„Prokuratura Okręgowa – pisała Zielińska – podejrzewa pięcioletniego syna nauczyciela w gimnazjum o to, że jest 25. wcieleniem Marcina Lutra. Prowadząca prokuratorskie śledztwo Danuta Zając nakazała pobranie odcisków palców Stanisława L., urodzonego 26. 03. 2003r., policja zabrała również laptop, na którym Stanisław L. często oglądał bajki. Prokurator Danuta Zając odmówiła jakichkolwiek komentarzy dla prasy, tłumacząc się dobrem śledztwa. Podejrzenia prokuratury związane są z ‘Tezami Gimnazjalnego Koła Badaczy Owadzich Nogów’. Tezy te zostały wywieszone na drzwiach kościoła przed niespełna dziesięcioma dniami, a autor, czy też autorzy, domagali się w nich globalnego ocieplenia w szkole, ujawnienia prawdy o naszych wspólnych genach z bananem oraz otwartego powiedzenia co kryje się za horyzontem. Tezy zawierały również postulat, aby w szkole dawano więcej wiedzy niż religii. Wywieszenie tez wywołało gwałtowną reakcję ze strony miejscowego proboszcza, księdza Marka Wałacha, który złożył doniesienie do prokuratury, a ta wszczęła oficjalne śledztwo z paragrafu 196 kk. Wcześniej śledztwo prowadziła miejscowa policja, ale przekazała prokuraturze raport, w którym stwierdza się, że policja nie widzi możliwości ustalenia sprawcy. W miasteczku dodatkowe wzburzenie wywołało tajemnicze zaszpachlowanie dziury po gwoździu, którym tezy zostały przybite do drzwi kościoła. Dziura została zaszpachlowana dwa dni temu, w nocy, a sprawca nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Burmistrz miasteczka, podobnie jak prokurator Danuta Zając, odmawia jakichkolwiek komentarzy, ale jak twierdzą osoby wtajemniczone, powód jest inny, gdyż jest on podobno przeciwny śledztwu, jak i nadawaniu sprawie rozgłosu. Tymczasem grupa uczniów gimnazjum chce zrezygnować z nauczania religii, tłumacząc to szykanami ze strony księdza. Rodzice uczniów postanowili wystosować protest przeciw zachowaniu księdza do dyrektora szkoły.” Jak łatwo się domyśleć, sprzedaż „Wyborczej” wzrosła tego dnia o ponad 1000 procent i mieszkańcy dzwonili do sąsiednich miejscowości z prośbą o kupienie im gazety. Burmistrz wyraził przypuszczenie, że Zielińska ma jakiegoś kreta w urzędzie, bo skąd ona wie, że chciał ukręcić łeb całej sprawie. Zdaniem księdza Wałacha, artykuł był od początku do końca tendencyjny i kłamliwy. Zielińska, pozornie trzymając się faktów, chciała go ośmieszyć i najwyraźniej broniła sprawcy przestępstwa. Już to, że ten artykuł zamieściła „Gazeta Wyborcza”, był jego zdaniem wiele mówiący. Wielokrotnie powtarzał tego dnia wiernym, że artykuł jest napastliwy i niewart czytania. Wałach był również oburzony na inżyniera Malika, którego wystąpienie na zebraniu rodziców było przedmiotem jego nadzwyczajnego spotkania z radnym Borutą. W południe Halina Dąbrowska w towarzystwie dwóch innych matek doręczyła dyrektorowi protest. Spodziewał się tej wizyty. Zastanawiał się, jaka była w tym wszystkim rola Zielińskiej. Dziwił się, że zdążyła o tym napisać mimo, że zebranie rodziców było wczoraj wieczorem. W przekazanym proteście rodzice pisali o częstych wybuchach złości księdza podczas lekcji, o obrzucaniu uczniów wyzwiskami, o groźbach zbiorowego obniżenia stopni, a nawet o przypadkach używania siły fizycznej. Dyrektor zwrócił im uwagę, że są to wszystko bardzo ogólne zarzuty, bez wskazania dat i miejsca konkretnych przypadków i bez poparcia zarzutów świadectwem konkretnych osób. Dodał również, że zdaje sobie sprawę z tego, że między księdzem Markiem, a częścią uczniów jest jakiś konflikt i że będzie rozmawiał zarówno z księdzem, jak i z uczniami. Halina Dąbrowska powiedziała, że można bez trudu zrobić odpowiedni zestaw wypowiedzi księdza Marka podczas lekcji i przedstawić świadków, ale dyrektor nie zamierzał jej do tego zachęcać. Wiedział, że świadkowie szybko tracą pamięć, zaś w przypadkach