy uczniów. Ma pan jakie¶ podejrzenia?

— My¶li pan, ¿e to kto¶ z mojego kó³ka? Przecie¿ to wszystko jest niepowa¿ne.

— Zastanówmy siê, który z nich móg³ wpa¶æ na taki pomys³? Im szybciej znajdziemy winowajcê, tym szybciej da siê to jako¶ wszystko wyciszyæ.

— To nie móg³ byæ nikt z mojego kó³ka – o¶wiadczy³ biolog – znam te dzieciaki i absolutnie w to nie wierzê.

Dyrektor po chwili milczenia zapyta³ czy Leszczyñski zdaje sobie sprawê z tego, ¿e bêd± tu równie¿ zarzuty pod jego adresem, ¿e bêdzie potrzeba znalezienia kogo¶ winnego nie tylko w¶ród uczniów. W jakich stosunkach jest pan z ksiêdzem Markiem?

— Przecie¿ to paranoja, co maj± do tego moje stosunki z ksiêdzem Markiem?

— Wiêcej ni¿ pan s±dzi, ksi±dz Marek mo¿e sugerowaæ, ¿e za tym wszystkim stoi kto¶ z nauczycieli, on to ju¿ g³o¶no powiedzia³.

— Jak to g³o¶no powiedzia³, czy to znaczy, ¿e mnie oskar¿y³?

— Kartka zosta³a podpisana pseudonimem Piotr P³aksin. Czy który¶ z pana uczniów interesuje siê poezj±?

Biolog odpowiedzia³, ¿e nie wie, czy który¶ z uczniów interesuje siê poezj±, ani który chcia³by graæ na klarnecie ale, ¿e jego zdaniem ca³a ta sprawa zakrawa na kabaret. Poszukiwanie winnego nie ma tu sensu, najlepiej to zlekcewa¿yæ.

— Obawiam siê, ¿e nie ma pan racji, i to wcale nie chodzi o ratowanie w³asnego ty³ka. Wola³bym sam ukaraæ winnego zanim za karanie zabior± siê inni.

W domu dyrektor opowiedzia³ o wszystkim ¿onie, maj±c nadziejê, ¿e mo¿e co¶ wymy¶li. Ania jak zawsze domaga³a siê bardzo szczegó³owych informacji, nie tylko o tym co i kto powiedzia³, ale równie¿ o wra¿eniach mê¿a po ka¿dej rozmowie. Ju¿ przy kawie wyrazi³a swoj± opiniê, ¿e jej zdaniem winny czy winna nie nale¿y do kó³ka biologicznego.

— ¦lad naprowadzaj±cy jest zbyt krzycz±cy – powiedzia³a – Nikt, nawet najwiêkszy g³uptas, który chcia³by siê ukryæ, nie pope³ni³by takiego b³êdu. To mo¿e byæ by³y cz³onek kó³ka, a jeszcze bardziej prawdopodobne, ¿e jest to jaki¶ porzucony ch³opak lub dziewczyna kogo¶ z kó³ka. Ich namiêtno¶ci i ich obola³e ego to mieszanka wybuchowa. Oczywi¶cie nikt ci nie opowie prawdy o ostatnich dramatach mi³osnych w trzecich klasach, tyle, ¿e mo¿esz spokojnie poprzeæ Krzysia i broniæ jego tezy, ¿e tego prawie na pewno nie zrobi³ nikt z jego kó³ka.

— Bojê siê, ¿e ksi±dz Marek bêdzie ¿±da³ g³ów, pewnie ju¿ jutro bêdê mia³ na ³bie oburzonych rodziców.

Ania przypomnia³a sobie o ciasteczkach, wiêc postawi³a je na stole i gryz±c toruñskiego piernika powiedzia³a, ¿e jej zdaniem powinien jako dyrektor byæ bardzo przejêty. Porozmawiaæ z uczniami, mo¿e nawet wezwaæ ca³± szko³ê do sali gimnastycznej i powiedzieæ, ¿e sta³o siê bardzo ¼le, ¿e to niedopuszczalny wandalizm, i ¿e nie wiemy, czy to zrobi³ kto¶ ze szko³y, czy spoza szko³y, a potem sprawa przyschnie i wszyscy o tym zapomn±.

— Byle to nie dotar³o do prasy – westchn±³ dyrektor, siadaj±c przed telewizorem. Widaæ powiedzia³ w z³± godzinê, bo w piêtna¶cie minut pó¼niej zadzwoni³ telefon. Dzwoni³a dziennikarka lokalnej gazety, która otrzyma³a poruszaj±ca informacjê o zniszczonych drzwiach ko¶cio³a.

Dyrektor powiedzia³, ¿e zniszczenia s± raczej niewielkie, ¿e ograniczaj± siê do ma³ego otworu o ¶rednicy oko³o piêciu milimetrów, chocia¿ on zna w³a¶ciwie sprawê tylko z relacji ksiêdza.

— Ale podobno zamieszana jest w to m³odzie¿ z gimnazjum – dopytywa³a dziennikarka.

