Gdybym spotkała Ernesta Birkholza...
Autor tekstu:

 

Gdybym spotkała Ernesta Birkholza...

… Tego z „Drogi powrotnej” Remarqua

Wydanie drukiem 1956 roku,

Czytelniku — tego z 242 strony,

Towarzyszko — tego z bladą twarzą,

Ciałem przejętym drżeniem aż do kości,

Ustami wykrzywionymi bólem,

Umysłem zaoranym widmami trupów – martwych kolegów.

Drogi Mój, nie ujrzałbyś go więcej takiego:

 

Pokój wiruje,

On skamle i majaczy,

Jeszcze próbuje to zwalczyć, odpychać bezsilność,

Przyciska skostniałe plecy do ściany,

Przejmujący jęk przecina krtań jak żyletka,

Zapada się w sobie i znowu tam powraca,

A przecież mija już rok,

Jest 1919 … 

 

-   Gdzie są teraz Twoje ideały?

Gdzie chóralne okrzyki „Na Paryż!”?

Skąd brałeś tamtą siłę?

Czy wiedziałeś, że wyrachowanie przywódców,

Zamieni rytmiczny marsz z bronią,

Na pieluchy i sen w szpitalu psychiatrycznym?

Naucz, gdzie wbijać bagnet, żeby wykończyć żołnierza na miejscu.

— Ufałem im, a teraz...

 

Teraz nic więcej nie słyszy,

Moje pytania zagłuszają bomby,

Jest już na polu walki,

Sinych polach Lotaryngii...

 

— Powstań i maszeruj!

— Kop okopy, szykuj bunkry – nie stękaj!

— Nie sikaj ze strachu, rozwiń drut kolczasty!

— Gotuj sprzęt do ataku!
(Kontrataku, to już 36. miesiąc)
— Tym lepiej, jesteś teraz dzielnym żołnierzem, 
 Nie trzymałeś przecież przedtem w życiu broni w ręku!
Nadchodzą Francuzi, są już 100 m od nas,

Każda bomba pada o 1 m bliżej,

— Kryj się przed ogniem szturmowym!
— Uważaj na samoloty!
— Unikaj snajperów – nie wystawiaj łba o centymetr!
— Uciekaj, to miotacze ognia!
— Wkładaj maskę, masz 10 sek., by nie zdechnąć od gazu!
Jeden nie wytrzymał: „okopowa gorączka”,
Wyleciał z wariackim krzykiem wprost pod ogień wroga.

W nogi!
On biegnie, przed nim 1000 lejów po bombach —
— 1000 szans, żeby się schować i przeżyć,
Huk! Na jego twarzy resztki mózgu i jelit.

Nie patrzy, ucieka po plecach zwłok kolegów,
(To z Paulem Baumerem grał wczoraj w partyjkę skata).
On zerka, kątem oka widzi towarzyszy i konie,
Topiących się w błocie pod ciężarem sprzętu,
Może nawet by pomógł, ale czuje skurcz jelit,
Tu jedyną myślą człowieka, jest to, żeby przeżyć,

Tu kleryk i wolnomyśliciel są jednym.
On pada ogłuszony siłą pocisku.
— Nasze straty? 300 tys. zabitych.
— Straty wroga? O 100 ludzi więcej.
— Rezultaty? Posunęliśmy linię frontu o całych 10 metrów.
Tak, to jest postęp! Kto dostanie medal?


Teraz czas na rozrywkę, 5 km od frontu,
Burdel przyszykowano specjalnie dla szeregowców,

(10 minut na stosunek), kolejka bardzo długa,

Ale jak na pierwszy raz poszło mu całkiem nieźle,

Koledzy się nie śmiali, jest już w pełni mężczyzną.

W nocy słychać rzężenie i wołania rannych,

Zostali tam w polu, nie miał kto pomóc?
On nie może zasnąć, pod nim 10 cm śniegu, na nim -
Zmarznięty koc i szczury szukające jedzenia,

W okopach zapomniał wyplenić wszy, a to swędzi.
A rano od nowa:
— Powstań i maszeruj!
— Kop okopy, nie stękaj!

— Nie sikaj ze strachu, rozwiń drut kolczasty!

— Gotuj sprzęt do ataku!
I tak przez cztery lata,
Kto posłuży Ci dziś za mięso armatnie?

Który kolega zasłoni Cię przed kulą Francuza?

 

NIE!

 

On wybudza się z transu,
Odpycha coś jeszcze rękoma,

Jest biały jak świeży trup w polu,
Na  twarzy ma resztki wymiotów.

— Erneście, czy wiedziałeś, że zachłanność wodzów,
Będzie w stanie zatrzymać czas w miejscu na zawsze?

W Twoim pokoju wciąż  jest 1918, dlaczego?
— Obiecywali nam wolność!
Mdleje pokonany przez drgawki.

 


Gdybym spotkała Ernesta Birkholza,
Tego z „Drogi powrotnej” Remarqua,
Wydanie drukiem 1956 roku,

Czytelniczko, tego z 242 strony,

Kochany mój, zastałbyś tam białe kartki,
Jego drogę trzeba by opisać od nowa,

Bo upuściłabym wszystkie soki, żeby go ukoić,
I odratować, i przywrócić światu z pustki opętania.

Tak delikatnie,

Zdjęłabym Mu buty, potem spodnie, koszulę...
Ucałowałabym stopy, piersi i dłonie,
Wywąchała smród skóry z gównianych pól walki,
Zlizała rany, scałowała piętna milimetr po milimetrze,

Wszy Flandrii,
Mordy Lotaryngii,

Błota Alzacji.

 

Przygotowałabym Mu kąpiel w lawendowej pianie,
Zanurzyła w czystej jak kryształ wodzie,
Wytarła kremowym ręcznikiem z pluszu,
Wmasowała kojący balsam z wanilii – nie pomijając ani kawałeczka,
Potem wzięłabym go pod siebie na wielkim łożu z atłasu,
I wypuściła wszystkie swoje soki:
Chęć życia i wstawania,
Żądzę poznawania,  rozkoszy i przyjemności.

 

Wstał i zdrowieje,
Odszedł swoją drogą,
W zupełnie innym kierunku,
Niż kazał mu Autor.

Drogi mój,
To samo zrobiłabym żołnierzom
Warszawy i Moskwy,

Iraku i Berlina.

 

I Tobie —
Żebyś w końcu się przebudził...

(Dla żołnierzy I wojny światowej… wszystkich narodowości.)

 http://www.youtube.com/watch?v=SS1dO0JC2EE&NR=1

http://www.youtube.com/watch?v=RRv56gsqkzs&feature=browch

http://www.youtube.com/watch?v=KCk1bG5PBhw&NR=1


Joanna Rutkowska
Ukończyła socjologię na UW (Praca magisterska: "Elementy światopoglądu polskich ateistów", 2007). Działaczka PSR (w latach 2007-2008 sekretarz PSR, od 2009 członek zarządu). Pracuje jako redaktorka.
 Numer GG: 1066847  Skype: rutkoff700

 Liczba tekstów na portalu: 14  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6751)
 (Ostatnia zmiana: 24-08-2009)