konfliktów między pedagogami i uczniami konfrontacje są wyjątkowo kłopotliwe. Powiedział, iż domyśla się, że uczniowie mogą mieć pewne podstawy do niezadowolenia i obiecał, że odbędzie z księdzem poważną rozmowę. Protest podpisało dziewięć osób, ale przez tą Zielińską stał się niejako faktem medialnym. W pewnym sensie był to również argument, którego mógł użyć w rozmowie z Wałachem. Jeśli się tego konfliktu nie wyciszy, prasa będzie do tego wracać. Od tego właśnie zaczął rozmowę, kiedy Wałach pojawił się w jego gabinecie. — Ten konflikt, proszę księdza, nie służy dobrze ani szkole, ani parafii. Ksiądz Marek nie był pewien, równocześnie jednak jego postawa utraciła część uduchowionej stanowczości. Nie promieniował moralną wyższością, a nawet wydawał się być nieco przygnębiony. — Czyli jak pan to sobie wyobraża? Agnieszka Leszczyńska postanowiła wykorzystać niespodziewaną sławę syna i pokazać mu najpierw straż pożarną. Kiedy szła z synem do sklepu, Stasia zafrapował stojący przed remizą wóz strażacki, a myjący go strażak najwyraźniej należał do licznej rzeszy czytelników artykułu Justyny Zielińskiej, bo ukłonił jej się z porozumiewawczym uśmiechem, patrząc z sympatią na chłopca. Zatrzymała się i zapytała, czy mogą obejrzeć ten wspaniały pojazd. Mężczyzna zapewnił ją, że Staś może nawet zostać honorowym członkiem straży pożarnej. Otworzył drzwi szoferki i pomógł chłopcu usiąść za kierownicą, sam usiadł obok i pokazywał chłopcu wszystkie guziczki służące do podnoszenia drabiny i rozwijania węża, objechali nawet dookoła remizę, a potem Agnieszka zrobiła synowi telefonem zdjęcie w strażackim hełmie. W samej remizie Staś miał tysiące pytań, więc Agnieszka usiadła na stojącym pod ścianą krześle i zadzwoniła do męża. Leszczyński był w zdecydowanie lepszym nastroju, ale nadal uważał, że to raczej on powinien pojechać ze Stasiem na policję. Jego głównym argumentem była jej zaawansowana ciąża, ale Agnieszka twierdziła, że właśnie jej wielki brzuch jest znakomitym powodem, żeby to ona pojechała załatwić tę sprawę. Poinformowała męża, że właśnie zwiedzają straż pożarną, a potem na pewno Staś z przyjemnością obejrzy również policję. Po drodze do domu Agnieszka chciała syna przygotować przed wyprawą do Komendy Wojewódzkiej, ale syn nadal trawił wizytę w remizie i zastanawiał się nad możliwością przerobienia swojego pokoju na straż pożarną. Dyrektora zaniepokoiła informacja od nauczyciela historii o tym, że wśród uczniów gimnazjum gwałtownie wzrosło zainteresowanie Reformacją. Podobno padały nawet pytania, czy wśród polskich protestantów również panował zwyczaj wieszania różnych postulatów na drzwiach kościołów. Nauczyciel historii zastanawiał się, czy można pozwolić uczniom z kółka historycznego na zorganizowanie debaty o historii protestantyzmu. Zdaniem dyrektora nie był to dobry pomysł, ale równocześnie nie należało marnować zapału młodzieży, więc taka debata powinna się odbyć, ale raczej o powstaniach narodowych. Nie wiadomo jak uczniowie dowiedzieli się o artykule Zielińskiej jeszcze przed szkołą (zapewne ktoś nadał tę informację esemesem), ale już na pierwszej przerwie znalazł się na głównej tablicy ogłoszeniowej, a jego zdjęcie z tablicy groziło zwiększeniem zainteresowania uczniów. Dyrektor kilkakrotnie sprawdzał, czy artykuł pojawił się w sieci. Nie pojawił się i była to jedyna pocieszająca rzecz w tej całej sprawie. Tymczasem na korytarzach toczyły się narady; z każdą przerwą przybywało chętnych do rezygnacji z chodzenia na religię i gdyby nie konieczność przyniesienia oświadczenia rodziców rezygnacje mogłyby przyjąć masowy charakter. Większość chętnych uznała jednak, że sprawa jest beznadziejna, gdyż Bóg nie obdarzył ich rodzicami, z którymi dawało się rozmawiać. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6427) (Ostatnia zmiana: 24-03-2009) |