Jak Boguś z Bogiem wojował
Autor tekstu:

Szesnastoletnie osoby, zwane dalej dziećmi stały pod jabłonką i wypatrywały pszczół. Zapał jednych był większy, innych mniejszy, ale towarzystwo wyglądało zdecydowanie atrakcyjniej niż w klasie. Dziewczyny były zmartwione, bo wypatrzyły zaledwie trzy pszczoły i zaczęła się dyskusja nad tym, ile lat przetrwałaby ludzkość, gdyby nagle wszystkie pszczoły zginęły.

Próbowałem je pocieszyć, że to mało prawdopodobne, że w przeszłości również zdarzał się spadek populacji pszczół z powodu takich lub innych chorób, ale ewolucja polega między innymi na tym, że organizmy uczą się zwalczać nowe wirusy i bakterie.

Rozmawialiśmy przez chwilę o roślinach wiatropylnych i tych, które muszą być zapylane przez owady, zaproponowałem im przeprowadzenie wywiadów z lokalnymi pszczelarzami.

Zdumiała mnie Kasia, która zaczęła przekonywać, że w ciągu pięćdziesięciu lat nie będzie na świecie ani jednej pszczoły. Kiedy zapytałem skąd ma tak dokładne informacje, odpowiedziała, że od siostry, która się tym interesuje i że to wszystko przez GMO.

Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, ale pałeczkę przejął Boguś, który zapewnił Kasię, że za pięćdziesiąt lat mechaniczne pszczoły będą w kioskach sprzedawać na wagę.

Kasia nie dawała za wygraną i przekonywała, że za pięćdziesiąt lat nas już też nie będzie, bo nas to GMO zabije.

Paulina zlekceważyła Kasię i uczepiła się Bogusia — I jak te pszczoły będą wyglądały — zapytała zaczepnie.

Boguś wzruszył ramionami i powiedział, że są już takie malutkie latające roboty. — Wjedziesz do sadu z ulem, dron matka wyleci wysoko i zrobi zdjęcia sadu, wróci do ula, gdzie komputer zanalizuje zdjęcia i wyda komendę, przydzielając konkretne drzewa latającym robotom.

Paulina pokręciła sceptycznie głową, więc Boguś zaczął opowiadać o malutkich fruwających robotach, które teraz są projektowane z myślą o szpiegowaniu, ale zapylanie też nie byłoby dla nich wielkim problemem.

Jego zapał nikomu się nie udzielił, rozmowa wygasła. Dzieciaki usiadły na trawie, ja zamyśliłem się, wyobrażając sobie opędzanie się od natrętnej mechanicznej muchy, kiedy ponownie dobiegł mnie głos Bogusia:

— Zjadłbym go.

— Kogo — zapytała Kasia.

— Kogokolwiek, byle był smaczny i dobrze wysmażony.

Twarz Kasi wykazywała niesmak, a reszta jej ciała oburzenie. Domyśliłem się, że Boguś jest świadomym, kto wie czy nie płatnym, prowokatorem. Pogoda była zbyt piękna, a dzieci zbyt szczęśliwe, żeby je zmuszać do myślenia zgodnego z programem ministerstwa.

— Dlaczego jesz mięso — zapytała Kasia łagodnie, najwyraźniej jednak szykując się do frontalnego ataku.

— Ponieważ nie odpowiada mi opcja zostania trawożernym przeżuwaczem — odpowiedział Boguś, szarpiąc mechanicznie świeżą trawę.

— I nie przeszkadza ci, że one cierpią?

— Lew poluje, ja kupuję — odpowiedział Boguś i domyśliłem sie, że nie po raz pierwszy bierze udział w debacie trawożerni v. mięsożerni.

— I pewnie myślisz, że ta świnia, kura czy krowa o niczym innym nie marzy, tylko o tym, żeby trafić na twój talerz?

Boguś wzruszył ramionami — Gdyby nie mój talerz, to by jej wcale nie było. My, mięsożerni, tworzymy popyt na życie, może krótkie, ale obfite w pasze treściwe.

Kasia wydęła pogardliwie usta i powiedziała, że życie w klatce w oczekiwaniu na podróż do rzeźni nie wydaje jej się specjalnie atrakcyjne.