— To wcale nie jest pewne – odpowiedzia³ dyrektor – kto¶ przybi³ do drzwi ko¶cio³a jak±¶ kartkê, sugeruj±c, ¿e to uczeñ, czy uczniowie gimnazjum. Domy¶la siê pani, ¿e sprawca albo podpisa³by siê imieniem i nazwiskiem, albo nie zostawia³ tak wyra¼nego ¶ladu. Mamy tu raczej do czynienia z prób± wprowadzenia w b³±d.

— Ale sprawê bada policja?

— Istotnie, chwilowo nic jednak nie wskazuje na uczniów naszego gimnazjum, raczej przeciwnie.

Dziennikarka najwyra¼niej jednak doskonale wiedzia³a, ¿e zniszczenia ogranicza³y siê do dziury po gwo¼dziu, bo powiedzia³a, ¿e podobno na tej kartce by³y jakie¶ straszne blu¼nierstwa.

— Autor, czy mo¿e autorzy – odpowiedzia³ dyrektor – podobno domaga³ siê ca³ej prawdy o naszych wspólnych genach z bananem...

Dziennikarka parsknê³a ¶miechem i zapyta³a czy tylko to by³o na kartce przybitej do drzwi ko¶cio³a.

— Proszê mnie o nic nie pytaæ, bo ja znam tre¶æ tej kartki tylko z drugiej rêki. Po informacje na ten temat proszê siê skierowaæ do ksiêdza Marka Wa³acha z parafii Naj¶wiêtszej Marii Panny.

— Czyli pan, panie dyrektorze uwa¿a, ¿e pana uczniowie raczej nie mieli z tym nic wspólnego?

— Proszê pani, bêdziemy oczywi¶cie próbowali wyja¶niaæ ca³± sprawê, ale sadz±c z faktu, ¿e kto¶ celowo próbowa³ skierowaæ uwagê na nasze kó³ko biologiczne, albo to jest wybryk skierowany przeciwko naszemu nauczycielowi biologii, albo przeciw uczniom z tego kó³ka, albo wreszcie kto¶ uzna³, ¿e to dowcipne, ale ma³o prawdopodobne, ¿eby taki dowcipni¶ chcia³ sam sobie ¶ci±gn±æ burzê na g³owê.

— To znaczy jak próbowano skierowaæ uwagê na wasze kó³ko biologiczne?

— No, ja tego nie widzia³em, ale podobno tytu³ brzmia³: „Tezy Gimnazjalnego Ko³a Badaczy Owadzich Nogów”

Dyrektor znowu us³ysza³ parskniêcie ¶miechem. Dziennikarka zapyta³a, czy by³o tam co¶, co obra¿a uczucia religijne. Ponownie powiedzia³ jej, ¿eby zapyta³a ksiêdza. Chcia³ siê dowiedzieæ, od kogo dosta³a informacjê, ale by³ przekonany, ¿e i tam mu nie powie, wiêc postanowi³, ¿e im mniej bêdzie mówi³, tym lepiej.

— Czy kto¶ podpisa³ te ulotkê?

— Piotr P³aksin.

— Co¶ to panu mówi?

— Owszem, jest taki wiersz Juliana Tuwima.

Po zakoñczeniu rozmowy dyrektor spojrza³ na ¿onê, która w miêdzyczasie przynios³a mu kieliszek koniaku, a sobie nala³a kieliszek s³odkiej orzechówki. Mia³ wra¿enie, ¿e nad jego g³ow± gromadz± siê coraz ciemniejsze chmury, a poranek mo¿e przynie¶æ tsunami. Jak siê zachowa burmistrz? Czy za¿±da zwolnienia Leszczyñskiego? Musi dzia³aæ, inaczej pos±dz± go, ¿e sprzyja niew³a¶ciwym elementom.

— To ty zaproponowa³e¶ nadanie szkole nadanie imienia Jana Paw³a II.

— Ale to burmistrz doprowadzi³ do zmiany nazwy miasta z Bierutowa na Janowopaw³owo. Dobrze wiesz jak to bêdzie wygl±daæ, jutro bêdzie artyku³ o drzwiach ko¶cio³a zniszczonych przez wandali z gimnazjum, potem kto¶ zg³osi doniesienie o przestêpstwie, bo obra¿ono jego uczucia religijne, policja bêdzie przes³uchiwaæ uczniów, a kuratorium za¿±da zwolnienia Leszczyñskiego.

— Kraczesz – powiedzia³a Ania s±cz±c orzechówkê. – Czy ta dziennikarka rzeczywi¶cie brzmia³a jak idiotka?

— A co ona mo¿e napisaæ, przecie¿ nikt tej kartki nie widzia³, wiêc musi ugotowaæ zupê z gwo¼dzia. Masz racjê, rano zacznê przes³uchania, a potem ¶ci±gnê wszystkie klasy do sali gimnastycznej. Muszê uderzyæ piê¶ci± w stó³, bo inaczej mnie kto¶ przy³o¿y.

— My¶lisz, ¿e Wa³ach powiedzia³ ci wszystko co by³o na tej kartce?

— Jeden Bóg wie, jeden Bóg wie, ale jutro bêdê mia³ pracowity dzieñ, nastêpne pewnie te¿.


Marcin Kruk
Nauczyciel, autor ksi±¿ki Cz³owiek zajêty nies³ychanie

 Liczba tekstów na portalu: 63  Poka¿ inne teksty autora

 Orygina³.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6320)
 (Ostatnia zmiana: 29-04-2009)