"Człowiek jest twórcą
Boga, a Bóg jest tworem i dziełem człowieka.
Tak więc to ludzie są twórcami i stwórcami Boga, a Bóg nie jest bytem rzeczywistym, lecz bytem istniejącym tylko w umyśle, a przy tym bytem chimerycznym, bo Bóg i chimera są tym samym." Kazimierz Łyszczyński, De non existentia Dei Bóg to efekt ludzkiej samotności, człowiek stworzył go w swoim umyśle po to, aby nadać głębszy sens swemu istnieniu. Od wieków filozofom, artystom, myślicielom i zwykłym ludziom trudno było pogodzić się z przemijaniem i faktem, że ludzkie życie to tylko chwila, ulotny moment. Zrodziła się więc potrzeba nadania egzystencji sensu i wzbudzenia nadziei, że śmierć to nie koniec. Sama idea powstania Boga i religii była więc nieszkodliwa i dla niektórych przydatna, jednak z czasem ludzie wypaczyli sens tego całego przedsięwzięcia i w imię Boga czy religii zaczęli czynić coraz więcej zła. Nie będę tu pisał o rzeczach tak oczywistych jak inkwizycja, czy palenie na stosach wolnomyślicieli, takich jak zacytowany we wstępie Kazimierz Łyszczyński, bo to czasy zamierzchłe i nie ma sensu rozdrapywanie starych ran. Jest XXI wiek, rozwój nauki i technologii przerósł najśmielsze ludzkie oczekiwania. Praktycznie wszystko da się wyjaśnić w sposób empiryczny. Mimo to religia i Kościół mają się bardzo dobrze. Dobrze do tego stopnia, że kraj w którym żyjemy jest praktycznie krajem wyznaniowym. Bo jak inaczej określić państwo, w którym rok rocznie z budżetu przekazywane są Kościołowi ogromne pieniądze, ofiarowane są mu majątki ziemskie, a w dodatku z Watykanem wiąże je konkordat? Paradoksalnie konkordat podpisany podczas prezydentury lewicowego prezydenta, Aleksandra Kwaśniewskiego, co dobitnie pokazuje jakie Kościół ma wpływy skoro nawet lewicowa władza nie potrafiła mu się oprzeć. Zadziwiające jest to, jak wielu ludzi dało się omamić religii, która z logiką nie ma nic wspólnego. Właściwie przecież wyznawanie religii wiąże się z negacją teorii ewolucji Darwina, co jest dla mnie absolutnym kuriozum i już w tym miejscu zmusza do głębszego zastanowienia nad sensem całości. Taki dylemat najczęściej pojawia się już w najmłodszych latach życia każdego myślącego człowieka, który idzie do szkoły i odnośnie powstania świata ma do wyboru dwie możliwości — albo zaufać nauczycielce biologii/geografii/fizyki albo katechecie. Która wersja jest prawdziwa? Trudne pytanie dla młokosa, który dopiero poznaje świat. W odniesieniu do religii właściwie każde pytanie jest trudne i nie na miejscu, bo religia nie lubi pytań. Richard Dawkins w książce Bóg urojony pisze na ten temat:
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Religia w samym swoim założeniu była nieszkodliwa, jednak w rękach osób, które przy wykorzystaniu rozmaitych socjotechnicznych zabiegów przekonują innych do czynienia zła w imię Boga staje się potwornie niebezpiecznym narzędziem i jednym z największych zagrożeń dla cywilizacji. Christopher Hitchens w książce Bóg nie jest wielki pisze:
Dzieje się tak dlatego, że niemal każda religia chce kontrolować każdy obszar życia człowieka. Nie tylko obszar duchowy, do którego była na początku predestynowana, ale też poglądy polityczne (księża namawiający z ambon do głosowania na danego kandydata/partię) czy ludzką seksualność. O, tak, wchodzenie ludziom do łóżek jest tym, co Kościół lubi najbardziej. AIDS to jedna z najgroźniejszych chorób XXI wieku, jednak nie przeszkadza to Kościołowi stanowczo potępiać stosowania prezerwatyw, nawet w Afryce, która umiera na oczach świata. Oczywiście wszystko w imię Boga i życia wiecznego. Gdzie tu logika? Gdzie troska o ludzkie życie i zdrowie? Każda religia stara się też przekonać swoich wyznawców, że jest jedyną właściwą. Prym w tej konkurencji wiedzie Islam. Ludzie są gotowi poświęcić życie w imię swojego Boga, wierząc, że da im to życie wieczne. Tyle tylko, że gdyby urodzili się w Indiach wyznawaliby Shivę, w przypadku urodzenia się w starożytnej Grecji byliby skazani na wiarę w Zeusa i innych olimpijskich bogów. Jak to rozumieć? Ludzie, którzy urodzili się „nie tam, gdzie trzeba" mają po prostu pecha i zero szans na życie wieczne? To absurdalne i przypomina raczej kultową scenę z „Dnia Świra" w której politycy przekonują się nawzajem o tym, do kogo należy racja: "Moja jest tylko racja i to święta racja! Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza! Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!". Śmiało zamiast słowa „racja" możemy wstawić „wiara" i sens zostanie zachowany. Bardzo trafnie ten temat podsumował Richard Dawkins:
Osobiście nie mam nic do zarzucenia osobom, które są wierzące. Ich sprawa, ale drażni mnie przenikanie religii do sfer życia publicznego. Politycy zaczynający swe przemówienia od słów „Ja, jako katolik" od razu skazani są w moich oczach na niebyt, bo co do rzeczy ma ich wiara? To, że jest się wierzącym nie czyni człowieka lepszym od niewierzącego i na odwrót. Jest to sprawa indywidualna i w moim odczuciu mało ważna. Jeden słucha rocka, drugi hip hopu, a trzeci muzyki poważnej. Tak samo z religią, jeden wierzy w Boga, drugi neguje ten fakt całkowicie, a jeszcze trzeci może wyznawać Kościół Latającego Potwora Spaghetti. W efekcie i tak ważne jest to, jakim jest się człowiekiem i jak zasady moralne, które się wyznaje wciela się w życie. Nie trzeba wierzyć w Boga aby postępować etycznie i moralnie, gdyż takie zasady, jak te zawarte w dekalogu, moim zdaniem każdy zdrowo myślący człowiek powinien mieć wykształcone w swoim wrodzonym systemie wartości. Ostatnie wybory parlamentarne w Polsce pokazały, że coś w ludziach się zmienia i coraz więcej osób zgłasza gotowość do życia w laickim państwie. Nic dziwnego, skoro coraz częściej emanujące bogactwem świątynie wznoszą się w otoczeniu szarych, zabiedzonych bloków. Taki kontrast daje do myślenia. Dziesięcioprocentowe poparcie dla głoszącego antyklerykalne poglądy Ruchu Palikota to w równej mierze efekt działań coraz aktywniejszych organizacji ateistycznych, co postępowania samych księży i Kościoła. Dla własnego dobra Kościół i katolicy powinni poważnie zastanowić się nad zreformowaniem swojej instytucji, gdyż w obecnym kształcie chyli się ona ku upadkowi. Niech wierzą ci, którzy naprawdę chcą, a tym, którzy mówią „nie" dajmy spokój i nie wpychajmy nic na siłę. Religia powinna wrócić do przykościelnych salek katechetycznych, a nie być przedmiotem szkolnym z którego wystawia się ocenę. Nie bez powodu wśród młodych ludzi mówi się, że szkolna katecheza produkuje ateistów, a bierzmowanie stało się aktem uroczystego pożegnania z Kościołem. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,7752) (Ostatnia zmiana: 10-02-2012) |