Miałem wrażenie, że świat już jest ciekawy i czekałem jak też sytuacja rozwinie się dalej. Reszta dzieciaków zajęta była swoim życiem wewnętrznym, które zapewne byłoby żywsze, gdyby nie moja obecność. Boguś uśmiechnął się czarująco i powiedział głosem proroka — I rzekł Pan do wilka w języku wilczym, który opanował biegle w mowie i w piśmie: Idźcie i rozmnażajcie się, a jedzcie co wam w zęby wpadnie. Widząc zaś, jak kozę zjadają, ucieszył się, że smaczną ją stworzył i że były wilki szybsze i mogły głód swój zaspokoić.

Paulina zachichotała cichutko, zapewne bardziej pod wpływem hormonów niż usłyszanych treści. Oburzenie Kasi przybrało na sile i szukało ujścia.

— Bardzo śmieszne — powiedziała z przekąsem — Myślisz, że kogokolwiek bawią te twoje żarty z religii?

Boguś wzruszył ramionami i powiedział, że jego żarty nie muszą nikogo bawić, ale mięsożerni logikę traktują poważnie.

— Twierdzisz, że wegetarianie są nielogiczni… - rozgniewała się Kasia.

— Ależ skąd — Boguś udawał urażonego niesłusznym posądzeniem — po prostu mięsożerni muszą przechytrzyć trawożernych, bo inaczej by z głodu zdechli, dzięki Bogu, mięso dostarcza mózgowi więcej energii, więc mięsożernym łatwiej myśleć, a to może być czynnikiem wspierającym logikę ewolucyjną.

Dzieci są okrutne, zastanawiałem się, kto komu wyrwie skrzydełka w tym sporze. Kasia nie dawała za wygraną. Zapytała Bogusia, czy człowieka też by zjadł. Boguś przyjął wyzwanie z godnością i powiedział, że umie sobie wyobrazić sytuacje, w których mógłby się nad tym zastanawiać. Skrzywdził natychmiast Kasię dodając, że wegetarianizm to opcja dla bogatych.

Jego oponentka zaprotestowała gwałtownie, twierdząc, że gdyby nie uprawy na pasze dla zwierząt, to dla wszystkich starczyłoby warzyw, zbóż i owoców. Pomyślałem, że zapał czyni cuda i rozmarzyłem się, nad światem, w którym z równą pasją poszukiwaliby innych informacji w innych źródłach. Boguś prychnął lekceważąco i nieładnie powiedział Kasi, że mówi głupstwa. Widać jednak problem diety nurtował również innych, bo Marta zwróciła się do mnie z pytaniem co sądzę o jedzeniu mięsa. Roześmiałem się przypominając sobie nasze rodzinne dyskusje. Powiedziałem, że na długo przed ślubem, żona namówiła mnie na wegetariańską dietę, że uległem niechętnie, bardziej z miłości niż z przekonania, ale zaprotestowałem stanowczo, kiedy zaszła w ciążę i od tamtej pory sprawa poszła w niepamięć.

— Więc je pan mięso — oburzyła się Kasia.

— Jem — przyznałem ze skruchą.

— Przecież to kanibalizm, sam pan mówił, że jesteśmy spokrewnieni ze zwierzętami...

Już chciałem odpowiedzieć, że z owocami i warzywami również, kiedy Boguś ponownie ruszył do boju. Spojrzał w górę, jakby wypatrywał pszczół i zapytał.

— Czy chcesz powiedzieć, że hostia to propozycja kanibalizmu dla zwolenników wegetariańskiej diety? Jest mało pożywna.

Ktoś powiedział cicho „przestań", ale Boguś nadal udawał, że wypatruje pszczół. Twarze dzieci wskazywały na gwałtownie zachodzący proces polaryzacji, oburzenie Kasi wzbierało w milczeniu, tylko Paulina wstała i poszła w głąb ogrodu. Boguś odwrócił się do Kasi i powiedział z scenicznym entuzjazmem:

— Masz życiową szansę, możesz napisać dzieło filozoficzne o teologii łańcucha pokarmowego, jak Bóg zrealizował swój zamysł, by wszyscy zjadali się wzajemnie. Musisz się tylko zdecydować, czy jesteś kreacjonistką młodej czy starej Ziemi… a, zapomniałem o wegetarianizmie, wegetarianizm jako nowy celibat wieku biologii molekularnej. Sałatka dla Jezusa. 

Kasia wylała z siebie potok niechrześcijańskich słów, zmuszając mnie ostatecznie do rezygnacji z moich wcześniejszych planów i rozpoczęcia lekcji na wolnym powietrzu.


Marcin Kruk
Nauczyciel, autor książki Człowiek zajęty niesłychanie

 Liczba tekstów na portalu: 63  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,8020)
 (Ostatnia zmiana: 09-05-2012)